Blog

Odpowiedzialność "dojrzałego nastolatka"

(liczba komentarzy 6)

   Tym razem na łamach „Wokół szkoły” publikuję artykuł, którego nie jestem autorem. Zdarza się to po raz pierwszy, co nie znaczy, że ostatni. Napisała go pani Dagmara Masłowska, mama jednej z uczennic z STO na Bemowie, i pierwotnie przesłała do mnie e-mailem z następującym wyjaśnieniem:

(...) Zeszłotygodniowe spotkanie [dyrekcji z „trójką klasową” jednej z klas – przyp. JP] wyzwoliło we mnie chęć napisania tego, co kolokwialnie mówiąc "tłucze" się we mnie od dłuższego czasu. Zatrzymałam się zatem w całym tym codziennym biegu w covidowym świecie i spisałam to, co mnie w jakiś sposób uwiera. Nie zbawię świata, nie zmienię innych, ale mogę zmieniać siebie, co w mniejszym lub większym stopniu wydaje mi się, że mi się udaje. Mogę też uwrażliwiać moje dzieci na drugiego człowieka. I na prawdę. I mogę podzielić się z Panem swoimi myślami jako rodzic dorastającej nastolatki :).

Tekst zamieszczam poniżej. Zatytułowałam go Odpowiedzialność "dojrzałego nastolatka", jako że takie określenie usłyszałam od jednej z mam nie dalej jak rok temu, podczas spotkania rodziców. Bardzo mi się ten oksymoron spodobał i chętnie dzielę się nim z innymi (...).

   Ujęła mnie oryginalność rodzicielskiego spojrzenia na rzeczywistość, a że pani Dagmara nie publikowała wcześniej swoich przemyśleń, zaproponowałem gościnę na łamach „Wokół szkoły”, aby więcej osób mogło poznać jej refleksje.

Odpowiedzialność "dojrzałego nastolatka"

   Takim oto oksymoronem określiłabym postawę wielu z nas - dzisiejszych rodziców, w refleksji na wydarzenia ostatnich lat i miesięcy. Nie jest moim celem napiętnowanie takiej, a nie innej postawy, jednak budzi się we mnie chęć wypowiedzenia niewypowiedzianego.

   Posługując się definicją PWN odpowiedzialność to 1) «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny»; 2) «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś». Oczywiste, ale nieżyciowe w dzisiejszym świecie. Nawet za proste zaniedbania, my dorośli i nasze dzieci mamy tendencję do obarczania odpowiedzialnością osoby trzecie (spóźniłam się, bo opiekunka do dziecka się spóźniła), zjawiska przyrodnicze (nie zdążyłam, po padał deszcz i było gęsto na drodze), zdarzenia losowe (nie przyszedłem na czas, bo były okropne korki..), i tak można by mnożyć. Ale kiedy się nad tym zatrzymamy, to w wielu przypadkach to nie coś lub ktoś był winny, tylko my sami. To my za długo rozmawialiśmy z opiekunką przed wyjściem z domu, to my po drodze wstąpiliśmy do sklepu i potem nie zdążyliśmy na spotkanie, to my wyszliśmy zbyt późno w domu, a korek faktycznie był większy, bo zaczął się już szczyt komunikacyjny. Jeśli w tak prostych sprawach nie umiemy przyjąć odpowiedzialności za swoje niedociągnięcia, to tym bardziej nie zrobimy tego w znacznie poważniejszych. Co więcej, jeśli taką postawę pokazujemy na co dzień naszym dzieciom, to nie dziwmy się, że takie zachowania wydadzą się dla nich zupełnie naturalne, i takie „wzorce” będą powielać.

   Obowiązek wzięcia odpowiedzialności za własne słowa i czyny wydaje się dziś czynnością mało atrakcyjną, bo wiąże się z naturalnymi konsekwencjami i koniecznością konfrontacji z drugim człowiekiem. Na pozór nic trudnego, ale w rzeczywistości czynność ta przerasta wielu współczesnych dorosłych (i rzesze młodych). Bardzo chętnie natomiast bywa eksponowana i nadużywana w mediach społecznościowych przez miliony samozwańczych Galów Anonimów. Wygrażanie palcem, nierzadko nasycone narastającym przez dni, miesiące i lata gniewem, w formie anonimowego komunikatu daje nam poczucie dobrze spełnionego obowiązku, ponieważ zabraliśmy głos w sprawie, która jest dla nas i dla społeczeństwa ważna. Nie podajemy nazwiska, bo przecież jest RODO, więc mamy prawo pozostać anonimowi, ale w ilu z tych przypadków podpisalibyśmy się przysłowiowymi „obiema rękami”, gdybyśmy wiedzieli, że inni wiedzą, że to my? Nasze dzieci nie są już tylko biernymi obserwatorami takiej nowej rzeczywistości, one stanowią jej część i utożsamiają się z nią. Dają sobie prawo do wypowiadania własnych myśli, spostrzeżeń, uczuć, ale równocześnie nie biorą za nie odpowiedzialności pozostając jedynie anonimowymi komentatorami. Takie zachowanie przekłada się na codzienne czynności, zdarzenia, komunikację z innymi. Jeśli jest jakiś problem, z którym nie umieją sobie poradzić, szukają najprostszych rozwiązań, które nie wiążą się z żadnym wysiłkiem (poza skutecznym narzekaniem) oraz nie potrafią wziąć na swoje barki odpowiedzialności za wypowiedziane wcześniej słowa. W wielu przypadkach znajdzie się rodzic takiego „dojrzałego nastolatka”, który weźmie na swoje barki problem młodego człowieka i sam, jako „dorosły rodzic dojrzałego nastolatka” postara się go rozwiązać. Często z opłakanym skutkiem...

   Świadomość osobistej odpowiedzialności jest niestety zaćmiona przez język, którym się posługujemy. Używając stwierdzeń „muszę” – automatycznie przestawiamy się na tryb wypierania się odpowiedzialności za własne czyny. A kiedy nie zdajemy sobie sprawy z odpowiedzialności za nasze postępki, uczucia i myśli, wtedy zaczyna się piramida nieszczęść. Może to być z pozoru niewidoczne, ale w praktyce bardzo destrukcyjne nie tylko dla nas samych, ale także naszego otoczenia – rodziny, znajomych, współpracowników.

   Bycie odpowiedzialnym wydaje się zupełnie naturalne dla przeciętnego dorosłego i wielu z nas oburzyłoby się słysząc stwierdzenie „jesteś nieodpowiedzialny”. Może to i prawda, jeśli pomyślelibyśmy o naszym nastolatku, który wydaje się być teraz istotą z odległej planety, na dodatek posługującą się innym językiem. Ale my? Dorośli? Oczywiście, że jesteśmy odpowiedzialni. Mamy pracę, kierujemy firmą, dbamy o dobro rodziny, dzieci w prywatnych szkołach, mamy dwa psy i kota i przecież się nimi opiekujemy, etc.. ale czy tak naprawdę jest to oznaka odpowiedzialności i dojrzałości?

   W pewnym sensie tak, ale nasza prawdziwa dojrzałość i odpowiedzialność rodzi się głęboko w nas samych, i jest wtedy prawdziwa, jeśli jest w bezpośrednim kontakcie z naszymi autentycznymi uczuciami i potrzebami. Jeśli umiemy je nazwać, to umiemy też spojrzeć na świat i drugiego człowieka z zupełnie innej perspektywy – nie przez pryzmat porównań, żądań i osądów, ale z empatią i wyrozumiałością.

   Do tego jednak potrzeba nam zatrzymania się, refleksji, spojrzenia z boku na sytuację, w której się znajdujemy – a na to potrzeba czasu. I prawdziwej chęci spotkania się z samym sobą. Nie z tym kimś, na kogo świadomie lub nieświadomie kreujemy się na co dzień, ale z tym autentycznym „ja”, które od lat stłamszone w gonitwie za pracą, karierą, autorytetem, dobrobytem, etc. coraz słabiej może się przebić przez nasze myśli i uczucia.

   Spójrzmy na siebie z dystansem, spójrzmy na siebie z empatią, bo my też mamy prawo popełniać błędy. Zatrzymajmy się, aby móc docenić moc prawdy. Wtedy będziemy mogli być prawdziwie odpowiedzialni w każdej dziedzinie, zarówno w relacjach międzyludzkich, jak i prostych codziennych czynnościach.. Może następnym razem nie zastawię wjazdu do szkoły „tylko na 2 minuty”, bo nie ma gdzie zaparkować (kiedy tak naprawdę mogłem przyjechać wcześniej, zaparkować dalej od wejścia, ale mieć odpowiednio dużo czasu, żeby odprowadzić dziecko do szkoły i nie spóźnić się do pracy).

   Nikt jak my, rodzice, nie jest bardziej odpowiedzialny za wychowanie naszych własnych dzieci. Szkoła, dziadkowie, znajomi mogą nas w tym wspierać, ale to na nas leży właśnie odpowiedzialność, z której w mniej lub bardziej świadomy sposób przez lata się wypieramy.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Xawer

Ta pani, przy całym szacunku dla niej, nie rozróżnia znaczenia "jesteś nieodpowiedzialny" od "nie jesteś odpowiedzialny za XXX (skutki jakiegoś czynu, jakąś rzecz lub osobę)".

Skomentował Dagmara Masłowska

To prawda, że właściwszym określeniem byłoby użycie „nie jesteś odpowiedzialny za...”, ponieważ zwykle odnosi się to do konkretnej sytuacji, osoby, zdarzenia, etc.. Tak naprawdę w sytuacji, w której wydaje nam się, że ktoś „nie jest odpowiedzialny za”, powinniśmy przede wszystkim popatrzeć na siebie i mówić o sobie, jak my się z tym czujemy, nie wytykając palcem osoby, co do której mamy swoje uwagi. Możemy mówić o faktach, spostrzeżeniach, bo to znacznie ułatwia komunikację. Jak to słusznie kiedyś powiedział Epiktet, to nie fakty wyprowadzają nas z równowagi, ale sposób, w jaki je widzimy.
„Ta pani” rozróżnia znaczenie, jakkolwiek na potrzeby tekstu użyła uproszczenia. Dziękuję za zwrócenie na to uwagi.

Skomentował Ppp

Dla mnie problem odpowiedzialności polega na tym, że często spotykamy się z zarzutami fałszywymi lub bzdurnymi. Jeśli zatem mam ponieść za coś odpowiedzialność, to się przed tym bronię – i nie uważam tego za niewłaściwe. Uniknięcie zasłużonej odpowiedzialności traktuję jako „odszkodowanie” za to, że kiedyś „oberwałem za niewinność”, albo cierpiałem cudze jęczenie o jakąś bzdurę.
Szczęśliwego Nowego Roku.

Skomentował Tadeusz

Szanowny Panie Dyrektorze
Pani DM ma absolutną rację.
Ja nigdy nie lubiłem się spóźniać zawsze wolę być kilka minut wcześniej niż się spóźnić. (Pan Dyrektor mnie zna i wie że tak właśnie jest) Ale to dzieci biorą przykład z dorosłych i spóźniając się uważają ze nic się nie stało.

Skomentował Xawer

Ale co za problem ze spóźnianiem się i "braniem odpowiedzialności" bądź pokrętnym tłumaczeniem? Odpowiedzialność jest (albo może być) automatyczna. Spóźnię się na lotnisko, to nie polecę i moja strata. Spóżnię się do teatru, to stracę część przedstawienia, a w wielu teatrach nie obejrzę go wcale. Spóźnię się do pracy, to szef mnie opieprzy, a jeśli to będzie częste, to obetnie premię albo i zwolni z pracy. Spóźnię się na wizytę do dentysty, to następną wizytę będę mógł umówić sobie dopiero za kilka dni. Spóźnię się tu czy tam, to odbiję się od zamkniętych drzwi. Etc.

Skomentował Xawer

Pięćdziesiąt lat temu moja Babcia potrafiła stosować najprostszą i skuteczną metodę wychowawczą w kwestii odpowiedzialności za spóźnienia: jeśli się spóźniałem na obiad, to dostawałem zimny albo przypalony, lub - jeśli wymarudziłem, żeby jednak odgrzać mi go - odgrzany, ale większość dań po odgrzaniu była dużo gorsza, niż świeżo zrobiona. Mimo tak "brutalnego", "bezwzględego" i "drastycznego" wychowania Babcię i tak bardzo kochałem i dotąd wspominam ją niezwykle ciepło.
I rzadko się spóźniam ;)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...