Wielbicielem twórczości Wiecha – Stefana Wiecheckiego stałem się jeszcze we wczesnej młodości, w czasach, gdy lekturę ówczesnej popularnej popołudniówki, „Ekspresu Wieczornego”, zaczynałem od rubryki „Walery Wątróbka ma głos”. Z jego felietonów chłonąłem gwarę warszawską (dodajmy gwoli ścisłości, że pisarz sam ją mocno rozwinął i ubarwił), z której do dzisiaj zostało mi w głowie wiele powiedzonek, na przykład „jadziem na Bielany”, „Ty wydro na kołnierz do palta!”, „znakiem tego”, czy „być pod ankoholem”.
Pisząc o dzisiejszych problemach rodziców z dziećmi przypomniałem sobie jedno z opowiadań Wiecha, zawarte w tomie pt. "Skarby w spodniach", będącym częścią bogatej edycji dzieł warszawskiego pisarza, przygotowanej do druku przez Roberta Stillera, a wydanej nakładem krakowskiego (sic!) wydawnictwa Vis-à-vis Etiuda.
Publikuję tutaj dla zwiększenia "samopoczucia humoru" moich Czytelników.