Blog

O ludzkim wiązaniu pętli na własną szyję

(liczba komentarzy 1)

   W sobotni, ciepły wieczór przedwyborczy wybrałem się na wycieczkę po Warszawie. Wsiadłem do niemal pustego tramwaju, który obiecywał przewiezienie mnie z Bemowa do Centrum. Na kolejnym przystanku dosiadło się kilka osób, a że za oknem widać było głównie ciemność, zacząłem obserwować współpasażerów. Moją uwagę przykuło troje młodych ludzi. Krępy, może osiemnastoletni chłopak wyraźnie był pod wpływem. Niepewnie przesuwał się w głąb wagonu, kurczowo chwytając poręcze, by wreszcie z ulgą osiąść na fotelu, tuląc do piersi zamkniętą butelkę piwa. Dwie, na oko czternastoletnie dziewczyny, które wsiadły innymi drzwiami, najwyraźniej koleżanki, równie niepewnie przeszły kilka metrów i opadły na sąsiadujące ze sobą siedzenia. Ani na moment nie oderwały przy tym wzroku od trzymanych na wysokości twarzy smartfonów.

   Tramwaj podążał swoją drogą, chłopak z błędnym wzrokiem kiwał się monotonnie w takt podróży, jedna z dziewcząt na wpół leżała, patrząc na oparty na piersi ekran, a druga podrygiwała, zapewne w rytm muzyki. Mnie zaś ogarnęły niewesołe myśli.

   Wszyscy wiedzą, że alkohol jest szkodliwy, prawo zabrania  sprzedawania go  nieletnim, a możliwość reklamy bardzo ograniczono. Powszechnie też wiadomo, że nawet niewielka ilość trunku może doprowadzić do stanu ograniczenia świadomości, a nadużywanie grozi uzależnieniem. Zaobserwowany obrazek uderzył mnie wszakże podobieństwem sytuacji, jeśli chodzi o smartfony. Obie dziewczyny były niewątpliwie w stanie ograniczonej świadomości, pochłonięte bez reszty swoimi urządzeniami. Także niemal leżąca pozycja jednej z nich, dosyć szokująca w takim miejscu, przywiodła mi na myśl osobę pijaną.

   Nie urodziłem się wczoraj – niejeden raz widziałem już młodych ludzi z wzrokiem bez reszty zatopionym w małym ekranie. Nie mam wątpliwości, że smartfony stały się współczesnym narkotykiem, dostarczającym przyjemnych bodźców i uzależniającym nie mniej niż substancje chemiczne. Tyle że głosząc wobec młodych ludzi szkodliwość alkoholu, jako nauczyciel mam wsparcie prawa, zwyczaju, społeczeństwa. Mówiąc o szkodliwości nadużywania smartfonów jawię się dziwolągiem nienadążającym za nowoczesnością.  Upajający sposób działania alkoholu jest taki sam od stuleci, natomiast nad uzależnieniem ludzi od urządzeń mobilnych bez przerwy pracują dziesiątki tysięcy speców od marketingu, programistów, psychologów, wobec których pomysłowości jako nauczyciel jestem kompletnie bezsilny. Ba, sam też jestem przedmiotem manipulacji. Oferuje mi się choćby mobilne usługi bankowe, żebym szybciej i sprawniej wydawał pieniądze, jak również setki uprzyjemniających i poprawiających (rzekomo) jakość życia aplikacji, co w efekcie powoduje, że zapomnienie smartfona wywołuje u mnie wyraźne objawy stresu. Mogę się buntować, wyrzucić to urządzenie w diabły, ale przecież pokusa wygody jest trudna do odparcia, a gdyby nawet starczyło mi siły charakteru, prędzej czy później okaże się, że wiele udogodnień cywilizacyjnych bez urządzenia mobilnego stanie się w końcu dla mnie niedostępnych.  Tkwi w tym interes bajecznie bogatych, potężnych koncernów, jak również władzy dowolnego autoramentu, łakomej wszelakich big data o aktywności wszystkich obywateli.

   W międzyczasie tramwaj dowiózł nas w okolice galerii handlowej, gdzie wysiadłem, podobnie jak dwie dziewczyny; chłopak pożeglował dalej w wagonie, wciąż tuląc swoją butelkę. Kierując się w stronę pobliskiego centrum utonąłem w morzu ludzi przelewających się przez oba szerokie wejścia owej świątyni konsumpcji. Większość wychodzących dźwigała plastikowe torby, wypełnione rozmaitymi dobrami. I tutaj przyszła mi na myśl Greta Thunberg, odważnie oskarżająca dorosłych o lekkomyślny brak troski o Ziemię. Nie sądzę, by nabywcy tych wszystkich dóbr mieli choćby cień refleksji podobnej do tego, co głosi dzielna Szwedka. Że z ich sobotnich zakupów urośnie kolejna hałda śmieci z opakowań, a w domach przybędą stosy niepotrzebnych rzeczy, których ogromną ilość dostrzega się najlepiej dopiero podczas porządkowania mieszkania po zmarłej bliskiej osobie.

   Cóż z tego, że co przytomniejsi ludzie na całym świecie próbują wylansować modę na ograniczenie konsumpcji i dokonywanie rozumnych zakupów (swoją drogą polecam ciekawy artykuł na ten temat prof. Stanisława Czachorowskiego „Pięć razy R oraz trzy razy U” – tutaj). Cóż z tego, że ja, jako światły nauczyciel, chciałbym podobną modę upowszechnić wśród swoich uczniów. Problem w tym, że wydaje się to walką z wiatrakami. Chociaż samoograniczenie się ludzi jawi się dzisiaj jedynym chyba rozsądnym sposobem ograniczenia niebezpieczeństwa ogólnej katastrofy ekologicznej, klimatycznej, cywilizacyjnej, związanej z dewastacją i zaśmieceniem Ziemi i zaburzeniem globalnej homeostazy, to możliwość oddziaływania na tłumy konsumentów, z których każdy chce coś z życia „urwać” dla siebie, bo przecież „ma do tego prawo”, „mu się to należy”, zatrąca o utopię. Fundusze, pompowane w zwiększenie produkcji wszystkiego i zachęcenie ludzi, by to wszystko kupowali, są o wiele większe od tych, które inwestuje się w budowanie świadomości ekologicznej.

   Wracając do domu z paczką babeczek śmietankowych, których zakup był prawdziwym celem mojej podróży, kisiłem się w naprawdę podłym nastroju. Tym bardziej, że ten mechanizm: dostarczanie zachęty i miłych wrażeń, za cenę „tylko” podpięcia niemal na stałe do cudownego wynalazku – smartfona, albo możliwości kompulsywnego gromadzenia różnych dóbr,, znajduje też na moich oczach doskonałe zastosowanie w polityce. W krótkim czasie niemal na całym świecie urosła rzesza działaczy obiecujących swoim wyborcom rozmaite świadczenia, materialne i godnościowe, aby tylko wprawieni w dobry nastrój oddali władzę swoim dobroczyńcom. Nie musimy mieć kompleksów; ów mechanizm, który doskonale znamy z naszego kraju, sprawdził się także w Stanach Zjednoczonych, wynosząc do rangi prezydenta Donalda Trumpa, biznesmena o, delikatnie mówiąc, wątpliwych kwalifikacjach moralnych.

   Myślę, że ludzkość, jak nigdy, potrzebuje dzisiaj mądrości, a jedyne jej źródło upatruję w dobrej edukacji. Obawiam się jednak, że ani politycy, w pogoni za swoimi doraźnymi interesami, ani wielki biznes, zainteresowany głównie powiększaniem produkcji i sprzedaży, nie dają nadziei na rozumną zmianę kursu w tej kwestii. Tym bardziej, że na zmianę świadomości młodego pokolenia trzeba byłoby poczekać ładnych parę lat. Dlatego, zamiast walczyć z wiatrakami, będziemy zapewne w szkołach nadal uczyć o protistach. Przydatność tego żadna, ale upowszechnienie wiedzy o nich nikomu nie zagrozi zepsuciem interesów.

   Postscriptum:

   Wielki Brat chyba wyczuł mój podły, a zarazem buntowniczy nastrój. Kiedy po powrocie do domu oddałem się ulubionej grze w Candy Crash na moim smartfonie, ze zdumieniem stwierdziłem, że nigdy wcześniej, a przeszedłem już blisko 4600 poziomów, nie zostałem obdarowany tyloma doładowaniami i dodatkowymi „życiami”, z które musiałem zapłacić "tylko" wielokrotnym obejrzeniem niewielkiego zestawu reklam. Niestety, do wyrzucenia tej gry z telefonu brakuje mi jeszcze siły woli. Jak idiota racjonalizuję sytuację, wmawiając sobie, że z powodu tej niewinnej rozrywki przecież nic złego się nie dzieje…

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Xawer

"potrzebuje dzisiaj mądrości, a jedyne jej źródło upatruję w dobrej edukacji"
Skąd to upatrywanie? Czy widzi Pan więcej "mądrości" (rozumianej jako coś egzemplifikowanego przez wstrzemięźliwość od piwa i smartfonów oraz empatyczną dbałość o całość Świata) wśród absolwentów jakiejkolwiek europejskiej szkoły, nawet tak dobrej, jak fińskie, czy może jednak więcej wśród buddyjskich mnichów w Nepalu albo dżinistycznych, niepiśmiennych ascetach na prowincji Indii?
Skłonności do działań autodestrukcyjnych i destrukcyjnych zbiorowo nie miały nigdy i nigdzie zauważalnej korelacji z edukacją i obecne są w ludzkości od jej zarania, a nawet wcześniej - wśród małp człekokształtnych. Asceza, wstrzemięźliwość itp. były zawsze domeną nisz religijnych najróżniejszych religii. Nigdy nigdzie w świecie spożycie alkoholu wśród wykształconych ludzi nie było zauważalnie niższe, niż wśród takich, bez żadnej edukacji. A uzależnienie od smartfonów (i mnóstwo innych uzależnień, jak choćby "pracoholizm") wśród edukowanych jest częstsze, niż wśród ubogich duchem.
Wyedukowani ludzie, choć doskonale wiedzą, jakie są skutki picia, palenia, itp., wcale od tego nie stronią. By rzucić przykład świetnie wyedukowanego i bardzo mądrego profesora kardiologii, umierającego na raka płuc w wyniku palenia, nigdy też nie stroniącego od alkoholu.

Chyba, że przymiotnik "dobra" w "dobra edukacja" nie oznacza różnicy w stylu tej pomiędzy Finlandią a Mołdową, albo między dobrym wykształceniem w Oxfordzie a badziewnym w Akademii Środkowopomorskiej, ale coś zupełnie innego, nie wiadomo jakiego, poza tym, że jest "dobra", niezdefiniowanego, nieistniejącego nigdzie, nieosiągalnego w życiu doczesnym, ale ex definitione prowadzącego do Zbawienia Świata.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...