Ten artykuł pisałem przez dobre dwa tygodnie. Starałem się zebrać argumenty za powstrzymaniem o rok wprowadzenia nowego przedmiotu, edukacji zdrowotnej. Publikację zaplanowałem na niedzielny wieczór, tymczasem dosłownie kilka godzin wcześniej pojawił się komunikat, że będzie to (jednak) przedmiot nieobowiązkowy. Nadal niewiele wiadomo: czy wejdzie od 2025 roku, czy we wszystkich klasach zamiast WDŻ, komu starczy kwalifikacji i determinacji, żeby uczyć tego – jak by nie zaklinać rzeczywistości – kontrowersyjnego społecznie przedmiotu. Z pierwszych informacji mogę tylko wnioskować, że w roli czarnego charakteru, wraz z Ordo Iuris i fundamentalną prawicą, zostanie obsadzony prezes PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz. Nie sądzę zresztą, żeby go to zmartwiło; politycznie wręcz w swoim środowisku zyska, natomiast publikując mimo wszystko ten artykuł postaram się wykazać, że zwyciężył po prostu zdrowy rozsądek, choć jeszcze nie wiadomo, jak wielkie jest to zwycięstwo.
Ledwo zdążyłem dopisać powyższe słowa wstępu, pani Nowacka skontrowała kolegę z rządu ciosem wyprowadzonym na portalu X, że znowu pomylił mu się MON z MEN. Zakładam roboczo, że WKK miał jednak podstawę, by powiedzieć to co powiedział, niewykluczone, że błogosławieństwo samego premiera, tym niemniej, póki co, stoimy przed nadal otwartym dylematem - czy realizacja dotychczasowego planu MEN, co jest solenną obietnicą katastrofy, czy jednak mocna korekta kursu, podyktowana zdrowym rozsądkiem. Okaże się w najbliższych dniach, tymczasem zapraszam do rozważenia obu tych scenariuszy.