Blog
Komentarz eksperta figowego
(liczba komentarzy 13)
W połowie września Instytut Badań Edukacyjnych (IBE) opublikował projekty podstaw programowych: dla przedszkola, kształcenia zintegrowanego oraz części przedmiotów w klasach 4-8 szkoły podstawowej. Zostały one wypracowane w ciągu minionego półrocza przez zespoły ekspertów, wybranych przez Instytut spośród osób, które zgłosiły chęć udziału w tym przedsięwzięciu. Czekamy jeszcze na pojawienie się brakujących do kompletu przedmiotów przyrodniczych, wokół których najwyraźniej trwają jakieś zawirowania. Swoje zdanie o zaprezentowanych materiałach wyrażę na blogu dopiero wtedy, gdy obraz nowej koncepcji będzie pełny. W oczekiwaniu na to proponuję natomiast zwrócić uwagę na opublikowaną równolegle przez IBE, bez specjalnego rozgłosu, „Propozycję ramowych planów nauczania”, dookreśloną w podtytule jako „punkt wyjścia do projektów podstaw programowych”.
Otwierając ten dokument warto zwrócić uwagę na datę, którą jest sygnowany: wrzesień 2025. Ktoś dociekliwy mógłby zadać pytanie, jakim cudem zdołał on stać się punktem wyjścia do projektów podstaw programowych, nad którymi prace toczyły się od kilku miesięcy. W istocie powstał on jednak znacznie wcześniej, a wrześniowa data ma zapewne tylko podkreślić, że jest to finalny produkt, ściśle powiązany z podstawami. Bardziej istotne wydaje mi się zwrócenie uwagi na informację zapisaną w stopce dokumentu, że projekt został wypracowany przez zespół ekspertów pracujących przy Instytucie Badań Edukacyjnych – Państwowym Instytucie Badawczym, realizującym na zlecenie MEN zadanie pn. „Wsparcie rozwoju edukacji”. I temu dopiskowi poświęcę dzisiaj swój komentarz.
Dla moich stałych czytelników nie jest tajemnicą, że byłem członkiem zespołu projektującego na zlecenie IBE ramowy plan nauczania. W gronie siedmiu osób, w listopadzie 2024 roku przygotowaliśmy stosowną rekomendację. Praca została przyjęta, opłacona, następnie nasz projekt… zaczął żyć własnym życiem. Wersja opublikowana we wrześniu przez IBE zawiera pewne nasze pomysły (co mnie bardzo cieszy), ale też istotne różnice. Co ciekawe, nic mi nie wiadomo, by istniał inny zespół ekspertów, zatrudnionych do tego samego zadania. Najwyraźniej zmiany zostały wprowadzone w jakimś wyższym kręgu decyzyjnym. Może machnąłbym na to ręką, gdyby nie wprowadzona przez to tajemnicze ciało redukcja wymiaru fizyki i chemii w najstarszych klasach. Nie zgadzam się, by ta decyzja, którą uważam za błędną, obciążyła moje konto jako eksperta. Nie było jej w rekomendacji, co więcej, w ogóle nie pojwiła się w dyskusji.
Twórcy reformy wielokrotnie podkreślali jej „eksperckość”. Najwyraźniej jednak eksperci potrzebni są przede wszystkim do uwiarygodnienia pomysłów powstałych gdzieś na styku MEN i IBE. Ja osobiście nie godzę się na rolę listka figowego, mającego firmować pomysły, z którymi się nie zgadzam. Nie znaczy to, że zleceniodawca nie może dokonać zmian w czymś, co nawet w nazwie było tylko „rekomendacją”. Problem w tym, że zmiany wprowadzone zostały bez konsultacji z zatrudnionymi ekspertami, ale końcowy efekt przypisany tylko im. To manipulacja, z którą trudno mi się pogodzić.
Tworząc rekomendację znaliśmy pewne ograniczenia, które przekazano nam w imieniu pani minister. Miało być w planie, łącznie, mniej więcej tyle samo lekcji, co obecnie; nie więcej, bo ograniczenia budżetowe, ani mniej, bo polskie dzieci w porównaniu z innymi nacjami mają podobno mało zajęć szkolnych. Oczekiwano propozycji przesunięć, które odciążyłyby klasy najstarsze. Proszono też o zmiany służące konsolidacji przedmiotów i integracji treści. Były jeszcze inne wytyczne, które tutaj pominę dla jasności wywodu, szczególnie że udało się wyjść im naprzeciw tylko w minimalnym stopniu. Trudno projektować rewolucję, starając się w jak największym stopniu zachować status quo. No i faktycznie – w materiale opublikowanym przez IBE rewolucji nie ma.
Porównując obecny plan nauczania z propozycją IBE należy zauważyć, że łączna liczba godzin przedmiotów obowiązkowych w klasach 1-8 wzrosła ze 197 do 204, co w przybliżeniu odpowiada zmniejszeniu wymiaru religii/etyki. Trzy godziny przybyły w klasach 1-3, siedem w klasach 4-6, natomiast trzy ubyły w klasach 7-8. Trudno nazwać to radykalnym odciążeniem najstarszych uczniów (z religią/etyką oraz edukacją zdrowotną w klasie 7. nadal są 33 godziny, a w klasach dwujęzycznych jeszcze więcej). Najwięcej obiekcji, nie tylko moich, budzi jednak „okrojenie” fizyki i chemii, co zresztą, w połączeniu z niezbyt realnym postulatem przeniesienia części treści tych przedmiotów do przyrody, jest prawdopodobnie przyczyną opóźnienia publikacji projektów podstaw programowych przedmiotów przyrodniczych. Słusznie czy niesłusznie (to się jeszcze okaże) przyrodnicy czują, że ich dziedzina może paść ofiarą reformy.
Osobiście bardzo cieszę się z perspektywy przywrócenia przedmiotu przyroda (choć już nie z okrojenia fizyki i chemii), jak również z dwóch godzin zajęć praktyczno-technicznych w klasach 4-6, bo jedno i drugie wychodzi naprzeciw współczesnym potrzebom edukacyjnym dzieci 10-12-letnich. Ta radość nie zmienia jednak mojego poczucia, że określenie projektu nowej ramówki jako „wypracowanego” przez zespół ekspertów jest nadużyciem, a cała reforma, choć intensywnie promowana jako „ekspercka” i szeroko konsultowana, jest w istocie dziełem wąskiego kręgu decyzyjnego, ukrytego za zręcznie skonstruowaną fasadą.
Przyznam szczerze, że upór, z jakim władze oświatowe próbują przeforsować swój pomysł reformy, bez środków i zasobów ludzkich, opartej na konstrukcie profilu odległego w czasie absolwenta, a lekceważącej realne wyzwania, z którymi polska edukacja mierzy się tu i teraz, rodzi moje zniechęcenie. Tym bardziej, że opinia publiczna zdaje się łykać bezkrytycznie zapowiedzi, które w mojej ocenie nie mają szansy na skuteczną realizację. Więcej na ten temat napiszę jednak dopiero po opublikowaniu przez IBE brakujących podstaw programowych. Zakładam, że będzie to moja ostatnia próba wskazania, w co brniemy mimo mnóstwa dobrej woli ekspertów zaangażowanych przez IBE. Potem kupię popcorn…
Dodaj komentarz
Skomentował Małgorzata
I jedna godzina historii w klasie 6... Wtedy kiedy omawia się mniej więcej XVI-XVIII wiek. A co tam - szlachta nie pracuje!
Skomentował Jarosław Pytlak
W propozycji IBE są dwie godziny historii w klasie szóstej. Nie ma tego w moim artykule, ale przyznaję, że w naszej propozycji, zespołu ekspertów, była jedna godzina historii w klasie szóstej. To nie przeszło, z przyczyn dla mnie zrozumiałych, bo odbiór społeczny byłby zabójczy. Może wystawię się na strzał, ale nadal uważam, że historia nie wymaga aż 11 godzin nauki w SP, ale skoro musi być, to będzie. Natomiast co do argumentu ze szlachtą, to nie sądzę, by coś się stało, gdyby wiek XVII-XVIII omawiany był w końcu klasy piątej. Jeśli w ogóle niezbędne jest przejście chronologicznie całej historii ludzkości. Ale to tylko mój odosobniony pogląd, którego nawet nigdzie nie propaguję (poza tym ustronnym miejscem).
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Historii w polskiej szkole jest GENERALNIE za dużo, może poza humami w LO, ale cóż nasze uczelnie produkują niezliczone masy historyków, część idzie niestety(!) do polityki, ale większość MUSI iść do szkoły bo kadra wydziałów historycznych też z czegoś musi żyć. A jak historii jest w szkole więcej to i więcej chałturzenia przy podręcznikach, pomocach, "doskonaleniu" nauczycieli itd... ;-) Tymczasem polska (choć to ogólniejsze zjawisko!) szkolna historia to głównie propagandowe bajki z mchu i paproci ... :-(
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Historii w polskiej szkole jest GENERALNIE za dużo, może poza humami w LO, ale cóż nasze uczelnie produkują niezliczone masy historyków, część idzie niestety(!) do polityki, ale większość MUSI iść do szkoły bo kadra wydziałów historycznych też z czegoś musi żyć. A jak historii jest w szkole więcej to i więcej chałturzenia przy podręcznikach, pomocach, "doskonaleniu" nauczycieli itd... ;-) Tymczasem polska (choć to ogólniejsze zjawisko!) szkolna historia to głównie propagandowe bajki z mchu i paproci ... :-(
Skomentował Milka
Skąd pojawia się wyliczenie 11 godzin historii? Nigdy tyle nie było i nie ma. Aby zaangażować uczniów w pracę metodami aktywnymi czego jestem zwolennikiem od zawsze. Właśnie 2 h byly wystarczające, jak też uznaję mając kwalifikacje do przyrody i historii że uczniom trudniej. Zrozumieć historię, przyrodę znają w jakimś zakresie z życia. Oczywiście okrojenie fizyki i chemii jest błędem. Natomiast problemem małych miejscowości jak mi się wydaje jest fakt że tam po prostu brakuje nauczycieli przedmiotów kierunkowych i to jest udawana edukacja z myślą , że szkoła średnia niech się tym zajmie .
Skomentował Milka
Skąd pojawia się wyliczenie 11 godzin historii? Nigdy tyle nie było i nie ma. Aby zaangażować uczniów w pracę metodami aktywnymi czego jestem zwolennikiem od zawsze. Właśnie 2 h byly wystarczające, jak też uznaję mając kwalifikacje do przyrody i historii że uczniom trudniej. Zrozumieć historię, przyrodę znają w jakimś zakresie z życia. Oczywiście okrojenie fizyki i chemii jest błędem. Natomiast problemem małych miejscowości jak mi się wydaje jest fakt że tam po prostu brakuje nauczycieli przedmiotów kierunkowych i to jest udawana edukacja z myślą , że szkoła średnia niech się tym zajmie .
Skomentował Jarosław Pytlak
Przepraszam, 9. Okazałem się ignorantem rachunkowym.
Skomentował Ppp
W sumie nie bardzo rozumiem - czy chodzi Panu o fakt zmian czy o nie dość jasną informacje o nim?
Produkt opłacony i odebrany, właściciel może z nim robić co chce - zatem zmiana jego treści nie może być podstawą do pretensji, o ile umowa nie mówi inaczej. Można było pomyśleć o tym wcześniej i zawrzeć klauzulę zabraniającą, ale to nie miałoby sensu na etapie prac koncepcyjnych, kiedy zmiany są rzeczą normalną.
Ma Pan prawo mieć pretensje, jeśli w dokumencie nie ma informacji o tym, że po odbiorze od ekspertów ktoś inny (politycy/urzędnicy) robił zmiany i w sumie wygląda to tak, jakby to były pomysły ekspertów.
Pozdrawiam.
Skomentował Jarosław Pytlak
@Ppp - proszę przeczytać ze zrozumieniem, napisałem wystarczająco jasno, o co mi chodzi. O, przepraszam, ostatni akapit Pańskiego komentarza pokazuje, że dostrzegł Pan, o co mi chodzi. I dziękuję, że przyznał mi Pan prawo do tego, o co upominam się w artykule.
Skomentował Bożena
Szkoda, że nie dostrzega Pan okrojenia godzin biologii i geografii a jedynie żałuje fizyki i chemii. Biologia i geografia więcej tracą na tej "reformie".
Skomentował Włodzimierz Zielicz
Biologia i geografia to w większości PAMIĘCIOWE przedmioty. Na dodatek treści geografii w większości się dezaktualizują dość szybko - uczyłem się nazw państw, miast, rzek itd. w Afryce (one były europejskie!), a potem Murzyni doszli do wniosku, że tak się nie godzi i wprowadzili swoje... ;-) W roku 1991 uczyłem o sąsiadach Polski, a zaledwie 2 lata później ŻADEN nie był tym samym państwem i o tej samej nazwie ... ;-)
Skomentował Kasia
Biologia jest przedmiotem który ma elementy pamięciowe, ale naprawdę można wprowadzić też dużo materiału do rozumienia. Z kolei na geografii też jest sporo materiału który się nie zmienia. Czytanie map.ze zrozumieniem, erozja, typy gleb. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że z perspektywy czasu biologia i geografia mogą być arcy ciekawe i dużo mniej pamięciowe i bardziej życiowe. Zmarnowany potencjał. No i ten tekst o Murzynie... Miałam w liceum koleżankę rasy czarnej, wychowaną w Polsce. Dla jej rodziny Murzyn to określenie obraźliwe bo stosowane do niewolników. Czarny to nie Murzyn.
Skomentował Włodzimierz Zielicz
W Polsce byli jacyś niewolnicy i to Murzyni??? Słowo Murzyn pochodzi od Maur,(to ci z Otellla) a tych na plantacjach nazywano (w USA) "Nigger" czyli właśnie obraźliwie "Czarnuch" ... ;-) Poza tym "Murzynek Bambo" polskiego poety wybitnego pochodzenia żydowskiego Tuwima to wspaniały wierszyk!!! Więcej wiedzy - mniej aktywistycznego zapału ... ;-)