Blog

Edukacja powinna być apolityczna, ale chwilowo nie może

(liczba komentarzy 7)

   W Sejmie mamy oto powtórną próbę wprowadzenia drakońskich przepisów, wzmacniających rolę kuratorów – urzędników zwanych dla niepoznaki „nadzorem pedagogicznym”, choć bardziej adekwatne byłoby określenie „politycznym”. Lex Czarnek 2.0 nie różni się w praktyce od zawetowanej w marcu przez prezydenta Dudę pierwszej wersji tej ustawy, którą spokojnie można nazwać kagańcową dla dyrektorów, albo, jak kto woli, epitafium dla autonomii placówek oświatowych. Na pewno znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że ta autonomia i tak niewarta jest funta kłaków, bo dyrektorzy twardogłowi albo strachliwi, nauczyciele leniwi lub bezduszni, a organizacje pozarządowe czasem mocno kontrowersyjne w swoim przekazie. Warto jednak pamiętać, że w tym ogromnym systemie są również dyrektorzy otwarci i twórczy, zaangażowani i mądrzy nauczyciele, oraz organizacje pozarządowe pomagające rozwiązywać realne problemy, z którymi machina państwowa sobie nie radzi. Nowe przepisy – o ile wejdą w życie – zaorzą wszystkich jednakowo. Używając terminologii wojennej – społeczeństwo obywatelskie utraci przyczółek po dobrej stronie Mocy, z którego w przyszłości mogłoby szybciej podążyć w kierunku lepszej, bardziej satysfakcjonującej edukacji dla wszystkich.

   Konieczność wprowadzenia nowych regulacji uzasadniana jest potrzebą zapewnienia rodzicom wpływu na działalność programową szkół. Ma to tyle wspólnego z prawdą, co w powieści „Rok 1984” nazwa Ministerstwo Miłości z faktyczną, opresyjną funkcją owego urzędu. Tłumacząc najkrócej: choćby wszyscy rodzice w szkole podpisali się pod jakąś inicjatywą, negatywna opinia kuratora nie dopuści do jej realizacji. Z drugiej strony, choćby ci sami rodzice jak jeden mąż zaprotestowali przeciw inicjatywie pochodzącej z ministerstwa, ona i tak zostanie wprowadzona w życie na terenie ich placówki. To ucieleśnienie idei szkoły w służbie państwa, rozumianego jako wszechogarniający monopol partii rządzącej.

   Wracając jeszcze do prezydenckiego weta warto przypomnieć, że niezrażony nim minister Czarnek od razu zapowiedział, że ponowi próbę przeforsowania nowego prawa. Czyniąc to obecnie, publicznie okazuje lekceważenie Andrzejowi Dudzie, który w następstwie swojej ówczesnej decyzji złożył własny projekt, znacznie łagodniejszy, bo ograniczający się tylko do utrudnienia dostępu do szkół organizacjom pozarządowym. Przypadek(?) sprawił, że inicjatywa prezydenta, po odleżeniu w sejmowej zamrażarce, trafia teraz pod obrady parlamentu równocześnie z cieplutkim, poselskim (czyli wolnym od konsultacji społecznych) projektem Lex Czarnek 2.0. Trudno o większy despekt ze strony ministra wobec Pierwszego Obywatela...

   Problemy towarzyskie Andrzeja Dudy pośród Zjednoczonej Prawicy mało mnie interesują, podobnie jak niedostrzegalny status jego własnej godności, ale perspektywa uchwalenia rzeczonej ustawy jest atakiem na całe środowisko oświatowe; odbieram ją również osobiście. Widzę tysiące różnych problemów, z jakimi borykamy się na co dzień w placówkach oświatowych, a których minister Czarnek zdaje się nie zauważać. Jeśli jeszcze (jakoś) radzimy sobie, to właśnie dzięki twórczej aktywności tysięcy dyrektorów oraz ogromnej rzeszy nauczycieli. W świetle tego próbę uczynienia z nas ubezwłasnowolnionych funkcjonariuszy narodowo-religijnego państwa odbieram jako akt niezwykle szkodliwy; w wymiarze ogólnym – widzę w tym zawracanie biegu historii, zaś w osobistym – dodanie zniewagi do całego szeregu wcześniejszych krzywd uczynionych przez polityków.

   Cóż, będę śledził dalszy rozwój sytuacji z ciekawością karpia, obserwującego ostrzenie kuchennego noża przed wigilią, żywiąc rozpaczliwą nadzieję, że kucharz przypadkiem przetnie sobie tętnicę. Albo że prezydent Duda naprawdę nie znosi tego bufoniastego, aroganckiego kucharza…

* * *

   W przeciwieństwie do bulwersującego tylko nielicznych zamachu na resztki wolności w edukacji, całe społeczeństwo żyje alkoholowym przestępstwem Jerzego Stuhra. Nie dołączę w tym miejscu do szeregu Katonów, ani po jednej, ani po drugiej stronie sporu o to, czy zasłużony na wielu polach artysta zasługuje na pewną pobłażliwość w obliczu poważnego błędu życiowego, czy raczej na osąd normalny lub wręcz wyjątkowo surowy. Nie opowiadam się (tutaj) po żadnej stronie, a jedynie dzielę refleksją, że poziom wzmożenia moralnego w stronę potępienia aktora ze strony znanych mi, nawet osobiście, sympatyków opozycji, jest szokujący. Nie trzeba dzisiaj oglądać TVP 1, by ugruntować się w przekonaniu o moralnej zgniliźnie seniora rodziny Stuhrów, skądinąd skwapliwie słuchanego wcześniej, gdy manifestował swój krytyczny osąd działań obecnej władzy. Wszystko mamy we własnej, obywatelskiej bańce informacyjnej. Powinienem być dumny z czystości moralnej bliskich mi szeregów, nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że w dzisiejszym świecie, w którym wszystko jest polityką, pryncypialność moralna stanowi luksus, za który może przyjść nam zapłacić kolejną kadencją rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jako dziadek dwójki wnucząt obawiam się, że polskiej edukacji na to po prostu nie stać.

   Piszę ten artykuł uczestnicząc w dorocznym spotkaniu działaczy Społecznego Towarzystwa Oświatowego. Podczas obrad wybrzmiało, że jesteśmy organizacją apolityczną. Niestety, trzymając się z dala od polityki mocno ryzykujemy, że polityka przyjdzie po nas sama. Akurat boleśnie przekonują się o tym zwolennicy edukacji domowej, która na fali oświatowego kryzysu przeżywa prawdziwy boom, obrastając w cały szereg instytucji wspomagających. Kilka starannie dobranych przepisów, wpisanych do procedowanego właśnie projektu nowelizacji Karty Nauczyciela – o ile wejdą one w życie – skutecznie ograniczy zasięg tej formy edukacji, jak również swobodę, jaka się dotąd cieszyła. Jedna niewielka nowelizacja i już…! To powinno być bolesne memento dla apolitycznych optymistów z kręgów oświatowych.

* * *

   Doświadczamy obecnie bardzo głębokiego podział w społeczeństwie. W sferze edukacji minister Czarnek prowadzi swoją wojnę kulturową, będącą zarazem batalią o rząd dusz i ukształtowanie właściwych, jego zdaniem, postaw młodego pokolenia. Ja znajduję się po drugiej stronie barykady – szanuję prawo dusz do samostanowienia, cenię różnorodność, a za główne kryterium oceny ludzkiej postawy przyjmuję przyzwoitość. Niestety, nie mamy możliwości spotkania się i poszukania kompromisu, bowiem władza liczy się jedynie z opiniami swoich sympatyków. Równocześnie jednak, obracając się w kręgach przeciwnych obecnej polityce edukacyjnej państwa, często napotykam pogląd, że kryzys jest zawiniony przez obie strony, które z jednakowym brakiem gotowości do porozumienia starają się przeforsować swoje idee. Uważam, że to bardzo kosztowny błąd w myśleniu.

   Pomysł na ten artykuł przyszedł mi do głowy podczas fejsbukowej dyskusji nad moim poprzednim wpisem, w którym odpowiedziałem na felieton pana Wojciecha Starzyńskiego. Jeden z dyskutantów napisał tak oto:

Dla mnie inicjatywy Czarnka to reakcja. Reakcja na próbę zmonopolizowania wpływu na szkołę przez środowiska progresywne. Przecież tego nie ukrywaliście. Czarnek też nie ukrywa. Ja uważam, że aż tak gorący spór, i tak głęboka przepaść to efekt zapiekłości ideologicznych, z obu stron. Tymczasem pole wspólnych wartości jest większe niż pole różnic. Cóż, teraz mamy eskalację i walkę na wyeliminowanie oponenta. Najgorsze analogie przychodzą na myśl o tym.

   Muszę podkreślić, że autorem nie jest internetowy troll, ale osoba, która często sensownie komentuje różne posty dotyczące sytuacji w oświacie i nie jest bezkrytyczna wobec działań ministra. A jednak dowiaduję się z tego komentarza (który przytaczam w całości, wyjmując jednak z dłuższej wymiany poglądów), że „nie ukrywaliśmy” chęci zmonopolizowania wpływu na szkołę. My, czyli „środowiska progresywne”.

   Zacznijmy od tego, że progresywizm jest cechą pozytywną – ukierunkowaniem na rozwój, a tu brzmi jak obelga. Oskarżenie o „zapiekłość ideologiczną”, co najmniej w stosunku do mnie – a to mój artykuł był komentowany – raczej chybione, co spróbuję zaraz wykazać. Postaram się również pokazać dlaczego nie wolno stawiać znaku równości pomiędzy postawą pana Czarnka, a „progresywistów”, do których w tym miejscu z dumą się zaliczę, acz przez czystą przekorę, bowiem w kwestiach pedagogicznych jestem raczej konserwatystą. Zgodzę się natomiast, że doszliśmy do etapu walki „na wyeliminowanie oponenta”, wskazując jednak, że istnienie „pola wspólnych wartości” jest jedynie wytworem wyobraźni komentatora.

* * *

   Aby wyjaśnić złożoność sytuacji muszę sięgnąć do własnej biografii. Od wielu lat należę do krytyków polityki edukacyjnej władz. Datuje się to co najmniej od czasów ministra Giertycha, nie ominęło Katarzyny Hall i jej następczyń z poprzedniej koalicji, stało się też udziałem Anny Zalewskiej i kontynuatorów jej reformy.

   Gorąco krytykowałem rodzącą się testomanię i postępującą wraz z nią biurokratyzację systemu oświaty. Niektórzy do dziś wypominają mi, że pod nazwiskiem wspierałem małżeństwo Elbanowskich w akcji „Ratuj maluchy!”. Zapewniało mi to w owym czasie łatkę propisowca, choć moje poparcie miało podstawy wyłącznie merytoryczne. Na nieszczęście bowiem, w sposobie wprowadzania i komunikowania tej zmiany społeczeństwu ówczesna władza popełniła wszystkie możliwe błędy. Mimo to jednak miałem poczucie, że ktoś mnie słucha. Pamiętam spotkanie w redakcji „Rzeczpospolitej” w czerwcu 2011 roku, po jednej stronie państwo Elbanowscy ze mną, po drugiej prezes Broniarz, dyrektor jednej z warszawskich podstawówek i pani minister Hall, która wszakże – mentalnie naprzeciwko – siedziała przy stole obok mnie. Odbyła się dyskusja, zaraportowana potem w prasowej publikacji.

   W 2015 roku, krótko przed zmianą władzy, na zaproszenie otrzymane z ministerstwa, miałem możliwość wystąpić na trybunie III Kongresu Polskiej Edukacji, w gorącej i nierozstrzygniętej debacie z panem Marcinem Smolikiem, już wtedy szefem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Mój interlokutor przekonywał, że egzaminy zewnętrzne są cool, ja argumentowałem, że wręcz przeciwnie. Sala była pełna (i podzielona), ale – przypadkiem lub nie – idąc do wyborów koalicja rządząca zapowiedziała potem zniesienie sprawdzianu szóstoklasisty. Co ostatecznie zrobiła Anna Zalewska, niestety wraz z całym pakietem fatalnej zmiany.

   Nie piszę tego wszystkiego, by chełpić się wpływami (bo ich efekty były znikome), ale żeby pokazać, że konstruktywny krytyk był dopuszczany do głosu. Ba, po latach okazało się, że mimo swojej uciążliwości zasłużyłem nawet na życzliwą notatkę we wspomnieniowej książce pani Katarzyny Hall.

   Wszystko zmieniło się po objęciu ministerstwa przez Annę Zalewską i nie była to dobra zmiana. Od tego momentu pozostała mi już tylko rola uczestniczącego obserwatora, bez poczucia jakiegokolwiek wpływu na rzeczywistość, która została zawczasu zadekretowana w głowach polityków Zjednoczonej Prawicy.

   Widziałem więc na własne oczy ogólnopolską „debatę ekspertów dobrej zmiany”, która sprowadziła się do serii mitingów służących zakomunikowaniu ogółowi przez panią Zalewską przygotowanego zawczasu projektu reformy. Moi znajomi, którzy wzięli w tym udział, zgodnie potwierdzili, że nikogo nie interesował ich głos w dyskusji. Liczyły się tylko statystyki, legitymizujące arbitralnie w istocie wprowadzone zmiany.

   Przeżywałem na żywo likwidację gimnazjów, w tym świetnej szkoły, której byłem współtwórcą. Władza uczyniła to w zgodzie z ówczesnymi oczekiwaniami społecznymi, ale z absolutnym lekceważeniem rozumu, który kazałby dokonać wcześniejszej naukowej analizy sytuacji. Dodatkowo, brutalnie naruszono interes kilku roczników uczniów, potraktowanych jak króliki doświadczalne. Nawet prezydent Duda w momencie szczerości przyznał, że ci nieszczęśnicy po prostu „mieli pecha”.

   Czytałem liczne opinie autorytetów krytykujących nową podstawę programową. Sam, w granicach swoich kompetencji, nie znalazłem niczego na obronę tejże w zakresie biologii. Wszystkie głosy sprzeciwu wpadły do kosza na śmieci. Z efektami przeładowania programu borykamy się boleśnie do dzisiaj.

   Śledziłem strajk nauczycieli, mający zarówno podłoże ekonomiczne, jak będący reakcją na destrukcję systemu, bez skrupułów stłumiony przez władze, także przy użyciu czarnej propagandy i internetowego hejtu. A potem edukacyjny „okrągły stół” pod egidą prezydenta, z którego wynikło dokładnie nic.

   To krótki bilans szkód, jakie wyrządziła Anna Zalewska. Faktem jest, że ograniczyła się do sfery organizacyjnej. Potem, po bezbarwnym Dariuszu Piontkowskim, nastał Przemysław Czarnek, minister powołany, by nadać powszechnej edukacji ducha narodowo-patriotycznego (z rysem katolickim). O sposobie jego działania świadczą fakty. Współpraca wyłącznie z osobami pokrewnymi ideologicznie. Wprowadzanie w życie rozmaitych programów bez żadnej konsultacji społecznej. Brak dialogu z jakkolwiek rozumianymi przedstawicielami środowiska.

   Minister Czarnek działa jak namiestnik w podbitym kraju, a jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, niech wskaże choć jeden temat, w którym wziął pod uwagę opinię środowiska. Ma natomiast podziwu godny repertuar obraźliwych i lekceważących określeń dla ludzi, których uważa za swoich przeciwników. Ze szczególnym uwzględnieniem nauczycieli. Wobec takiej postawy trudno przyjąć jego racje, nawet jeśli czasem ma słuszność.

   A teraz wnioski w odniesieniu do zacytowanego wcześniej komentarza, a przy okazji na użytek wszystkich Czytelników. Moja biografia wystarczająco świadczy, jak mam nadzieję, że nie jestem "zapiekły ideologicznie". Krytykę działań ministra Czarnka opieram na chłodnej analizie szkód, jakie czynią one polskiej edukacji. Nie może być znaku równości pomiędzy działaniami ministra i progresywistów, ponieważ to minister ma w ręku wszystkie atrybuty władzy. Swoim brakiem gotowości do dialogu nie pozostawia oponentom innej możliwości działania, jak nagłaśniane protesty społeczne. Środowisko progresywne jest oczywiście bardzo zróżnicowane, ale w większości opowiada się po prostu za wolnościowym, obywatelskim podejściem do edukacji, uznając, że monopol jednej partii i jednych poglądów w tym zakresie jest szkodliwy. Wobec braku jakiejkolwiek płaszczyzny dialogu trudno mówić o polu wspólnych wartości i oczekiwać zgody na samowolne działania ministra. Tyle.

   Edukacja powinna być apolityczna? Absolutnie tak! W tym momencie jednak nie jest i nie ma na to szansy. Jeżeli wierzymy w demokrację i ją akceptujemy, a ja wierzę i akceptuję, perspektywę zmiany obecnego stanu rzeczy możemy upatrywać jedynie w przesileniu politycznym.

   Nie zgadzam się by ktokolwiek, nawet przyzwoity człowiek, bił się w piersi moje i innych "prograsywistów', stawiając znak równości pomiędzy autorytaryzmem ministra Czarnka, a realizowaniem w jedyny dostępny obecnie, choć ułomny sposób, prawa do uczestnictwa w publicznej debacie! Oczywiście można wierzyć, że tylko twarde rządy silnej ręki i jedność ideowo-moralna całego narodu dają szansę przetrwania nadchodzących burz dziejowych. Zapewniam jednak, że to ułuda, podsycana przez zainteresowanych samowładzą polityków.

   Minister Czarnek dąży do tego, by w systemie polskiej oświaty wszyscy byli wierni wyznawanym przez niego ideom. Nie mając innego wyboru. Czy na pewno chcecie Państwo tego dla swoich dzieci i wnuków?!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@JP
Min. Czarnek, jaki jest każdy widzi, więc się z autorem zgadzam w tej materii w pełni. Przy czym zgadzam się też z Janem Wróblem, który w znanym wywiadzie ze Sroczyńskim [ https://next.gazeta.pl/next/7,151003,28897096,czarnek-to-nie-jest-glab-urosl-z-dziesiec-razy-tylko-dlatego.html ] uzasadnił tezę, że radykalizm Czarnka jest sztuczny i służy budowaniu jego pozycji w obozie władzy.
Natomiast, ponieważ nie jestem miłośnikiem hasła "Żeby było tak jak było!" sprostuję 2 nieprawdy, które rzuciły mi się w oczy. 1.To akurat tak zachwalanej tu (a szalenie kompatybilnej z PiS mentalnie i behawioralnie!) min.Hall zawdzięczamy obecną konstrukcję podstaw programowych (paznokciowo-szczegółowe (10 razy obszerniejsze od poprzednich!), egzekwowane biurokratycznie (przez niekompetentnych merytorycznie urzędników na podstawie wpisów) autorstwa "prof."K.Konarzewskiego - min. Zalewska&Co tylko ją zachowali, bo pasowała do ich celów i mentalności. To min.Hall dała też przykład przygotowywania nowych podstaw(i podręczników!!!) na kolanie i na chybcika w sporo szybszym tempie niż potem min.Zalewska. 2.Przed "reformą" Zalewskiej były liczne spotkania na różne tematy dotyczące edukacji (w tym programowe!), na które można było trafić i się wypowiedzieć bez problemów. Z ich wynikami min.Zalewska z jakichś powodów NIC nie zrobiła, ale to już inna historia. BTW o podstawie programowej z matematyki dla Hall i dla Zalewskiej w praktyce decydowali CI SAMI ludzie - dr.Guzicki i dr hab.Marciniak... A dr Smolika szefem CKE mianowała jeszcze min.Kluzik...

Skomentował Jarosław Pytlak

Żadne to sprostowanie nieprawd! Nie recenzowałem tutaj całego dorobku pani Hall, a jedynie wskazałem, że miałem szansę wtedy być wysłuchany. Minister Czarnek nie daje nawet tej szansy. Minister Zalewska nie zachowała podstawy, ale przygotowała nową, jeszcze bardziej obszerną. Musiała tak zrobić, bo zmieniła strukturę szkolnictwa. "Debata ekspertów dobrej zmiany" wyglądała dokładnie tak, jak napisałem. To, że były jakieś spotkania, na których można się było wypowiedzieć, nie oznacza, że ktoś zamierzał tego słuchać. I nie jest to "inna historia", ale dokładnie to, o czym napisałem. Nie ma znaczenia, kto mianował Smolika - w ogóle nie jest to tematem mojego artykułu. O "ratowaniu substancji" w wykonaniu dr. Guzickiego wiem - ratując przyłożył się do przeorania systemu i krzywdy poszkodowanych roczników.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

A czy z, choćby Pańskiego, krytykowania Hall np. w kwestii ruchu Elbanowskich czy innej coś pozytywnego wynikło??? ???? Zwłaszcza, że to wlaśne ostentacyjne(!) zlekceważenie przez p.Hall problemów podnoszonych przez rodziców w kwestii "wypychania" 6-latków do szkół wygenerowało ten ruch - przecież Elbanowscy wcześniej nawet startowali do rady Legionowa (chyba) z list PO. Więc obie panie nie słuchały tak samo(!) w dowolnych kwestiach. Min. Zalewska zachowała KONSTRUKCJĘ&KONCEPCJĘ podstawy autorstwa Konarzewskiego. Oczywiście samą podstawę zmieniła, zmieniając strukturę szkolnictwa. Aktualny szef CKE też, jaki jest, każdy widzi ???? A jest to "wynalazek kadrowy" p.Kluzik (skądinąd byłej, naprawdę wielkiej gwiazdy PiS!). Więc to, co mamy dziś, to "dorobek" nie tylko ostatniego 7-lecia, przed którym żyliśmy w oświatowym raju ???? BTW też sobie rozmawiałem kulturalnie z pewnym wiceministrem w MEN znanym mi z TST, tyle, że NIC to nie zmieniało, tak jak w przypadku Pańskich rozmów z p.Hall ...

Skomentował Stanisław

Dziękuję za rzetelny głos rozsądku.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@JP
Na Pańskim wallu na fb p. Hall promuje swoją [albo napisaną przez ghostwrittera! ;-) ] autopromocyjną książkę. TAKIE książki wydaje się zwykle przed wyborami jako element kampanii. Idą wybory!!! Wniosek??? ;-)

Skomentował Adam Zakrzewski

Pierwsza próba z Lex Czernek nie powiodła się na szczęście, ale przy drugiej jest lepszy plan "marketingowy" niestety. Jest wróg z zewnątrz tzw. "mafie edukacyjne", jedna nawet bazuje, jak doniosła Wyborcza (!), na inicjatywie "seryjnego przedsiębiorcy" (skojarzenie z seryjnym przestępcą nasuwa się samo). To jednak nie osoby tworzące społeczności oparte na możliwościach jakie daje edukacja domowa winne są temu, że system finansowania jest źle pomyślany. Wystarczy go skorygować, aby finansowanie subwencyjne pochodziło stamtąd gdzie zamieszkuje dziecko. Do tego nie jest potrzebna Lex Czarnek.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@JP
Przeczytałem utwór p.Hall - klasyczny wyborczy materiał propagandowy! Na dodatek tak zakłamanego tekstu dawno nie widziałem. Proponuję lekturę tekstu o Elbanowskich np.- zna Pan tę sprawę. Ot tak na początek - wg.p.Hall przeciw jej zmianom i wypychaniu "zerówek" z przedszkoli do szkół protestowali ... bogaci rodzice dzieci z ekskluzywnych przedszkoli. Tymczasem "ekskluzywne przedszkola" to drogie prywatne placówki dla bogatych i takie też skojarzenia ma mieć czytelnik. Tyle, że do PRYWATNYCH&EKSKLUZYWNYCH przedszkoli rączki p.Hall nie sięgały. Za krótkie były. A ruch Elbanowskich zaczął się od przedszkoli PUBLICZNYCH, jak najbardziej demokratycznych ... ;-)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...