Blog

Nie zagłosuję na nauczyciela!

(liczba komentarzy 4)

   Jak doniosły media, w kolejce po mandat parlamentarny ustawiła się w tegorocznych wyborach silna grupa prominentnych nauczycieli. Poselskiego fotela w Sejmie pozazdrościli ministrowi edukacji narodowej, Dariuszowi Piontkowskiemu, jego najbliżsi współpracownicy: Maciej Kopeć, Marzena Machałek oraz Iwona Michałek. Kandyduje również pani kurator oświaty z Mazowsza, Aurelia Michałowska. Wszyscy wymienieni, jak jeden mąż, nauczyciele z wieloletnim stażem, choć już od jakiegoś czasu politycy.

   Kandydują oni z list Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość, czemu akurat trudno się dziwić, bowiem tylko to ugrupowanie jest obecnie szafarzem wysokich funkcji państwowych. Moje rozważania proszę jednak odnieść również do prominentnych nauczycieli o innej przynależności politycznej, którzy funkcje rządowe pełnili w poprzednich rozdaniach władzy. Bycie nauczycielem bowiem, to nie tylko zawód, ale też pewien ponadpartyjny stan ducha, który – taką stawiam tutaj tezę – nie jest z mojego, obywatelskiego punktu widzenia dobrą rekomendacją do kariery politycznej, nawet tylko w systemie oświaty. Choć funkcja urzędnicza w MEN jest czymś odmiennym niż praca przy tablicy, pewne nauczycielskie cechy wspomnianych wyżej pań i panów odciskają na niej swoje wyraźne piętno.

   To co łączy obecne kierownictwo resortu edukacji, a także zażywającą wczasów w Brukseli byłą panią minister, Annę Zalewską, to bogata i ze wszech miar pozytywna karta zawodowa z lat pracy w szkole. O pani Zalewskiej można przeczytać  w internecie – i nie jest to materiał propagandowy – m.in.:

„Młodzież wspomina ją bardzo dobrze. Jako innowacyjną, pełną pasji. Zabierała dzieciaki do teatru, kina, bardzo to lubiła. Była kreatywnym, nie sztampowym, trochę zwariowanym nauczycielem”.

   Z kolei o Dariuszu Piontkowskim jako nauczycielu tak wypowiada się jego były uczeń:

„Pana profesora wspominam bardzo dobrze. Był osobą ciekawie prowadzącą zajęcia, otwartą na rozmowy z uczniami, wspierającą rozwój zainteresowań. (…) Profesor miał swoje poglądy (…), ale można z nim było swobodnie dyskutować. Był na przykład za wejściem do Unii, ale chętnie słuchał argumentów przeciwników tego pomysłu”.

   Zarówno pan minister, jak jego poprzedniczka, choć dawno już odeszli od tablicy, wciąż manifestują poczucie przynależności do macierzystej grupy zawodowej. Stąd zwrot „Koleżanki i koledzy!”, jakim opatrzyli w kolejnych latach swoje listy na początek roku szkolnego kierowane do środowiska oświatowego. Cóż więc takiego się stało, że znaczna część adresatów owej korespondencji w pierwszym odruchu reagowała oburzeniem, odrzucając samą możliwość istnienia więzów koleżeństwa z ministrami, w powszechnym odczuciu działającymi wbrew interesowi systemu oświaty w ogóle, a nauczycieli w szczególności? Jaki mechanizm spowodował, że dobrzy nauczyciele, obejmujący w ramach swojej kariery politycznej wysokie funkcje w systemie oświaty, tak dramatycznie oderwali się od swojego środowiska? To ciekawe pytania, na które odpowiedź wiele mówi o tych osobach, a jeszcze więcej – jak śmiem twierdzić – o nauczycielach w ogóle.

   Anna Zalewska i Dariusz Piontkowski, a pewnie także inni kandydujący w obecnych wyborach prominenci oświatowi, czują się nauczycielami. Bez wątpienia wciąż prezentują pewne nauczycielskie nawyki. Ostatnio fala wzburzenia przeszła przez sieć, gdy pan minister z wysoka potraktował dziennikarkę, która zwróciła się do niego słowami: „Jeśli chodzi o reformę, która miała nie dotknąć uczniów, a wprowadza chaos…”. Odpowiedział mianowicie: „Ale jeszcze raz wyraźnie mówię, że chaos to jest być może w pani głowie, dotyczący oświaty”. Można dostrzec w tej odzywce przejaw braku dobrego wychowania, ale czy naprawdę różni się ona aż tak bardzo od  znanych mi osobiście ze szkoły pedagogicznych bon motów, typu: „Jak nie będziesz się uczył, Kowalski, to spotkamy się w Biedronce. Po dwóch stronach kasy…”. Albo „Coś Ci się pokiełbasiło, młody człowieku. Weź się do wreszcie roboty, jeśli nie chcesz trafić do łopaty”? Myślę, że w rzeczonej sytuacji panu ministrowi coś się pokiełbasiło, ale nie sądzę, by świadomie chciał obrazić dziennikarkę. Raczej tylko odruchowo sprowadził ją do parteru. Po nauczycielsku. Ex cathedra. A upewnia mnie w tej diagnozie kompletny brak emocji na jego twarzy w chwili wypowiadania feralnego zdania.

   Wspólną cechą pani Zalewskiej i pana Piontkowskiego jest wyłączne nastawienie na nadawanie własnych komunikatów, z absolutnym lekceważeniem odbioru. Niech Bóg wybaczy mi kalanie własnego gniazda, ale jest to cecha bardzo wielu nauczycieli. Stąd długie wypowiedzi obojga ministrów, odmalowujące rzeczywistość nieznaną słuchaczom, nie pozostawiające miejsca na dyskusję. Niestety, nawet jeśli ktoś rozpoczyna karierę szkolną na luzie i pełen entuzjazmu, w feudalnym ustroju placówki oświatowej w ciągu lat uczy się dyrektywnego stylu zarządzania uczniami, a zarazem wiernopoddańczego stosunku do przełożonych. W ten sposób zwiększa swoje szanse na w miarę spokojne (prze)życie.

   Mimo wszystko, obserwując kompletną demolkę systemu oświaty, trudno nie zadać sobie pytania o stopień świadomości obojga szefów MEN i ich wiceministrów skali uczynionych szkód. W odniesieniu do pana Piontkowskiego wyartykułował to wprost popularny nauczyciel-publicysta Paweł Lęcki w wywiadzie udzielonym portalowi natemat.pl:

Niektóre jego wypowiedzi są wręcz kuriozalne, ale mnie bardziej zastanawia inna rzecz: czy rzeczywiście, kiedy on wychodzi z ministerstwa, siada w samotności, to czy myśli tak samo, jak publicznie się wypowiada? Czy on nie ma żadnej refleksji...?

Przecież dokładnie wie, że wszystko wygląda inaczej, a swoją twarzą firmuje coś, co jest kompletnie bez sensu. Lubię wierzyć w ludzi i uważam, że on musi mieć takie przemyślenia. Nie może przyjmować zupełnie bezkrytycznie czegoś, co nie jest przecież dobre dla uczniów.

   Czytając cały ów wywiad odniosłem wrażenie, że można rozważać tylko dwie możliwości: albo minister Piontkowski (o pani Zalewskiej w swoim czasie można by napisać to samo) jest odporny na rzeczywistość i dostrzega w niej wyłącznie to, co chce dostrzec, albo świadomie mija się z prawdą. Ja widzę jednak możliwość trzecią, a mianowicie zafiksowanie na przyjętym celu, jakim jest realizacja programu reformy edukacji PiS, z wyłączeniem własnej refleksji. Toczka w toczkę to samo, co czyni nauczyciel biologii ucząc piątoklasistów o protistach, choć (teoretycznie) powinien mieć pełną świadomość, że jest to kompletnie pozbawione sensu. Ale jest w programie… Działa psychologiczny mechanizm wyparcia, a może racjonalizacji, jak kto woli.

   Autorka cytowanej wyżej pochlebnej wypowiedzi na temat Anny Zalewskiej – nauczycielki, w wywiadzie, z którego zaczerpnąłem ten cytat, zawarła jeszcze jedno ciekawe stwierdzenie:

Znam panią Zalewską jako nauczycielkę. Pani minister Zalewskiej nie znam. Zmieniła się całkowicie. Jest politykiem. Sama kiedyś powiedziała, że jest politykiem, a polityk inaczej się zachowuje niż nauczyciel.

   W tym miejscu pytanie do obserwatorów naszej sceny politycznej – jak zachowują się występujący na niej aktorzy? Czy nastawieni są na promowanie własnych pomysłów, refleksji, opinii, podejmowanie oryginalnych działań, czy też retransmitują do otoczenia partyjne przekazy dnia? Czy głosują zgodnie ze swoim rozumem, czy z interesem partii? Czy gotowi są poddać rzeczowej krytyce swojego przywódcę, czy też świadczą mu wyrazy bezrefleksyjnego zachwytu i oddania? Za każdym razem to drugie, przynajmniej pośród największych ugrupowań, prawda?

   W minionych latach wielu nauczycieli przeszło do polityki. Niemal żaden nie powrócił do swojego miejsca przy tablicy. Bo polityka jest dla nauczyciela atrakcyjną ścieżką kariery.

   Jaką karierę może zrobić nauczyciel na swoim stanowisku pracy? Żadną! Owszem, może być dobrze oceniany, mieć grono życzliwych uczniów, ich rodziców, dobre wspomnienie wśród absolwentów, ale zawodowo skazany jest na tkwienie wciąż w tym samym punkcie, często przez wiele lat za tym samym biurkiem, bez żadnej możliwości awansu materialnego, uzależnionego od talentu i pracowitości. Może co najwyżej rutynowo pokonywać szczebelki sformalizowanego awansu, by po 15 latach zbliżyć się do średniej krajowej wynagrodzenia. I tyle. Oczywiście jak się postara i wygra konkurs, może objąć funkcję dyrektora placówki. Ale to jest w praktyce już inny zawód i znowu bez jakiejkolwiek perspektywy awansu. Może stanąć nieco z boku systemu i zostać ekspertem – przy odrobinie talentu i szczęścia zarobi trochę więcej pieniędzy, ale znowu – awans będzie to żaden.

   Polityka jest realną alternatywą. Otwiera drogę do większego prestiżu. Niby nie cenimy polityków, ale tytulatura: „pani posłanko”, „panie pośle”, „panie senatorze”, podobnie zresztą jak „pani minister”, „panie ministrze”, jest dla wielu zdecydowanie czymś bardziej satysfakcjonującym, niż szkolne „proszę panią”, czy nawet „panie dyrektorze”.

   Jest to też droga do większych pieniędzy – nawet okrojone nie tak dawno wynagrodzenia poselskie są znacznie wyższe, niż pensja nauczyciela, choćby dyplomowanego. A praca lżejsza.

   Przy odrobinie szczęścia w polityce można załapać się na loty rządowym samolotem do domu, albo przejść do historii, choćby w nazwie „reforma Zalewskiej”. Wystarczy położyć na szali to, czego w szkole nabywa się w ciągu lat z nadmiarem – oportunizm. Gotowość do realizowania cudzego programu, bez refleksji nad jego sensem.

   Dlatego nie ma powodu, by dziwić się, że ministrowie edukacji narodowej zachowują się tak, jak się zachowują. Oni już nie są nauczycielami, choćby nawet takich udawali. Są politykami, co obecnie oznacza ślepe oddanie partii, brak własnej refleksji, a dodatkowo – ze względów prestiżowych i materialnych, gotowość na bardzo wiele, by tylko utrzymać na dłużej swój obecny status lub awansować, oczywiście w polityce.

   Dlatego podejmując decyzję, kogo poprę swoim głosem w wyborach do Sejmu i Senatu, skrupulatnie pominę nauczycieli. Mają zbyt dobre kwalifikacje do tego, by stać się politykami, jakich nie chciałbym widzieć w parlamencie i u władzy.

   A już na marginesie, Drogie Koleżanki i Koledzy, spójrzmy krytycznie w lustro i na swoje otoczenie zawodowe. Czy łatwo jest nas lubić?!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

No p.Kluzik NIGDY nie była i nie jest nauczycielem, nadal kandyduje na posła (tym razem z listy KO z 1 w ... Radomiu - wcześniej były Rybnik i Warszawa, gdy wcześniej była gwiazdą PiS to w Łodzi) i nadal jest edukacyjną twarzą PO. A ministrem/ministrą edukacji była fatalną, przyczyniając się tym walnie do klęski wyborczej swojej partii w roku 2015 :-( Więc to żaden klucz!

Skomentował Danuta Adamczewska-Królikowska

Krystyna Szumilas, Katarzyna Hall, Kazio Marcinkiewicz - lista dość długa i chyba niezbyt chwalebna. :(
Dlaczego nawet nieźli nauczyciele po wejściu na ścieżkę polityki stają się żurnalistami?
Nie wiem dlaczego, ale czytając pana tekst cały czas pod czaszką kołatał mi się eksperyment Milgrama. Gdy tak się jednak zastanowić to wnioski z tego eksperymentu mogą całkiem dobrze tłumaczyć to zjawisko. Ta skłonność do posłuszeństwa wobec autorytetu (a tu w polityce autorytet ma wódz) jest chyba wyjątkowo wydatna wśród nauczycieli. Sami przywykli do tego, że pożądaną postawą jest posłuszeństwo (uczniów wobec nich samych), gdy wychodzą z roli autorytetu stają automatycznie w roli przeciwnej wobec wodza. Przy tym jeszcze silniej oczekują bezwzględnego posłuszeństwa w stosunku do swych podwładnych, czyli nas nauczycieli.
Smutna konstatacja. :(

Skomentował Xawer

Bywali nauczyciele, którzy po karierze politycznej wrócili do zawodu. Choćby Katarzyna Hall - obecnie współwłaścicielka, organizatorka i dyrektorka sieci szkół prywatnych, żyjących głównie z obchodzenia przepisów wydanych uprzednio przez min. K.Hall i świadczenia roli przykrywki dla edukacji domowej. Tudzież obecnie pisząca publicystykę, w czambuł krytykującą absurdy szkolnictwa systemowego, bez zająknięcia nad tym, że sama część z nich wprowadziła, gdy była ministrem.

Chyba naraża się Pan swojemu do niedawna Prezesowi, Wojciechowi Starzyńskiemu, który rozesłał do rad rodziców list, wzywający do głosowania na (wymienionych z imienia, nazwiska i numeru na liście wyborczej) kandydatów PiS, wśród których od nauczycieli aż się roi.

Skomentował Miroslawa

Popieram Pana wypowiedz

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...