Blog

Szamani w szkołach pilnie potrzebni!

(liczba komentarzy 5)

   Nigdy dotąd nie miałem tyle kłopotu z przygotowaniem kolejnego felietonu, co tym razem. Siedziałem nad pustą kartką papieru przez kilka wieczorów, bezskutecznie oczekując natchnienia….

   Ta „kartka papieru”, to bynajmniej nie przenośnia, ale najprawdziwsza prawda. Nie to, żebym nie umiał posługiwać się, czy nie doceniał zalet edytora tekstu. Doceniam od czasów Tasworda, dzięki któremu napisałem pracę magisterską na ZX Spectrum, w czasach, kiedy MacIntoshowi zmieniano jeszcze pieluchy. A jednak, gdy trzeba coś stworzyć, szczególnie na samym początku pracy, kartka papieru jest dla mnie niezastąpiona. Na użytek cyfrowych tubylców wyjaśnię dlaczego. Otóż jeśli coś na niej napiszę, a potem zmienię zdanie, to mogę to skreślić. Ale myśl skreślona nadal pozostaje w zasięgu wzroku i pomaga generować nowe pomysły. Z ekranu wykasowany tekst znika, a wraz z nim cała potencjalna inspiracja. Oczywiście można być nowoczesnym i zmieniać czcionkę na przekreśloną, ale we mnie wciąż tkwi atawistyczny sentyment do długopisu...

   Siedziałem więc nad kartką papieru i czekałem na inspirację. To nie znaczy, że brakło mi pomysłów, wręcz przeciwnie, było ich aż za dużo, ale bądź to nie widziałem danego tematu w przełożeniu na formę felietonu, bądź to wydawał mi się on na tyle atrakcyjny, że warty zachowania na potrzeby papierowej wersji „Wokół szkoły”. Żeby nie być gołosłownym – „na tapecie” pojawiły się, między innymi, następujące pomysły:

   „Od słów do czynów albo odwrotnie”, czyli problem jałowości debaty edukacyjnej, którą obserwuję w internecie – moc słusznych (czasem sprzecznych) postulatów i pomysłów, bez większej nadziei na rozpowszechnienie w praktyce. Co zrobić, żeby gremialnie przejść od słów do czynów?! A może to niektóre czyny warto by przekuć w słowa?

   „Powiedz, że to indyk!” – inspirowana rodzinnym spotkaniem migawka ze szkoły w Dubaju, do której uczęszcza moja dziesięcioletnia dziś siostrzenica. Trochę podobieństw, trochę zdziwień, a przede wszystkim inspirowana wieprzowiną udającą indycze mięso refleksja nad tym, że także pod inną szerokością geograficzną rodzice są podobni w swoim przekonaniu, że szkoła jest…, hmm…, jakaś taka…, jeżeli wymaga czegoś dla nich niewygodnego.

   „Te przeklęte smartfony” – garść przemyśleń powstałych na gruncie Kodeksu smartfonowego szkoły, który jak raz redaguję na podstawie ustaleń przyjętych wstępnie w gronie nauczycieli, rodziców i uczniów. Z coraz większym przekonaniem, że dzięki technologiom komunikacyjnym edukacja zyskała ogromne możliwości, które jednak są niczym wobec społecznego bagna, w które ludzkość wpadła przy tej okazji. Ze smutną konstatacją, że jest już pozamiatane.

   „Nauczyciel – postać tragiczna” – próba wyjaśnienia, dlaczego młodzi medycy mogą zorganizować strajk ogólnopolski i przebić się ze swoimi postulatami choć do części społeczeństwa, a nauczyciele nawet tego nie potrafią. I dlaczego Rzecznik Praw Dziecka, ciskając ciężkimi oskarżeniami w Ministra Edukacji Narodowej, powołuje się na głosy rodziców, a nie nauczycieli, którzy jako pierwsi powinni bić na alarm. Słabość odruchów protestu w środowisku pedagogicznym w świetle moich obserwacji historycznych zdaje się świadczyć, że ta grupa zawodowa jest po prostu dość oporna… na naukę.

   „Ta zupełnie nieważna edukacja” – coraz dotkliwiej odczuwane przeze mnie wrażenie, że edukacja w Polsce jest ostatnią dziedziną życia w rankingu znaczenia społecznego, niezależnie od tego ile pięknych słów padnie na jej temat w okolicach pierwszego września. I mnóstwo dowodów na to , zarówno ze sfery polityki, publicystyki, jak i własnych doświadczeń.

   „Rodzice - czy aby na pewno brakujące ogniwo systemu edukacji?” – pokłosie dyskusji, w której wziąłem udział na zaproszenie warszawskiego oddziału Klubu Jagiellońskiego. Przy całym szacunku dla rodziców moich uczniów, dla wymogów demokracji i poprawności politycznej - zbyt wiele w szkole widziałem, by marzyć o uzupelnieniu tego brakującego ogniwa. I wcale mnie nie dziwi (choć troche martwi), że rady szkół, których istnienie przewiduje prawo oświatowe, są niewiele tylko częściej spotykane, niż kwiaty paproci.

   Nie mogłem się zatem zdecydować na podjęcie któregoś z tych tematów, tym bardziej, że czas naglił, a każdy z nich, to materiał na dłuższą rozprawę. Odrzuciłem również pomysł napisania drugiej części „Wakacyjnych remanentów”, wychodząc z założenia, że czas, który upłynął od wakacji jest tylko odrobinę krótszy od wieczności, a to, co wtedy wydawało się ważne, dawno już utonęło w wartkim potoku medialnej postprawdy. Dlatego nie wyjaśnię Czytelnikowi, dlaczego zupełnie nie zdziwiło mnie wrzucenie do kosza przez Sejm 900 tysięcy podpisów ludzi żądających referendum w sprawie reformy systemu edukacji. A jako jeden z (prawdopodobnie) niewielu czynnych zwolenników zarówno tej inicjatywy, jak trzy lata wcześniejszego projektu referendum w sprawie wycofania sześciolatków ze szkół, z podobną swobodą odrzuconego bez czytania przez poprzednią większość sejmową, miałbym w tej sprawie sporo do powiedzenia. Mało sympatycznego dla polityków.

   Nie opowiem też o swoich przygodach z rekrutacją nauczyciela fizyki, które pokazały dobitnie, że żadne „twarde” kwalifikacje zawodowe kandydatów nie gwarantują ich elementarnej przyzwoitości w kwestii zawierania umów. A sądząc z opinii moich koleżanek i kolegów po fachu, obniżenie poziomu etyki nauczycieli poszukujących pracy dotyczy nie tylko fizyków i jest zjawiskiem zataczającym coraz szersze kręgi w tym środowisku.

   Dopiero w przyszłości wykorzystam wakacyjną refleksję nad możliwym losem córeczki Marka Zuckerberga, której sławny tata wyraził przekonanie, że jej pokolenie może uczyć się sto razy wydajniej, niż obecne, a posiadane przez niego miliardy dolarów grożą, że tę opinię spróbuje przyoblec w ciało kosztem własnego dziecka (i rykoszetem także tysięcy innych). Moim zdaniem, powinien koniecznie zacząć od szczurów…

   Starczy, pora przejść do meritum. Otóż rozwiązanie problemu braku felietonu zawitało w piątkowy poranek do mojego gabinetu w osobie Michała, niedawnego absolwenta szkoły, który w tym pięknym dniu postanowił na chwilę zawiesić karierę edukacyjną w placówce artystycznej, by odwiedzić stare kąty. Ucięliśmy sobie pogawędkę o tym i o owym, między innymi schodząc na temat zdrowia i samopoczucia, a szczególnie depresji, która dotyka dzisiaj także młodych ludzi. Mój rozmówca, mający zresztą rodzinne tradycje medyczne, „zastrzelił" mnie głęboką refleksją:

   - Kiedyś był szaman, do którego szło się i po ziółka, które miały wyleczyć chorobę, i po wiarę, że się będzie zdrowym. Dzisiaj idzie się do lekarza, który zapisuje leki, ale który z braku czasu i/lub umiejętności nie aplikuje pacjentowi równie bardzo potrzebnej dawki optymizmu.

   Od siebie dodam, że oczywiście większość chorych jakoś sobie radzi, część najbardziej zdesperowanych szuka pomocy psychoterapeutów, ale bywają i tacy, u których fatalny stan psychiczny utrudnia lub uniemożliwia powrót do zdrowia. W trosce o efektywność leczenia gdzieś zagubiło się zrozumienie, że ciało i dusza tworzą jedność, o którą trzeba zadbać w całości. Co intuicyjnie wiedział pradawny szaman, a co umyka chlubiącym się swoją wiedzą ludziom epoki internetu.

   Jeszcze nie zdążyłem uścisnąć dłoni Michała na pożegnanie, gdy przyszła mi do głowy refleksja, że przecież dokładnie tak samo wygląda sytuacja w edukacji. Fascynujemy się coraz bardziej wyrafinowanymi pomysłami skutecznych metod nauczania, rozwijamy metodyki poszczególnych przedmiotów. Chcemy uczyć więcej, szybciej, efektywniej. Czasem tylko wspomnimy (ale to w ramach  ogromnej rewolucji w myśleniu), że w szkole najważniejsze są relacje. Że nauczyciel, który nawet najbardziej kompetentnie i wydajnie przekazuje informacje, organizuje proces ich samodzielnego zdobywania przez uczniów, ocenia, przygotowuje etc., pracując na egzaminacyjny sukces ucznia i rankingowy całej szkoły, nawiązując do analogii z lekarzem, podaje tylko pigułki. Koncentrując się na tym często produkuje przy okazji przyszłych pacjentów poradni zdrowia psychicznego.

   Powiedzmy sobie wprost – nauczyciel powinien być dzisiaj współczesnym odpowiednikiem szamana, który i „w głowie poukłada”, i „sensu życiu nada”. W zagonionym, przebodźcowanym świecie są to zadania fundamentalne, a zarazem bardzo, bardzo trudne. Szamani są więc w szkołach dzisiaj pilnie potrzebni! Co przekazuję pod rozwagę tym, którzy zajmują się kształceniem nauczycieli. Z jednym istotnym „ale” – żaden szaman nic nie zdziała w szkole, w której siódmoklasiści mają codziennie osiem lekcji rozdzielonych kilkuminutowymi przerwami.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Magdalena

Panie Dyrektorze, kto jak kto, ale Pan powinien wiedzieć, że "kartka papieru" to pleonazm, który wykształconemu pedagogowi nie przystoi.

Skomentował Andrzej Lesny

Droga Pani,
"pleonazm [gr.], wypowiedź złożona z wyrazów to samo lub prawie to samo znaczących (np. „ubogi nędzarz”), nadmiar określeń bliskoznacznych (synonimy), nie wnoszących do wypowiedzi dodatkowych wartości znaczeniowych."
Proszę wybaczyć, to nie atak medialny na Panią, tylko moja dociekliwość starcza: czy to jedyna refleksja po przeczytaniu tekstu?

Skomentował Jarosław Pytlak

Ja, niestety, przyznaję się do niegodnej pedagoga ignorancji. Dzięki komentarzowi Magdaleny zapamiętam na resztę życia, co to jest pleonazm - dotychczas byłem przekonany, że to oksymoron. Co nie zmienia faktu, że nie zdawałem sobie sprawy z takiego charakteru wyrażenia "kartka papieru". Mea culpa!
Ale, ale... użycie pleonazmu jest w niektórych przypadkach dopuszczalne, gdy ma to znaczenie retoryczne. Myślę, że w tym przypadku da się ten wyjątek zastosować. "Siedziałem nad kartką papieru" (zamiast nad klawiaturą) brzmi, moim zdaniem, zdecydowanie bardziej dobitnie, niż po prostu "siedziałem nad kartką". Więc niech mi będzie ten pleonazm darowany bez zbytniego uszczerbku dla mniemania o jakości mojego wykształcenia.

Skomentował Władysław Lesny

"oksymoron «metaforyczne zestawienie wyrazów o przeciwstawnym, wykluczającym się znaczeniu, np. gorzkie szczęście» "
A w SJP pleonazm i tautologia są traktowane jako synonimy.
Ja bym się w pierś, nawet własną, nie bił z powodu "kartki papieru". Proszę wykreślić jedno z tych słów (dowolne) i przeczytać całe zdanie. Brzmi nieładnie. Panie Dyrektorze, styl Pańskiej feliotonistyki jest elegancki, nie przegadany. Purysta czepnąłby się pewnie przecinków. Idea ważniejsza, opakowanie istotne, ale to tylko opakowanie. Pozdrawiam serdecznie (pleonazm?).

Skomentował Adam

Pan Jarosław siedzi nad kartką papieru, Pani Magda nad kartką pergaminu, a Pan Władysław - nad kartką pocztową. Więc pleonazm rzekomy :-)
Przy okazji ważną kwestię poruszył Pan Dyrektor; kryterium retoryczne bywa czasem nadrzędne. Dzieje się tak, gdy "po co" jest istotniejsze niż stające mu na drodze "jak".

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...