Jednym z wielu fatalnych skutków deformy Zalewskiej jest nieustająca obecnie burza emocji, targająca rodzicami, nauczycielami i dziećmi niemal w każdej szkole, która osiąga niebotyczne wyżyny na poziomie klasy ósmej, kiedy w grę wchodzi perspektywa egzaminów i utrudnionej rekrutacji do przegęszczonych szkół wyższego szczebla. Zjawisko to dotarło także do STO na Bemowie, stawiając na porządku dziennym dramatyczne pytania: czy szkoła robi wszystko, co możliwe, aby jej uczniowie dostali się do wybranych, „sensownych” liceów, i dlaczego nie robi?!
W zasadzie można rodziców rozumieć. Atmosfera wytworzona rekrutacją skumulowanych roczników jest gęsta, a udany wyścig o punkty rekrutacyjne stał się sposobem zaspokojenia rodzicielskiej troski o przyszłość potomstwa. Niewiele to ma wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, ale trudno przebić się przez tak silne emocje, nawet z racjonalnymi argumentami.
Oddam w tym miejscu głos pani Magdalenie Piotrowskiej, która – będąc mamą uczniów STO na Bemowie – zawsze starała się rozumieć i wspierać działania Szkoły. Owe staranie można będzie dostrzec w treści przytoczonego poniżej artykułu jej autorstwa.