Blog

Ku czemu to może zmierzać?!

(liczba komentarzy 3)

   Pierwsza część mojego artykułu, poświęconego doli współczesnych rodziców, wywołała żywy oddźwięk. Między innymi pojawiły się, jak zwykle w internetowej dyskusji na temat edukacji, pomstowania na „pruską szkołę”, wyrazy nadziei, że właśnie się ona wali i rychło przejdzie do historii, wzmocnione manifestowanym zdziwieniem, że ktoś może trwać przy tak absurdalnym pomyśle gromadzenia dzieci w jednym miejscu, aby się uczyły. Alternatywą ma być nauka we własnym tempie, według zainteresowań, w dowolnym czasie, bez stresującego reżimu stopni.

   Nigdy nie ukrywałem sceptycyzmu wobec takich wizji, uznając wszakże ich wielką przydatność dla tworzenia różnorodnej oferty edukacyjnej. Uważam bowiem, że różnorodność form jest przyszłością tej dziedziny życia. Pozostaję sceptyczny, bowiem żadna z prezentowanych wizji przyszłości nie gwarantuje, moim zdaniem, dobrej perspektywy dla społeczeństwa jako całości. Szanuję indywidualność, doceniam wewnętrzną motywację w edukacji, ale nie wierzę, że można bazować wyłącznie na tym co indywidualne, przyjemne i dobrowolne. Ani że zbiór wybitnych indywidualności gwarantuje harmonię w społeczeństwie.

   Jest oczywiście możliwe, że  intuicja dziadersa prowadzi mnie do błędu i nie pozwala docenić wizji, które w przyszłości okażą się właściwym wyborem. Ale póki co, obserwuję in situ, jak społeczeństwo rozpada się na frakcje i atomy, bowiem każdy ma prawo do swoich poglądów, wyrażania siebie, zabierania głosu w dowolnej sprawie, decydowania o sobie etc. Ten motyw pojawia się nader często, m.in. w opisywanych po wielekroć złych relacjach pomiędzy rodzicami i nauczycielami. Dotyczy obu stron, nadmienię, żeby nie wyszło, że którąś z tych grup zwalniam z odpowiedzialności. I proszę nie zarzucić mi ciągot totalitarnych czy opresyjnych, po prostu uważam, że nie należy tracić z pola widzenia społeczności, do której się należy.

   KOniec końców doszedłem do wniosku, że jedyna realna możliwość uzdrowienia sytuacji polega chyba na przydzieleniu każdemu dziecku indywidualnego miejsca w czasoprzestrzeni oraz osobiście dedykowanego mu tutora. To drugie, w dobie sztucznej inteligencji, lada moment będzie możliwe. I będą tak dzieci się samo-hodować pod uważnym okiem czujnego, elektronicznego opiekuna, wolne od nieuchronnych stresów życia społecznego. Bardzo mnie to zasmuciło, a równocześnie przypomniało recenzję cyklu powieści Isaaca Asimova, którą zamieściłem 7 lat temu na łamach papierowego kwartalnika „Wokół szkoły”. Bez dalszego komentarza pozwalam sobie przytoczyć ją tutaj, z jedną tylko różnicą względem oryginału: wytłuściłem fragmenty dające do myślenia w aspektach indywidualizacji wychowania oraz koegzystencji ze sztuczną inteligencją.

------------------------------------------------

   Prorocza wizja Isaaca Asimova

   W świecie, w którym postęp technologiczny dogania i wyprzedza śmiałe wizje tytanów literatury science-fiction, nie wydaje się dobrym pomysłem polecanie lektury powieści z tego właśnie gatunku, w dodatku powstałych ponad pół wieku temu. A jednak podejmę to ryzyko, bowiem chodzi o całkiem przyzwoitej jakości kryminały, ujawniające przy tym po latach niezwykłą dalekowzroczność ich autora.

   Isaac Asimov towarzyszył mi od wczesnej młodości. Jako miłośnik fantastyki naukowej pochłaniałem wszystkie jego dzieła, które pojawiały się drukiem w języku polskim, traktując ich lekturę jako kawał dobrej rozrywki. Ów uczony z zawodu, a z wyboru pisarz tworzył klasykę gatunku science-fiction, „zwykłe” kryminały, a także opracowania popularyzujące osiągnięcia nauki. Pamiętam, że jako młody entuzjasta chemii sam rozwikłałem zagadkę morderstwa opisanego w powieści „Powiew śmierci”, słusznie dopatrując się w różowej barwie azotanu kobaltu świadectwa, że w chwili zbrodni okno laboratorium było otwarte (przez co sól owa wchłonęła wilgoć z padającego deszczu, zmieniając kolor), choć wszystkie inne okoliczności zdawały się świadczyć o czymś przeciwnym.

   W cyklu rozpoczynającym się tomem „Pozytonowy detektyw” pisarz odmalowuje świat, w którym ludzkość, całe wieki po udanej ekspansji w kosmos, jest głęboko podzielona. Na ponad wszelką miarę przeludnionej Ziemi, w stalowych metropoliach, mieszkają miliardy ludzi, którym podbój przestrzeni nie przyniósł poprawy warunków życia. Tymczasem na skolonizowanych planetach, dzięki ich bogactwom naturalnym, powstaje i uniezależnia się nowa rasa, określana mianem Przestrzeniowców. W przeciwieństwie do mieszkańców Ziemi są oni a-śmiertelni – żyją po kilkaset lat, zachowując przy tym biologiczną młodość i witalność. Dysponują niezwykle zaawansowaną technologią, która pozwala im wytwarzać humanoidalne roboty, wyposażone w pozytonowe mózgi, daleko doskonalsze od ludzkich.

   Cechą charakterystyczną Przestrzeniowców jest głęboka niechęć do kontaktów międzyludzkich. Żyją pojedynczo w centrach ogromnych posiadłości na swoich planetach, otoczeni wyłącznie przez humanoidy. Porozumiewają się ze sobą za pośrednictwem transmisji holograficznych, a spotkania osobiste zdarzają się w ich życiu absolutnie wyjątkowo.

   Zawiązkiem intrygi jest zagadkowe morderstwo uczonego pochodzącego ze Światów Zaziemskich, przebywającego z wizytą na Ziemi. Śledztwo w tej sprawie prowadzi nowojorski policjant Elijah Baley wraz z humanoidem R. Daneelem Olivawem. Oczywiście, koniec końców zagadka zostaje rozwiązana, ale osobną historią samą w sobie jest nawiązywanie przyjaznych relacji pomiędzy początkowo wrogo nastawionym do robotów Ziemianinem i jego człekopodobnym współpracownikiem.

   W drugim  tomie cyklu pt. „Nagie słońce” Elijah Baley zostaje oddelegowany na jedną z planet zaziemskich, Solarię, gdzie wspólnie z R. Daneelem prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa pewnego naukowca. Zagadka wydaje się niemożliwa do rozwikłania, bowiem albo mordercą jest jeden z robotów należących do zabitego, co wykluczają wbudowane w pozytonowe mózgi Prawa Robotyki, nakazujące robotom chronienie życia ludzi za wszelką cenę, albo piękna żona ofiary Gladia, z którą mąż kontaktował się wyłącznie za pośrednictwem transmisji holograficznych…

   W trzecim tomie pt. „Roboty z planety świtu” nasi detektywi rozwiązują zagadkę morderstwa, którego ofiarą pada człekokształtny robot. Z kolei w ostatnim tomie cyklu pt. „Roboty i Imperium” akcja dzieje się dwieście lat później, a jej bohaterem jest odległy potomek dawno już zmarłego na Ziemi Elijaha Baleya, spotykający na kartach powieści wciąż tego samego R. Daneela Olivawa i… piękną Gladię, której urody i witalności nie naruszył upływ dwudziestu dekad.

   Jeśli ktoś lubi kryminały i nie odrzuca go osadzenie akcji w odległej przyszłości – doceni talent Isaaca Asimova w kreśleniu intrygi i stopniowym prowadzeniu czytelnika do jej rozwiązania. Ja zaś, zachęcając do lektury, zdradzę teraz przyczynę mojego wciąż rosnącego podziwu dla dalekowzroczności tego pisarza, z refleksją pedagogiczną w tle.

   Choć taka teza może się wydać nazbyt śmiała, to jednak ludzkość, krok po kroku i w różnym tempie w poszczególnych regionach świata, stopniowo zmierza w kierunku właściwej Przestrzeniowcom a-śmiertelności. Powstają technologie medyczne, dające nadzieję na radykalny postęp w zwalczaniu wielu dotychczasowych przyczyn przedwczesnej śmierci. Stale rośnie średnia długość życia. Coraz skuteczniejsze są leki na choroby cywilizacyjne, coraz więcej uszkodzonych narządów może być zastąpionych nowymi, wielce obiecująco wygląda perspektywa terapeutycznego zastosowania komórek macierzystych. Temu wszystkiemu towarzyszy zmiana mentalna – powszechnie doceniamy uroki życia i chcemy korzystać z nich jak najdłużej. A przy okazji zatracamy pokorę wobec losu.

   Zastanówmy się, co mogłoby stanowić największe zagrożenie dla człowieka a-śmiertelnego. Oczywiście – wypadek losowy, na przykład upadek z wysokiej drabiny albo utonięcie, a także tragiczny skutek działania innych ludzi, jak choćby śmierć pod kołami samochodu, zabójstwo lub błąd w sztuce medycznej. Przed wypadkami losowymi staramy się chronić, tworząc rozmaitego typu przepisy i zasady, które w zwiększają nasze bezpieczeństwo. Na podobnej zasadzie staramy się zabezpieczyć przed zagrożeniem ze strony innych ludzi. Nasze relacje w społeczeństwie obudowujemy zasadami prawnymi i procedurami. Czasem prowadzi to do absurdu, na przykład wtedy, gdy opłaciwszy już zamówione badanie krwi muszę dodatkowo podpisać zgodę… na jej pobranie. Największe jednak niebezpieczeństwo w sferze relacji międzyludzkich dostrzegam we wciąż rosnącej wzajemnej nieufności. Nie trzeba nawet przywoływać tak aktualnej obecnie kwestii stosunku do migrantów, wystarczy spojrzeć na nowe osiedla, bez wyjątku otoczone parkanami. Wciąż śledzą nas jakieś kamery, oczywiście dla naszego dobra. W trosce o nasze bezpieczeństwo nagrywa się wszelkie rozmowy z bankiem, ubezpieczalnią, telekomem i urzędem. I ta nieufność przenosi się też na codzienne kontakty. Swoich bliźnich coraz częściej postrzegamy jako konkurencję lub wręcz zagrożenie, dla nas albo naszych bliskich. Problem w tym, że nie mamy chwilowo żadnych Światów Zaziemskich i jesteśmy po prostu skazani na współistnienie. Może warto więc świadomie pracować nad (od)budową klimatu zaufania. Na początek – w placówce oświatowej, w której uczą się nasze dzieci.

   Z górą pół wieku temu Isaac Asimov zarysował wizję przyszłości rodzaju ludzkiego – w postaci zatomizowanego społeczeństwa Przestrzeniowców. Patrząc, jak materializuje się ona na naszych oczach, nie mogę wyjść z podziwu dla przenikliwości tego wspaniałego pisarza. I czuję smutek, że miał rację.

Isaac Asimov, „Pozytonowy detektyw”, Dom Wydawniczy Rebis 2013.

Następne powieści w cyklu: „Nagie słońce”, „Roboty z Planety Świtu” oraz „Roboty i Imperium”.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

To proponuję jeszcze dorzucić "Altruizynę" Lema i będzie komplet ... ;-)

Skomentował Katarzyna

Zawsze mnie zdumiewa, w historii ludzkości, że gdy nadchodzi zmiana, przede wszystkim przeważająca liczba ludzkości reaguje strachem. A to wchodzi bez celu na góry, a to gdzieś ucieka, gorąco zaczyna wielbić Boga, albo jakieś istoty nadprzyrodzone. A przede wszystkim, wprost lub oględnie wieści, jak źle będzie. Co to z ludzkością miał zrobić wynalazek druku ( piszę o Europie). Jakie klęski miały spaść na nieświadomych czytających. Skończyło się na reformacji, raczej nie na katastrofie. Najbardziej obawiano się demoralizacji, alienacji i zaburzeń psychicznych u dzieci i młodzieży. Czasy dzisiejsze, bardzo przypominają tę epokę. Podobne niepokoje, argumenty, troski. Rewolucja informatyczna i tak się dzieje. Najprawdopodobniej, pisanie ręczne odejdzie powoli do lamusa, wysoko oceniane będą teksty zwięzła, czyli minimum słów, a maksimum treści, a może jeszcze inaczej. Zobaczymy. Wizja młodego człowieka prowadzonego na ścieżce edukacji przez tutora - sztuczną inteligencję, nie wszystkim wydaje się smutna. Edukacja stadna, ma tez swoją ciemną stronę. Czasami zaistnienie w grupie kosztuje więcej energii, niż cokolwiek innego i już na uczenie sie nie ma siły. Nie wspominając o innych grupowych grach. Wiele by można na ten temat. Jest pokaźna grupa ludzi, którzy już w dorosłym życiu, wspominają swoich kolegów z klasy, jak największy koszmar. Ale to już znamy, więc wydaje się to zwyczajne? A przyszłość ze swoją zmianą wydaje się niepokojąca? Zmiana idzie w tym kierunku, o którym Pan napisał, nawet jeśli umyślnie karykaturalnie. Przyniesie ze sobą zmiany na lepsze i zmiany niepokojące lub jednoznacznie negatywne. Dla mnie osobiście, jako niemiłośnika kolektywu i plemienność, jest conajmniej ciekawa.

Skomentował Katarzyna

Zawsze mnie zdumiewa, w historii ludzkości, że gdy nadchodzi zmiana, przede wszystkim przeważająca liczba ludzkości reaguje strachem. A to wchodzi bez celu na góry, a to gdzieś ucieka, gorąco zaczyna wielbić Boga, albo jakieś istoty nadprzyrodzone. A przede wszystkim, wprost lub oględnie wieści, jak źle będzie. Co to z ludzkością miał zrobić wynalazek druku ( piszę o Europie). Jakie klęski miały spaść na nieświadomych czytających. Skończyło się na reformacji, raczej nie na katastrofie. Najbardziej obawiano się demoralizacji, alienacji i zaburzeń psychicznych u dzieci i młodzieży. Czasy dzisiejsze, bardzo przypominają tę epokę. Podobne niepokoje, argumenty, troski. Rewolucja informatyczna i tak się dzieje. Najprawdopodobniej, pisanie ręczne odejdzie powoli do lamusa, wysoko oceniane będą teksty zwięzła, czyli minimum słów, a maksimum treści, a może jeszcze inaczej. Zobaczymy. Wizja młodego człowieka prowadzonego na ścieżce edukacji przez tutora - sztuczną inteligencję, nie wszystkim wydaje się smutna. Edukacja stadna, ma tez swoją ciemną stronę. Czasami zaistnienie w grupie kosztuje więcej energii, niż cokolwiek innego i już na uczenie sie nie ma siły. Nie wspominając o innych grupowych grach. Wiele by można na ten temat. Jest pokaźna grupa ludzi, którzy już w dorosłym życiu, wspominają swoich kolegów z klasy, jak największy koszmar. Ale to już znamy, więc wydaje się to zwyczajne? A przyszłość ze swoją zmianą wydaje się niepokojąca? Zmiana idzie w tym kierunku, o którym Pan napisał, nawet jeśli umyślnie karykaturalnie. Przyniesie ze sobą zmiany na lepsze i zmiany niepokojące lub jednoznacznie negatywne. Dla mnie osobiście, jako niemiłośnika kolektywu i plemienność, jest conajmniej ciekawa.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...