Blog

Nie ma przyzwolenia na brak przyzwolenia

(liczba komentarzy 11)

   W ostatnim czasie w naszym kraju kilkakrotnie doszło do ciężkiego pobicia nastolatka przez jego rówieśników. Raz nawet ze skutkiem śmiertelnym. Choć są to tylko krople w morzu raportowanych dzisiaj przez media dramatów, trudno przejść do porządku dziennego nad tymi wydarzeniami. Tym bardziej, jeśli ktoś jest nauczycielem. Odnotowuje je więc na fejsbuku niestrudzony kronikarz naszych czasów, polonista z Sopotu, Paweł Lęcki. Za każdym razem ponawia dramatyczne pytanie, jak długo jeszcze będziemy godzić się na to, co jest spektakularnym świadectwem porażki, jaką ponosimy – my, dorośli – w dziedzinie wychowania, w rodzinach i w szkołach.

   Odpowiem w tym miejscu: jeszcze bardzo, bardzo długo. To tylko wierzchołek olbrzymiej góry lodowej problemów współczesnego społeczeństwa z młodym pokoleniem.

   Głębsza analiza przyczyn takiego stanu rzeczy przekracza moje możliwości, mimo doświadczenia w pracy pedagogicznej. Pokuszę się jednak o wskazanie jednej, doskonale widocznej w codziennym życiu. W tym celu przywołam tutaj treść posta, który znalazłem na profilu fejsbukowym grupy Ja, Nauczyciel. Jego autor postawił taki oto problem:

Idąc ze szkoły, poza jej terenem, spotkałem ucznia ze szkoły podstawowej, jak pali papierosa. Czy mogę wpisać mu uwagę i jakie mam podstawy prawne, by mnie kochani przyjaciele z kuratorium nie ścigali i nie kamienowali?

   Pod spodem pojawiło się blisko 200 komentarzy, a w nich cała paleta porad. Wiele sugerowało „wzięcie na luz”, bo to przecież problem rodziców, albo banalne zdarzenie, niewarte czynienia z niego afery. Sporo było sugestii, by postąpić pedagogicznie i posłużyć się perswazją, po przyjacielsku. Propozycje, aby nadać sprawie bieg formalny, choćby zawiadomić rodziców albo zastosować jakąś karę przewidzianą w szkole, stanowiły margines.

   Moją uwagę w poście przykuło przede wszystkim pytanie o podstawę prawną wpisania uwagi. Doszliśmy w szkołach do takiego poziomu formalizmu, że coś, co wydawałoby się naturalne w procesie wychowania, że dorosły karci młodego człowieka za wykroczenie, stało się przedmiotem administracyjnej procedury. Ba, nauczyciel najwyraźniej boi się następstw takiej interwencji, mając świadomość, że w przypadku skargi rodziców do kuratorium mogą go spotkać niemiłe konsekwencje. To odbicie powszechnej dzisiaj opinii, że nadzór pedagogiczny częściej bierze stronę rodziców. Aż się prosi w tej sytuacji, by odwrócić wzrok i udawać, że się nic nie widzi. W świetle tego rzeczony post wydaje mi się jakimś chwalebnym odbiciem resztek poczucia misji wychowawczej u jego autora. Daleko łatwiej dzisiaj o wznoszenie hasła: „Nie bądź obojętny!”, niż taką postawę w praktyce.

   Co do meritum, to opowiem się po stronie mniejszości komentatorów. Palenie tytoniu jest bezdyskusyjnie szkodliwe dla dziecka i chociaż kolejne pokolenia niemal obowiązkowo próbują tej używki, to jest obowiązkiem osoby dorosłej zareagować. Czy wpisać uwagę, nie wiem, ale na pewno w jakiś sposób poinformować o zdarzeniu rodziców. Niejednego, w tym mnie osobiście, wczesna interwencja rodzicielska uchroniła od nałogu.

   Może ktoś zapytać, dlaczego zestawiam w tym miejscu przypadki ciężkich występków (pobicia) z banalnym w gruncie rzeczy przypadkiem paleniem papierosów. Ano dlatego, że mają one w pewnym stopniu wspólne źródło, jakim jest bierność dorosłych. Nie znaczy to, oczywiście, że dawniej występków nie było, ale był zdecydowanie większy respekt przed starszym pokoleniem. Gdybym jako dziecko chuliganił na podwórku, dostałbym burę od pierwszej z brzegu sąsiadki, a mama by jeszcze jej podziękowała. W krążącym w internecie tekście: „Dzieci tamtych rodziców” tak oto opisano ówczesne realia, które pozostały w mojej pamięci:

Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić „dzień dobry” i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić „dzień dobry”. A każdy dorosły miał prawo na nas to „dzień dobry” wymusić.

   Dzisiaj to nie do pomyślenia.

   Paweł Lęcki pyta, jak długo będziemy się godzić na przemoc wśród młodych? Długo, bo się boimy i bać się będziemy. Nie tylko tego, że interwencja w bójce młodocianych bandytów może się dla nas skończyć nożem w żebrach. Nikt do takich działań nawet nie namawia; przejawem braku obojętności ma być po prostu wezwanie policji. Ale od najbanalniejszej nawet interwencji najskuteczniej odstręcza obawa przed oskarżeniem o… agresję.

   Moje własne doświadczenie z warszawskiego metra: tłok niezbyt wielki, ale miejsca siedzące zajęte. Na jednym z nich, pod infografiką czerwonego krzyża zresztą, siedzi na oko dwunastoletnia dziewczynka, zapatrzona w swój smartfon. Do wagonu wchodzi mężczyzna z nogą w gipsie i staje obok niej. Młoda dama nie reaguje. Nikt ze znajdujących się obok nie zwraca jej uwagi. Sam, w pierwszej chwili, mam odruch, by poprosić ją o zwolnienie tego miejsca, ale potem przychodzi refleksja. No tak, wyjdzie, że stary dziad zaczepia nastolatkę. Jeszcze okaże się, że jestem agresorem, którego oskarży o to jakaś wzmożona moralnie osoba z otoczenia. Wiem, że to absurd, ale tak właśnie sobie pomyślałem i zanim zdążyłem wymyśleć coś innego, miejsca panu w gipsie ustąpiła… starsza pani z siedzenia naprzeciwko.

   Nie czujemy się dzisiaj w prawie zwracać uwagę obcym dzieciom. Ba, jako dyrektor szkoły sam, wraz z nauczycielami, muszę wręcz stać na straży tej obojętności, bo wiem jak niewiele potrzeba, by interwencja któregoś z rodziców wobec nieswojego dziecka skończyła się awanturą z jego rodzicami. Znam z opowiadań przypadki, kiedy takie zdarzenia kończyły się w sądzie. Po cienkim lodzie stąpają też nauczyciele. Nie raz, nie dwa musiałem wyjaśniać sytuację, w której nauczyciel użył, zdaniem rodziców, zbyt ostrego tonu lub niewłaściwych słów. Albo "nie miał racji, panie dyrektorze!", co jest już w ogóle nowym standardem w sytuacjach szkolnych.

   Jedną z przyczyn problemów, jakie mamy z młodym pokoleniem jest atomizacja społeczeństwa. Ochronę dziecka podnieśliśmy do takiego poziomu, że nawet jego nauczyciele boją się podjąć interwencję. A niestety, nie każdą sprawę wychowawczą da się załatwić metodą łagodnej perswazji. W sytuacjach trudnych można oczywiście zwrócić się do rodziców. Z różnym skutkiem. Pozostaje jeszcze, ewentualnie, wezwanie policji, albo… odwrócenie wzroku. Hasło „wszystkie dzieci są nasze” przeszło już do historii. 

   Akurat w tych dniach minister Czarnek objeżdża Polskę głosząc plan przywrócenia autorytetu nauczyciela. Jest za to słusznie krytykowany, ponieważ nikt nie zrobił tyle, co jego ugrupowanie polityczne, by ten autorytet zniszczyć. Proponuję jednak zastanowić się, czy nawet dziesięciokrotne podniesienie wynagrodzeń dałoby nauczycielom szansę skuteczniejszego wpływania na postawy wychowanków. Nie sądzę.

   Jest ogromna potrzeba, aby nie było przyzwolenia na występki młodych ludzi. Niestety, nie ma społecznego przyzwolenia dla tego braku przyzwolenia.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Beata

Widziałam ten wpis i komentarze pod spodem które mną wstrząsnęły… brak reakcji to pierwszy krok do demoralizacji … To wspomnieć tylko słowa jedenastego przykazania :nie bądź obojętny. Dziękuję Panu za ten komentarz.

Skomentował Agnieszka

Dziękuję za te słowa. Są mi -niestety bardzo bliskie. Czuje sie , jak głupi dinozaur, bo ciagle reaguję na przemoc, samotnosc, patologię.
Ģłupia ja!!!! Dostaje za to po uszach
Ta bezsilność, narzucana obojętność, lęk przed podejmowaniem działań, ba ..
nakazywanie do bycia ślepym słuzbistom, bez emocji, uczuć. To mnie zabija
Poprostu cierpię, że doszło do tego, że wciąż słyszę, proszę się tak nie angazowac- to nie Pani dzieci. To problem rodziców. To co po szkole, w Internecie itp . W takim systemie nie ma szans na poprawę. Strach zabija wszystkie zmysły -wzrok, słuch, wrażliwość. Pozostają tylko frazesy o szacunku, zapewnieniu uczniom szeroko rozumianego bezpieczeństwa. To co się dzieje jest cynicznie i tragiczne. Patrząc obiektywnie, albo wreszcie się tego nauczę, albo poprostu odejdę. Pedagog, 25 lat pracy.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

No i kończy się tak jak TU - to jest kwintesencja sytuacji szkoły/nauczycieli w kwestii tej przemocy, poczynając od drobiazgów :-( https://www.warszawa.pl/smierc-w-szkole/

Skomentował Iza

Ciekawy tekst, ale pozostaje pytanie o przyczynę aktualnego stanu rzeczy. Ja do dziś mam w pamięci scenę z metra w Brukseli w 2004 roku, kiedy grupa wyrostków ok 15-16 lat wskoczyła do wagonu na peronie i ze śmiechem opluła tatę mojej koleżanki (niczym niewyróżniający się mężczyzna ok 45 lat). Nikt w metrze lub na peronie nie zareagował. Zapewne dla nich było to całkowicie naturalne - opluli, a mogli przecież wyciągnąć nóż. Dla mnie to był szok. Jednak nawet dzisiaj w warszawskim metrze takiej sceny się nie doświadczy. Mamy jeszcze szanse zawrócić z tej drogi, inaczej pozostaje pozamykane się w swoich najbliższych kręgach, bo nawet publiczne metro będzie zagrożeniem…

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Iza
No w Brukseli są takie dzielnice no-go, z których się różni terroryści wywodzą (Bataclan, Charlie Hebdo etc.) robiący zamachy i w Belgii i we Francji, więc to pewnie stamtąd ta nudząca się grupa wyrostków, przyszłe kadry ISIS ... ;-)

Skomentował Iza

Ale to nie była żadna dzielnica no-go, tylko ścisłe turystyczne centrum miasta…Co do pochodzenia kadr ISIS - polecam jeden z reportaży w książce Jerzego Haszczyńskiego „ Rzeźnia numer pięć” - zwyczajna niemiecka nastolatka z jakiejś małej miejscowości postanowiła dołączyć do ISIS (Niemka z dziada pradziada). Nie sposób tego zrozumieć. A może to ten sam problem?

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Iza
Te wyrostki w dzielnicach no-go ŚPIĄ. Ale ofiar i rozrywki szukają POZA NIMI - w tych dzielnicach starszym nie podskoczą ... ;-)

Skomentował Iza

@Włodzimierz Zielicz Ale w przypadku naszych rodzimych młodocianych bandytów np. z Pruszkowa mechanizm jest ten sam. Nikt nie reaguje dla świętego spokoju (w Belgii dochodzi jeszcze poprawność polityczna w odniesieniu do różnych grup etnicznych), rodzice albo nie wiedzą (często takie dzieci w domu nie sprawiają problemów, bo wolą mieć spokój z rodzicami) albo się tym nie przejmują, w ogóle niewiele wiedzą o swoich dzieciach. A w tym czasie dzieci szukają różnych inspiracji, bo z domu często nie wynoszą żadnych wartości oprócz tego, że trzeba mieć nowy model Iphone’a.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Iza
Na ogół w przypadku tych bijących etc. mamy w szkole DŁUGI katalog kolejnych aspołecznych agresywnych zachowań, na które szkoła nie bardzo ma jak reagować poza gadaniem i jakimiś pisemnymi naganami, które oni mają w ... bo wiadomo, że NIC z nich nie wynika :-(

Skomentował Ppp

Czy NAPRAWDĘ uważa Pan, że czepianie się zawsze, wszędzie i wszystkiego jest lepsze? Ja pamiętam czasy, kiedy nauczyciele czepiali się brzydkiego pisma, krzywego siedzenia, dłubania w nosie, a nawet urojonych problemów typu "niewłaściwy wyraz twarzy" czy "niewłaściwy ton mówienia".
Uważam, że to było ZŁE - choćby przez marnowanie czasu i sił, które mogły być lepiej wykorzystane.
O ile uczeń nie popełnia PRZESTĘPSTWA, o wiele lepiej jest odpuścić lub ograniczyć się do zwrócenia uwagi na osobności.
Pozdrawiam.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Ppp
1.Pierwsze próby palenia w SP(!!!) to nie wszystko i nie byle co - na pewno nie złe maniery typu dłubania w nosie, choć dobrze by uczeń wiedział, że to jego wizerunkowi może zaszkodzić. Co do brzydkiego pisma - to, o ile jest CZYTELNE, nie widzę problemów, ale gdy NIE JEST, to po co w ogóle te znaczki. Już nie mówię o stronie praktycznej dla nauczyciela(ale i INNYCH) - on MUSI te nieczytelne bazgroły czytać.... ;-)
2.Jest wiele rzeczy robionych przez uczniów INNYM, które (do czasu!) przestępstwem nie są - odpuścić??? To od czego jest nauczyciel i szkoła - od zamarkowania przekazania jakichś informacji w ramach podstawy programowej??? ;-)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...