Blog

Kot żywy i martwy, czyli paradoksy w wydaniu szkolnym

(liczba komentarzy 7)

   Chyba żadne społeczeństwo na świecie nie jest w pełni zadowolone ze stanu swojego systemu edukacji. Nawet Finowie, powszechnie podziwiani za osiągnięcia w dziedzinie oświaty, właśnie wprowadzają nowe rozwiązania, wychodząc w ten sposób naprzeciw wyzwaniom współczesności. Stan niezadowolenia w tej kwestii można więc uznać za zupełnie normalny i nie przejmować się nim, rozumiejąc, że bezwładność każdego wielkiego systemu siłą rzeczy powoduje jego zacofanie I oporność na zmiany, co nieuchronnie skutkuje frustracjami.

   Jest wszakże system szkolny nie tylko złożoną strukturą, ale także sumą jednostkowych działań, inicjatyw, rozwiązań, czynionych często także obok lub nawet wbrew obowiązującym regulacjom. Mnogość owych aktywności powoduje, że świat edukacji jest bogaty, otwiera pole do popisu artystom pedagogiki, dostarcza inspirację tym, którzy mają ambicję osiągnąć cokolwiek w zawodzie nauczyciela, i last but not least całkiem dobrze służy niemałej grupie młodych ludzi. Jeśli więc odrzucimy na chwilę marzenia o wielkim, wszechogarniającym systemie wiecznej edukacyjnej szczęśliwości, łacno zrozumiemy, że prawdziwym kapitałem społecznym w oświacie jest ludzka aktywność w skali mikro, którą warto na wszelkie sposoby inspirować i wspierać.

 

Więcej...

Let It Be!

(liczba komentarzy 3)

Wszystko zaczęło się z górą dziesięć lat temu, kiedy to moja nastoletnia przyboczna w drużynie harcerskiej na jakieś obozowe polecenie służbowe – nie pomnę już, co to była za sprawa, ale na pewno banalna, rutynowa – odpowiedziała z urazą w głosie „Dlaczego mam to robić, jeśli nie chcę?!”. Z perspektywy czasu uznaję, że był to dla mnie pierwszy sygnał głębokiej zmiany w postawie młodego pokolenia, której nową istotę najlepiej oddaje tytuł jednej z piosenek Beatlesów: „I Me Mine”.

Więcej...

O dobrych nauczycielach i anachronizmie sposobu ich kształcenia

(liczba komentarzy 7)

   Jestem już po debacie, do której jak raz szykowałem się tworząc poprzedni wpis na blogu. Poza tym, że atmosfera była bardzo miła i merytoryczna, to całość odebrałem raczej frustrująco. Nawet nie dlatego, że dyskusja uparcie ciążyła w kierunku funkcjonowania rodziców w szkole, a „radzenie sobie” z nimi urosło do rangi jednej z najbardziej pożądanych kwalifikacji nauczyciela. Nie dlatego również, że zaproszona na spotkanie młoda nauczycielka, niedawna absolwentka Wydziału Pedagogicznego, swoją wypowiedzią uprzytomniła wszystkim, że nie tylko rodzice, ale i koleżanki i koledzy z pracy mogą być źródłem problemów i frustracji. Bardziej uderzyła mnie raczej systemowa beznadziejność sytuacji. Możemy rozmawiać o kształceniu nauczycieli do upojenia, a i tak jego kształt będzie w dużej mierze zależny od programów, a te ustala państwo (czytaj: urzędnicy). Również rekrutacja kandydatów nie może (w uczelniach państwowych, z powodu odgórnie ustalonych zasad) lub nie chce (w uczelniach prywatnych, bo tu decyduje zasobność portfela) uwzględniać predyspozycji do zawodu. Mogę ze swej strony dzielić się dobrymi doświadczeniami w pracy z nauczycielami, a i tak każdy dyrektor szkoły publicznej powie mi, że mam łatwo, bo pracuję w placówce niepublicznej. I będzie miał swoją rację. Możemy wreszcie snuć wizje idealnego przygotowania kandydatów do pracy w szkole, ale przecież placówka oświatowa nie jest enklawą wyjętą ze społeczeństwa, w którym króluje lęk (o przyszłość, o zdrowie, o pracę, o dzieci, o co tam jeszcze chcecie), brak zaufania i egoizm, pracowicie budowany na gruzach fałszywego (podobno) kolektywizmu z czasów poprzedniego ustroju. Z tych wszystkich powodów wyszedłem z debaty mocno sfrustrowany, choć nie żałuję poświęconego czasu. Braku wizji, jak coś zmienić ku lepszemu w skali makro nie zastąpi przekonanie, że najważniejsze dzieje się w konkretnych placówkach. Niestety, ułomności systemu determinują działania wszystkich, ale gotowość mozolnego poszerzania zakresu swobody, czyli oddolnego zmieniania oświaty, mają w sobie tylko nieliczni. W końcu mało kto lubi kopać się z koniem.

   Tyle refleksji na gorąco, a teraz obiecany dalszy ciąg myśli o kształceniu dobrych nauczycieli. Co oznacza określenie „dobrych”? Gdzie kryją się najbardziej pożądane kwalifikacje do tego zawodu?

 

Więcej...

Rozmyślania o kształceniu nauczycieli

(liczba komentarzy 3)

   Zostałem zaproszony do udziału w debacie panelowej pt. „Przygotowanie do zawodu nauczyciela – realia > dylematy > wyzwania”, organizowanej wspólnie przez Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego i kilka organizacji pozarządowych. Gospodarz godny, temat dla długoletniego dyrektora szkoły bliski, więc zaproszenie przyjąłem i zacząłem myśleć, co by tu mądrego powiedzieć. Od lat śledzę jednak debatę publiczną na temat edukacji, w tym dość powszechny lament nad poziomem przedstawicieli tego zawodu. Mam wiele obserwacji dotyczących pracowników własnej placówki oraz innych nauczycieli, spotykanych przy okazji różnych imprez, a także przemyślenia dotyczące zmian zachodzących w świecie, które nieuchronnie wpływają (a przynajmniej powinny) na kształt edukacji szkolnej.

   Rozmyślania nad tematyką debaty przywiodły mnie do wniosków po części zaskakujących. Postanowiłem więc zapisać niektóre myśli, zarówno dla klarowności planowanej wypowiedzi, jak ku pożytkowi czytelników bloga, wśród których zdarzają się osoby potencjalnie zainteresowane jakością kadr nauczycielskich.

Więcej...

Szkoła bez ocen?

(liczba komentarzy 5)

   Mój szanowny kolega, Iwo Wroński, dyrektor Zespołu Szkół STO im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, opowiedział niedawno historię, której istotę przytoczę tutaj z pamięci. Otóż swego czasu miał uczennicę, która po ukończeniu z sukcesem pierwszej klasy liceum postanowiła przejść na… nauczanie domowe. Swojej decyzji nie motywowała bynajmniej niezadowoleniem ze szkoły, a wręcz przeciwnie, otwarciem jej oczu w liceum na bezkres możliwości, jakie przynosi życie. Doszła jednak do wniosku, że na realizację programu nauczania poza szkołą wystarczą trzy godziny samodzielnej pracy dziennie, a zaoszczędzony czas będzie mogła poświęcić na rzeczy naprawdę (dla niej) ważne – własny rozwój w różnych dziecinach, działalność społeczną, wolontariat etc.

   Eksperyment się powiódł, dziewczyna terminowo i z powodzeniem zdała maturę, a jedyny błąd, jaki w kontekście całej historii potrafiła wskazać, to niewłaściwe oszacowanie czasu potrzebnego na zrealizowanie w domu programu nauki szkolnej. Wystarczyło półtorej godziny dziennie...

Więcej...

Otwarcie sezonu w Rudawce

(liczba komentarzy 3)

   Na początek informacja niezbędna dla tych, którzy nie wiedzą, co to jest Rudawka. Powiedzieć, że jest to wieś w Puszczy Augustowskiej, przy samej granicy z Białorusią, to nic nie powiedzieć. Jest to bowiem, przynajmniej dla kilku pokoleń harcerzy i uczniów Zespołu Szkół STO na Bemowie, miejsce magiczne, w którym znajduje się Baza. Owa Baza, to liczący już ponad 80 lat drewniany budynek dawnej szkoły podstawowej, zamkniętej w 1994 roku, a obecnie na parterze – świetlica wiejska, zaś na piętrze pięć sypialni, trzy łazienki i kuchnia – w sumie ponad dwadzieścia miejsc noclegowych w pomieszczeniach dzierżawionych przez Fundację „Harcerska Wola”.

Więcej...

Po co uczyć języka polskiego?!

(liczba komentarzy 5)

   Odgrywający rolę „czarnego charakteru” w próbie zablokowania przez polski rząd wyboru Donalda Tuska na funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej – europoseł Jacek Saryusz-Wolski, po kilku dniach milczenia przedstawił opinii publicznej swoje stanowisko w tej sprawie. Uczynił to za pośrednictwem Twittera, czyli medium społecznościowego, które skupia w sobie obecnie znakomitą część debaty publicznej (i przez to w dużym stopniu decyduje o jej formie i jakości). Niestety, ograniczenie pojedynczego „tweetu” (czyli „ćwierknięcia”) do 140 znaków spowodowało, że ów doświadczony polityk musiał opublikować cały szereg takich komunikatów, by w pełni wyrazić swój pogląd na sprawę. W ten sposób udało mu się połączyć dwa przeciwieństwa – zwięzłość i rozwlekłość.

Więcej...

Warto i trzeba podpisać wniosek o referendum w sprawie reformy oświaty

(liczba komentarzy 0)

   Zanim uzasadnię tytuł tego wpisu, niezbędne jest pewne wprowadzenie. Zacznę więc, jak to się kiedyś mówiło, „od pieca”. Pisałem mianowicie na tym blogu o bańce informacyjnej, w której chcąc nie chcąc jesteśmy zamykani przez algorytmy Google’a i innych władców internetu. Dzięki temu nie grozi nam mierzenie się z odmiennymi poglądami na rozmaite tematy, a jako bonus otrzymujemy starannie wyselekcjonowany wybór reklam. Jako że z racji swojego zajęcia regularnie przeglądam witryny internetowe różnych szkół, przy każdej okazji i bez okazji na ekran mojego komputera trafiają reklamy, zachęcające do zapisania dziecka do takiej czy innej placówki z powodu „wysokiego poziomu nauczania” albo wybitnej „indywidualizacji pracy z uczniem”. Algorytmy współczesnego Wielkiego Brata są wystarczająco precyzyjne, by wciskać mi oferty jedynie z najbliższej okolicy miejsca zamieszkania, ale jednak nie na tyle przenikliwe, by uwzględnić, że obie moje pociechy szkoły pokończyły już dość dawno, a na wnuki w odpowiednim wieku (i w ogóle) przyjdzie mi jeszcze poczekać. Zresztą, może po prostu jestem zbyt małym żuczkiem, by na moją cześć włączały się procedury naprawdę wyrafinowane?!

 

Więcej...

Trzy tezy mądrego człowieka

(liczba komentarzy 0)

   W tygodniku „Przegląd” (nr 6/2017) ważny wywiad z profesorem Łukaszem Turskim, pt. „Triumf nieuctwa”. Ważny dla każdego, kto szuka mądrego spojrzenia na zmieniający się świat i równocześnie inspiracji dla własnych przemyśleń. Profesor, to postać nietuzinkowa, nie tylko wysokiej klasy uczony, ale także popularyzator nauki, spiritus movens Centrum Nauki Kopernik i przewodniczący jego Rady Programowej. Często zabiera głos w sprawach edukacji. W rozmowie z Robertem Walenciakiem twardo staje na stanowisku, że prawda jest tylko jedna, a wszyscy, którzy głosili i głoszą, że istnieją różne „narracje”, że post-prawda jest jakąś formą prawdy, to w istocie nieucy i kłamcy, przez których możemy zaprzepaścić dziejącą się obecnie fenomenalną rewolucję cywilizacyjną.

Więcej...

Komu uwierzyć?

(liczba komentarzy 0)

Pewnego styczniowego poranka na szkolnym dziedzińcu miał miejsce taki oto dialog:

   Tata czwartoklasisty

Panie Dyrektorze! Czy słyszał Pan, jaką zabawę ostatnio wymyślili sobie chłopcy w czwartej klasie? Ściągają sobie nawzajem spodnie!

   Dyrektor:

Tak, słyszałem o tym. To wraca jak bumerang, co dwa-trzy roczniki.

   Tata czwartoklasisty

I Panu to nie przeszkadza?! Szkoła nie mogłaby na to jakoś zareagować?!

Więcej...

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...