Blog

Minister-zbawca na białym koniu? Nie, wystarczy rozum...

(liczba komentarzy 6)

   Zacznę od pouczającej przypowieści, którą przytaczam tutaj z pamięci.

   Otóż dawno, dawno temu pewien wschodni władca okrutnie cierpiał z powodu nudy. Ogłosił, że ten, kto dostarczy mu rozrywki, zostanie sowicie wynagrodzony. Wśród wielu amatorów nagrody pojawił się mędrzec, który zaoferował sułtanowi szachownicę o 64 polach i 32 bierki do gry. Wielka była radość władcy, bowiem szachy od razu zawojowały jego umysł i serce. Chcą wynagrodzić swojego dobroczyńcę zapytał, jak może go obdarować. Ów poprosił skromnie o ziarna pszenicy, w takiej liczbie, że za pierwsze pole szachownicy jedno, a za każde następne dwa razy więcej, niż za poprzednie. Ucieszył się sułtan, bo nagroda wydała mu się niewygórowana, i ochoczo przystał na tę prośbę. Zrzedła mu mina, kiedy uczeni w liczbach wyliczyli, że takiej ilości pszenicy nie ma w jego królestwie i nigdy nie będzie.

   Historia nie przekazała, jak w końcu nagrodzony został mędrzec – być może problem rozwiązano skróceniem go o głowę za ośmieszenie władcy, ale cała przypowieść  doskonale pokazuje, jak wielkie znaczenie może mieć w ludzkim życiu wyobraźnia. Na co wskazuję nie bez powodu.

   Wzrost, w którym każda następna liczba jest wielokrotnością poprzedniej, nazywamy wykładniczym. To zjawisko trywialne w matematyce, a i w życiu też spotykane. Między innymi, zazwyczaj wykładniczy jest wzrost liczby zarażonych w pierwszej fazie rozwoju dowolnej epidemii, zanim zostanie podjęte skuteczne przeciwdziałanie. Dotyczy to również rozprzestrzeniania się tak bliskiego nam dzisiaj koronawirusa z Wuhan.

   Aby wspomóc wyobraźnię Czytelnika wyłożę problem nieco łopatologicznie. Otóż jeżeli dzisiaj przybywa gdzieś 5 zarażonych koronawirusem dziennie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jutro ta liczba się zwielokrotni, pojutrze znowu i tak dalej. Bo każdy chory, szczególnie nieświadomy jeszcze zakażenia, zazwyczaj zaraża więcej niż jedną osobę w swoim otoczeniu. Czyli z dzisiejszych pięciu jutro nie będzie to 10, pojutrze 15, a za dwa dni 20, tylko odpowiednio (przy optymistycznym założeniu codziennego zaledwie podwajania) 10, 20 i 40. Po tygodniu nie 45, ale 1280 i z każdym dniem nożyce będą rozwierać się coraz bardziej..

   Myślę, że wielu ludziom zrazu braknie świadomości tego stanu rzeczy, co ma bardzo konkretne znaczenie także dla obecnej sytuacji w systemie oświaty.

   Jak Polska długa i szeroka do szkół i większości innych placówek oświatowych uczniowie już nie przychodzą. Ograniczono potencjalną autostradę szerzenia się wirusa. Tymczasem jednak powstało palące pytanie, co zrobić z nauczycielami. Zgodnie z duchem wprowadzonych działań profilaktycznych powinni pracować w domu, co zresztą zalecane jest oficjalnie pracownikom wszystkich branż. Tymczasem okazało się, że w przepisach nadzwyczajnych nikt nie określił, jak powinna wyglądać ich praca, gdy działalność dydaktyczno-wychowawcza i opiekuńcza placówek jest zawieszona. W swoich licznych wypowiedziach minister Piontkowski w istocie niczego nie wyjaśnił, tylko – zgodnie ze stanem prawnym  – odesłał wszystkich do dyrektorów placówek, którzy mają władzę podejmowania decyzji w tej kwestii. Powszechnie rozległ się płacz i lament, ponieważ wielu dyrektorów nakazało nauczycielom stawić się w miejscu pracy. Co uważam z ich strony za błąd nie do wybaczenia!

   Samemu pełniąc od lat funkcję dyrektora szkoły, w swojej publicystyce zazwyczaj starałem się podkreślać, jak trudna jest to praca. Ile w niej sprzeczności, rozmaitych uwikłań, konieczności godzenia wody z ogniem. Wiem, że w ciągu lat większość dyrektorów placówek oświatowych skutecznie nauczono, że w ich pracy najważniejszy jest papier, który chroni przed zarzutem niedopełnienia obowiązków. Nawet tak absurdalnych, jak „realizowanie” nierealizowalnej podstawy programowej. Ale tym razem błąd, który popełniło wielu, nie znajduje w moich oczach żadnego usprawiedliwienia.

   Napiszę wprost – każdy, kto w ostatnich dniach nakazał swoim pracownikom zgromadzenie się w placówce, postąpił nieodpowiedzialnie, niezależnie od pobudek, jakimi się kierował. To nie jest tylko kwestia kontaktów bezpośrednich, ale również zagrożenia związanego  z przemieszczaniem się środkami komunikacji. I proszę nie tłumaczyć, że zagrożenie niewielkie, bo zakażeń jak dotąd mało, tylko przypomnieć sobie przypowieść przytoczoną na wstępie.

   O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć potrzebę przygotowania sprzętu i metod do pracy zdalnej, wszystko inne – wypełnianie papierów, porządkowanie stanowisk pracy i wiele innych czynności, o którym można przeczytać w internecie we wpisach rozżalonych nauczycieli, zupełnie nie jest warte potencjalnego narażenia ich zdrowia!

   Od wielu lat postuluję możliwie największą autonomię placówek oświatowych. Jej warunkiem niezbędnym jest duży zakres autonomii kadry kierowniczej. Ale i to nic nie da, jeśli zabraknie rozumu.

   Proszę mnie nie przekonywać, że obecność w szkole nauczycieli była niezbędna, żeby mogli wylegitymować się pracą i otrzymać za nią wynagrodzenie. O tym, czy nauczyciel pracuje może zaświadczyć sam dyrektor, na podstawie samodzielnie przyjętych kryteriów. Nikt nie może mu ich podyktować, przynajmniej dopóki nie znajdzie się to w prawie oświatowym.

* * *

   Przemyślenia, którymi się tutaj podzieliłem skłoniły mnie do zastanowienia się, jaki jest fundament rozumnego i dobrego pełnienia funkcji kierowniczej w oświacie. Trzydzieści lat doświadczenia dało mi jaką-taką perspektywę spojrzenia na ten problem.

   Najważniejszą, pierwszą warstwą fundamentu dobrego kierowania placówką oświatową jest bycie człowiekiem (przyzwoitym). Przyzwoitość, to kategoria dzisiaj niemal zapomniana, więc podpowiem, że chodzi o przestrzeganie dobrych obyczajów i norm etycznych. Wbrew pozorom, nadal nietrudno je wskazać.

   Warstwę drugą tworzy bycie pedagogiem, czyli troska o innych ludzi, podbudowana empatią, połączona ze stwarzaniem im możliwości rozwoju. I wcale nie chodzi wyłącznie o uczniów!

   Ważne, choć już nieco mniej istotne, jest bycie dobrym pracodawcą. Spolegliwym – w znaczeniu, jakie nadał temu pojęciu jego twórca, prof. Kotarbiński, czyli godnym polegania, godnym zaufania. Takim, któremu ufają uczniowie, ich rodzice i nauczyciele.

   Czwartą warstwę stanowi posiadanie wyobraźni i pomysłów, które się w niej rodzą. Można bez tego żyć, ale dobrego, oryginalnego przedszkola czy szkoły bez tego się nie stworzy.

   Na ostatnim, najmniej ważnym miejscu na mojej liście jest urzędnicza sprawność zarządzania i rozsądna lojalność wobec systemu. Problem w tym, że dla wielu jest to najwyższy priorytet.

   Naprawdę nie potrzeba zarządzenia ministra, by nie wzywać nauczycieli do siedziby szkoły w dobie kwarantanny. Do podjęcia właściwej, czyli opartej na trosce o pracowników decyzji wystarczają pierwsze trzy warstwy opisanego wyżej fundamentu. Zresztą każdą właściwie decyzję – a wbrew pozorom totalnej biurokracji dyrektorzy podejmują ich multum – można ocenić przez pryzmat podanych tutaj przez mnie kryteriów dobrego zarządzania.

   Jest paradoksem, że za sprawą części dyrektorów wielu nauczycieli zaczęło oczekiwać ratunku ze strony ministra, który wielokrotnie ich okłamał, zlekceważył i skrzywdził. Tymczasem naprawdę powinien wystarczyć rozum tych, którym powierzono kierowanie zespołami pedagogicznymi.

   Epidemia koronawirusa przeminie. Polska oświata zostanie ze swoimi problemami. Ale nawet jeśli ekipa „dobrej zmiany” w MEN przejdzie do historii, to nic się nie zmieni na lepsze bez prawdziwej rewolucji w dyrektorskich głowach!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Pobronię dyrektorów, szczególnie szkół publicznych! Oni nie są samobójcami i, zanim wydali odpowiednie zarządzenia, to się 'skonsultowali" i z kuratorium i z organem prowadzącym. Stąd masa, np. w stolicy, prawie identycznych zarządzeń wydanych w czwartek 12. Skądinąd wtedy jeszcze nie było rozporządzenia ministra, była tylko jego medialna wypowiedź, utrzymana raczej w tonacji "Róbta co chceta!" Ministra można zrozumieć - wykonał polecenie(słuszne!) premiera zamknięcia szkół z dnia na dzień więc wszystko w MEN tworzono na kolanie . Niestety najgorszy w naszej edukacji jest, nieskażony kontaktem ze szkolną RZECZYWISTOŚCIĄ i LUDŹMI(a nie papierami!) średni szczebel rządowych i samorządowych urzędników ze swoją mentalnością "dokumentowania" ...

Skomentował Marta B.

Szanowny Panie Dyrektorze, za każdym razem gdy czytam Pana kolejny wpis, odzyskuję (na krótką chwilę) wiarę w to, że szkołą niepubliczną można kierować sercem, okazując szacunek uczniom i nauczycielom, że można szkołą zarządzać i jednocześnie zachować i pokazywać swoje człowieczeństwo. Zabrzmi to pewnie trochę dramatycznie, ale przez 15 lat pracy w placówkach niepublicznych doświadczyłam i byłam świadkiem okrucieństwa, nieliczenia się z uczuciami innych, upokorzenia, które doprowadziły mnie prawie do zmiany zawodu. Już myślałam, że nic mnie nie będzie w stanie zaskoczyć, że o szkołach niepublicznych wiem wszystko... a tymczasem Panu się to udaje! Dziękuję Panu za pełne zrozumienie ciężkiego losu polskiego nauczyciela.

Skomentował Magda

Jak zawsze w punkt!
Jestem zaszczycona, że moje dzieci chodzą do szkoły, którą Pan kieruje.

Skomentował Joanna

Chciałabym być właśnie takim dyrektorem, zmierzam (mam nadzieję) w tym kierunku, choć praca z ludźmi to trudny temat, nie zawsze wszystko w praktyce wychodzi.... nie tracę jednak (jeszcze) entuzjazmu, pozdrawiam.

Skomentował Niezapominajka

Zatem mam czyste sumienie.

Skomentował Lidia

Pani Magdo. Zazdroszczę.... A ja chciałabym pracować pod kierownictwem tego Pana Dyrektora - Człowieka

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...