Blog
Na Forum o szkole z harcerstwem w genach
(liczba komentarzy 4)
22 listopada spotkało mnie bardzo miłe przeżycie. Oto wziąłem udział w dorocznej konferencji naukowej „Forum o Wychowaniu”, zorganizowanej w ramach Rządowego Programu Wsparcia Rozwoju Organizacji Harcerskich i Skautowych na lata 2018-2030. Zanim otrzymałem zaproszenie, nawet nie wiedziałem o istnieniu tej ekumenicznej platformy dyskusji o wychowaniu dzieci i młodzieży. Skorzystałem jednak bez namysłu, bowiem po raz pierwszy odkąd prowadzę szkołę, ktoś wyraził zainteresowanie harcerskimi źródłami jej programu. Poproszono mnie o wygłoszenie krótkiego wykładu oraz wzięcie udziału w dyskusji panelowej na ten temat.
Nie będę tutaj relacjonował tego wydarzenia, bo trudno słowami dobrze oddać moje przeżyte wtedy emocje, wywołane ponownym, po latach, znalezieniu się w harcerskim towarzystwie. Pragnę natomiast podzielić się w tym miejscu kilkoma refleksjami, które przyszły mi do głowy gdy przygotowywałem swoje wystąpienie.
Wielokrotnie podejmowano próby zastosowania harcerskiego modelu wychowawczego w pracy szkolnej. Wśród prekursorów był Aleksander Kamiński, który niedługo po wojnie opublikował książkę „Nauczanie i wychowanie metodą harcerską”. Sam byłem w roku 1968 uczniem klasy – drużyny zuchowej. Nawiasem mówiąc, pierwsza uwaga, jaką otrzymałem w dzienniczku, brzmiała: „Jarek w mundurku zucha tarza się po podłodze”.
Rozmyślając nad drogą, która doprowadziła mnie do stworzenia koncepcji pedagogicznej STO na Bemowie – szkoły z harcerskich inspiracji, uświadomiłem sobie, jak ogromne znaczenie miało moje równoczesne postępowanie w latach 80-tych dwiema ścieżkami rozwoju. W owym czasie bowiem prowadziłem drużyny zuchowe i harcerskie oraz równolegle studiowałem pedagogikę, początkowo bez intencji podjęcia zawodu nauczyciela. Kiedy zrozumiałem, że kariera naukowa w pierwotnej specjalności – biologii jakoś mnie nie nęci, zacząłem interesować się pracą w szkole. Jak raz w roku 1990 jak grzyby po deszczu powstawały szkoły niepubliczne, a ja – trochę zrządzeniem losu, trafiłem do jednej z nich, od razu na stanowisko dyrektora. Trafiłem i… pozostałem na całe 35 lat, szefując szkole, która na początku miała 32 uczniów w dwóch klasach, a teraz piętnastokrotnie więcej.
Dzięki takiej a nie innej mojej drodze życiowej jako instruktora i jako studenta, tworząc program szkoły nie próbowałem doświadczeń harcerskich stosować w warunkach szkolnych, ani przenosić szkoły na grunt harcerski. Szkoła rozwijała się – a to był kilkuletni proces, a nie jedno czy nawet kilka wydarzeń – po prostu w symbiozie z moimi doświadczeniami z harcerstwa. Znajdowały one miejsce w pracy dydaktyczno-wychowawczej i w organizacji rosnącej powoli placówki w sposób absolutnie naturalny. Rozmaite pomysły metodyczne, choć inspirowane harcerstwem, były po prostu kolejnymi krokami w rozwoju unikalnego programu szkoły.
W debacie panelowej, o której wspomniałem na początku, brali też udział dwaj druhowie – Radek Potrac, który dopiero w tym roku dołączył do grona moich współpracowników, oraz Michał Zapała, wychowanek STO na Bemowie od najmłodszych lat, obecnie student pedagogiki i instruktor harcerski. Wspólnie z nimi, z różnych perspektyw, wskazywaliśmy w rozmowie najrozmaitsze harcerskie tropy, jakie można bez trudu odnaleźć w naszej szkole. Wartości moralne na sztandarze – odpowiedzialność, dzielność, uspołecznienie. Organizację przypominającą szczep harcerski, z wychowawcami w roli drużynowych – mentorów i towarzyszy, indywidualne plany rozwoju, wzorowane na próbach na stopień, szkolne odznaki sprawnościowe, inspirowane sprawnościami harcerskimi. Do tego otwarta formuła programowa, dająca nauczycielom i uczniom możliwość realizacji różnych, czasem bardzo dziwnych aspiracji, wspólne działania o charakterze społecznym… Wymieniać mógłbym jeszcze długo.
Obserwując audytorium widziałem, że moje wystąpienie i późniejsza rozmowa wzbudziły duże zainteresowanie. Widać było, że co prezentujemy jest nowe i dla wielu osób fascynujące - naprawdę udało się stworzyć szkołę, w której harcerskie idee i metody wbudowane są w geny. Są, działają, choć większość ludzi związanych z STO na Bemowie traktuje je jako coś normalnego, zazwyczaj nawet nie kojarząc z harcerstwem.
Teraz pora na puentę. Nie posiadam patentu na stworzenie modelu szkoły z harcerstwem w genach. STO na Bemowie jest efektem pewnego zbioru szczęśliwych okoliczności, do których można zaliczyć zarówno środowisko działania, stworzone przez ludzi z zacięciem społeczników, moje równoległe doświadczenia i przemyślenia harcerskie i pedagogiczne, a także mój taki a nie inny styl działania jako druha dyrektora, który potrafił zjednać sobie do współpracy bardzo wielu ludzi. Nic w historii STO na Bemowie nie zostało dane z góry, choć zawsze będę podkreślał ogromną rolę, jaką w mojej formacji odegrali harcmistrzowie Mirosław Kozikowski ze szczepu, w którym zdobywałem instruktorskie szlify, i Andrzej Jaczewski z Wydziału Pedagogicznego UW, oraz mój promotor naukowy z Wydziału Biologii UW, doc. Andrzej Batko.
Akurat teraz dużo mówi się o przeniesieniu doświadczeń najlepszych szkół do wszystkich innych, aby w ramach reformy upowszechnić dobrą edukację. To szlachetna idea, ale niestety, oparta na błędnym założeniu. Każda dobra szkoła bazuje na pewnym splocie korzystnych warunków swojego funkcjonowania oraz unikalnej osobowości lidera. Można próbować przenieść pewne pomysły, choć nakaz nie jest najlepszą metodą ich transferu, ale nie skopiuje się ani okoliczności, ani człowieka. Patent na powstawanie większej liczby dobrych szkół kryje się zupełnie gdzie indziej. Szkoły muszą być bardzo różne, tak jak różne są środowiska, w których działają, i ludzie, którzy je tworzą. Trzeba poszukiwać, inspirować i zachęcać do działania potencjalnych liderów i tworzyć warunki prawne, w których będą oni mogli autonomicznie prowadzić swoją działalność.
Czy to jest realne? Hmm… Poproszę o następne pytanie…
Dodaj komentarz
Skomentował Danuta
Bardzo dziękuję za ten tekst, za takie właśnie autentyczne uzasadnienie celów, zasad. Bo one są u ciebie widoczne i fruwa w powietrzu nad głowami uczniów, nauczycieli, nad twoją głową.
Skomentował Ppp
Szkoły mogą/muszą być różne, ale krótkie listy "dobrych praktyk" mogłyby się pojawić. Myślę, że żadnych cudów Pan nie wymyślił, a wiele dobrych pomysłów jest znanych od dawna i nawet popularnych, tylko trzeba je upowszechnić do poziomu 100%.
To samo z patologiami i przypadkami głupoty - większość jest powtarzalna, więc lista "czego unikać" też byłaby OK.
Pozdrawiam.
Skomentował Włodzimierz Zielicz
@Ppp
Z tego, że pomysł jest ZNANY nie wynika, że zostanie WDROŻONY. Bo po pierwsze trzeba CHCIEĆ, a po drugie MIEĆ ZASOBY. Jak zrobić żeby szkoły i nauczyciele mieli jedno i drugie to właśnie kluczowa SYSTEMOWA kwestia polskiego systemu edukacji ... ;-) Stare ale jare - KSZTAŁCĄCEJ lektury .... https://ppg.ibngr.pl/pomorski-przeglad-gospodarczy/dlaczego-szkola-dziala-tak-jak-dziala
Skomentował Jarosław Pytlak
@Ppp
Pan(i) jak zwykle z wrodzonym taktem i delikatnością. Myślę, że jednak wymyśliłem, czy może raczej wdrożyłem w praktyce różne cuda, nawet jeśli większość z nich oparta była na pomysłach znanych od dawna i popularnych. Równie zręczne jest zrównanie tego z patologiami i przypadkami głupoty. Nie widzę powodu, by ktokolwiek, całkowicie zresztą anonimowy (bo nawet adresu e-mail Pan(i) nie podaje), miał sobie tutaj pozwalać na impertynencje.