Blog

Refleksje szpitalne przeniesione na grunt szkolny

(liczba komentarzy 1)

   Zanim będzie o edukacji, najpierw trochę o medycynie. W końcu jedno i drugie to – teoretycznie przynajmniej – służba społeczna, można zatem doszukiwać się analogii.

   Jakiś czas temu odbiła się pewnym echem w mediach opisana przez „Politykę” historia młodego lekarza, który najpierw udzielił pomocy współpasażerowi na pokładzie samolotu, być może zresztą ratując mu życie, by po kilku dniach wystawić liniom lotniczym rachunek za wykonaną usługę.

   Indagowana przez dziennikarza medyczna profesura pozwoliła sobie na delikatną dezaprobatę, wynikającą z archaicznego przekonania, że ratowanie życia jest misją lekarza, i czynności takiej, szczególnie w tak nadzwyczajnym wypadku, wręcz nie godzi się wyceniać. Młodych lekarzy w rzeczonym artykule o zdanie nie spytano, choć z całego kontekstu można się domyśleć, że prawdopodobnie uznaliby zachowanie bohatera publikacji za usprawiedliwione. W końcu czy kompetentna porada lekarska nie powinna być skalkulowana bez względu na okoliczności?

   Opisana historia ani mnie nie zdziwiła, ani obruszyła. Wszak lekarz najpierw udzielił skutecznej i kompetentnej pomocy, nie stawiając żadnych warunków wstępnych, a dopiero potem wystąpił o rekompensatę. Cóż, jak to ktoś ładnie napisał – społeczeństwo relacji ustąpiło miejsca społeczeństwu usług.

   A jeśli chodzi o tak zwaną służbę (?) zdrowia, mam ci ja własne i bardzo świeże z nią porachunki. Dwukrotnie ostatnio miałem nieprzyjemność wejść w bliższy kontakt. Raz, gdy sam wylądowałem w szpitalu (nie należy jeździć na nartach bez kasku!). Drugi raz, gdy stałem się świadkiem szpitalnych losów bliskiej mi osoby. W obu sytuacjach z przerażeniem obserwowałem funkcjonowanie lekarzy. Nie oceniam ich merytorycznych kompetencji – mogę uwierzyć, że w kwestii diagnozy i podjętych decyzji dotyczących leczenia postępowali zgodnie ze sztuką. Rzecz dotyczy relacji z pacjentem. W moim przypadku kontakt lokatora szpitalnego łóżka z (trzema w sumie) medykami, w ciągu 72 godzin, wyniósł łącznie nie więcej niż cztery minuty. Dodajmy do tego jeden uśmiech z ich strony, a odejmijmy kompletny brak porozumienia w zespole medycznym, bo każdy miał inną wizję końca mojej hospitalizacji. Z kolei bliska mi osoba w zasadzie na każde pytanie dotyczące opinii lekarzy, wyników badań i tego wszystkiego, co dla pacjenta jest bez żadnej przesady, kwestią życia i śmierci, mogła odpowiedzieć rodzinie jedynie „nie wiem”. A to lekarz prowadzący poszedł na urlop, a to przyszło zastępstwo, które niewiele wiedziało, a to zmieniono prowadzącego. Po prostu pacjent był niczym rozbitek dryfujący na trawie pośród oceanu. W obu przypadkach jedynym źródłem życiodajnej empatii były niektóre pielęgniarki i salowe.

   Obraz służby zdrowia, jaki zaobserwowałem, nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek misją. Zostały tylko procedury, wyceny, zgody wymagane od pacjenta – wszystko w pełni usprawiedliwione i umotywowane prawnie, ale wyzute ludzkiego pierwiastka. I proszę mi nie mówić, że to nie ludzie decydują, tylko warunki zewnętrzne! To ludzie decydują, jak traktują innych ludzi! Czy jak ludzi właśnie, czy przypadki. W tym miejscu dochodzimy do edukacji.

   Obserwując pracę lekarzy miałem refleksję, że coś podobnego dzieje się chyba z nauczycielami. Szkoła niepostrzeżenie przeobraziła się z instytucji obarczonej misją w zakład usługowy. Miejsce relacji zajmują obowiązki i procedury. Nie uczę, tylko „realizuję podstawę programową”. Nie wychowuję, tylko „zapewniam bezpieczeństwo”. Nie rozmawiam, tylko diagnozuję i oceniam. A uczeń jest niczym pacjent w szpitalu.

   Moja koleżanka świeżo zaliczyła kurs kierowników placówek wypoczynku. Relacjonując jego przebieg opowiedziała mi przede wszystkim o tym, jak to pod żadnym pozorem nie wolno nam-nauczycielom podawać dzieciom lekarstw. Nawet tych przyjmowanych stale, zapakowanych przez rodziców. Nawet przepisanych przez lekarza już podczas wyjazdu. Nawet kropli żołądkowych, mimo telefonicznej zgody rodziców. Prawo wcale nie zabrania nam tego wprost. To tylko kwestia interpretacji, która w przypadku jednym na milion może poskutkować pozwem do sądu ze strony rodziców. Ale tak nie da się budować zdrowych relacji społecznych!

   Być może to, o czym tutaj piszę, to znak czasów. Może próżno się buntować. Ale warto mieć świadomość, że na tych warunkach nigdy nie wybudujemy „szkoły przyszłości”. Procedury zabiją w nas człowieczeństwo, a bez człowieka nie ma relacji, a bez relacji nie ma edukacji. Może warto choć pomyśleć o stawieniu oporu?

   Szkoły oferują dzisiaj swoim klientom kompleksową usługę, która obejmuje, między innymi, bezpieczeństwo, skuteczną naukę, dobre wyniki egzaminów, wysoko wykwalifikowaną kadrę, środki techniczne i pomoce naukowe, komunikację elektroniczną. To wszystko można znaleźć na każdej niemal stronie internetowej szkoły niepublicznej, a coraz częściej także w ofercie szkół publicznych. Wszystko to może być ważne i może być pożyteczne. Ale pozostanie jedynie edukacyjnym pustosłowiem, jeżeli nie będzie wsparte o fundament – czas, jaki nauczyciele mogą (i zechcą!) poświęcić uczniom i ich rodzicom.

   Proponuję więc taki oto wyróżnik dobrej szkoły:

„Każdemu uczniowi i każdemu rodzicowi poświęcamy tyle czasu, ile go potrzebuje!”

   Dodam do tego, zupełnie gratis, tłumaczenie na użytek ochrony zdrowia, jeśli tylko miałaby ochotę stać się "służbą":

„Każdemu pacjentowi poświęcamy tyle czasu, ile go potrzebuje!”

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Adam

W felietonie został poruszony niezwykle ważny problem, który w zasadzie nigdy nie był i nadal nie jest obecny w debacie publicznej: W jakim stopniu szkoła powinna być instytucją relacyjną, a w jakim zadaniową? Wydaje się, że ta kwestia jakoś tak sama się rozstrzygnęła i szkoły w niezauważalnym procesie przemian i dostosowań do gospodarki rynkowej stały się zakładami pracy świadczącymi usługi dla klientów małych (uczniów) i dużych (rodziców). Relacje międzyludzkie układają się natomiast w większości w obiegu nieoficjalnym. Czasem tylko wychodzą na jaw - na ogół w sytuacjach drastycznych.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...