Blog

Lubię szkołę!

(liczba komentarzy 1)

   Tym razem będzie w miarę krótko i optymistycznie.

   Krótko, bo ostatnie dni sierpnia są dla nas wszystkich w szkole czasem wytężonej pracy. Bodaj nawet bardziej intensywnej niż wtedy, gdy pojawią się już uczniowie. Na pisanie bloga doba jest stanowczo zbyt krótka.

   Optymistycznie – pomimo zbliżającej się „dobrej zmiany” – bo w dwudziestym ósmym roku kierowania szkołą wciąż czuję radość z perspektywy powrotu do szkolnej codzienności, która jest dla mnie wciąż obietnicą coraz to nowych przygód.

   A jeśli już o szkolnej codzienności mowa…

   W ostatnich dniach sierpnia kończyliśmy „Annały”. To książka, w której na osiemdziesięciu kolorowych stronach znajduje się kwintesencja tego, czym żyła szkoła przez ostatni rok. Są tam zdjęcia wszystkich klas, lista nauczycieli i innych pracowników szkoły, trochę statystyki, a przede wszystkim kalendarium – a w nim zdjęcia i niekiedy krótkie relacje z kilkudziesięciu ważnych ubiegłorocznych wydarzeń. W „Annałach” na wieczną rzeczy pamiątkę pozostają również zdjęcia członków władz samorządów uczniowskich obu naszych placówek, wykazy (w tym roku naprawdę sążniste!) rodziców wyróżnionych odznaką „Dziękujemy za pomoc!”, gimnazjalistów, którzy otrzymali od nauczycieli kolejne stopnie odznaki „Pomocna dłoń”, zdobywców odznaki PTTK „Turysta przyrodnik” – w tym roku małą złotą taką odznakę zdobył uczeń klasy trzeciej SP, a małą srebrną – drugoklasistka – i wiele innych informacji.

   „Annały” są naprawdę piękne. A wielka w tym zasługa jednej z mam, która już po raz drugi – i po raz drugi pro bono ! – opracowała graficznie stosy materiałów nadesłanych przez nauczycieli i przygotowała całość do druku. Wielkie dzięki, pani Agato, jest Pani aniołem!

   A jeśli już mowa o drukowaniu…

   Tak się cudownie składa, że w budynku naszej szkoły mieści się drukarnia. Jej załoga już od lat wie, że w końcu sierpnia potrzeby szkoły wzrastają do niebotycznych rozmiarów, a kolejnym zleceniom nieodmiennie towarzyszy prośba, żeby zostały zrealizowane „na wczoraj”. I tak od poniedziałku do czwartku dzielni drukarze przygotowali dla nas wspomniane już „Annały”, kilkaset broszurek ze statutem i regulaminem obu szkół, blisko półtorej setki indeksów dla gimnazjalistów, wpinki odznak rudawkowych, których podczas wakacji w Rudawce ich młodzi (uczniowie) i starzy (nauczyciele) uczestnicy zdobyli ponad czterdzieści, kilkadziesiąt plastikowych kafelków z nadrukowanymi zdjęciami, które na ścianach lada dzień upamiętnią piękną historię naszej aktywności w Rudawce i kilkanaście wypraw Klubu Pytolotników. A na okrasę – piękne dyplomy dla uczniów, którzy ostatnio zdobyli tytuł „młodszego przewodnika” lub „przewodnika” po Rudawce i jej najbliższej okolicy.

   A jeśli już efektach pracy mowa…

   Bardzo lubię czas, kiedy przygotowujemy się do nowego roku szkolnego. Pracujemy wtedy w gronie nauczycieli praktycznie codziennie, tworząc harmonogram całego roku, usiłując w przykrótkim, i jeszcze niepotrzebnie skróconym przez MEN roku szkolnym zmieścić cztery tury zaliczeń w szkole podstawowej, trzy trymestry w gimnazjum, dwie „białe szkoły”, tylko jedną „zieloną”, ale za to dla wszystkich uczniów, Koncert Noworoczny, dzielnicowe obchody Dnia Ziemi, Bal Gimnazjalny, Dzień Anglojęzyczny, doroczną grę z okazji Dnia Dziecka, obchody najważniejszych świąt, dwa rajdy po Warszawie, zawody rowerowe – też dwukrotne i wiele podobnych atrakcji. Jeśli ktoś zapyta, czy przy tym wszystkim w naszych szkołach dzieci się uczą, zapewnię go, że każda z wymienionych imprez przynosi uczniom (i nauczycielom) więcej nauki, niż godziny spędzone podczas tradycyjnych lekcji.

   Tu na marginesie mała anegdota. Otóż kilka lat temu, gdy kolejny rocznik gimnazjalistów wyfruwał właśnie w świat, ojciec jednej z uczennic podszedł do mnie podczas uroczystego zakończenia roku szkolnego i zapytał, czy pamiętam to zebranie dziewięć lat wcześniej, podczas którego zapisywał swoją córkę do pierwszej klasy. Jako, że nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, przypomniał, że po wysłuchaniu mojej opowieści o tym, co dzieci będą robić w szkole, zadał mi wtedy pytanie, czy będą się w niej uczyć. „I pan, panie dyrektorze, odpowiedział wtedy: „Też!”, a ja zdecydowałem, że będzie to najlepsza szkoła dla mojego dziecka!”.

   Mądrzejszy o kilkanaście lat nie odpowiedziałbym dzisiaj „też”, tylko zapewniłbym (tych rodziców moich uczniów, którzy zabłądzą na tego bloga), że cokolwiek dzieci robią w szkole, cały czas się czegoś uczą. Czy tego, co zapisano w podstawie programowej? Między innymi.

   Oprócz harmonogramu zespół pedagogiczny przygotowujemy też plan pracy na cały rok szkolny, w którym na kilkunastu stronach drobnego druku zawieramy wykaz rozmaitych działań wraz z nazwiskami szczęśliwców, którzy nimi pokierują. Dla każdego znajduje się coś miłego.

   A jeśli już o „miłym” …

   Muszę przyznać, że praca z tym zespołem jest w ogóle jedną z najmilszych rzeczy, jakie mogę sobie wyobrazić. Bo czyż nie jest miłe usłyszeć od koleżanki, z którą współpracujemy już ćwierć wieku, że ona nadal z radością przychodzi do szkoły, a praca jest dla niej przyjemnością? Albo od nowej nauczycielki, że wszyscy są wobec niej tak życzliwi, że czuje się wśród nas po prostu bezpieczna?

   Największy cud, jak co roku, zachodzi 31 sierpnia, kiedy to z ogólnego rozgardiaszu, za sprawą wszystkich pracowników szkoły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyłania się obraz uporządkowanej i ozdobionej szkoły, gotowej na przyjęcie uczniów.

   A jeśli już o uczniach …

   Bardzo chcemy, żeby władze obu naszych samorządów uwierzyły w swoją moc sprawczą. Zaprosiliśmy je w sile w sumie siedmiorga uczniów, wybranych na nową kadencję w czerwcowych wyborach, na spotkanie z dyrektorem i przedstawicielami rady pedagogicznej. W przeddzień rozpoczęcia roku szkolnego, czyli, innymi słowy, jeszcze podczas wakacji. I przyszli – WSZYSCY! Z uśmiechem i gotowością do działania. Poczułem, jak by mi ktoś miodu na serce nalał.

   A jeśli już o miodzie…

   Jak zawsze, tuż przed końcem wakacji spotkały się władze Samodzielnego Koła Terenowego nr 69 STO, które jest naszym organem prowadzącym. I spokojnie, z uśmiechem zapoznały się z projektami harmonogramu roku szkolnego i planu pracy, nanosząc minimalne poprawki zatwierdziły je, przyjęły nowelizację dwóch statutów i dwóch regulaminów. Bez stresu, w jeden niezbyt długi wieczór. Po prostu miodzio!

   Długo jeszcze mógłbym pisać, co fajnego zdarzyło się w szkole w ciągu ostatnich kilku dni. Ale wystarczy. Jutro rozpoczniemy wreszcie rok szkolny, a podczas tej uroczystości będę miał okazję podziękować za 198 kartek pocztowych przysłanych przez uczniów z wakacji (po następnej wizycie listonosza pewnie „pęknie” dwusetka), wręczę kilkadziesiąt odznak szkolnych, rudawkowych i PTTK – w sumie więcej chyba wyróżnień, niż było na czerwcowym zakończeniu roku szkolnego. I z takim bagażem na dobry początek rozpoczniemy nowy rok.

   Kurczę, po co nam właściwie „dobra zmiana”?!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Anna

"Dobra zmiana"? Mam szczęście, że moje dziecko jest uczniem "konkurencyjnej" szkoły ze stajni STO :-). Jest więc lepiej niż dobrze i "dobra zmiana" nie jest nam straszna. Niestety to szczęście jest udziałem niewielkiej liczny dzieci i rodziców. Dobrze czytać, że Dyrektorzy i Nauczyciele z przyjemnością czekają na nowy rok szkolny. Dziękujemy za Takich jak Wy.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...