Blog

List Jarosława Pytlaka do dyrektorów z okazji rozpoczęcia roku szkolnego 2018/2019*

(liczba komentarzy 13)

   Szanowni Państwo, Dyrektorzy szkół, przedszkoli i placówek oświatowych!

   Koleżanki i Koledzy!

   Pozwólcie, że korzystając z przywileju wieku, doświadczenia i dwudziestu ośmiu lat pełnienia funkcji dyrektora szkoły, a w tym czasie przetrwania osiemnastu ministrów, ze trzech dużych reform i pewnie co najmniej po trzykroć tylu małych, zwrócę się do Was z listem, przygotowanym specjalnie na okoliczność rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego. Nie będę ukrywał, że zainspirowała mnie epistoła, którą 29 sierpnia skierowała do nas wszystkich pani minister Zalewska. Skoro mogła szefowa MEN zamanifestować tą drogą, jak zawsze, niczym nie zmącone samozadowolenie i optymizm, mogę i ja w podobny sposób podzielić się z Wami swoim zatroskaniem. Dla zachowania równowagi w przyrodzie.

   Nadchodzący rok szkolny obiecuje nam jeszcze więcej pracy, jeszcze mniej satysfakcji w zmaganiach z oporną materią prawa oświatowego, i jeszcze mniej radości z czasu, który kiedyś mogliśmy poświęcać swoim wychowankom. Mimo szumnych zapowiedzi pani Zalewskiej biurokracja, zamiast ulegać ograniczeniu, będzie plenić się jeszcze bardziej.

   Nasza praca do złudzenia przypomina dzisiaj popularną ongiś grę komputerową Tetris. Od góry ekranu spadają rozmaitego kształtu klocki, które trzeba szybko układać tak, by wypełniały całe linie, co powoduje przyznanie punktów i przedłużenie rozgrywki. Szybkość, z jaką opadają kolejne elementy, stopniowo rośnie i na poziomie najwyższym kierowanie nimi wymaga naprawdę fenomenalnego refleksu. Taką oto grę, po części zresztą na bazie osiągnięć swoich poprzedników, oferuje nam dzisiaj ekipa pani minister edukacji. Tyle, że tempo rozgrywki jest od samego początku najwyższe, a urzędnicza kreatywność dodała od siebie jeszcze jedno utrudnienie. Otóż klocki, które nam spadają (na głowę), mają przedziwną właściwość zmieniania kształtu w locie.

   Owa metafora przyszła do głowy mojej małżonce, kiedy wspólnie spędzaliśmy czas wakacyjnego wypoczynku na próbach ogarnięcia kolejnych zmian, radośnie wprowadzonych (lub nie wprowadzonych do końca) przez panią Zalewską tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Pewnie nie dowiecie się z mojego listu niczego nowego, ale może słowa te przeczyta jakiś szeregowy nauczyciel, który ma o swojej dyrekcji jak najgorsze mniemanie, myśląc, że coroczne rewolucje w jego placówce, to radosna twórczość przełożonego-sadysty… A może słowa moje dotrą pod rodzicielskie strzechy, w których gości naiwne przekonanie, że dyrektor szkoły nie zajmuje się niczym innym, jak tylko wymyślaniem, co jeszcze można by uczynić, żeby dzieciom w jego placówce było jak najlepiej... A my tymczasem po cichutku toniemy pod nawałem rozmaitych [dyrektor] „zorganizuje”, „zapewni”, „odpowiada”, „skontroluje”, których to czynności jest tyle, że na każdą przypada średnio dwie godziny w roku, wliczając w to czas hospitacji całego zespołu nauczycieli. A przecież przydałby się jeszcze czas na myślenie.

   Naprawdę wzruszyłem się czytając słowa skreślone przez panią Zalewską, że 24 sierpnia udostępniony został poradnik na dyrektorów dotyczący przetwarzania danych osobowych w placówkach oświatowych. Już trzy miesiące po wejściu w życie RODO, które zastało nas w systemie edukacji zagubionych niczym dzieci we mgle. Dlaczego ów poradnik nie ukazał się trzy miesiące przed wejściem w życie unijnej regulacji, choć jej postanowienia znane były bodaj dwa lata wcześniej, można wytłumaczyć chyba tylko tradycyjnym przeświadczeniem, że „jakoś to będzie”. Ale z RODO sobie poradzimy, bo na tym samym wózku jedzie mnóstwo ludzi, więc zanim kontrole naprawdę zajrzą nam w oczy, upłynie jeszcze trochę czasu. Damy sobie również radę z tym, że na stronie internetowej MEN w zakładce Akty prawne obowiązujące, czeka nas wycieczka w przeszłość do roku 2015. W końcu internet jest niezmierzony i gdzieś tam zawsze znajdziemy to, co jest nam potrzebne. Zresztą najlepiej wyłączyć myślenie i zaabonować jeden z serwisów oświatowych, który zaserwuje nam akty prawne, dla wygody zaopatrzone w poręczną ściągawkę co i kiedy powinniśmy zrobić. To tyle w kwestii kreatywności.

   Pod koniec maja spłynęło na nas rozporządzenie dotyczące oceny pracy nauczyciela. Nie będę tutaj się nad nim rozwodził, napiszę tylko, że mnie i małżonce zabrało trzy tygodnie wakacji, a czas, który pochłonie w przyszłości zdaje się być niezmierzony. Choć w tym wypadku spadający klocek zmienił kształt na lepiej pasujacy, bowiem pani minister w liście z 29 sierpnia obwieściła, że pod wpływem „dochodzących z różnych stron sugestii" powstał projekt zmiany w prawie, zmieniający częstotliwość oceny z trzech do pięciu lat. Radość dająca się zauważyć w internecie świadczy nader wyraźnie, że stary żydowski szmonces o kozie rabina, którą rebe kazał Ickowi zakwaterować w jego przepełnionym mieszkaniu, jest nadal aktualny. Kiedy bowiem nieszczęśnik powrócił po tygodniu ze skargą, że teraz jest jeszcze gorzej, rabin kazał mu kozę wyprowadzić, zyskując ickowe poczucie wdzięczności,  bowiem w mieszkaniu zrobiło się zdecydowanie luźniej.

   Pod koniec lipca pojawił się na ekranie klocek o nazwie BHP w szkole. Wyjątkowo pokręcony, bo nakazujący wydłużyć przerwy do co najmniej dziesięciu minut, zabraniający wykładania przedmiotów „wymagających intensywnego wysiłku umysłowego” nie później niż na szóstej lekcji (bez ich zdefiniowania), wprowadzający pomnik urzędniczego obłąkania i absurdu w postaci obowiązku rejestrowania (i zatwierdzania przez dyrektora) wszystkich wyjść ze szkoły, nie będących wycieczkami (te już wcześniej trzeba było zatwierdzać). No i jeszcze szafki dla uczniów, które „dyrektor zapewni”. Jeśli ktoś wziąłby ten projekt na poważnie, a niby dlaczego nie, to powinien niezwłocznie wprowadzić poprawki w organizacji swojej placówki (choćby w planie lekcji), nawet jeśli okazałyby się niewykonalne. Ale spokojnie, jest 2 września, rozporządzenia nie ma, tylko wróbelki ćwierkają, że ma zostać mocno okrojone z tych najbardziej idiotycznych kontrowersyjnych zapisów. Ale rok szkolny rusza i nie wiemy, w jakim kształcie i kiedy ów klocek na nas spadnie.

   Dyrektorskiego szczęścia dopełnia najnowszy koncept naszej pani minister, jakim jest podpisane 16 sierpnia, a wchodzące w życie, a jakże, 1 września rozporządzenie w sprawie doradztwa zawodowego. Ktoś małego serca wyszydziłby pomysł zorganizowanej preorientacji zawodowej dla przedszkolaków. Szczególnie w czasach, gdy połowa obecnych zawodów w ciągu ćwierć wieku ma odejść w niebyt, a pojawi się wiele nowych, których nawet się jeszcze nie domyślamy. Ja nie będę małostkowy – w końcu Antek Cwaniak – wykreowany przez Aleksandra Kamińskiego wódz gromady zuchów, bawił się ze swoimi wychowankami choćby w listonosza. I co? I 90 lat później nadal istnieją listonosze, co więcej, bardzo ich brakuje! Warto więc preorientować przedszkolaki. Ale prawdziwy klocek naszej gry dopiero pojawi się na ekranie. Będziemy otóż, uwaga, tworzyć program wewnątrzszkolnego systemu doradztwa zawodowego na dany rok szkolny, zawierający takie elementy jak m.in. tematykę działań, w ramach których zostaną zrealizowane poszczególne treści, metody, formy i terminy realizacji poszczególnych działań, oraz wskazanie osób odpowiedzialnych za ich realizację. I to ma być gotowe 31 października. Jeszcze jeden bzdurny papier, tak bzdurny, że nawet mi się nie chce pisać, jak mądrze można by te treści połączyć z istniejącymi już papierami, jako choćby z programem wychowawczo-profilaktycznym. Ale to byłoby za proste. Jednak jest też radosny aspekt całej sprawy – wykwalifikowanych doradców zawodowych będziemy musieli zatrudnić dopiero za cztery lata. Dzięki Bogu za tę drobną łaskę.

   To tylko krótki przegląd atrakcji, jakie MEN przewidział w tym urlopowym sezonie dla dyrektorów szkół. A przecież mamy jeszcze problemy, które przynosi reforma: w dużych ośrodkach brak nauczycieli, a w małych dla odmiany konieczność ich zwalniania oraz przebój sezonu, czyli patchwork – zszywanie etatów z niewielkich wymiarów godzin w kilku placówkach. Mamy konieczność zatrudniania nauczycieli na umowę o pracę, co skutecznie utrudni organizowanie zajęć terapeutycznych w szkołach. Terapeuci, dotąd zatrudniani jako firmy, przeniosą się w sferę pozaszkolną, a zapłacą za to rodzice. Mamy jeszcze problem edukacji dzieci niepełnosprawnych, który obrósł już tyloma interpretacjami, że każdy przypadek należałoby rozpatrywać osobno. Kto? Oczywiście – dyrektor.

   Rok szkolny 2018/2019 będzie też kolejnym rokiem niewypowiedzianej wojny rodzicielsko-nauczycielskiej, w której coraz częściej nie bierze się jeńców. Jedna z naszych nauczycielek podsłuchała rozmowę w sąsiednim grajdole na plaży, gdzie pewna mama uświadamiała drugą, żeby nie szarpała się w szkole, gdy jej się coś nie podoba, tylko od razu pisała skargę do kuratorium. Skarga musi być oczywiście rozpatrzona, a za tym ostatnio podąża sugestia dla dyrekcji: „Proszę załatwić sprawę tak, żeby rodzic był zadowolony!”. Więc dyrektor przekazuje to nauczycielowi: „Proszę załatwić sprawę tak, by dziecko było zadowolone!”. Bo przecież sensem naszej pracy jest dobro dziecka, nieprawdaż?!

   Koleżanki i Koledzy! W obliczu nadchodzącego roku szkolnego życzę Wam nerwów jak postronki i woli świętego Franciszka z Asyżu. No i wiary, że będąc dyrektorem nie przestaje się być pedagogiem. Niech cokolwiek sobie wymarzycie będzie w Wami!

   PS. I trzymajcie się, bo to (był kiedyś) piękny zawód. I może jeszcze kiedyś taki będzie. Tymczasem jednak uprzedzajcie młodych, że dyrektorem szkoły w Polsce AD 2018 może chcieć zostać tylko wariat albo samobójca. Nawet za te 1000 złotych więcej, które w desperacji rzuciło miasto stołeczne Warszawa.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Kaśka Królewna

A dyrektorzy w Krakowie z wojedztwa małapolskiego bili brawo, gdy te ewidentne klopsy prezentowała najsłynniejsza kuratorka oświaty. Wstyd - brak wiedzy czy komformizm z oportunizmem?

Skomentował Z deka już siwa i sfrustrowana

Będę wytrychem- na wszystko się niemal niemo zgadzamy, protesty związków zawodowych nie robią na pani minister żadnego wrażenia a klocki będą spadać z coraz większym tempem gdyż p. Zalewska MUSI się czymś wykazać. Na dodatek niedawno zasłyszałam opinię, że ten stan rzeczy jest pokłosiem żeńskiej obsady posady nauczyciela. Zachęcam więc madrzejszą i mniej uczuciową męską grupę nauczycieli do przejęcia pałeczki walki o nasze i tak już napęczniałe od "klocków" wymogi w pracy. Tak tylko sobie myślę-kto jest przewodniczącym naszych związków zawodowych ...

Skomentował Jakub

To ja Państwu powiem, że szkolnictwo artystyczne ma jeszcze trudniejszy poziom tego Tetrisa. Szkoły artystyczne podlegają ministrowi kultury i dziedzictwa, który w porozumieniu z panią ministrą oświaty podpisuje z mniejszym lub większym opóźnieniem dokumenty. I tak np. rozporządzenie dotyczące oceniania czyli np. świadectw (wraz z ich wzorami) zostało podpisane 21 czerwca (22 było rozdanie świadectw), wzory arkuszy ocen pojawiły się w lipcu. W efekcie czego teraz musimy przepisywać świadectwa (już rozdane na starych giloszach) i od nowa pisać arkusze.

Skomentował filologini

Żeby postawić się tej machinie biurokratycznej czczonej przez nieźle żyjące z nieustannego reformowania edukacji elity profesorów i tzw. naukowców, to trzeba by mieć tzw. jaja - wielkie. Tego, niestety min. Zalewskiej zabrakło. Pytanie, czy jest wyjście z tej patowej sytuacji, w jaką reformatoły wpędziły polską szkołę.... A już wisienką na torcie jest nieszczęsne RODO - już tylko tego nam chyba brakowało. Co by tu jeszcze spiep ...ć , Panowie?
Btw., w planie zajęć mojego LO j.ang. (rozszerzenie) odbywa się na 7 i 8 g.l. - najwyraźniej uznano, że to przedmiot niewymagający wysiłku umysłowego.

Skomentował Anna

Smutna to prawda, że żyjemy, nauczamy i uczymy się w takich czasach. Ciągle ktoś lepszy, mądrzejszy mówi nam, co i jak mamy czynić, bowiem sami najprawdopodobniej nie poradzilibyśmy sobie. Nauczyciel wszystko zniesie, bo nie wypada mu zachowywać się nieelegancko, niezgodnie z etosem. A tak naprawdę klasa wyższa nawet nie ma pojęcia i wyobrażenia jakie cuda opracowują i realizują nauczyciele bez wytycznych ministerstwa. Szkoła dla ucznia i mądrzy nauczyciele wyposażeni w niezbędne media edukacyjne to czynią. Szkoda czasu i atłasu, jak to mówią. Spuścić zasłonę milczenia, albo ..... podjąć gremialnie zdecydowany sprzeciw, gdyż ciągle jesteśmy postrzegani jako dzieci we mgle. A swoją drogą czy tak właśnie nie jest? Wciąż liczymy, że uda nam się wyjść spod wszechmocnej ręki men-u.

Skomentował Aleksandra

Po prostu trzeba protestować odmawiając, jak to się mówi - wdrażania szkodliwych/bzdurnych/nielogicznych przepisów (rozkazów!), uczyć i zarządzać wedle najnowszej a zweryfikowanej w wielu naukowych źródłach wiedzy. W końcu przecież kształtujemy przyszłe pokolenia. A z rodzicami rozmawiać tłumaczyć, negocjować (to dopiero praca!), skoro nie potrafiliśmy wychować dojrzałych, odpowiedzialnych dorosłych. W końcu już znane stwierdzenie - czy nauczyciel jest przygotowany do tego, by układać odpowiednio towary w sklepie, czy wysłuchać u pacjenta zapalenie płuc? Na pewno nie, ale jako wykształcony, inteligentny, odważny człowiek zna się na uczeniu

Skomentował eva

Jeszcze nie rozwiązana sprawa nauczycieli pracujących w kilku szkołach. W każdej dyrektor życzy sobie, aby nauczyciel mający tylko 4 godz. musi być wszystkich na radach, szkoleniach i uczestniczyć w różnych imprezach szkolnych ,tak jak wszyscy pełnoetatowi nauczyciele.. Nie dość, że traci pieniądze na dojazd do szkół, w których jest zatrudniony to jeszcze musi robić to co nauczyciel na całym etacie. Czyli praca po godzinach razy 4. Wystarczyłoby aby to robił w szkole, w której ma najwięcej godzin a w pozostałych powinien dowiedzieć się co było poruszane na radzie.

Skomentował Natalia

Dziękuję za ten tekst. Opisał Pan dokładnie to co czuję. Jestem dyrektorem od 16 lat, jeszcze rok temu mimo, że protestowałam przeciw reformie, stwierdziłam, że skoro tak to wyciągniemy z tej sytuacji wszystko co najlepsze. Miałam jedną niezwykłą szkołę, przyłączyli do niej gimnazjum, stwierdziłam ok zrobimy wielką, niezwykłą szkołę. Przegrałam, odpuszczam, nie dam rady. Sypie się to co zbudowałam, odchodzę, nie mogę na to patrzeć. Szkoda mi dzieci, szczególnie niepełnosprawnych - to szkoła integracyjna, ale ja już tego nie udźwignę.

Skomentował Danuta Adamczewska-Królikowska

Jeszcze nigdy nie współczułam tak dyrektorom szkół jak w tym roku. Nawet za komuny pomimo wytycznych z frontu przewodniej roli partii panującej, nikt tak nie sponiewierał ich jak obecnie.
Bardzo dziękuję panu Jarosławowi Pytlakowi za ten tekst.

Skomentował Michał

Dalej głosujcie na socjalistów z POPISSLDPSL to dalej będziecie trwali w bagnie.

Skomentował Jarosław Pytlak

@Michał - proszę się nie krępować, tylko napisać, na kogo mianowicie mamy głosować, żeby się w bagnie nie taplać? Pensa za dobry pomysł.

Skomentował Zofia Grudzińska

@Jarosław Pytlak

czemu panu Michałowi tylko pensa? Dajmy całego funta. Może być funt kłaków. A poważnie mówiąc: mnie poruszył głos szkolnictwa artystycznego. Za komuny to było pole wolności (sama uczęszczałam, to wiem, że mój dyrektor zatrudniał nieprawomyślnych wywalonych ze szkół publicznych, w wyniku czego w ósmej klasie miałam lekcję o Katyniu (poznałam prawdę) a nauczycielka rosyjskiego opowiadała o łagrach. Więc kiedy teraz się dowiaduję, że nie ma już tej wolności... cóż, postaram się nie popaść w całkowitą depresję.

Skomentował Wojciech

A ja powiem tylko tyle: PROMUJMY EDUKACJĘ DOMOWĄ

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...