Blog

Sprawdzam!

(liczba komentarzy 6)

   Kiedy ostatnio wyjaśniłem Czytelnikom bloga, dlaczego nie napisałem jeszcze książki o swojej szkole, otrzymałem wiele wyrazów wsparcia i zachęty, aby nadrobić ten brak. Odezwały się zarówno osoby znane mi, których zdanie bardzo cenię, jak nieznane, którym też bardzo dziękuję za zaangażowanie. W zasadzie powinienem więc rzucić wszystko i zabrać się do pisania mojego opus magnum, ale powstrzymuje mnie nie tylko wspomniany wtedy brak pewności siebie, ale także twarde dane dotyczące społecznego zapotrzebowania na moją twórczość pedagogiczną. Otóż papierowy kwartalnik „Wokół szkoły”, który wydawałem w latach 2014-2019, nie okazał się sukcesem, ani pod względem zainteresowania, ani finansowym. Kładę to na karb ogólnie malejącego zainteresowania słowem drukowanym, tudzież łatwością, z jaką można docierać do różnych treści drogą elektroniczną, co oszczędza mitręgi zamawiania, kupowania, przesyłania, wertowania i składowania wydania papierowego. Ewentualna książka byłaby też niczym innym, jak bytem papierowym. Dlaczego miałby ją spotkać lepszy los, niż perły moich myśli spoczywające w zakurzonych egzemplarzach kwartalnika „Wokół szkoły” na półkach w magazynie?

   Jako człowiek uparty postanowiłem, że nie udostępnię na blogu najcenniejszych dla mnie artykułów z czasopisma. Dokonałem przy tym krytycznego wyboru i 30 spośród nich, wciąż aktualnych, złożyłem w osobny, przeglądowy numer, który zakończył historię drukowania tej publicystyki na papierze. Część nakładu – około 80 sztuk, nadal odpoczywa w magazynie.

   Umówmy się więc, Drodzy Czytelnicy, że za pisanie książki wezmę się natychmiast po sprzedaniu tej końcówki nakładu. Chwilowo, za jedyne 25 złotych wpłacone na wskazane przeze mnie konto, można będzie nie tylko wejść w posiadanie niepublikowanych w internecie – z dwoma wyjątkami, które upowszechniłem po pewnych zmianach – artykułów, ale także je przeczytać, a przy okazji udzielić mi zachęty do napisania książki.

   Proszę tego nie traktować w kategoriach szantażu moralnego, bo kolejne artykuły będę nadal publikować w miarę regularnie na blogu; wszak inspirujących wydarzeń w polskiej oświacie nie brakuje. Zarazem jednak proszę to potraktować, zgodnie z tytułem niniejszego tekstu, w kategorii pokerowego „Sprawdzam!”. Dużo łatwiej jest napisać dziesięć esejów niż jedną książkę, więc zanim zabiorę się do pracy chciałbym mieć przynajmniej kilka dziesiątek zdeklarowanych odbiorców.

   Przeglądowy numer „Wokół szkoły”, to 170 stron ciekawej i w większości wciąż aktualnej publicystyki. Mój ulubiony artykuł, to „Spacer po szkole jako narzędzie ewaluacji wewnętrznej”, który zaczyna się tak:

   W listopadzie 2014 roku Instytut Badań Edukacyjnych zorganizował konferencję naukową poświęconą ewaluacji wewnętrznej. Jej program, adresowany przede wszystkim do dyrektorów szkół podstawowych, służył zaprezentowaniu rozmaitych narzędzi, przydatnych w wewnętrznej ocenie jakości pracy tych placówek. „Interpretacja wyników standaryzowanych testów osiągnięć szkolnych”, „Kontekstowy model efektywności nauczania dla I etapu edukacyjnego”, „Model edukacyjnej wartości dodanej dla II etapu edukacyjnego” – to tematy niektórych tylko spośród wielu zajęć warsztatowych. Niestety, w programie zabrakło miejsca dla najważniejszego, moim zdaniem, narzędzia ewaluacji, jakim powinien być spacer dyrektora po szkole, najlepiej codzienny.

   To wcale nie żart! No dobrze, może trochę... Od dawna uważam, że z prostej w gruncie rzeczy czynności prowadzenia szkoły i dbania o jej jakość zrobiono naukowo-biurokratyczne misterium, w którym bierze udział kadra kierownicza i rzesze nauczycieli, pracowicie mierząc, badając, analizując i wnioskując, przy tej okazji, rzecz jasna, zadrukowując tony papieru i generując terabajty danych. Z czego większość ląduje w koszu w internecie, z reguły nie służąc nikomu i niczemu, może poza kolejnymi analizami i dokumentami.

   Zanim jeszcze planowany portal państwowego nadzoru pedagogicznego stanie się głównym narzędziem obróbki stosów nieprzydatnych danych, którymi będziemy karmić go od świtu do nocy, w prezentowanym tutaj numerze znajdzie Czytelnik cztery impresje ze spacerów dyrektora Pytlaka po szkole STO na Bemowie, zatytułowane kolejno: „Poranek”, „Przedpołudnie”, „Przerwa obiadowa” i „Popołudnie”. Wszystko z lekkim przymrużeniem oka, ale zarazem dość wiernie oddające realia mojej szkoły, oczywiście w wersji stacjonarnej.

   Dla tych, którzy z trudem odnajdują się w rzeczywistości oferuję „Rozważania o udanym życiu” oraz „Kalejdoskop lęków współczesnych”. Tego drugiego proszę się nie bać, bo najlepszą drogą do zapanowania nad lękiem jest uprzytomnienie sobie jego przyczyny.

   Dla sfrustrowanych niską efektywnością nauczania z zastosowaniem technik i metod kształcenia na odległość (brr, co za nowomowa ministerialna) jest w numerze przeglądowym artykuł „Technika na usługach edukacji, czyli krótka historia niespełnionych nadziei”. Może kogoś rozbawi lub wzruszy wspomnienie np. nauczania programowanego? Generalnie Czytelnik dowie się, że w tej dziedzinie nihil novi sub sole.

   Aby dokończyć tę krótką listę zachęt, wspomnę jeszcze artykuł „Czy warto być nauczycielem?”. Dylemat wciąż nierozstrzygnięty, choć…:

   Patrząc na swoje najbliższe otoczenie muszę przyznać, że sytuacja nie wygląda optymistycznie. Oboje z żoną jesteśmy nauczycielami. Mamy ugruntowaną pozycję społeczną, stałe zatrudnienie, niemały dorobek zawodowy. Generalnie lubimy swoją pracę i można powiedzieć żartobliwie, że praca lubi nas. Mimo to żadna z córek nawet nie rozważała możliwości pójścia w nasze ślady i nawet, „na wszelki wypadek, tato”, skrupulatnie ominęły moduły pedagogiczne dostępne w programach swoich studiów. Co prawda młodsza, Ula, od wczesnej młodości zapowiadała, że „zostanie drużynową, tak jak tata”, ale po zrealizowaniu tego planu szybko się wycofała i zajęła karierą zawodową w dziedzinie odległej od pedagogiki. Również w rosnącym gronie absolwentów naszej szkoły ze świecą szukać kogoś, kto został nauczycielem albo deklaruje taki zamiar. Dlaczego tak się dzieje?

   Przeglądowy numer „Wokół szkoły” można zamówić za pośrednictwem strony www.wokolszkoly.edu.pl – jest tam stosowna zakładka do zamawiania numerów archiwalnych.

   Niniejszym rzucam zatem kości, pełen ciekawości, czy ulotna popularność Pytlaka w internecie kryje w sobie jakieś głębsze zapotrzebowanie.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Małgorzata

zamówione :-)

Skomentował Justyna

Zamawiam!

Skomentował Ania

To gdzie mam wpłacić 25 zł? :-)

Skomentował Tomasz Szwed

Jestem na Tak!

Skomentował Tomasz Szwed

Proszę o numer konta.

Skomentował Joanna

Zamówione.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...