Blog

Matematyczna przygoda dyrektora Pytlaka

(liczba komentarzy 4)

   Od pewnego czasu „chodzi za mną” pomysł spisania katalogu obecnych problemów zawodu nauczyciela. Widzę ich całe mnóstwo, ale w debacie publicznej pojawiają się jedynie wycinkowo. Niektóre są powszechnie znane, jak kwestia niskich wynagrodzeń, czy braku młodych adeptów tej profesji. Inne pozostają w cieniu. Na przykład, mało kto niezwiązany z edukacją dostrzega ogrom problemów psychicznych młodych ludzi, na które napotyka się obecnie na co dzień w placówkach oświatowych. Albo zdaje sobie sprawę ze skali sprzeczności oczekiwań rodziców, niemal w każdej klasie szkolnej.

   Internet pęcznieje od diagnoz sytuacji, podobnie wycinkowych. Za nimi idą recepty, nierzadko słuszne, częściej – zdaniem swoich autorów – jedyne słuszne, a jeszcze częściej – kłócące się z przyziemnymi realiami. Na przykład, modny ostatnio postulat rezygnacji z bieżącego oceniania, jeśli nawet daje się obronić w świetle prawa oświatowego, w praktyce zderza się nie tylko z konserwatyzmem nauczycieli, szkolną biurokracją i przyzwyczajeniami, ale także z… oporem wielu rodziców, a nawet samych uczniów. Zdezorientowany nauczyciel ma do wyboru: narazić się na miano betonu, ślepego na osiągnięcia współczesnych edukacyjnych myślicieli, albo wejść w konflikt ze swoim bezpośrednim otoczeniem. Czasem potrafi wypracować własną strategię, często jednak ulega pokusie redukcji tego dysonansu poprzez przyjęcie zasady „robić swoje i nie przejmować się”. To lokalnie przynosi ulgę, ale zmiany na lepsze raczej nie obiecuje.

   Mnogość nauczycielskich problemów jest wskaźnikiem głębokości kryzysu całego systemu edukacji. Można oczywiście zakładać, że jakoś to będzie, i taką właśnie postawę, upudrowaną urzędowym optymizmem, prezentuje obecne kierownictwo Ministerstwa Edukacji i Nauki. Sądzę jednak, że zbliżamy się do stanu, w którym niezadowolenie z oferty publicznego szkolnictwa osiągnie poziom dolegliwy już nawet dla najbardziej bezkrytycznych beneficjentów programu „500+”. Tak się bowiem składa, niestety, że owe „pięćset” to obecnie dużo za mało, by wykupić prywatne usługi edukacyjne w niezbędnym zakresie i na zadowalającym poziomie.

   Oczywiście moje przewidywania mogą okazać się błędne i system będzie gnić jeszcze przez wiele lat, szczególnie jeżeli obecna władza wygra również kolejne wybory. Optymistycznie jednak zakładam, że w końcu trzeba będzie pilnie pójść po rozum do głowy. Taki zamierzony przeze mnie katalog, bez gotowych rozwiązań, bo one muszą powstać zbiorowym wysiłkiem wielu tęgich głów, może przynajmniej posłużyć na początek jako drogowskaz.

   Pomysł „chodzi za mną”, ale jeszcze musi dojrzeć. Tymczasem podzielę się tylko własnym doświadczeniem z działki dotyczącej kwalifikacji zawodowych nauczyciela.

   Tak się składa, że od przeszło roku prowadzimy w w klasach 4-6 STO na Bemowie tzw. LABy, czyli pracownie poświecone różnym dziedzinom aktywności. Pomysł został zaczerpnięty z dorobku Szkoły Podstawowej w Radowie Małym, spopularyzowanego przez Ewę Radanowicz. Najkrócej mówiąc, na każdym poziomie klasowym jedna lekcja w tygodniu poświęcona jest na zajęcia w jakiejść pracowni tematycznej, a co kilka tygodni uczniowie przenoszą się do kolejnej. Tematyka zajęć jest bardzo różna: mamy pracownię praktycznych umiejętności domowych, biblioteczną, muzyczną, laboratorium chemiczne i cały szereg innych. Po doświadczeniach ubiegłego roku jedna z wychowawczyń podpowiedziała, że dzieci chętnie zajęłyby się jakąś formą praktycznego zastosowania matematyki. Postanowiłem podjąć to wyzwanie z czwartoklasistami.

   Tu dochodzimy do kwestii zasadniczej – nie jestem matematykiem. Owszem, pedagogiem, biologiem z dużym doświadczeniem także w nauczaniu chemii i przyrody, ale na pewno nie matematykiem. Na szczęście pracownia (LAB) jest dodatkową aktywnością w naszej szkole, więc nie podlega rygorom rozporządzenia o kwalifikacjach. Mogłem zatem legalnie podjąć to wyzwanie.

   Planując i prowadząc kolejne zajęcia skorzystałem z doświadczeń i pomysłów wyniesionych z harcerstwa. Na początku każdy uczeń dokonał szeregu pomiarów: długości swojej dłoni, łokcia, stopy, kroku. Następnie za pomocą tych jakże podręcznych „przyrządów” odbyło się mierzenie ławek, sali lekcyjnej, korytarza, odległości między ławkami na dziedzińcu, i co tam kto jeszcze sobie wybrał. Było trochę problemów z dobraniem odpowiednich miar, jak również przeliczaniem np. łokcia i dwóch dłoni na centymetry, ale wespół w zespół wszyscy w końcu sobie poradzili. A przede wszystkim bawili się przy tym naprawdę bardzo dobrze. Przy okazji ja, dziaders, też się czegoś nauczyłem, bo młódź poinformowała mnie o kilku różnych aplikacjach, jakie można mieć w smartfonie, by zmierzyć to czy tamto. To uświadomiło mi praktycznie, a dobitnie znaczenie pojęcia „cyfrowy tubylec”.

   Na kolejnych zajęciach uczyliśmy się posługiwania busolą, wyznaczaliśmy kierunki geograficzne, a przy okazji ćwiczyliśmy proste obliczenia kątowe. Zafascynował mnie błysk w oku ucznia, który odkrył, że obrót o 540 stopni, jest tożsamy z odwróceniem się o 180 stopni. Korzystając z pięknej pogody sprawdziliśmy też, gdzie w porze zajęć, o godzinie 13.00, znajduje się słońce (było widoczne przez południowe okna budynku). Zaobserwowaliśmy również, jak stalowy stelaż ławki szkolnej odchyla igłę busoli.     Potem przyszła kolej na algorytmy, przy których wykorzystaliśmy wiedzę o miarach odległości i kątach. Furorę zrobiła instrukcja dotarcia z klasy do łazienki.

   Podsumowaniem cyklu pięciu zajęć było coś w rodzaju biegu harcerskiego, w którym każdy zmierzył się z kilkoma praktycznymi zadaniami. Okazało się, że w głowach całkiem dużo pozostało.

   Z anonimowej ankiety, którą uczniowie wypełnili po ostatnich zajęciach, dowiedziałem się, że matematyczny LAB bardzo się podobał (większość przyznała mu kolor czerwony, który w naszej szkole jest najbardziej wartościowy, pozostali niebieski, drugi w skali), wszyscy też zaznaczyli, że w piątej klasie chcieliby mieć pracownię o podobnej tematyce. Na liście hitów, czyli tego, co najbardziej się podobało i zapadło w pamięci, bezapelacyjnie wygrała busola i kierunki świata. Co mnie, jako starego harcerza, szczerze ucieszyło.

   Z kilkutygodniowej przygody z pracownią wyniosłem potwierdzenie wcześniejszego przekonania, że na poziomie szkoły podstawowej, podstawową (nomen omen) kwalifikacją nauczyciela jest umiejętność uczenia, czyli przekazywania wiedzy, a zarazem organizowania aktywności uczniów, stawiania przed nimi zadań, wyzwań, i motywowania do działania. Myślę, że nie ma potrzeby fundowania 10-latkom spotkań z dwunastoma wybitnymi specjalistami., jak to się dzisiaj dzieje. Wystarczy kilku nauczycieli, byle dobrze przygotowanych pedagogicznie.

   Chociaż często staram się gasić rewolucyjny płomień tych, którzy pragną zburzyć „pruską szkołę” i na jej gruzach zbudować coś zupełnie nowego, doceniam jednak zalety nauki bez ocen, wychodzenia naprzeciw zainteresowaniom uczniów i ich naturalnej skłonności do uczenia się. Nie sądzę, by powszechna edukacja powinna składać się z samych LABów, ale na pewno warto by połowę, albo chociaż jedną trzecią czasu spędzanego przez uczniów w szkole poświęcić na swobodną aktywność podczas zajęć, inspirowaną przez nauczycieli i samych młodych ludzi. I ocen byłoby mniej, i dobrej, pożytecznej zabawy więcej; lepiej można by przy tym wykorzystać możliwości kadrowe każdej placówki.

   Doświadczenie wielu lat pracy podpowiada mi, że takie podejście doskonale sprawdzałoby się do poziomu szóstej klasy – i właśnie w tym momencie powinna kończyć się szkoła podstawowa. A tak, męczymy się w podstawówce z klasą siódmą i ósmą, męczą się uczniowie, przygnieceni dodatkowo psychozą egzaminu. I męczyć się będziemy przez kolejne, długie lata, bo przecież nikt „reformy” pani Zalewskiej w tym zakresie nie odkręci. Pozostaje tylko marzenie, by chociaż podstawy programowe dało się sprowadzić z Księżyca nieco bliżej Ziemi…

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Danuta Adamczewska-Królikowska

16 lat temu w szkole podstawowej zorganizowałam coś takiego podobnego do LABu - przez 2 tygodnie uczniowie całej szkoły, na każdej lekcji realizowali zajęcia wokół jednego tematu - to była WODA. Była wiedza, ekologia, sztuka, działania w otoczeniu szkoły. Trudno było mi przekonać wszystkich nauczycieli, ale uczniowie pochwycili jak świeży powiew i na tych nauczycielach, którzy w to nie weszli wymusili, że na matmie też tak chcą. Wówczas i ja dochodziłam do podobnych wniosków, że nie muszę być fachowcem od historii, geografii by pomóc tym przedmiotowcom wymyślić zajęcia z ich przedmiotu. Dzieciaki widziały sens swojej aktywności, a wiedza przestawała być mieszaniną atomów, ale tworzyła z tych atomów związki zrozumiałe dla nich. Był pełen sukces dla uczniów, w planie na następny rok miała być ZIEMIA lub DRZEWO. Ale rozbiłam głowę o uwarunkowania zewnętrzne :(
16 lat temu to brzmiało zbyt groźnie dla systemu.
I tak jak pan czarno widzę to zawracanie z drogi cofnięcia nas ku pruskiej szkole.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Pruska szkoła to była szkoła elementarna(!) ucząca elementarnych (!) umiejętności z pedlem jako immanentną cechą i potężnym nauczycielem . Chodziło o to żeby szybko(!) i TANIO ich tego nauczyć albo wytresować. Nasza jest marna i dąży w złą stronę, ale na pewno nie pruskiej szkoły... ;-)

Skomentował Ppp

A może nieco uczciwości?
Kiedyś spytałem mojego korepetyrtora, po co mam się uczyć jakiegoś wariackiego wzoru matematycznego. Stwierdził, że jest bardzo potrzebny, ale sam nie wiedział, do czego.
Może należałoby czasem UCZCIWIE powiedzieć uczniom, że dany fragment nie ma sensu, ale jest taki program i musimy go przerobić. Uczciwego nauczyciela będą bardziej szanować, niż upierającego się przy bezsensie.
Oczywiście obustronna świadomość bezsensu powinna owocować brakiem ocen niedostatecznych!
Prosta rzecz, systemu nie rozwala, a w wielu sprawach pomaga.
Pozdrawiam.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Ppp
Znajomość matematyki nie polega na uczeniu się wzorów na pamięć, szczególnie nie wiedząc SKĄD się biorą i do CZEGO mogą służyć. Po prostu korepetytor był marny i tyle ... :-(

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...