Blog

Silni, zwarci, gotowi! Tak jak zwykle…

(liczba komentarzy 4)

   To już przesądzone – 18 stycznia dzieci z klas 1-3 powrócą do stacjonarnej nauki! Myślę, że nie ja jeden pośród dyrektorów szkół mam mieszane uczucia – i cieszę się, i czuję obawę. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z zagrożeń epidemicznych, z drugiej wiem, że przymusowa izolacja w domach i nauka na odległość czynią najmłodszym uczniom szkody trudne do powetowania w przyszłości.

   Mimo obawy jestem pewien, że damy radę. W końcu stajemy w szkołach już po raz któryś tam w ciągu jednego roku wobec trudnego wyzwania. Bogatsi o nabyte w międzyczasie doświadczenia. Jeśli chodzi o relacje z władzami, ująłbym je  w zwięzłej formie ludowej mądrości: „Umiesz liczyć, licz na siebie”. Ewentualnie – powtarzając za mistrzem Potockim – „Nierządem Polska stoi”. Ale są też pozytywy. Na przykład, wątła nić porozumienia między nauczycielami i rodzicami uległa wyraźnemu wzmocnieniu poczuciem, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku.

   Oczywiście, że damy radę. Chciałbym jednak w tym miejscu poprosić, by każdy konsument medialnych przekazów, a szczególnie wizji pana premiera Morawieckiego, dywagacji pana ministra Niedzielskiego oraz zapewnień pana ministra Czarnka miał świadomość, że udział polityków w rozwiązywaniu pandemicznych problemów polskiej edukacji jest co najwyżej symboliczny. Kazania, które głoszą – bo tak określam ich styl komunikowania się ze środowiskiem oświatowym, nie zagrzewają do pracy, nie rodzą nadziei, zazwyczaj potęgują tylko frustrację.

   Zapraszam na krótki przegląd wydarzeń oraz, na ich tle, moich własnych spostrzeżeń, które osobie niezorientowanej mogą przybliżyć nieco sytuację, z jaką mamy do czynienia na cztery dni przed powrotem uczniów klas 1-3 do stacjonarnej nauki.

   Bezpośredniej inspiracji do napisania tego artykułu dostarczyła mi przeprowadzona 13 stycznia przez Mazowieckie Kuratorium Oświaty telekonferencja dla dyrektorów szkół. Inspiracją permanentną są natomiast kolejne, tak ostatnio liczne medialne wystąpienia pana ministra edukacji i nauki.

Odprawa w Kuratorium

   Pani kurator Aurelia Michałowska, jedna z jej podwładnych oraz przedstawicielka wojewódzkiego Sanepidu uczyniły wiele, by przybliżyć słuchającym zasady mające wkrótce obowiązywać podczas stacjonarnej nauki w klasach 1-3. Ich zadanie było o tyle łatwe, że najświeższy wykaz zaleceń sanitarnych niewiele różni się od podobnych dokumentów publikowanych od kilku miesięcy. Nowości jest mało, a tych bardziej istotnych zaledwie kilka.

   Zachwyciło mnie stwierdzenie jednej z prowadzących, że wszyscy „z niecierpliwością czekamy na akt prawny”. Otóż warto mieć świadomość, że w dniu telekonferencji, 13 stycznia, nie było jeszcze znowelizowanego rozporządzenia regulującego pracę szkół. Przekazywane uczestnikom informacje były zatem obarczone znakami zapytania, a na deser padła wręcz zachęta, byśmy śledzili stronę kuratorium i gdy już coś się pojawi, upewnili się co do rzeczywistej treści wprowadzonych regulacji prawnych. Nieodparcie przywiodło mi to na myśl hasło klasyka: „Alleluja i do przodu!”.

   Żeby było jasne – nie mam żadnego żalu do pań prowadzących telekonferencję. W najlepszej wierze zrobiły wszystko co należało – w warunkach stworzonych przez państwo z dykty.

Nikt Ci nie da tyle baniek, ile minister Czarnek obieca

   Jeszcze przed świętami pan minister zapewniał, że jego urząd przygotowuje się na różne ewentualności. W ostatnim tygodniu ferii potwierdził swoje dobre samopoczucie, oświadczając publicznie, że "jesteśmy przygotowani do powrotu dzieci do nauczania stacjonarnego w klasach I-III najbardziej, jak to jest tylko możliwe”. W międzyczasie kilkakrotnie wspominał o prowadzeniu nauczania stacjonarnego w bańkach. Tak często używał tego pojęcia, że nawet eksminister Anna Zalewska wspomniała ostatnio w radiowym wywiadzie o bańkach, określając je jako "słynne". Niestety, w zaleceniach sanitarnych słowo „bańka” nie pada, a jako namiastka pomysłu tworzenia w szkołach wydzielonych grup uczniów i nauczycieli pozostaje jedynie „ogólna zasada”, że klasy mają się ze sobą nie kontaktować, a nauczyciele, „w miarę możliwości”, powinni być przypisani do jednej grupy dzieci.

   Jeśli ministerstwo naprawdę przygotowywałoby się uczciwie do powrotu uczniów do szkół, to pięć, dziesięć, czy nawet piętnaście alternatywnych projektów stosownego rozporządzenia czekałoby w gotowości na moment ogłoszenia rządowej decyzji, która, pierwotnie obiecywana na 8 stycznia, pojawiła się w końcu trzy dni później. Jednak po kolejnych dwóch dniach rozporządzenia nadal nie było.

   Konia z rzędem temu kto odgadnie w tej sytuacji, na czym polegało przygotowanie MEiN „najbardziej, jak to jest tylko możliwe”!

Badania przesiewowe

   Trudno wykluczyć, że pan minister miał na myśli badania przesiewowe, które zaoferowano nauczycielom. Może ktoś kiedyś opisze w poemacie heroikomicznym, ile było sprzecznych informacji, ile wyrzekań pań z Sanepidu, że ten bajzel, to nie ich wina, urzędników z kuratoriów, że oni tylko przekazują informacje… Drobny przykład. Wysłaliśmy z naszej szkoły do Inspekcji Sanitarnej listę chętnych do przebadania się pracowników, w dniu, w którym pierwotnie nakazano. Następnego dnia musieliśmy wysłać kolejną, ujętą w nowych tabelkach. Faktem jest, że kuratorium przeprosiło nas (dyrektorów) potem za zamieszanie. I podziękowało za wysiłek. Ale czy naprawdę nie można było tego wszystkiego zrobić sprawniej, a przede wszystkim na spokojnie?! Tymczasem, jak zwykle, wszystko działo się na ostatnią chwilę, bez cienia szacunku dla tych, którzy na dole musieli wykonywać wszystkie urzędowe czynności. Na przykład, wyszukiwać nauczycieli na feriach, uzyskiwać od nich oświadczenia etc. Może jestem naiwny, ale wyobrażałbym sobie ministra, który w trudnych dniach pandemii pilnuje, by jego ludzie szykowali wariantowe rozwiązania spodziewanych problemów, wyjaśnia pogubionym dlaczego jest tak, jak jest, a nie snuje bajki o terminach szczepień, tropi potwora gender i zapowiada cenzurę podręczników do historii… Rzeczywistości nie da się zaczarować, ani zagadać. Powiedzmy sobie wprost – mimo solennych deklaracji pana ministra nie jesteśmy przygotowani do powrotu do szkół, mentalnie i organizacyjnie, ani trochę lepiej niż 1 września.

Jak polska edukacja walczy z pandemią? W miarę możliwości.

   Myliłby się ktoś przypuszczając, że stawimy w szkołach czoło wirusowi przygotowani najlepiej, jak to możliwe. Kluczem do opisu sytuacji jest raczej zwrot „w miarę możliwości”.

   Jeżeli wychowawczyni klasy 1-3 uczy równocześnie języka angielskiego, a takich jest już sporo, to rzeczywiście w jej grupie nauczyciele będą zmieniać się rzadziej. Ale już katecheci (9 klas w etacie) żadną miarą się w tych „możliwościach” nie zmieszczą. Większość nauczycieli języków obcych również. Wychowawcy świetlicy – także. I tak dalej. Można zadekretować podzielenie dzieci w świetlicy na podgrupy klasowe i wykorzystanie wolnych pomieszczeń starszych klas, ale nauczycieli się w ten sposób nie rozmnoży. Tymczasem zaoferowane zalecenia nie zawierają żadnego nowego rozwiązania, które choć odrobinę ułatwiałoby rzeczywisty podział uczniów na niekontaktujące się grupy. I to jest bodaj największe zaniechanie, za które odpowiada główny lokator gmachu przy alei Szucha.

A dyrektor?

   To co zawsze – może, ba, wręcz musi przyjąć odpowiedzialność za organizację stacjonarnej pracy w szkole. Za izolowanie grup dzieci, co zazwyczaj będzie trudne. Za przypisanie stałych nauczycieli do grup, co w części przypadków będzie niemożliwe. Za egzekwowanie dystansu, maseczek, dezynfekcję wszystkiego, co się da – co okaże się najłatwiejsze, bo mamy w tym już praktykę.

   Dyrektor będzie rzeźbił tak, jak warunki pozwolą. Pan minister będzie wszem i wobec ogłaszał, że świetnie przygotował szkoły do pracy. Ot, podział obowiązków, jaki znamy już od dłuższego czasu. Dyrektor nadal jednak nie będzie mógł bez zgody Sanepidu wprowadzić w szkole nauki hybrydowej. Nie będzie mógł nawet wprowadzić zdalnej łączności nauczyciela z klasą przebywającą pod opieką innego nauczyciela, co mogłoby złagodzić problem peregrynujących anglistów lub katechetów. Ale za to ma przypilnować - to padło podczas konferencji, by płyn dezynfekcyjny w dystrybutorach był na bieżąco uzupełniany.

Jakoś to będzie!

   Najszczęśliwsze będą dzieci. I wielu rodziców. I prezes ZUS, bo jego firma nie będzie musiała wypłacać zasiłków opiekuńczych. I nawet część nauczycieli – osobiście znam całkiem sporą grupę takich, którzy marzą o powrocie do szkoły.

   Ogólnie stoimy, jak na Polaków przystało, silni, zwarci, gotowi. Pod sztandarem polskiej edukacji, na którym wyhaftowano jej aktualne motto: „Jakoś to będzie!”.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Xawer

Nie może być inaczej, bo są to działania propagandowo-pozorowane, a nie rzeczywiste. Doświadczenie (porównanie choćby Szwecji z Norwegią) pokazały, że czy szkoły działają, czy są zakmnięte, czy ludzie noszą maseczki, czy nie noszą, czy restauracje są otwarte, czy zamknięte, czy nauczyciele zostali zaszczepieni w zerowej, pierwszej, drugiej, czy siódmej kolejności, to śmiertelność koronawirusowa jest praktycznie taka sama i wcale nie większa, niż na inne znane od setek lat choroby. Tyle, że szwedzkie społeczeństwo bardzo lubię za zrelaksowany i fatalistyczny styl "co ma być to będzie", a większość innych społeczeństw ma histeryczna podejście "jeśli nawet nie możemy zrobić niczego sensownego, to i tak musimy zrobić cokolwiek, bo wirus jest straszliwy!" Montypythonowską wręcz karykaturę tego podejścia mamy (a zwłaszcza mieliśmy za Szumowskiego, choć Niedzielski bardzo stara mu się dorównać) w Polsce z jego zakazem spacerów w lesie, co uratuje nasze zdrowie.

Kuratorium czy minister nie mogą niczego wyjaśnić i objaśnić, bo wyjaśnień i objaśnień nie ma. Nie da się przekonująco wyjaśnić, dlaczego dziecko siedzące w domu przed telewizorem, jedząc z paczki chipsy wyrośnie zdrowsze, niż gdyby jeździło na nartach w Bukowinie i zjadło miskę kwaśnicy i talerz pierogów w restauracji. Ani dlaczego krytyczne dla jego psychyki i rozwoju jest, by spotykało się z kolegami, ale tylko z jednej klasy, ale od tych o rok starszych było starannie odseparowane. Byle tylko myło rączki płynem dezynfekcyjnym, a nie po prostu mydłem!!!

Skomentował Dori

Chciałabym mieć w pracy zapewnione maseczki. Do tej pory żadnej nie dostałam. Boję się, że to ja będę tym najsłabszym ogniwem. Uczę prawie 200 uczniów.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Nadal, co dziwne, rząd w edukacji NADAL nie umie sensownie wykorzystać TVP. Ot choćby w kwestii tego angielskiego/innych języków w klasach I-III czy nawet religii w tych klasach. Akurat jest masa filmików dla dzieci (że wspomnę popularną kiedyś w Polsce "Ulicę sezamkową) do nauki języków.Do reliigii pewnie też by się zanlazły. Cóż przeszkadza uruchomić kanał (za sportowe - jakoś zawodów teraz nie ma) z takimi filmikami (na 3 poziomach!) i zalecić klasom I-III do oglądania, żeby"bańka była bańką ... " ??? ;-)

Skomentował Xawer

@Dori
W czym problem? W kiosku z gazetami można szmacianą maseczkę wielokrotnego użytku (w różnych kolorach, ale bez wzorków) kupić za 4.50. Ktoś to musi "zapewniać", bo pięciozłotówka to majątek tak ogromny, że nikogo na to nie stać? Ołówki dla 200 uczniów też ktoś musi zapewnić, a inaczej nie będą mieli czytm pisać?

@W.Z.
Polska od powstania telewizji była przeciwna nauce języków. Gołym okiem widać i gołym uchem słychać, że w krajach, w których TV nadaje nie jakieś specjalne programy, ale zwykłe i filmy tylko z podpisami większość ludzi jako tako potrafi się po angielsku porozumieć. A w krajach, w których jest dubbing czy lektor, zagłuszający oryginalny dźwięk, mnóstwo ludzi nie rozumie nic.
Znajomym dzieciakom, uczących się dopiero angielskiego polecam angielski dźwięk i polskie podpisy, albo - na ciut wyższym poziomie, ale gdy jeszcze nie rozumieją - angielski dźwięk z angielskimi podpisami "dla niesłyszących". W dobie cyfrowej telewizji kombinowanie z dźwiękiem i podpisami nie jest problemem.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...