Blog

Bez wsparcia prawnego dla szkół daleko nie zajedziemy!

(liczba komentarzy 5)

   Na profilu fejsbukowym Protestu z Wykrzyknikiem opublikowano niezwykły wywiad Anny Schmidt-Fic z poznańską Rzeczniczką Praw Uczniowskich, Agatą Dawidowską. Owa niezwykłość polega na innym niż się ostatnio spotyka rozłożeniu akcentów w rozmowie o przestrzeganiu prawa w szkołach. Jako że nie wszyscy czytelnicy „Wokół szkoły” korzystają z fejbuka, przytoczę tutaj kilka wypowiedzi pani Dawidowskiej. Proszę czytać i smakować!

- Przede wszystkim moim celem nie jest robienie szumu medialnego, dramatycznych nagłówków czy w ogóle popularność mojej osoby. Zatem bardzo się cieszę, że sprawy, którymi się zajmuję, nie trafiają do mediów, a problemy rozwiązujemy wspólnie z uczniami, rodzicami, nauczycielami, wychowawcami i dyrektorami szkół tak, aby znaleźć najkorzystniejsze rozwiązanie dla konkretnej uczennicy i dla konkretnego ucznia w jego szkole.

(…) Dbając o dobro uczniów, przede wszystkim skupiam się na rozmowie - nie na pisaniu pism wzywających, składaniu skarg czy donosów, lecz na mediacji, spotkaniach, poznaniu każdego punktu widzenia i znalezieniu takiego rozwiązania, które sprawi, że uczeń będzie w szkole czuł się dobrze i bezpiecznie.

(…) …pracy jest bardzo dużo, jednak nie powiedziałabym autorytatywnie i oskarżająco, że w poznańskich szkołach prawa uczniów są łamane. Na pewno bywają łamane i na pewno zdarzają się sytuacje, gdy nie jest tak, jak być powinno, jednak mam wrażenie - bazując na sprawach, którymi się zajmuję - że grono pedagogiczne chce rozwiązywać problemy i zapewnić uczniom szkołę bezpieczną i szanującą ich prawa.

(...) Nie chciałabym być postrzegana jako inkwizytorka stawiająca na ławie oskarżonych nauczycieli czy dyrektorów szkół. Przez ostatnie pół roku poznałam wielu świetnych dyrektorów zarządzających naprawdę fajnymi szkołami w Poznaniu, spotkałam się z licznymi psychologami i pedagogami szkolnymi, a także poznałam nauczycieli z pasją. Z rozmów, które przeprowadziłam, wynika, że ludzie pracujący w oświacie chcą dobrze dla szkoły, dla uczniów, jednak oczywiście nie zawsze się to udaje w 100%. Jestem przeciwna stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej w jakimkolwiek wymiarze. W ogóle wolę pracować na problemie, a nie przeciwko jakiejś osobie.

(...) Trudno mówić tu o jakimkolwiek jednorodnym obrazie [nauczycieli -JP], tak samo jak nie ma jednego obrazu uczniów. To ogromna rzesza ludzi wykonujących bardzo ważną i odpowiedzialną pracę. Nie mam kompetencji, aby oceniać ich merytorycznie ani w ogóle nie sądzę, abym mogła ocenić nauczycieli globalnie. Wiem, że o nauczycielach krąży mnóstwo stereotypów i jest sporo generalizowania w dyskusji, gdy tylko pojawia się kwestia szkoły.

   Bardzo proszę zwrócić uwagę, jak różna jest to strategia działania od ogłaszania w krzyczących nagłówkach „90% szkół łamie prawo”. Tym bardziej, że w innym miejscu cytowanego wywiadu Rzeczniczka wskazuje strach wszystkich przed wszystkimi w trójkącie uczniowie-rodzice-nauczyciele, jako znacznie większy problem niż brak dobrej woli którejkolwiek ze stron.

   W taki sposób można rozmawiać!

   Oczywiście oficjalny charakter funkcji Rzecznika Praw Ucznia, choć ani porządnie umocowanej prawnie, ani powszechnej w całym kraju, pomaga w działaniu. Swego czasu ktoś ze Stowarzyszenia Umarłych Statutów zwrócił moją uwagę, że pierwotne próby perswazji z reguły kończyły się niepowodzeniem, dopiero skargi do kuratoriów zaczęły przynosić efekty. Owszem, ale napsuły również sporo krwi w szkołach, nie zawsze zasłużenie. Nie jest jednak moją intencją krytyka działania SUS, ale wskazanie, że poprawa przestrzegania prawa nie musi wiązać się z katastroficzną narracją, a przede wszystkim, że nie wszystko, co może budzić zastrzeżenia, wynika ze złej woli nauczycieli i dyrekcji szkół. Naprawdę rodzice i uczniowie też nie ułatwiają. Nie przypadkiem Rzeczniczka z Poznania współpracuje także z mediatorem.

   Kończąc powyższą pochwałę koncyliacji przejdę teraz do sedna. Pyta Anna Schmidt-Fic:

- Z tzw. “Ustawy Kamilka” wynika kolejny obowiązek nałożony na dyrektorów szkół i przedszkoli wprowadzenia Standardów Ochrony Małoletnich. I znów, podobnie jak ze statutami, do tworzenia procedur zaprzęga się nauczycieli, obligując ich do wykonania pracy bez prawniczych kompetencji i oczywiście bez dodatkowego wynagrodzenia. Czy takie procedury nie powinny być opracowane odgórnie i przekazane do szkół i przedszkoli?

   Agata Dawidowska odpowiada:

- Podobnie jak statut taki dokument jak Polityka Ochrony Małoletnich ze wszystkimi standardami, które powinna określać [takimi jak reguły zatrudniania personelu, zasady bezpiecznej relacji personel-dziecko, zasady bezpiecznej relacji dziecko-dziecko, schematy podejmowania interwencji w przypadku podejrzenia krzywdzenia dzieci, zasady ochrony wizerunku dzieci, zasady bezpiecznego korzystania z internetu] powinny być także “szyte na miarę” danej placówki. Natomiast nie jest to praca dla jednego nauczyciela. To praca dla całego zespołu powołanego w szkole, a zespół ten winien pracować na przygotowanych rekomendowanych dokumentach, a nie tworzyć je od podstaw. Z jednej strony jest to praca dla prawnika, ale z drugiej strony musi być w to zaangażowane grono praktyków, aby nie wyszedł z tego nierealny do wdrożenia regulamin stanowiący kolejny papier w szafie. Standardy powinny żyć w szkole i być jej elementem, dlatego też nie mogą - podobnie jak statuty - być narzucone odgórnie.

   Otóż, Pani Rzeczniczko, nie zgadzam się z takim podejściem! Nawet jeśli zgromadzimy w jednym miejscu stu niezwykle mądrych nauczycieli, nie spłynie na nich łaska prawniczego sposobu rozumowania oraz znajomości prawniczego języka. Owszem, przygotowanie rekomendowanych dokumentów może być ważnym ułatwieniem, ale o ile się orientuję,  nie jest to chwilowo wymóg nałożony na organy prowadzące. Co mają zrobić nauczyciele w gminie, które obsługuje w dosłownie wszystkich sprawach jeden radca prawny?! Co ma zrobić dyrektor – odpowiedzialny za przygotowanie owej Polityki, gdy wsparcia nie otrzyma, a dokument powstać musi?! Będzie jak zawsze, analogicznie do statutów – wyrzeźbi się je na tyle dobrze, na ile się uda. A co do wizji „życia” standardów w szkole, mogę tylko wyrazić nadzieję, że zdołamy do tego doprowadzić, choć przypuszczam, że wątpię.

   Nie jest moją intencją bagatelizowanie ważnego problemu, ale muszę zwrócić uwagę, że jego rozwiązanie, po raz nie wiem już który za mojej dyrektorskiej pamięci w edukacji, samo w sobie opiera się na bezprawiu. Tak, tym razem ja pozwolę sobie użyć mocnego słowa, pewnie zbyt mocnego, ale przynajmniej nie w nagłówku. Otóż nie sądzę, by ktokolwiek z nauczycieli, którym przyszło już lub przyjdzie tworzyć w szkole „Politykę Ochrony Małoletnich", ma w swoim zakresie obowiązków pisanie aktów prawnych! Po raz kolejny jest to zadanie narzucone odgórnie. Po raz kolejny dołożone prawem kaduka do zakresu obowiązków, a więc bez dodatkowego wynagrodzenia! I po raz kolejny, daleko poza sferą kompetencji pedagogicznych.

   Proszę spojrzeć na to, co pani Dawidowska wymieniła jako składowe „Polityki”: reguły zatrudniania personelu, zasady bezpiecznej relacji personel-dziecko, zasady bezpiecznej relacji dziecko-dziecko, schematy podejmowania interwencji w przypadku podejrzenia krzywdzenia dzieci, zasady ochrony wizerunku dzieci, zasady bezpiecznego korzystania z internetu. Co za mieszanka! Reguły zatrudniania personelu są już w przepisach, ale tworząc zasady bezpiecznej relacji personel-dziecko od razu natkniemy się na rafę: wolno przytulić, czy nie? Konia z rzędem prawnikowi, który to tak skodyfikuje, by zaspokoić różne potrzeby i interesy. Grupie nauczycieli, choćby nawet ich było dziesięciu, i cała stadnina nie pomoże. A zasady bezpiecznej relacji dziecko-dziecko?! Owszem, tworzymy, choćby w mojej podstawówce, nawet wspólnie z uczniami tzw. reguły życia klasy, co ma charakter wskazówek, zapisanych językiem odpowiednim do wieku. Ale jak czytam o „zasadach bezpiecznej relacji dziecko-dziecko”, to staję wobec tego tematu bezradny jak… dziecko. Nie wątpię, że w wielu szkołach powstaną takie kodeksy, a część z nich z zasadami wziętymi z księżyca, które będą potem piętnowane lub wyśmiewane w internecie... Nie, proszę Państwa, akurat w tej kwestii to naprawdę oczekuję oficjalnej ściągawki - zderzenie zdrowego rozsądku z biurokracją jest zbyt gwałtowne. A żeby dokończyć litanię – zasady podejmowania interwencji oraz zasady ochrony wizerunku mamy jakoś ogarnięte, bo jedno wymusiło samo życie, a drugie RODO, za to zasady bezpiecznego korzystania z internetu są enigmą w całym systemie. Ba, duże państwa europejskie miotają się pomiędzy promowaniem nowych technologii a zakazem, a my tu w każdej szkole mamy wznieść się na wyżyny przenikliwości i coś roztropnie zadekretować? Oczywiście zapisując to właściwym, prawniczym językiem, bo konflikty wokół tematu są i będą.

   Może nie zareagowałbym tutaj tak emocjonalnie, gdybym nie miał świeżo jeszcze w pamięci doświadczenia pandemii, która z jednej strony obarczyła mnie jako dyrektora odpowiedzialnością za zdrowie szkolnej społeczności, niby jakiegoś epidemiologa z bożej łaski, z drugiej, spętała ręce zaleceniami sanepidu. Wiem, przetrwaliśmy, ale jak ogromnym kosztem psychicznym, nie mówiąc już o organizacyjnym, sam wiem to najlepiej.

   Pora na konkluzję. Dziękuję Annie Schmidt-Fic za ciekawy i w sumie (jednak) optymistyczny wywiad. Gratuluję pani Agacie Dawidowskiej pozytywnego podejścia i dobrych doświadczeń w koncyliacyjnym rozwiązywaniu problemów. Życzę nam wszystkim, żeby takie podejście rozprzestrzeniło się na całą Polskę. Ale…

   Ale przestańmy traktować szkoły jako zakłady usług prawnych! To w dzisiejszym świecie, pozbawionym krztyny zaufania, nie może dobrze funkcjonować! Nawet nie chodzi o to, by do każdego nowego rozwiązania wysyłać dyrektorom i radom pedagogicznym stosowny gotowiec - choć oczywiście dokumenty wzorcowe do wypełnienia treścią, w ściśle określonym zakresie, byłyby mile widziane. Chodzi o powszechnie dostępne punkty konsultacji w zakresie prawa. Najlepiej nie tylko oświatowego, ale też wszelakiego innego, z którym stykamy się w szkołach. Jak pięknie wpisałoby się to w postulat uczynienia z kuratoriów ośrodków wsparcia dla placówek oświatowych! Prawników mamy w Polsce dostatek, prawdopodobnie wielokrotnie więcej niż desperatów zdolnych kompetentnie zmagać się z materią prawną na funkcji dyrektora, a na pewno jeszcze więcej niż nauczycieli zdolnych tworzyć przepisy, nawet na skalę lokalną.

   Jak bardzo potrzebna jest fachowa pomoc, może uświadomi Czytelnikowi syntetyczna informacja o trzech fundamentalnych ustawach dotyczących edukacji: Ustawa Prawo Oświatowe liczy 189 artykułów, zajmujących 239 stron Dziennika Ustaw. Ustawa o Systemie Oświaty ma 115 artykułów, choć w praktyce jest ich wielokrotnie więcej, bo można w niej znaleźć nawet potrójne indeksy literowe, np. art. 44zga, na 189 stronach Dziennika Ustaw. Do tego Ustawa o Finansowaniu Zadań Oświatowych – 147 artykułów na 148 stronach. A przecież to tylko wierzchołek góry lodowej ustaw z dziedzin pokrewnych (np. z zakresu pomocy społecznej) oraz wszelkiej maści rozporządzeń. Mamy tego wszystkiego przestrzegać w szkołach, a jeszcze wykorzystywać w razie potrzeby na co dzień. Naprawdę?!

   Jeśli – a na to wygląda – pracowicie tworzymy społeczeństwo, w którym wszystko ma mieć swoje odzwierciedlenie w prawie, to nie zrzucajmy konsekwencji wszystkich nowych pomysłów oraz nieprzebranego gąszczu już istniejących uregulowań na frajerów, którzy mają to ogarniać na dole, najlepiej jeszcze pro bono! Nie oczekuję zbyt wiele. Po prostu zorganizowanego przez państwo wsparcia prawnego dla pracowników oświaty, w jednakowym standardzie dla wszystkich, niezależnie od zamożności i zasobów dobrej woli organów prowadzących.

   A w nieco tylko dalszej perspektywie – postuluję przegląd prawa oświatowego. Podstawa programowa kształcenia ogólnego czeka tutaj na nas nieuchronnie. Może uda się z obecnych 210 stron Dziennika Ustaw dla ośmiu klas szkoły podstawowej powrócić do objętości 34 stron (dla dziewięciu klas!), w których zamykał się ten dokument w roku 1999?!

   To moje życzenie na Nowy Rok. A gdyby tak władze przyjęły to jako postanowienie noworoczne?!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Zielicz Włodzimierz

100/100
Zwracam uwagę, że w Polsce, po roku 1989 na szczeblach najwyższych, wcześniej głownie "prostego ludu gminnego" funkcjonuje UTOPIA, zgodnie z którą CAŁE życie i funkcjonowanie społeczeństwa da się uregulować przepisami, byle były dostatecznie szczegółowe. Trochę też bierze się to stąd, że w nowej elicie władzy wielką rolę odgrywali prawnicy, którzy, nie posiadając ani wiedzy ani doświadczenia w zakresie zarządzania, za główne narzędzie MOTYWACJI pracowników sektora publicznego(nie tylko edukacji!) wybrali przepisy o niedopełnieniu obowiązków i ich egzekucję (ot takie nieuświadomione stalinowskie wzory!), zapominając o pozytywnych narzędziach i o morale (duchu bojowym!) tych pracowników. Tymczasem co wybitniejsi prawnicy wiedzą, że prawo może regulować tylko sprawy najważniejsze - choćby dlatego, że brak sądów&Co do rozstrzygania tych drobniejszych. Widać zresztą dziś (w kwestii mediów choćby), że nawet to "poważne" prawo można sobie różnie interpretować i "sąd sądem, ale ... ". KTO miałby sądzić i INTERPRETOWAĆ różnice w interpretacji i sprzeczności w tych wszystkich regulaminach, procedurach, ustawach, wyrokach - paniusie z kuratorium??? Ich wiedza o prawie, szczególnie pozaośwatowym, też wielka nie jest, a wiedza PRAWNICZA jeszcze mniejsza. A co do lex Kamilek - tam akurat zawinił sąd rodzinny (kilka "olanych" wniosków) i ew. łączność OPS, a powieszono szkoły/nauczycieli, którzy w takich sprawach NIC do powiedzenia nie mają ... żeby dzieciom nie szkodzili. Cała ta makulatura NICZEGO nie wniesie, jeśli kolejny Kamilek nie będzie w takich RELACJACH z nauczycielem, żeby mu powiedzieć o problemie, a nauczyciel miał możliwości zrobienia REALNIE czegokolwiek. Inaczej ludzie będą produkować "dupokrytki" albo będą odwracać wzrok ... To przykład POZORNEGO załatwiania przez naszych "polityków" REALNYCH i głośnych PROBLEMÓW dla LANSU politycznego ... :-( Z drugiej strony w mediach głośny jest postulat nawiązywania przez nauczycieli osobistych REALCJI z uczonymi przez siebie uczniami. To się nie spina - albo nauczyciel jest AUTONOMICZNĄ jednostką i może w te RELACJE wejść, albo jest ślepym WYKONAWCĄ hiperdrobiazgowych regulacji (ustawy, rozporządzenia, regulaminy, programy, procedury, statuty etc. i o żadnych REACJACH mowy być NIE MOŻE ... :-( Zdecydujcie się!!!

Skomentował Ppp

A czy przypadkiem KURATORIA nie powinny mieć zatrudnionych prawników, którzy by doradzali i pisali rekomendacje i interpretacje? Ma Pan rację, szkoła sama nie jest w stanie, ale szkoła jest częścią SYSTEMU, który powinien to zapewniać.
A co do podejścia, to SUS ma rację:
Niektórzy nie chcą rozmawiać.
Niektórzy markują rozmowy, z których potem nic nie wynika.
Niektórzy są po prostu głupi i nie rozumieją o co chodzi.
Delikatnie i ugodowo, to trzeba na początku - ale skoro to nie skutkuje, to za trzecim-piątym razem zastosowanie mocniejszych środków (media, pisma do kuratorium, ministerstwa, pozwy sądowe) będzie uzasadnione.
Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku życzę.

Skomentował Zielicz Włodzimierz

@Ppp
Stowarzyszenie Umarłych Statutów i podobne to grupki pseudoaktywistów żyjących(dobrze!) z internetowych zbiórek i dlatego rządnych medialnego rozgłosu - stąd ich akcje ... :-( A już czynienie z interesownych urzędasów i żurnalistów ARBITRÓW tego co się dzieje w szkole i intepretatorów SPRZECZNYCH regulacji i INTRERESÓW to już nie utopia a dystopia :-(

Skomentował Piotr

Ministerialne wzorce dokumentów tez mogą być mało sensowne. Przerabiałem taką sytuację na własnej skórze, gdy dyrektor Naszej Prześwietnej Akademii powierzył mi przygotowanie projektu jej pierwszego statutu. Poczytałem kwity ministerialne, statut wzorcowy, coś popróbowałem i stwierdziłem, że tego sobie nie wyobrażam. Np. problemy kapci i tożsamości narodowej uczniów zostały gruntownie wymieszane bez zachowania sensownej hierarchii. Porozmawiałem z szefem, zaproponowałem mu inne podejście. Rada pedagogiczna projekt zatwierdziła, Rada Szkoły z uwagą wysłuchała uzasadnień poszczególnych rozwiązań, trochę podyskutowała, coś tam zaproponowała - w końcu uchwaliła. Został ostatni ruch - kuratorium miało zatwierdzić statut lub wskazać gdzie jest niezgodny z prawem. czekaliśmy na niego pół roku i nie doczekaliśmy się. Więc uznaliśmy, że organ nam go zatwierdził przez zaniechanie czynności. Kabaret się z tego zrobił na całe województwo. Ciąg dalszy wydarzył się za czas jakiś. Tym razem kuratorium chciało doprowadzić do jakichś zmian w statucie (już nie pamiętam jakich). Rada pedagogiczna i Rada szkoły przedyskutowała sprawę i obie uznały, że oczekiwane zmiany nie wynikają z przepisów prawa państwowego, nie naruszają go, a argumenty kuratorium są nie na temat i nie przekonywujące. Więc uchwała RS była taka, że odmawia oczekiwanej nowelizacji. Kuratorium nie skapitulowało - przysłało ponownie ten sam wniosek z praktycznie tym samym uzasadnieniem. i wtedy się już wkurzyliśmy na serio i odpowiedzieliśmy, że wobec braku nowych okoliczności podtrzymujemy poprzednie stanowisko.

Skomentował anna

Tymczasem rozmaite firmy i fundacje już przesyłają oferty kompletów dokumentów do zakupienia po świetnej cenie - od minimum 300 zł, choć widziałam już ofertę za grubo więcej. Czyli jak zawsze, ktoś na zmianach zarobi.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...