Blog

Zamiast lepić absolwenta zbudujmy szkołę na nowo!

(liczba komentarzy 9)

   Dwa miesiące po oficjalnej prezentacji „Profilu absolwenta przedszkola i szkoły podstawowej” pamiętają o nim tylko zagorzali aktywiści edukacyjnej bańki. Nie pomogły zakrojone z rozmachem konsultacje społeczne, powierzone doświadczonym działaczom z Fundacji „Stocznia”. Najwyraźniej coś „nie zażarło”, bo zainteresowanie okazało się niewielkie, a entuzjazm dla sztandarowego symbolu krojącej się reformy – żaden. Tymczasem, jeśli ma ona skutecznie zmienić oblicze polskiej edukacji, obojętność środowiska oświatowego może okazać się zabójcza. Warto więc pochylić się nad przyczynami tak chłodnego odbioru tego urzędowego zwiastuna zmian w polskiej szkole. A jest ich kilka.

   Jedną wskazał w prywatnej wypowiedzi na fejsbuku Marek Pleśniar, Dyrektor Biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Co symptomatyczne, uczynił to niedługo po tym, jak emisariusze władz oświatowych roztoczyli wizję reformy przed uczestnikami dorocznego kongresu OSKKO. Napisał, między innymi:

 „Bo mamy kompletną demobilizację kadry. Ludzie nie chcą robić za darmo kolejnej reformy, którą za 3 lata ktoś odwoła. Wybory niedługo.(…)

Anno 2024. Panuje nieufność i wiedza, że na pewno ten zawód będzie trzeba uprawiać za pensję minimalną. I co rząd - to odwrót od nowych pomysłów.

Zniechęciliście – rządzący i nie tylko oni – wykonawców Najważniejszego Zawodu Świata do entuzjazmu. To teraz poważnie rozważcie sami, jak nas przekonać do zaufania. Piłka po waszej stronie. Nie chcą za darmo? Kiedyś chcieli. Bo wam wierzyli.

   Należy dodać, że ten brak entuzjazmu wynika także z powszechnego przekonania o fasadowym charakterze prowadzonych konsultacji. O tym, że kształt reformy jest już przesądzony, a odwoływanie się do opinii społecznej dotyczy mało istotnych szczegółów i ma charakter propagandowy. To doświadczenie poprzednich reform, które spadały na nauczycieli niczym kolejne objawienia, do wdrożenia bez zbędnych dyskusji. Wszystko wskazuje, że podobnie będzie i tym razem.

   Nie pomaga oczywistość zaprezentowanej propozycji. Projekt profilu absolwenta jest tak doskonały, że właściwie nie ma o czym dyskutować. Wiedza podstawą wykształcenia? Ależ tak! Uczeń powinien wynieść z edukacji pewien zestaw kompetencji? Wiadomo! Takich czy innych – rzecz dyskusyjna, ale nikt nie będzie kruszył o to kopii, bo wszystkie zawarte w projekcie są godne i sprawiedliwe. Poczucie sprawczości jako fundament?! Każdy się pod tym podpisze, nawet jeśli równocześnie zgodzi się z poglądem wyłożonym w artykule „O sprawczości młodych…”, że szkoła nie jest najważniejszym miejscem kształtowania tej dyspozycji ducha, a polska szkoła w jej obecnej formie, tym bardziej. Zawsze można mieć nadzieję… Trudno też dyskutować o wartościach moralnych – te, które wpisano w otoczkę obrazu graficznego profilu absolwenta, są najpiękniejsze z możliwych! A to, że jest ich dużo i na oko nie mają żadnego powiązania z resztą konstrukcji – tym bardziej nie zachęca do dyskutowania.

   Brakuje powiązania przedstawionego ideału z doświadczaną obecnie przez wielu siermiężną oświatową codziennością. Szczególnie dotyczy to właśnie wartości moralnych, ale również niektórych kompetencji oraz poczucia sprawczości ucznia. Oczywiście to dopiero pierwszy etap prac nad reformą, z zapowiedzi jednak wyraźnie wynika, że będą one koncentrowały się wokół podstawy programowej oraz metodyki nauczania i oceniania, czyli, ogólnie rzecz biorąc, kształcenia. Choć to ważna domena pracy szkoły, dobrze mieć świadomość, że to zbyt mało, by wyrzeźbić tak pięknie zarysowany Profil.

   Podsumowując, trudno oprzeć się wrażeniu, że potencjalni dyskutanci po prostu postanowili zaoszczędzić swój czas, nie angażując się w działanie mające tylko pozory reformatorskiej aktywności. Ważna jest także kwestia tempa prac. Zarówno doświadczenia zagraniczne, jak - oczywista dla pracujących w oświacie - świadomość ogromnej bezwładności systemu upewniają, że w założonym terminie, do września 2026, nie jest możliwe opracowanie i wdrożenie żadnej rzetelnej zmiany. Nawet gdyby przyjęte założenia były absolutnie bezbłędne i porywające, co akurat w koncepcji opartej o profil absolwenta niekoniecznie ma miejsce. Niestety, można ją porównać do próby wylania fundamentu na poziomie sufitu, z zamiarem rozbudowania konstrukcji do dołu. Tymczasem edukacja nie jest procesem przemysłowym, w którym możliwe jest precyzyjne opisanie produktu i na tej podstawie zaprojektowanie potrzebnych urządzeń. To zjawisko społeczne, angażujące ogromną liczbę bardzo różnych ludzi, uzależnione od wielu, często trudnych do przewidzenia okoliczności. Nie pomaga też rosnąca komplikacja współczesnego świata. Wszystko to powoduje, że ogromne znaczenie ma „czynnik ludzki”, czyli ci, którzy tę reformę będą wdrażać w praktyce, szczególnie nauczyciele. Ich kreatywność, zrozumienie i akceptacja koncepcji, elastyczność oraz poczucie sprawczości. Niestety, w materiałach towarzyszących profilowi absolwenta trudno znaleźć coś konkretnego na ten temat… Wygląda, że reforma projektowana jest wyłącznie pod potrzeby młodych ludzi, co można by uznać za słuszne, gdyby jej realizacja miała odbywać się w próżni społecznej. Tymczasem stanowić będzie ogromne wyzwanie dla placówek oświatowych i zatrudnionych w nich nauczycieli.

   Zapowiadane zmiany dotyczą głównie pracy z uczniami. Oznacza to, że w przypadku bardzo prawdopodobnego w świetle powyższych zastrzeżeń niedosytu z efektów ich wdrożenia, odium społeczne za niepowodzenie spadnie wyłącznie na nauczycieli.

* * *

   Po tych wstępnych, choć ważnych zastrzeżeniach pora na wątpliwość natury fundamentalnej. Oparcie planu reformy na profilu absolwenta wskazuje, że jej pomysłodawcy za największy problem polskiej edukacji uznają złe wykształcenie młodych ludzi kończących szkoły. Tymczasem nie świadczą o tym ani dobre wyniki młodych Polaków w międzynarodowych badaniach osiągnięć edukacyjnych (PISA, TIMMS), ani całkiem niezłe kariery, także zagraniczne, jakie robią rodzimi absolwenci. Oczywiście nie wszyscy, ale nie ma systemu, który wszystkim zapewniałby sukces. Polska cały czas cieszy się w Europie opinią kraju ludzi dobrze wykształconych.

   Te same międzynarodowe badania ujawniają natomiast poważny problem innej natury – bardzo niskie poczucie dobrostanu u polskich uczniów i fatalne postrzeganie przez nich szkoły. Nie jest zatem rzeczą wymagającą pilnych działań zmiana programu kształcenia, ale zmiana sposobu funkcjonowania szkoły jako instytucji, jako miejsca, w którym młodzi ludzie spędzają bardzo dużo czasu, i przestrzeni, w której zbierają doświadczenia społeczne. Polska szkołą wymaga reformy, bo fatalnie wywiązuje się z funkcji socjalizacyjnej. Stanowi źródło negatywnych doświadczeń społecznych, nie tylko zresztą dla uczniów, ale także osób dorosłych, które mają z nią do czynienia.

   Istnieje poważne niebezpieczeństwo, że powierzchowne zmiany programowe, jedyne, jakie możliwe są do przygotowania i wdrożenia w ciągu zaledwie dwóch lat, odwrócą uwagę od potrzeby całościowej reformy szkoły. Sam pomysł stworzenia profilu absolwenta nie jest zły, jego projekt również daje się obronić, jednak nie zreformuje się instytucji wyłącznie modelując jeden z efektów jej pracy, choćby był najważniejszy. Potrzeba nowej wizji, rozwiązań organizacyjnych i zasad funkcjonowania. Dlatego podstawą rzetelnej, długofalowej i potencjalnie skutecznej reformy edukacji powinno być wypracowanie wieloaspektowego modelu szkoły (przedszkola również) jako instytucji służącej społeczeństwu. Przeprowadzenie projektu, który roboczo można by nazwać „Szkoła dla następnego pokolenia”. Co nie wyklucza dokonania doraźnych korekt, ku pożytkowi uczących się obecnie, ale zupełnie inaczej określa perspektywę całości podejmowanych działań.

   Oczywiście, proponowanie alternatywnego podejścia do reformy w sytuacji, gdy jej walec już się toczy i ogłaszane są kolejne osiągnięcia, jest wyrazem naiwności, czy wręcz próbą, mówiąc kolokwialnie, zawrócenia kijem Wisły. Z drugiej strony, milczenie jest równoznaczne ze zgodą, więc – biorąc pod uwagę wszystko, co powyżej – milczeć się nie godzi. Taki pogląd skłonił grupę nauczycieli pracujących w Zespole Szkół STO na Bemowie do poświęcenia czasu, by naszkicować możliwą alternatywę. Jest nią model reformy szkoły pojmowanej nie tylko jako zakład kształcenia, ale także miejsce doświadczeń społecznych, funkcjonujące zgodnie z zasadą, że „szkoła nie uczy życia, ale jest samym życiem”. Ten pomysł może wydać się utopijny, ale jego autorzy wyrażają przekonanie, że nie bardziej niż wizja lepienia absolwenta na kształt opisany w profilu przygotowanym przez IBE - w placówce oświatowej, w której poza podstawami programowymi i ramowym planem nauczania niewiele się zmieni.

   Model ma postać gmachu. Co prawda, ciekawą koncepcję, ogrodu zaprezentował jeden z członków zespołu, Krzysztof Ciesielski (opisał ją w swoim blogu „Przy tablicy” – TUTAJ), ale po dyskusji stanęło na pomyśle bardziej konserwatywnym. Bliskim autorom, bowiem program STO na Bemowie od wielu lat prezentowany jest graficznie w takiej właśnie postaci. Można się o tym przekonać, oglądając prezentację Szkoła wielu możliwości.

   Polska bardziej potrzebuje dzisiaj postawienia na nowo „gmachu” szkoły, czyli wyjścia naprzeciw rozmaitym problemom, składającym się na obecny kryzys tej instytucji, aniżeli lepienia jej przyszłych absolwentów przy stosunkowo niewielkiej, wycinkowej korekcie programu działania. Dla zwiększenia czytelności obrazu ograniczyliśmy się do modelu szkoły podstawowej, najbliższego naszym doświadczeniom, zastrzegając, że w przypadku przedszkola oraz szkoły ponadpodstawowej obraz byłby generalnie zbliżony, choć na pewno wymagałby uwzględnienia ich specyfiki.

   Zapraszamy do lektury:

Model szkoły jako alternatywna podstawa dla reformy polskiej edukacji
(na przykładzie szkoły podstawowej)

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Problem z profilem jest głównie taki, jak to określiła dr Kazimierczyk - można zapisać, że polska szkoła z każdego zrobi Noblistę. PAPIER jest cierpliwy i to przyjmie. Podstawowe jest jednak pytanie o WARUNKI jakie muszą być spełnione by to się udało i o DROGĘ dojścia do tego celu ... ;-)

Skomentował WK

Zgadzam się, że zabito entuzjazm. Nigdy nie było odpowiednich środków finansowych, zawsze była nadzieja na sprawczość. Obecnie - ubezwłasnowolnienie. Warto poznać historię życia mojego mistrza - tam m.in. opowieść o Kniaźninie jako nauczycielu... https://web.archive.org/web/20020307123542/http://www.wsp.krakow.pl/konspekt/konspekt2/odeszli.html

Skomentował Stanisław Czachorowski

W samo sedno, dziękuję za ten tekst.

Skomentował Iza

Zbliżamy się do momentu, kiedy zacznie pojawiać się istotna grupa obywateli nie widząca żadnej wartości w publicznej edukacji. Może o tym trzeba by zacząć rozmawiać, bo dlaczego tylko dzieci bogatszych rodziców mogą uciec od rewolucyjnego walca Tuska i Nowackiej? Przecież w mniejszych mniejszych miejscowościach też mogłyby powstawać szkoły społeczne działające w najlepszym interesie lokalnych społeczności. Teraz takich nie ma, bo przestrzeń edukacyjną i wszystkie fundusze zawłaszczają publiczne placówki. To byłaby istotniejsza debata niż jakieś bzdurne profile absolwenta- czyli chciejstwo w czystej postaci.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Iza
Przecież ten "rewolucyjny walec" działa na CAŁĄ EDUKACJĘ w większym lub mniejszym stopniu. Nie ma od niego ucieczki, chyba że za granicę... Niektórzy moi znajomi już rozważają edukację dzieci w Hiszpanii (na Kanarach, gdzie mają domek!) Czasem dość nieoczekiwanie - w placówkach niepublicznych wszelkiego typu na nauczyciela jest np. mniej uczniów znacznie niż w miejskich publicznych. Więc takie przejście oznacza GIGANTYCZNY deficyt nauczycieli dla WSZYSTKICH ... :-(

Skomentował Iza

@ Włodzimierz Zielicz Tak zdaję sobie sprawę z problemów odnośnie nauczycieli. (a właściwie ich braku). Właśnie tutaj upatruję przewagi zdrowego rozsądku nad wytycznymi MEN. W mniejszej szkole, jeżeli będzie trudność ze zorganizowaniem jakiś zajęć typu religia to znajdą jakieś lokalnie działające rozwiązanie, edukacja seksualna - zrobią tak, że chętni dostaną odpowiednie wsparcie w zdobywaniu wiedzy z tego przedmiotu (filmiki, materiały edukacyjne, jest tego naprawdę mnóstwo, etc. - niech dadzą chętnym rodzicom wytyczne odnośnie znanych książek edukacji seksualnej słynnych celebrytów i mogą to zrobić sami), edukacja obywatelska - jest tysiące sposobów na jej przeprowadzenie bez opasłej podstawy programowej i kolejnych godzin wysiadywanych przez uczniów w szkole z nauczycielem w roli przekaźnika wiedzy, podobnie geografia, historia, biologia czy inne przedmioty niewymagające precyzyjnej sekwencyjności nauczania typu matematyka, fizyka, chemia czy języki polski i obce. Właściwie zostawiłabym tylko te sekwencyjne przedmioty, a cała reszta dostosowana do możliwości szkoły i potrzeb uczniów. Jak widzi się maturzystów nie znających daty wybuchu np. pierwszej wojny światowej, to należy zacząć poważnie kwestionować bezsensowne wydatki na 7 lat nauczania tych dzieci historii. A na drugim biegunie mamy dzieci czytające książki historyczne, eksplorujące muzea czy zasoby you tube’a w tym obszarze. Po co marnować rzadkie zasoby na zabawę w szkołę?

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Iza
No tu już uderzasz w polski(!) fetysz ideologiczny RÓWNOŚĆ (mózgów) ... ;-)

Skomentował Witold

Wsparcie nauczycieli to bardzo ważny element. Mnie najbardziej zależy na wsparciu psychologicznym - to praca z ludźmi, więc przydałaby się regularna superwizja z psychoterapeutą. Szczególnie dla nauczycieli wychowawców.
Poza tym szkolni specjaliści (zespoły PP) też przecież potrzebują takiego wsparcia, by działać profesjonalnie. Wielu pewnie korzysta za prywatne pieniądze, ale to powinno być ujęte w rozwiązaniach systemowych.
Dla kontekstu - pracownicy socjalni często mają takie wsparcie.

Skomentował marek.plesniar@oskko.edu.pl

Kłopot w tym, że my sobie pryncypialnie pogadamy, a nikt - ale to zupełnie nikt z "decydentów" - nie chce o tym za wiele wiedzieć.
Byliśmy z dużym zespołem OSKKO u minister z jej zastępcami już w styczniu. Postulat nr. 0 brzmiał z grubsza - zatrzymajcie się z radosnym reformowaniem i posłuchajcie "ludzi". W sensie - "fachowców". W odpowiedzi jesienią dowiadujemy się że istnieje jakowaś powołana przez MEN rada dyrektorów. Może i zacnych - ale powołanych przez ministra na wniosek kuratorów. Tymczasem w Polsce są co najmniej dwie spore NGO dyrektorskie - OSKKO (7 tys) i Koleżeństwo ze szkół średnich - chyba kilkaset sob, bardzo szacowne grono (mieliśmy przykrą okazję do spotkania na pogrzebie Marcina z naszego Zarządu - który był i tu i tu.)
Panuje radosna twórczość i na pohybel wątpiącym. Jak w "Nowych szatach cesarza" - z naciskiem na radosna i optymistyczna co do efektów.
(czy 9+6 to 15? Bo się okażę robotem.)

PS, wpadnij Kolego Autorze na naszą konferencję w marcu - przyda się głos w debacie

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...