No i bach! Któż by przypuszczał, że obóz rządzący pokłóci się wokół sprawy tak marginalnej z politycznego punktu widzenia, jak dobrostan zwierząt hodowlanych i domowych. Z perspektywy etycznej, owszem, rzecz jest niebagatelna, ale politycznie – mało istotna, a przy tym ryzykowna. Trzeba bowiem czuć wielkie wzmożenie moralne, żeby w najszlachetniejszej nawet intencji zaorać ważną dla części wyborców gałąź produkcji rolnej.
Osobiście nie mam zdania w tej kwestii. Serce każe pochylić się nad smutnym losem naszych braci mniejszych, rozum mówi, że można byłoby to zrobić w sposób mniej radykalny, stopniowo, zachowując wzgląd na ludzkie potrzeby, zwyczaje oraz – jednak – interes ekonomiczny.