Blog

Rankingu „Perspektyw” advocatus (diaboli)

(liczba komentarzy 15)

   Stało się po raz dwudziesty piąty! I zawrzało, też nie po raz pierwszy…

   Portal edukacyjny „Perspektywy” ogłosił swoje doroczne rankingi: liceów ogólnokształcących oraz techników. W sumie 1000 i 500 szkół, uszeregowanych według wyników matur oraz osiągnięć uczniów w olimpiadach przedmiotowych. Wiadomo, które placówki są najlepsze, które poszły do przodu niczym konie po betonie, a które stoczyły się, nawet o sto i więcej pozycji. Oczywiście w zakresie przyjętych kryteriów.

   Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, czy nasze społeczeństwo jest podzielone praktycznie w każdej możliwej kwestii, to zróżnicowane reakcje na ranking „Perspektyw” są tego dobrym potwierdzeniem. Przywykliśmy już do różnic poglądów pomiędzy bańkami informacyjnymi, ale w tym przypadku podział rysuje się wewnątrz jednej bańki, wśród ludzi jednako zaangażowanych w edukację, zarazem zatroskanych jej obecnym kryzysem.

   Publikacja rankingów „Perspektyw” od kilku lat niezmiennie wywołuje falę komentarzy, wskazujących na szkodliwość tego typu inicjatyw. To współzawodnictwo ma napędzać wyścig szczurów i koncentrować uwagę opinii publicznej na wynikach, które wszak stanowią jedynie wycinek tego, co powinno być istotne w ocenie jakości pracy szkoły. Padają sugestie, że czołowe miejsca okupione są przez uczniów katorżniczą pracą, korepetycjami, licznymi przypadkami depresji oraz pozbywaniem się przez szkoły „po drodze” takich, którzy nie rokują dobrego wyniku na egzaminie maturalnym. W konkluzji: siedem nieszczęść i po co to komu?!

   Podział bynajmniej nie przejawia się w gwałtownych polemikach. Zwolennicy rankingu nie muszą czynnie stawać w jego obronie, zupełnie wystarczy spojrzeć na promienne twarze dyrektorów czołowych placówek, pozujących do zdjęć z dyplomami w rękach podczas gali ogólnopolskiej i w regionach. Najwyraźniej wysoka pozycja traktowana jest jako zasłużona nagroda za dobrą pracę placówki. Co zresztą ukrywać, w dość powszechnym odbiorze społecznym jest ona w istocie źródłem satysfakcji i prestiżu, a co za tym idzie, pożądania ze strony kolejnych roczników absolwentów klas ósmych.

   Satysfakcję z wyników rankingu ujawniło prywatnie sporo moich znajomych, skądinąd niestrudzenie zaangażowanych w sprawy edukacji. Ktoś wyraził zadowolenie, że jego placówka po raz pierwszy w historii okazała się najlepsza w mieście, ktoś inny ucieszył się, że jego licealna Alma Mater jest w tym roku wyżej niż tradycyjny rywal zza lokalnej miedzy. Komuś sprawiła radość wysoka pozycja szkoły, do której chodzi jego dziecko. W żadnym z tych i wielu innych, podobnych komunikatów, nie było śladu krytyki idei rankingu. Światli ludzie, poważani w swoich środowiskach, czyżby w tej akurat kwestii haniebnie błądzili?

   Z kolei popularny i ceniony bloger edukacyjny, Dariusz Chętkowski, z ogłoszonej listy odczytał symptomy upadku liceów z małych ośrodków, wskazując konkretne przykłady corocznych, kolejnych  degradacji do dalszych setek rankingu. Upatruje w tym – moim zdaniem słusznie – jeszcze jeden symptom kryzysu, w jakim pogrąża się polska edukacja. Co ciekawe, nie podejrzewa, teoretycznie możliwych, lokalnych zmian paradygmatu – świadomego odejścia od transmisyjnej funkcji szkoły nauczającej, na rzecz szkoły relacji, które w tych trudnych czasach powinny zastąpić system zwany pruskim. Ja też tego nie podejrzewam, no może w jakichś pojedynczych przypadkach… Po prostu obserwujemy przejawy uwiądu publicznej edukacji, którego beneficjentami będą, a właściwie już są, przede wszystkim placówki niepubliczne. Nie bardzo widać to jeszcze w czołówce, ale na dalszych miejscach i owszem.

   Osobiście w pełni podzielam wiele opinii krytyków rankingu. Co więcej, jako dyrektor szkoły podstawowej, która też corocznie szeregowana jest wśród innych pod względem wyników egzaminu ósmoklasisty, publicznie deklaruję brak zainteresowania zajmowanym miejscem. Wyrazem tego jest przestrzeganie rodziców zapisujących dzieci do STO na Bemowie, że jeśli szukają gwarancji wysokiego wyniku końcowego testu, to trafili pod zły adres. Jest też konsekwentna odmowa umieszczania naszych rezultatów w zestawieniu publikowanym na chwałę organizacji przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe, niezależnie od tego, czy w danym roku poszło nam lepiej czy gorzej. Co oczywiście nie znaczy, że nie przykładamy się do przygotowania uczniów do egzaminu. Choć jako pedagog uważam psychozę przedegzaminacyjną za jedno z przekleństw polskiej szkoły, to przecież nie mam prawa odmówić uczniom (i ich rodzicom) wsparcia w obliczu tak ważnego dla nich wyzwania. Ponieważ jednak zawsze przyjmowaliśmy do szkoły dzieci o bardzo różnym potencjale, nie mogę traktować średniej z egzaminu jako dobrej miary jakości naszej pracy. Znacznie lepszą, choć nieformalną, jest wieść gminna o fajnej, dobrej dla uczniów szkole, która niezmiennie zachęca rodziców kolejnych roczników dzieci, do starania się o miejsce w naszej placówce. Muszę jednak zaznaczyć, że z racji wyjątkowo długiego osadzenia w tym środowisku mogę sobie na taki luksusu pozwolić. Mało kto ma taką możliwość.

   To, co napisałem tutaj w kontekście swojej szkoły i egzaminu ósmoklasisty można ekstrapolować na każde liceum i technikum umieszczone w rankingu „Perspektyw”. Wynik matur i laury olimpijskie to praktycznie jedyne obiektywne kryteria oceny szkół tego typu. Warto przy tym zwrócić uwagę, że ranking jest inicjatywą biznesową. Dwadzieścia pięć lat jego funkcjonowania wskazuje, że dobrze odpowiada na społeczne zapotrzebowanie. Dlaczego? Bo innych miar, dostępnych dla ogółu rodziców i uczniów, po prostu nie ma. A czy w ogóle są potrzebne?! Oczywiście! Ta potrzeba wynika po prostu z ludzkiej natury. Na co dzień wartościujemy niemal wszystko, co jest w naszym otoczeniu; porównywanie jest ludzką potrzebą. Aby je ułatwić w wymianie handlowej, wymyślono pieniądze. Aby je ułatwić na rynku edukacyjnym, wymyślono rankingi (a chwilę wcześniej egzaminy).

   W tym miejscu dochodzimy do marzenia krytyków, by znaleźć alternatywę. Takie kryteria oceny, które uwzględniać będą to, co w szkole powinno być najważniejsze. To bardzo piękne, ale zmusza do postawienia pytania, co konkretnie? Bo wyobrażenie o tym, jaka szkoła jest dobra, bywa różne nie tylko w społeczeństwie, ale nawet w środowisku pedagogicznym. Znalezienie dobrej miary porównawczej przypomina poszukiwanie kamienia filozoficznego. Może ktoś pamięta jeszcze ewaluację zewnętrzną placówek oświatowych, która za poprzedniej władzy przeszła przez polskie szkoły niczym tsunami? To misterium biurokratyczne, angażujące czas i ludzką energię, które zaskutkowało tysiacami podobnie brzmiących raportów, na dłuższą metę nieprzydatnych do niczego?

   Ja też miałem autorski pomysł w tej kwestii. Wymyśliłem, że o jakości szkoły mogą wypowiedzieć się rodzice kończących ją absolwentów. Nawet przez kilka lat praktykowaliśmy to w STO na Bemowie, z niemałym trudem skłaniając opierających się rodziców do wyrażenia swojej opinii, niechętnych, choć była anonimowa. Kto jest ciekawy, może zajrzeć do opisu tego pomysłu, który opublikowałem na blogu (TUTAJ), a którego idealistyczne oderwanie od realiów wskazali bezpośrednio pod artykułem nawet życzliwi skądinąd komentatorzy. Pomysł, teoretycznie dobry, okazał się niewypałem. Co wróżę wszystkim innym inicjatywom, próbującym mierzyć niemierzalne. Cały problem bowiem polega na tym, że poza wynikami egzaminów nie ma innych obiektywnych miar jakości działania szkoły. Jedyna, która liczy się w praktyce, opinia w poczcie pantoflowej, jest bardzo cenna, ale niestety, nie daje się usystematyzować.

   Jest paradoksem, że wśród krytyków rankingów są także osoby, które dałyby się posiekać za ideę, że placówki powinny być różnorodne, i że powinny wspierać rozwój uczniów. Wbrew pozorom, ranking wychodzi naprzeciw temu zapotrzebowaniu. Pomaga podjąć decyzję, czy aplikować do szkoły o wyraźnym rysie programowym, stawiającej wysokie wymagania, ale dającej nadzieję na równie wysoki wynik maturalny, czy raczej wybrać uczelnię mniej ambitną. Nie cenię rankingów, widzę ich szkodliwość, ale widzę również zapotrzebowanie społeczne, na które odpowiadają. Poza tym, powtórzę raz jeszcze, że nie widzę sensownej alternatywy.

   Broniąc w tym artykule sensu rankingu „Perspektyw” (czując się przy tym niezbyt komfortowo, jako advocatus diaboli), muszę dla równowagi podkreślić, że miejsce szkoły powinno być tylko jednym z czynników branych pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o jej wyborze. O ile to możliwe, warto posłuchać opinii znajomych, które, choć subiektywne, dają zazwyczaj dość klarowny obraz sytuacji. Przede wszystkim jednak trzeba się wybrać do każdej wchodzącej w grę placówki i przyjrzeć, jak się prezentuje. Dzisiaj chyba wszystkie organizują jakąś formę dni otwartych, z czego należy skwapliwie skorzystać.

   Szkoła, jaka jest, każdy widzi… może zobaczyć, o ile tylko potrafi obserwować. Ciekawe oczy zlustrują sale lekcyjne, otaksują salę gimnastyczną i pracownie przedmiotowe lub odnotują ich brak, krytycznie ocenią wygląd i język nauczycieli. Warto jednak zwrócić uwagę również na sprawy, których znaczenie zazwyczaj umyka niewprawnym obserwatorom. Na przykład, czy ogłoszenia, informacje, zakazy, nakazy są zapisane w sposób sympatyczny i zrozumiały dla odbiorców, czy w wystroju szkoły jest jakiś pomysł, czy widać ślady uczniowskiej aktywności i życia społeczności szkolnej. Jeśli jest możliwość obejrzenia szkoły w czasie, gdy są w niej uczniowie, warto zwrócić uwagę, czy zauważają oni obecność gościa, witają z uśmiechem lub przynajmniej respektują jego obecność? Jak komunikują się między sobą? Jak zachowują się wobec pracowników szkoły i vice versa? No i, oczywiście, co jedni i drudzy mówią o programie działania.

   Niestety, dzisiejszy świat stymuluje aktywność komunikacyjną, w jej nadmiarze zacierając podział na rzeczy ważne i mniej istotne. W materii egzaminów zdecydowanie ważniejsza jest kwestia zawartości podstawy programowej, w dalszej kolejności, wymagania egzaminacyjne, a rankingi są sprawą wtórną. Jako się rzekło, były, są i będą, przynajmniej dopóki nie znajdziemy jakiegoś zupełnie rewolucyjnego patentu na powszechną edukację.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Jest jeszcze inny aspekt(pozytywny!) rankingu "Perspektyw", o którym nie wspomniano. Jest to aspekt motywacyjny. Otóż, wbrew pozorom, nie słyszałem o szkole/nauczycielu, który zostałby ukarany za wyjątkowo niskie wyniki czy to matur (albo innych egzaminów) - choćby jakąś formą kontroli szukającej przyczyn takiego stanu rzeczy - nie słyszałem o takim przypadku. Jeszcze gorzej jest z nagradzaniem za wyjątkowo dobre wyniki czy to egzaminów czy to rozwoju potencjału uczniów zdolnych. Otóż, bardzo profesjonalnie robiony ranking (właściwie RANKINGI!)"Perspektyw".
Otóż ranking "Perspektyw" dostarcza motywacji dyrektorom szkół (której wcześniej, poza hobbystami, nie mieli pamiętam te czasy!) do wspierania tej grupki nauczycieli (naprawdę niewielkiej - to w skali Polski góra(!) 100-200 osób, którzy mają umiejętności i CHĘCI do pomocy uczniom zdolnym w rozwoju. Gorzej z kuratoriami czy OP, choć i tu przynajmniej ich nie tępią, acz przypadek Marka Golki najpierw z Radomia a później Szczecina - najlepszego w Polsce fizyka, profesora oświaty etc. mówi, że niekoniecznie. Ranking uderza w interesy i WŁADZĘ urzędników - bez niego to oni, wg. swojego WIDZI MI SIĘ, określaliby, która szkoła/nauczyciel jest dobra, a która/który nie. A zawsze kogoś trzeba nagrodzić/ukarać bądź awansować/zdegradować etc. Tak bardzo uderzały, że w oficjalnych wskazówkach dla "ewaluatorów" p. Berdzik wyraźnie napisano, by żadnych EFEKTÓW pracy szkoły/nauczyciela nie brać pod uwagę przy ewaluacji, tylko formalną(papierkową!) poprawność tej pracy. I można łatwo znaleźć dowody na to, że poza satysfakcją i trochę lepszymi uczniami w szkole, ci z najlepszymi EFEKTAMI pracy NIC z tego nie mają. Nawet przy wybitnych sukcesów MIĘDZYNARODOWCH, ale bez rankingu "Perspektyw" mieliby jeszcze bardziej pod górkę, jak to w kraju, gdzie szewc z Pcimia zazdrości kanonikowi z Torunia awansu na biskupa... :-( vide:
https://www.warszawa.pl/ranking-szkol-srednich-perspektyw-powtorka-po-2-latach/
https://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/interpelacja.xsp?typ=ZAP&nr=5726
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/brak-nauczycieli-to-tylko-wierzcholek-gory-lodowej-szykuje-sie-kleska/0bbpy8m,79cfc278

Skomentował Włodzimierz Zielicz

I jeszcze jedno - najlepiej ocenia się przez PORÓWNIANIE rzeczy podobnych. Do porównywania szkół kształcących czołówkę (te wszystkie szkoły z pierwszej setki przyjmują najlepszych u SIEBIE, więc młodzież w nich jest PORÓWNYWALNA!) ranking "Perspektyw" jest najlepszy. Do porównywania 90% szkół, które w rankingu "Perspektyw" nie występują, wymyślono EWD - dla szkół rankingowych zbyt mało precyzyjny i oparty wyłącznie na egzaminach zewnętrznych!!!

Skomentował Anna

Przecież w tych szkołach z góry rankingu całe klasy chodzą na korepetycje z przedmiotów rozszerzonych, zwłaszcza w klasie maturalnej, ale też dużo wcześniej. Staszic, Hoffmanowa, Kopernik, dziękuję za zarobek.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Anna
Jasne! A skąd te dane??? Bo napisać każdy może cokolwiek... ;-) W Staszicu akurat tak około połowy rocznika jest po finałach olimpiad - nie zdaje matur. Reszta jest na zbliżonym poziomie, a dla matexów wogóle trudno przy ich poziomie znaleźć korepetytorów żeby od uczniów nie byli głupsi ... Ale owszem w każdej szkole korepetycje BYWAJĄ i zawsze były - również w PRL, II RP, za cara/cesarza/kajzera. W tej chwili również w takich, gdzie czesne jest na poziomie 100 tys. zł rocznie - coś o tym wiem ;-)

Skomentował Anna

Uczniowie ze zwykłych klas mat-fiz na korepetycje chodzą, z różnych powodów: chcą się poczuć pewniej, poćwiczyć dodatkowo, bo nie ma matematyki i są spacery do parku, bo fizyczka na macierzyńskim i nie ma lekcji, bo wszyscy chodzą, bo lekcji zdalnych nie mieli lub z nich nie korzystali, bo na lekcji jest głośno (co mnie zaskoczyło w przypadku niektórych szkół), bo jest za dużo osób w klasie i trudno się skupić i zadać pytanie, powody są różne. Zejdźmy na ziemię, korepetycje obecnie nie bywają, tylko są masowe.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Anna
Oj fantazja poniosła ... ;-)

Skomentował Anna

@ Włodzimierz Zielicz
No cóż, można też pozostać w swoim świecie... :-)

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Anna
No ja akurat w jednej z tych szkół codziennie na Librusie widzę nieobecności i zastępstwa, wiem, kto jest na macierzyńskim, a na dodatek nijakiego parku w otoczeniu nie widzę ... ;-)

Skomentował Ppp

Podstawowe pytanie:
Czy uczeń dobrze rozwiązujący egzaminacyjne testy jest człowiekiem dobrze przygotowanym do życia?
Pamiętam, jak chodziłem do kilku liceów, by któreś wybrać. UCIEKŁEM z tego, gdzie dyrektorka chwaliła się wysokimi lokatami uczniów na olimpiadach - w nauce nie o to chodzi.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Ppp
1.Sukces w olimpiadzie (przynajmniej z grupy STEM) nie jest związany z umiejętnością "rozwiązywania testów egzaminacyjnych".
2.Proszę porównać listy zwycięzców(laureatów) tych olimpiad sprzed 20-40 lat z listą profesury odpowiednich kierunków na UW, UJ, PW etc. czy odpowiednich instytutów PAN. Zresztą również na listach laureatów Olimpiady Polonistycznej można spotkać sporo znanych dziś w świecie kultury jednostek ;-)
3.Co to znaczy "dobre przygotowanie do życia" i czy da się to jakoś ZMIERZYĆ ??? ;-)

Skomentował Iza

Nie wyobrażam sobie jak do Olimpiady STEM można by się przygotować na korepetycjach????. Do tego są potrzebni ponadprzeciętni uczniowie i genialni nauczyciele. Olimpiady to dla zdolnych uczniów wspaniała przygoda z nauką, kreatywne spędzenie wolnego czasu i uczenie się trudnej sztuki wyboru (często taki olimpijczyk ma 2 z niektórych przedmiotów, bo taka jest cena skupienia się na ulubionej dyscyplinie). Ale to oczywiście nie jest dla wszystkich i myślę, że w tych najlepszych liceach też większość uczniów nie jest wybitnie uzdolniona i w żadnych olimpiadach nie startuje. Sukcesy w olimpiadach pokazują czy dana szkoła ma pedagogów potrafiących pracować z uzdolnioną młodzieżą. W żaden sposób nie są one miarą ogólnego „poziomu nauczania”. Każda szkoła z czołówki rankingu Perspektyw musi mieć tych nauczycieli pasjonatów, bo inaczej nie byłoby sukcesów ich uczniów..

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Iza
W mojej szkole (Staszic) około POŁOWY uczniów w roczniku maturalnym jest po, minimum, finale jakiejś olimpiady przedmiotowej, najczęściej (choć nie wyłącznie!) z grupy STEM ... ;-)

Skomentował Iza

@Włodzimierz Zelicz I dlatego ta szkoła jest numer 1 w rankingu „ Perspektyw”????. Gratulacje! Za moich szkolych czasów tak samo było w VI LO w Radomiu. W mat-fiz około 1/3 uczniów to byli finaliści i laureaci olimpiad. Ale Ci mniej zdolni chodzili na korepetycje np. z matematyki, żeby się w szkole utrzymać. Po prostu poziom wyrównywał do najlepszych i nie wszyscy sobie radzili, a ambicje - często rodziców - nie pozwalały iść do innej szkoły (wtedy to było możliwe, bo były chyba jakieś punkty za świadectwa, a wiadomo, że 5 czy 6 mogla oznaczać różne rzeczy i taki uczeń trafiał do klasy z 70 proc. laureatów konkursów kuratoryjnych z matematyki, fizyki czy chemii). Dlatego jako rodzic 10 razy się zastanowię, czy moje dziecko jest na pewno na tyle zdolne, żeby je motywować do pójścia do takiej szkoly, gdzie jest po prostu inny poziom oczekiwań, ale też uczniów. Często rodzice mają mylne wyobrażenie o zdolnościach i motywacji swoich dzieci i później pojawiają się klienci u korepetytorów z liceów z czołówki rankingu. I tutaj zgadzam się z Dyrektorem Pytlakiem, że najlepsza szkoła dla każdego oznacza coś innego.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Iza
1.Ja akurat z VI paru absolwentów (i Marka Golkę!) znam. Znam też dyr.Semika
2.Wszystkie szkoły w czołówce rankingu przyjmują generalnie najlepszych na swoim terenie. Mają więc uczniów o porównywalnych potencjałach. Wyniki rankingu pokazują, jak te potencjały wykorzystują. Zgadzam się, że to nie są szkoły dla każdego, tak jak nie dla każdego jest szkoła mistrzostwa sportowego w jakichś konkurencjach czy szkoły muzyczne albo baletowe ...
3.Bzdurą jest natomiast przypuszczenie, że wynikom, szczególnie olimpiad, sprzyja jakiś nieludzki dryl - to raczej wymaga dobrej współpracy nauczycieli, uczniów i absolwentów! Dyktator Iraku Saddam i jego synowie tak bardzo chcieli sukcesów swoich sportowców, że tych, którzy zawiedli, potrafili żywcem(!) rozpuszczać w kwasie. Mimo to, choć Saddam rządził długo, Irak NIGDY nie stał się sportową potęgą ... ;-)

Skomentował Iza

@ Włodzimierz Zielicz Absolutnie zgadzam się, że sukcesy w olimpiadach to przede wszystkim pasja nauczycieli i uczniów. Na siłę z nikogo nie da się zrobić olimpijczyka. Nie znam nikogo, kto żałowałby tej dodatkowej całkiem sporej pracy. Po prostu jak się nie nadawał, to się za to nie brał.. .Ja swoją chemię z Prof. Banaszkiewiczem i Prof. Serafin wspominam jako najlepsze co mi się w LO trafiło, chociaż mimo sukcesów chemikiem nie zostałam i wybrałam całkiem inną ścieżkę niż nauka:). Profesora Golkę wspominamy wszyscy na każdym spotkaniu klasowym - po prostu człowiek-instytucja, a nie nauczyciel:). Gdybym nie miała okazji mieć z nim zajęć, to bym nie uwierzyła, że taki istnieje:).

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...