Blog

O szczepieniach w szkole - głos sceptyczny

(liczba komentarzy 5)

   Rząd zamierza wysłać dyrektorów szkół i nauczycieli na pierwszą linię walki z pandemią! Poważnie!

   Jeśli wierzyć zapowiedziom płynącym z Ministerstwa Edukacji i Nauki, mamy w pierwszych tygodniach września pokierować akcją informacyjną adresowaną do…, hmm…, …uczniów? …rodziców?, jakoś zaagitować ich do zaszczepienia się przeciw COVID-19, no i zorganizować akcję szczepień na terenie swoich placówek. A wszystko to bez śladu marchewki czy – jak kto woli – kija, jakim mogłoby być, na przykład, ograniczenie wstępu osobom niezaszczepionym do instytucji kultury czy obiektów sportowych. Co praktykuje się już w niektórych krajach.

   Pod koniec lipca odwiedziliśmy z żoną Muzeum Wielkiej Wojny (I Wojny Światowej) w Meux niedaleko Paryża. Przy wejściu musieliśmy okazać świadectwo pełnego szczepienia i dopiero po tym zostaliśmy (z uśmiechem) zaproszeni do środka. Wystarczyła stosowna decyzja władz Republiki i postraszenie społeczeństwa, że takie samo świadectwo będzie trzeba okazać przed zajęciem miejsca w restauracji, by naród francuski gremialnie ruszył się szczepić. Można? Można!  

   Osobiście jestem zwolennikiem szczepionek z kilku istotnych powodów i bardzo proszę nie użalać się nad moją głupotą/naiwnością/łatwowiernością, jeśli ktoś wyznaje pogląd przeciwny. Należę do pokolenia, które swoje zdrowe dzieciństwo zawdzięcza rozpowszechnieniu szczepień ochronnych. Ich dobrodziejstwo nie podlegało żadnym wątpliwościom naszych rodziców, a przymus był traktowany jako coś zupełnie normalnego – trybut na rzecz dobra własnego i wspólnego zarazem.

   Jako magister biologii wykształcony na Uniwersytecie Warszawskim wiem wystarczająco dużo o działaniu układu odpornościowego i kwasów nukleinowych, by zakwalifikować jako bzdury wiele twierdzeń, które przewijają się w argumentacji przeciw szczepionkom. Po kursie wirusologii rozumiem również niebezpieczeństwo pojawienia się nowych, bardziej zjadliwych i zaraźliwych mutacji koronawirusa, nawet takich, które zaczną zabijać dzieci. Uważam technologię szczepionek mRNA nie za niesprawdzoną, ale szybko rozwiniętą i zaadaptowaną w warunkach gwałtownego wzrostu zagrożenia. Fakt, że jest to również biznes, nie budzi moich podejrzeń, bo cały postęp cywilizacyjny jest zarazem historią biznesu.

   Nie traktuję ewentualnego nakazu szczepień jako zamachu na moją wolność, bo życie w społeczeństwie ogranicza moją swobodę w wielu dziedzinach. Nie wszystkie prawa mi się podobają, ale nie snuję mrzonek o świecie, w którym każdy bez ograniczeń decyduje o sobie. Uważam, że jest to po prostu niemożliwe.

   Jako świadek śmierci z powodu COVID-19 całego szeregu osób, w tym kolegi-nauczyciela, z którym wspólnie przepracowałem 25 lat, nie kupuję twierdzenia, że jest to taka trochę cięższa grypa. Z kolei jako dyrektor szkoły, która nigdy nie została całkowicie zamknięta, bo cały czas prowadziła zajęcia stacjonarne dla dzieci medyków i uczniów posiadających specjalne potrzeby edukacyjne, stwierdzam, że dopiero zaszczepienie zdecydowanej większości nauczycieli pozwoliło nam spokojnie pracować i zakończyło kontredans kolejnych zachorowań i kwarantann.

   Z tych wszystkich powodów jestem zdeklarowanym zwolennikiem szczepień przeciw COVID-19 i bardzo martwi mnie narastający w społeczeństwie konflikt wokół tego tematu. Paradoksalnie jednak, piszę ten artykuł w odruchu buntu przeciwko próbie wysłania mnie, jako dyrektora szkoły na pierwszą linię walki o powszechne zaszczepienie się.

   Jestem przekonany, że nikt we władzach nie traktuje serio pomysłu, by szkoły pociągnęły akcję szczepień. To czysta manipulacja i niejeden polityk ze sfer rządowych zapewne zaciera ręce na myśl, jaki to świetny sposób, by poudawać, że walczy się z pandemią, a zarazem nie zadrzeć z coraz bardziej aktywnymi przeciwnikami szczepionek; przy okazji skierować ich agresję przeciw poukrywanemu w szkołach lewactwu. Tym bardziej, że zdeklarowanych antyszczepionkowców nie brakuje i w samym PiS. W mojej opinii cała ta akcja jest z góry skazana na porażkę, a jedyne, co przyniesie na pewno, to jeszcze więcej emocji i jeszcze głębsze podziały w środowisku szkolnym.

   W tej chwili szczepionki dostępne są dla wszystkich chętnych. Ba, przy okazji zaszczepienia zyskuje się szansę wygrania cennej nagrody. Można więc założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że kto miał skorzystać z tej możliwości, już z niej skorzystał. Reszta narodu ma to gdzieś, a że odsetek zaszczepionych w różnych miejscach jest tym mniejszy, im większe było tam wyborcze poparcie dla Zjednoczonej Prawicy, owa „reszta” to w dużej mierze wyborcy obecnych władz. Które doskonale zdają sobie sprawę, że nie mogą zadzierać ze swoim elektoratem.

   Pomysł byłby realny pięćdziesiąt lat temu. Kierownik szkoły miał autorytet, wykształcenie bardziej szanowano, a mądrość dostępna w recenzowanych przed wydaniem książkach nie miała konkurencji w postaci targowiska najróżniejszych, często sprzecznych informacji, dostępnego dla wszystkich w internecie. W obecnych warunkach autorytet szkoły, zarówno dyrektora, jak nauczycieli, przestał istnieć, ludzi wykształconych przybyło, ale przeciętny poziom wiedzy zmalał, zaś indywidualne prawa do zaspokajania własnych potrzeb zdecydowanie zdominowały myślenie w kategoriach dobra wspólnego. I na tak umeblowanej scenie mają wystąpić nauczyciele z proszczepionkowym przekazem. Ha!

   Pół biedy, jeśli rodzice po prostu spokojnie wysłuchają komunikatu. Nikt rozsądny nie myśli chyba, że poza nielicznymi wyjątkami głos nauczyciela kogokolwiek przekona. Oczywiście oprócz przekonanych, którzy zdążyli już wcześniej zaszczepić siebie i swoje dzieci. Gorzej, jeśli trafi na wojującego antyszczepionkowca, który rozpęta jałową dyskusję albo po prostu zwymyśla prowadzącego zebranie. Z kolei próba bezpośredniego zachęcania młodzieży w szkole do szczepień jest prostym dążeniem do zderzenia czołowego. Zdecydowana większość uczniów z racji młodego wieku potrzebuje zgody rodzica, żeby się zaszczepić. Jeśli ten ostatni będzie przeciwny, to powrót zaagitowanej przez nauczyciela latorośli do domu prędzej wywoła rodzicielską złość – skierowaną oczywiście przeciwko szkole – niż zmianę poglądu na szczepienie. Nic dziwnego, skoro od lat politycy w różnych brudnych celach jak mantrę powtarzają, że „rodzic najlepiej wie, co jest dobre dla jego dziecka”. A to jest, proszę wybaczyć dygresję, tzw. trzecia prawda księdza Tischnera.

   Władza chce, aby kadra kierownicza szkół wykonała za nią czarną robotę i dostarczyła alibi dla dalszego niepodejmowania niezbędnych acz wielce niewygodnych decyzji.

   Jeśli Czytelnik podziela mój pogląd na potrzebę powszechnych szczepień, niech mimo wszystko nie potępia mnie za niechęć do współdziałania w akcji planowanej przez rząd. Mój udział w walce z COVID-19 polega na osobistym przykładzie – szczepiłem się w pierwszym możliwym terminie, oraz na  świadectwie, jakie daję wyrażając publicznie swój pogląd na sprawę. Natomiast jeśli chodzi o podejmowanie niezbędnych kroków, by rozszerzyć całą akcję, niech władze przestaną dokonywać uników, niech dadzą przykładny odpór antyszczepionkowcom we własnych szeregach i niech podejmą decyzje niepopularne ale niezbędne, aby bardziej upowszechnić szczepienia.

   Rządzący otrzymali właśnie obietnicę ogromnych podwyżek, motywowaną wielką odpowiedzialnością ich pracy. W tym samym czasie dyrektorom szkół, którzy na co dzień ponoszą odpowiedzialność za swoich uczniów i pracowników oferuje się... sankcje karne, jakie minister Czarnek zamierza wpisać do prawa oświatowego. Na ten temat napiszę jeszcze w osobnym poście, ale mam nadzieję, że już samo to zestawienie wystarczająco sugestywnie pokazuje, jak władza traktuje ludzi pracujących w systemie edukacji. A jeśli komuś mało, to niech zwróci jeszcze uwagę, że zapowiadając obciążenie szkół obowiązkami związanymi z promowaniem i organizowaniem szczepień przeciw COVID-19, nie mówi się w ogóle o wynagrodzeniu tej pracy. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni to raz, kiedy dokłada się obowiązków pracownikom oświaty, traktując ich jako kompilację Siłaczki i Doktora Judyma, pracujących dla Narodu i Idei, a w domyśle - żywiących się pyłkiem kwiatowym. 

   Najwyższa pora, aby rządzący zaczęli wreszcie uczciwie pracować na tę swoją podobno wielką odpowiedzialność!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował zbyszeik

warto zachować część populacji niezaszczepionej na wypadek gdy eksperyment się nie powiedzie. Wtedy ci wolni od eksperymentu będą mogli pomóc zaszczepionym. czy to ma sens.

Skomentował Xawer

Stosowna decyzja władz Republiki (Rad) wystarczała również do wysłania ludzi na Sołowki albo na Workutę i nie wypuszczanie ich stamtąd. Jeśli państwa nie wprowadziły obowiązku szczepień lege artis, to decyzją administracji nie wolno im odbierać ludziom wolności wstępu do muzeów. Ani przekraczania granicy. Francja, Niemcy czy Słowacja nie zobaczą mnie już długo. Takiemu zamordyzmowi nie mam zamiaru się podporządkowywać. I choć swojego czasu wahałem się: szczepić się covidowo, czy nie, to obecnie wobec tyranii przymusu zdecydowanie odmawiam. Może to Pan uznać za strategię "na złość mamie odmrożę sobie uszy", ale po pierwsze nie jest mi w nie zimno i nie czuję ze strony Covid większego zagrożenia, niż ze strony raka prostaty, po drugie rządy nie są moją mamą, a ja dzieckiem, a po trzecie zalew propagandy "szczep się" jest taki, że mnie odstręcza bardziej, niż reklamy telewizyjne od łykania pastylek na wątrobę, odchudzanie i erekcję jednocześnie.

W naszym dzieciństwie rzeczywiście przymus był traktowany jako zupełnie normalny trybut na rzecz zbiorowości. Tyle, że płącony pod sowieckimi bagnetami, czy pałkami ich lokalnych sługusów. Moje pierwsze wspomnienie na ten temat, to było opiekowanie się Ojcem, na którym ten przymus w 1968 wykonał aktyw robotniczy, że ledwo to przeżył, ale kilka miesięcy z łóżka nie wstawał. Ale oczywiście! Można było? Można było! Przeżył..

Z moich bliskich nikt na Covid nie umarł, a na powikłania pogrypowe co najmniej dwie osoby. Mamy więc przeciwne doświadczenia. Ale z grypą, nawet tak zjadliwą jak "hongkong" (1969-71), która zabiła moją Babcię, nikt nie robił cyrków ani po jednej, ani drugiej stronie żelaznej kurtyny. Szczepień nie było, ale mimo to nikt nie robił lockdownów, maseczek, zamykania szkół, etc., choć z lektur historycznych wiem, że takie zdarzały się w czasie "hiszpanki". Choć wtedy to trudno rozróżnić, czy bardziej z powodu grypy, czy Wojny i powojennych ruchawek komunistów i starć granicznych ostatecznego ustalania granic.

Nie wiem jak to się stało, że wytworzyły się dwa przekonania medialne:
1. utożsamienie ludzi (połowy populacji), którzy nie chcą się szczepić na covid z agresywnym ekstremizmem "antyszczepionkowców" podpalających gabinety;
2. przekonanie, że jest duża korelacja pomiędzy chęcią do zaszczepienia się a preferencjami politycznym, że zwolennicy lewicy szczepić się chcą, a zwolennicy prawicy nie. Wśród swoich znajomych nie widzę takiej korelacji. Sam nie chcę się szczepić, a jestem liberałem, nie prawicowcem. I właśnie liberalizm nakazuje mi protestować przeciwko wymuszaniu działań na ludziach i oddaniu tak ogromnej strefy wolności w imię ułudy bezpieczeństwa "zaszczep się (koniecznie trzema dawkami) a staniesz się nieśmiertelny i nie umrzesz!" Jakbym nie umiał dopowiedzieć sobie "....nie umrzesz na covid" i mi robiło różnicę, czy umrę na raka, covid, wylew, czy wpadnę pod samochód. Na coś umrzeć muszę. I raczej mam już i tak większość życia za sobą.

"Pomysł byłby realny pięćdziesiąt lat temu."
Oczywiście! Nie chodzi o szacunek i autorytet, tylko o system komunistyczny, w miejscu dzisiejszej _liberalnej_ demokracji. Demokracja musi się samoograniczać w swoich działaniach i wymaganiach, inaczej bardzo szybko stanie się tyranią. Historia międzywojennych Niemiec tego najlepszym przykładem.

Skomentował Jarosław Pytlak

@Xaver - nawet nie próbuję polemizować. Jest Pan najlepiej zorientowanym, najlogiczniej myślącym, najbardziej pryncypialnym komentatorem świata. Dzięki temu Czytelnicy mogą ujrzeć moje bajdurzenie we właściwym świetle. Dziękuję!
PS, Tym razem przeszedł Pan samego siebie!

Skomentował Ppp

Nie jestem pewien, czy „naród francuski gremialnie ruszył się szczepić” - może po prostu poszło kilka procent wahających się, a kto był twardo „na nie”, takim pozostał? Tylko zrobili to wszyscy jednocześnie, stąd wrażenie masowości. Protesty też były całkiem pokaźne.
Generalnie ma Pan rację – to jest obowiązek rządu. Pan, jako biolog, może odpowiadać na pytania zainteresowanych. Nie powinien być Pan jednak narażany na awantury w gabinecie.
Pozdrawiam.

Skomentował Kajetan

Szanowny Panie Dyrektorze,
zgadzam się, że nie powinno być rolą szkoły prowadzenie gierek politycznych. Ale zgadzam się również, że nie jest rolą państwa zmuszanie nas w tak niemerytoryczny sposób do przyjmowania jakichś preparatów. Ale prawdę mówiąc dostrzegam problem na zupełnie innym poziomie.
Po pierwsze zacząłbym od pytania, dlaczego w ogóle jesteśmy w sytuacji, w której cały Świat zwariował na punkcie choroby, która statystycznie jest zagrożeniem dla - uwaga, te liczby są tak absurdalne, że aż dziw, że nie pytamy o nie na co dzień! – 0,05% populacji poniżej 70 roku życia? Przecież te liczby w żaden sposób nie nominują do miana pandemii, bo nie wyróżniają tego schorzenia od pozostałych, na które ludzkość cierpi od dziesięcioleci.
Po drugie - ściśle wiąże się to powyższym – zadajmy pytanie, jak doszło do tego, że dajemy się zamykać w domach lub zakładać na usta szmatki, które rzekomo mają nas ochronić przed śmiercionośnym wirusem? Nawet uczniowie klas 1-3 rozumieją, że rozmiary jakiegokolwiek wirusa mają się tak do otworów w apaszce, jak ziarnko ryżu do hula hoop. A zatem to trochę tak, jakby – przepraszam za porównanie – uprawiać stosunek w skarpetce i twierdzić, że jest się bezpiecznym.
Ale po trzecie - wg mnie najważniejsze – z jakiegoś powodu utożsamia się ruch oporu przeciwko preparatom na TEGO wirusa z tzw. antyszczepionkowcami. Tymczasem osobiście znam wielu przeciwników tego eksperymentu medycznego, którzy są i zawsze byli zwolennikami szczepień. Rzecz bowiem w tym, abyśmy rozumieli, że TO, o czym mówimy i do czego chcielibyśmy zmuszać nasze dzieci, NIE JEST szczepionką.
Żeby więc nie zamienić tego bloga, który szczerzę cenię, w bazarową dysputę, zachęcam Wszystkich do poszperania w internecie. Czytam z uwagą źródła pochodzące od obu „frontów”. To, co rzuca się na pierwszy rzut oka, to absolutny brak merytorycznej rozmowy po stronie rządów oraz przedstawicieli sektora medycznego. Widzę tam bandę oszołomów z miernym wykształceniem posługującego się frazesami z całą kampanią dezinformacyjną oddziałującą jedynie na emocje. Proszę tylko wczytać się w te materiały: https://www.aotm.gov.pl/aktualnosci/najnowsze/ruszyla-kampania-szczepien-przeciwko-covid-19/ To nie tylko brak konkretów, ale przede wszystkim kłamstwa. Weźmy np. ten film: https://www.youtube.com/watch?v=8xRZDqSl0IY - po pierwsze te preparaty NIE PRZESZŁY testów i dlatego zostały dopuszczone przez UE WARUNKOWO, a po wtóre URPL nie dopuszcza. Do URLP się po prostu zgłasza. A Polska przyjmowała te preparaty do obrotu tego samego dnia, co UE, więc nie miała zbyt wiele czasu, na jakiekolwiek testy.
Czy ktoś widział kiedykolwiek konkurs dla uczestników szczepienia? Już sam pomysł zapala mi w głowie czerwoną lampkę. Czy konkurs dla uczestników szczepień to komunikacja, którą kieruje się do ludzi wykształconych i świadomych? Ale czy zamiast tego znajdziemy na stronach gov.pl jakieś liczby? Statystyki? Przeciwskazania? Informacje o skutkach ubocznych? Skład? Wyniki badań? Informacje o ich przebiegu? Liczności grupy badawczej i kontrolnej?
Nie. Nie znajdziemy. I nikt nam ich nie poda. A gdy ktoś zbyt natarczywie pyta, jak np. poseł Konfederacji: https://www.youtube.com/watch?v=VbNQ1_LejI8 – to media głównego nurtu zrobią z niego szaleńca lub bandytę: https://forsal.pl/gospodarka/polityka/artykuly/8220207,prezes-urpl-sklada-zawiadomienie-do-prokuratury-na-brauna.html – metody radzieckie, nieprawdaż?
Tymczasem strona przeciwna zaczęła właśnie od zadawania merytorycznych pytań, na które nikt nie chce odpowiadać. Ba, już od samego stawiania tych pytań wyzywano pytających od foliarzy, płaskoziemców i właśnie antyszczepionkowców. Proszę choćby prześledzić losy listu otwartego do Niedzielskiego, który od samego początku jest skutecznie wyciszany: https://www.petycjeonline.com/list_otwarty_--_trzy_pytania_naukowcow_i_lekarzy_do_ministra_zdrowia_w_sprawie_bezpieczestwa_i_skutecznoci_szczepie_na_sars-cov-2 To tylko pierwszy z brzegu przykład, a takich są dziesiątki.
Co do przebiegu choroby. Choć to smutne, to niestety prawdziwe: pacjenci przechodzą chorobę ciężko gdy 1) mają choroby współistniejące 2) są źle leczeni. Niestety świat od samego początku leczy się nieskutecznie. Skutecznie był dla przykładu leczony Donald Trump. Co jednak zabawne (albo i nie), leczono go dokładnie tak, jak grupa ośmieszonych przez mainstream amerykańskich lekarzy rekomendowała leczyć TĘ chorobę już w lipcu 2020 roku: https://www.bitchute.com/video/nAEyxYksUchj/ Z naszego podwórka mamy dr Bodnara, który od ponad roku apeluje o badania skutecznie stosowanych przez niego metod i które również są bardzo precyzyjnie odraczane w czasie: https://www.rp.pl/Farmacja/210319251-Amantadyna-lekiem-na-COVID-19-Mial-juz-byc-wynik-a-badania-jeszcze-nie-ruszyly.html
I przechodząc do preparatów, od których zaczęliśmy dyskusję: przestańmy nazywać je szczepionkami. Te preparaty NIE SĄ szczepionkami. Te eksperyment medyczny, a preparaty zostały dopuszczone do obrotu warunkowo: https://www.ema.europa.eu/en/news/ema-recommends-first-covid-19-vaccine-authorisation-eu
To, że skład jest niezbadany, a skutki uboczne nieznane, już wiemy. To, że te preparaty NIE DZIAŁAJĄ jak tradycyjne szczepionki, w których wstrzykuje się do organizmu osłabionego wirusa też niektórzy już kojarzą. Ale to, że producent wstrzykuje nam sztuczną substancję niewydzieloną z prawdziwego wirusa i sam przestrzega przed możliwością przenoszeniem się występującego po zastrzyku zakażenia na osoby niezaszczepione, brzmi naprawdę potwornie źle: https://dailyheadlines.net/it-is-official-from-pfizers-own-documents-stay-away-from-the-vaxxed
W internecie są już tysiące opinii SPECJALISTÓW na ten temat. I nie mówimy o biznesmenach i celebrytach jak Horban czy Fauci. Mówimy o prawdziwych lekarzach, doktorach nauk i profesorach. Znów pierwszy z brzegu przykład: https://www.bitchute.com/video/y5PjTkRMeLxO/ albo https://www.bitchute.com/video/i2fMnrMH3Zm3/ - proszę zwrócić uwagę, że to są poważni ludzie z poważnym dorobkiem naukowym. Nie mianowano ich wczoraj. Niektórzy mają po kilkadziesiąt lat doświadczenia. Mówią merytorycznie, posługują się faktami i powołują się na badania naukowe. Jak możemy równać to do kampanii typu #OstatniaProsta? Bądźmy poważni!
Zanim więc rozpętamy jałową dyskusję, co Dyrektor Szkoły powinien, a czego nie powinien, szczerze polecam dowiedzieć się, czym są tzw. „szczepionki”, jakie niosą zagrożenia, a jakie oferują korzyści. Jeśli wyjdziemy od tego, to może w ogóle nie będziemy musieli rozważać sensu przymuszania do nich kogokolwiek, bo po prostu go tam nie znajdziemy ;)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...