Blog

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma?

(liczba komentarzy 5)

   Formalności, których trzeba było dopełnić po śmierci Taty spowodowały, że do Polski przyjechały moje dwie przyrodnie siostry, z urodzenia Francuzki, ale od lat mieszkające w Dubaju. Dużo młodsze ode mnie; w tej chwili matki dzieciom w wieku szkolnym. Starsza siostrzenica właśnie zdaje maturę w systemie IB, trójka rozsiana jest po odpowiednikach klas młodszych naszej podstawówki, a najmłodszy siostrzeniec studiuje jeszcze na poziomie przedszkola. Aleksandra, mama maturzystki, dobrze mówi po polsku i mogłem z nią swobodnie porozmawiać o edukacji. Marina, młodsza, rozumie polski na tyle, by czasem kiwnąć głową lub dorzucić jakieś słowo do rozmowy, ale jej dzieci też są młodsze, więc matczynych doświadczeń szkolnych do podzielenia się ma znacznie mniej. Obie mają natomiast bagaż wspomnień z własnej kariery szkolnej we Francji, nadających dodatkowy kontekst pedagogice porównawczej Polski i Dubaju.

   Progenitura sióstr uczęszcza do szkół międzynarodowych, realizujących program IB. Szkolnictwo publiczne w Dubaju, ich zdaniem, nie zapewnia odpowiedniego poziomu, więc wszyscy, których na to stać, wybierają placówki prywatne. Zabrzmiało mi to znajomo. W każdej szkole są co najmniej cztery lekcje religii w tygodniu i jest to islam, żeby nie było wątpliwości. Dubaj, jak na standardy świata arabskiego, jest bardzo liberalny, więc można nie uczęszczać na religię, ale wtedy szkoła organizuje tylko opiekę. To oczywiście nie podoba się części rodziców, uważających, że dzieci tracą czas. Ponarzekać mogą sobie jednak tylko prywatnie, bo w krainie szejków nikt nie pyta o zdanie w tej kwestii. Poza tym jednak szkoła jest koedukacyjna, a obyczaje bliższe Europie niż Arabii Saudyjskiej. Nawet jednak w tym liberalnym środowisku, wśród etnicznych Arabów kobiety są podporządkowane mężczyznom. Mama nastolatka ma niewiele do powiedzenia przy swoim synu, zasadniczo ma go po prostu słuchać, podobnie jak siostra, która winna jest posłuszeństwo bratu, choćby będąc bliźniakami uczęszczali do tej samej klasy. Jest to zjawisko widoczne (z różnym natężeniem) nawet w zupełnie laickich szkołach prywatnych. Niewątpliwie w kwestiach wokółwyznaniowych jest u nas inaczej, bo obowiązkowe lekcje religii są tylko dwie, jako alternatywę można wybrać etykę, a równość płci gwarantuje prawo. 

   W szkołach w Dubaju obowiązują mundurki, o czym moje siostry mówią z uznaniem. Mnie nie wydaje się to palącą potrzebą wychowawczą. Pomimo umundurowania młodych Aleksandra bardzo jednak współczuje nauczycielom, bo respektu wobec nich prawie nie ma, ani ze strony starszych uczniów, ani rodziców. Kreślony przez nią obraz sytuacji bardzo przypomina mi to, co obserwuję w Polsce. Podobnie zresztą, jak relacja o funkcjonowaniu tych ostatnich. Jak się okazuje, grupy na What’s-upie czy Messengerze, rozgrzewające się do czerwoności przy każdej możliwej okazji, to standard rodzicielskiej aktywności także w Dubaju. A szkoła z tej perspektywy z reguły nieudolna. Do obrazu znanego mi z Polski siostra dodała spostrzeżenia dotyczące różnych narodowości. I tak, wg jej relacji, Hindusi wywierają największą presję na intensywność nauki, a ich dzieci uczą się nie tylko w szkole, ale także popołudniami. Dzieci Libańczyków są w oczach swoich rodziców chodzącymi ideałami, których nie ma prawa dotknąć żadna krytyka. Francuscy rodzice na wszystko narzekają… Arabscy… w zasadzie nie dają się poznać, bo ojcowie zajęci są zarabianiem pieniędzy, mamy, jako się rzekło, niewiele znaczą, a młodzi chłopcy, już jako nastolatkowie są bardzo niezależni, mając poczucie przynależności do elity, jaką faktycznie stanowią, będąc pełnoprawnymi obywatelami emiratu. Oczywiście te opinie Aleksandry należy potraktować z pewnym przymrużeniem oka, na pewno jednak warto docenić, że w Polsce nie mamy takiego zróżnicowania etnicznego – w zasadzie tylko wolontariacko dzielimy się na dwa plemiona…

   Egzamin maturalny córki, odbywający się wg znanego także w Polsce standardu IB – Aleksandra ocenia jako ciężki i stresujący, ale mówi o tym bez emocji. W końcu to przepustka do studiów, jaką trzeba uzyskać, więc nie ma co się użalać nad dzieckiem, które zdaje go w praktyce już jako osoba dorosła. Będąc świeżo pod nawałnicą krytyki polskiej matury, uznałem to za pewien objaw normalności, choć zaraz ktoś zacznie mi tłumaczyć, że matura IB, to zupełnie coś innego, niż ta nasza, najzwyklejsza. Zapewne słusznie, tym bardziej, że siostry zgodnie powiedziały, że matura we Francji to jest obecnie parodia, którą zaliczają nawet bardzo słabi uczniowie. Kiedyś 14 na 20, to był bardzo wysoki wynik, teraz często jest to 20 na 20, a i tak młodzi umieją mniej. Jak widać, politycy nad Sekwaną z tego samego pnia wyrastają, co nasi...

   Swoją rozmowę z siostrami uznałbym samokrytycznie za dziaderskie gadanie, gdyby nie to, że nie są one dziadersami nie tylko z racji płci, ale także znacznie mniej zaawansowanego wieku. Tym niemniej, niepokój o młode pokolenie odczuwają podobny jak ja, wskazując jego wyuczoną bierność, ograniczone aspiracje, przesyt dobrami materialnymi, kreatywność uśpioną życiem w świecie, w którym większość spraw młodych ludzi jest zorganizowana i przesądzona odgórnie. Słuchając, miałem przemożne wrażenie, że obraz młodego pokolenia widziany z Dubaju niewiele różni się od tego, który obserwuję nad Wisłą. Mimo różnic kulturowych pomiędzy tymi miejscami, kondycja młodych ludzi i helikopterowe rodzicielstwo są bardzo podobne. A pamiętajmy, że porównuję tu Polskę z jednym z najbogatszych i najbardziej kosmopolitycznych państw na świecie. Każdy z tego może wyciągnąć wnioski wg własnych preferencji. Na przykład, że instytucja szkoły przeżyła się skali globalnej (moja siostra zapyta wtedy, dlaczego to nie dotyczy Hindusów i Chińczyków, którzy ciężko i z reguły z sukcesem pracują w szkołach takich, jakie są, traktując wykształcenie po prostu jako swoje być albo nie być). Albo, że w ogóle ludzkość jest w potężnym kryzysie, czego słabości szkoły są tylko jednym z symptomów. Dla mnie rozmowa z siostrami o edukacji miała charakter poniekąd kojący – w końcu nic nie poprawia humoru tak bardzo, jak świadomość, że ktoś inny ma podobne kłopoty. Była jednak również istotną pożywką dla refleksji, że szkołę trzeba wymyśleć na nowo. W zasadzie to świetnie się składa, bo w Polsce akurat od 2026 roku ma wejść w życie głęboka reforma edukacji. Niestety, drąży mnie obawa… Drąży mnie morze obaw... Ale to już temat na osobny artykuł.

   Póki co, na odpowiedzialność sióstr mogę zapewnić, że w porównaniu z Dubajem nie wypadamy źle. Czy może raczej, wraz z Dubajem wypadamy równie kiepsko. A już wyłącznie od siebie dodam, że marzenia o wszystkich Finlandiach tego świata są raczej wyrazem naszych kompleksów i codziennych zmartwień, nż rzetelnym odbiciem rzeczywistości. Choć na pewno możemy urządzić edukację mądrzej.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Zielicz Włodzimierz

Tyle, że to nadal schyłkowy światek białego człowieka z małymi dodatkami - poniżej 10% światowej populacji i 30% PKB przy tendencji malejącej ostro. BTW byłem kiedyś w Dubaju na jakimś szkoleniu IB, które się w międzynarodowej szkole (oczywiście prywatnej!) odbywało - uczniowie (nauczyciele mniej, ze zrozumiałych względów, ale TEŻ!) narzekali głównie na sknerstwo jej właścicieli ... ;-)

Skomentował Zielicz Włodzimierz

BTW Program IB i związana z nim matura to nie jest coś dla prawie 90% populacji uczącej się w III RP po "reformie" Handkego-Dzierzgowskiej w szkołach kończących się maturą. To program i matura dla osób mających POTENCJAŁ&ASPIRACJE do podjęcia poważnej nauki na PORZĄDNYCH uczelniach świata!!! :-) Przy czym w ramach tego programu można się SKONCENTROWAĆ na różnych ścieżkach rozwoju intelektualnego ... ;-)

Skomentował Zosia

No i to baaaaaardzo ciekawy wpis! Szczególnie jako 1/psycholożka specjalizująca się w zagadnieniach wielokulturowości, 2/osoba z doświadczeniem pracy w systemie nie-polskim... czytam z uszami postawionymi do pionu. A jeszcze dorzucę dyskusje w międzynarodowej społeczności szkół demokratycznych - kiedy zahaczamy o systemy edukacyjne w ich krajach, mamy niemalże powtórkę z rozrywki. Coś z tą szkołą jest "w ogóle', więc się nieco czuję pocieszona, że to nie tylko Polska tak chachmęci. Ale nie do końca mi lepiej, bo patriotycznie chciałoby się żeby u nas np. Walia zapanowała... (nb koleżeństwo z uniwersytetu w Bristolu, które referowało ich reformę, zaznaczyło na samym początku, że umożliwił ją rząd socjalistyczny, bo w Anglii, gdzie jak wiadomo inne wartości rządzą, taka reforma nie byłaby chyba możliwa... coś do myślenia)

Skomentował Mirosław

Ale numer! Przeżyłem dużo reform edukacji wszystkie na własnym garbie. .Opinia na końcu była : im nowsza tym głupsza. Teraz uważam że była niesprawiedliwa co nie znaczy że były dobre. Mi brakuje po prostu takiego określenia : jak skończysz szkołę średnią to musisz umieć: wykaz.
Jak nie umiesz- spadaj.

Skomentował Katarzyna

Ale czy warto? Edukacja w stylu, jakim znamy, bardzo przyjazna, czy mniej przyjazna, przemija. To taki obraz Turnera, gdy brzydki, zakopcony holownik, mały i niezbyt foremny odprowadza na złom piękny żaglowiec Royal Navy. Kończy się edukacja w stylu elit dla wszystkich. Teraz to co dobre jakościowo, jest źle. Tak naprawdę, wbrew temu co sobie wyobrażamy, teraz mamy rządy mas i zwykłego człowieka. Napewno nie intelektualisty. Moim zdaniem, idzie nowe, może brzydsze, bardziej toporne, ale nie do powstrzymania. Może to nie stanie się jeszcze w tej chwili, ale stanie się nieuchronnie. Proszę popatrzeć na ten obraz, to naprawdę daje do myślenia. K

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...