Blog

Doniesienia z frontu normalizacji

(liczba komentarzy 5)

   Z początkiem czerwca przycichły echa strajków nauczycielskich, a w ministerialnym fotelu MEN zasiadł nowy szef resortu - niewątpliwie sytuacja w oświacie ulega więc normalizacji. Szkoły pełną parą wykonują przedwakacyjne zadania, a Centralna Komisja Egzaminacyjna ogłosiła już wyniki (i sukces) dwóch zewnętrznych egzaminów, ostatniego gimnazjalnego i pierwszego w historii po klasie ósmej. Sukces tym słodszy dla władzy, że okupiony wielkim wysiłkiem różnych służb państwowych, by zastąpić w komisjach egzaminacyjnych strajkujących nauczycieli.

   Niestety, jako obdarzony publicystycznym temperamentem redaktor "Wokół szkoły", zamiast zachwycić się ową normalizacją, czuję potrzebę poddania kilku kwestii pod rozwagę Czytelników, zanim wszyscy w oświacie damy się znormalizować na amen.

Bezpiecznie, bezpieczniej, najbezpieczniej...

   Czy pamiętacie Państwo pisma z jednobrzmiącymi zaleceniami, jakie wystosowali kuratorzy oświaty do dyrektorów szkół, w istocie nakazujące zorganizowanie specjalnych posiedzeń rad pedagogicznych, zebrań z rodzicami i zajęć z uczniami, poświęconych kwestiom bezpieczeństwa? Było to miesiąc temu, zaraz po tragedii w Wawrze. Zaleceniom, wśród których znalazło się jeszcze „udostępnienie w placówce anonimowej skrzynki na sygnały”, towarzyszyła zapowiedź, że w czerwcu wizytatorzy skontrolują ich wykonanie.

   No i rzeczywiście, mamy kontrolę, na razie w postaci internetowej ankiety, w której każdy dyrektor, poprzez proste „tak” lub „nie”, ma obowiązek rozliczyć się z realizacji poszczególnych zaleceń. Tak proste, że aż genialne. Wystarczy teraz przetrzepanie tych, którzy odważą się wpisać „nie” w którymś z punktów, ewentualnie – dla utrzymania podszytej strachem dyscypliny – kilku pechowców, którzy wpisali same odpowiedzi twierdzące, bo przecież mogli poświadczyć nieprawdę, a kontrola będzie namacalna, efektywna i skuteczna. Podobnych w formie ankiet było zresztą już kilka, najwyraźniej tworzonych za pomocą tego samego narzędzia. Szlak został przetarty, więc będzie ich z pewnością jeszcze więcej, dzięki czemu ręczne sterowanie placówkami oświatowymi wejdzie na poziom, który z górą dziesięć lat temu przewidywał tylko największy prorok wśród polskich nauczycieli, Włodzimierz Zielicz. W cytowanym wielokrotnie w blogu „Wokół szkoły” artykule „Polska szkoła jest i pozostanie na razie mało atrakcyjna dla ucznia” pisał on tak:

„W obecnej polskiej szkole liczy się przede wszystkim perfekcyjna dokumentacja. Na jej możliwie pełną kontrolę nastawione jest praktycznie całe funkcjonowanie aparatu zarządzającego oświatą. W najbliższym czasie zyska on potężnego sojusznika w postaci, skądinąd bardzo użytecznej, elektronicznej dokumentacji. Z jednej strony owa dokumentacja, w przeciwieństwie do papierowej, pojemność ma praktycznie nieskończoną, mnożyć się więc będą kolejne "tabelki" do wypełnienia, co każdego prawie decydenta korci bardzo...
Z drugiej strony różni zewnętrzni nadzorcy będą mogli tę dokumentację kontrolować przez Internet już nawet nie ruszając się zza biurka… .”

   Na tę okoliczność mam i ja stosowne hasło w moim „Słowniku pedagogicznym dla rodziców i nauczycieli zagubionych w nowoczesnym świecie”:

Rok 1984 – powieść George’a Orwella przedstawiająca przerażającą wizję świata poddanego totalitarnej władzy. Bajeczka dla grzecznych dzieci w porównaniu z rysującą się już wizją szkoły XXI wieku, zbudowanej na cyfrowych narzędziach oddziaływania i kontroli."

   Można narzekać na ręczne sterowanie przez urzędników, ale nie da się ukryć, że w wielu placówkach dyrektorzy starają się być świętsi od papieża i podejmują działania daleko wykraczające ponad to, co może być przedmiotem kuratoryjnej kontroli. Ze swej strony wszystkim, którzy planują dowieszenie kolejnych kamer, stanowcze zabronienie uczniom przemieszczania się po schodach bez opieki nauczyciela, tudzież mobilizację całej kadry pedagogicznej podczas przerw międzylekcyjnych, aby obsadzić każdy skrawek korytarza i każde półpiętro klatki schodowej, pozwalam sobie zadedykować kolejny „kawałek” z Zielicza, apelując jednocześnie, by w imię zapewnienia dzieciom fizycznego bezpieczeństwa nie czynili z nich kalek psychicznych.

"W atmosferze, w której optymalne z punktu widzenia bezpieczeństwa nauczyciela byłoby ubranie jego podopiecznych w kaftany bezpieczeństwa na czas pobytu w szkole, a praktycznie nawet wkręcenie żarówki wymaga odpowiednich, poświadczonych i zdobytych na szkoleniu uprawnień, trudno oczekiwać masowości wszelkich interesujących więc nieszablonowych działań, które nauczycielskie ryzyko odpowiedzialności czy choćby oskarżeń i śledztw znacznie zwiększają."

   Każdy dyrektor placówki oświatowej ma obowiązek wykonać zalecenia kuratorium, ale poza tym powinien jeszcze zachować szacunek dla własnego rozumu i wyczucie pedagogicznego sensu swojej pracy!

Maestria Marcina Smolika

   Ogłoszone przez CKE w piątek, 14 czerwca, wyniki egzaminów zewnętrznych nie wzbudziły jakiegoś specjalnego poruszenia w internetach. Tak jakby zabrakło pomysłu, jak je odebrać i jak skomentować. A przecież wiele mówią o sposobie funkcjonowania systemu oświaty, może nawet więcej, niż o indywidualnych osiągnięciach uczniów.

   Przede wszystkim trzeba pochylić czoła przed szefem CKE, panem Marcinem Smolikiem, który należy do nielicznych nominatów poprzedniego reżimu, który uchował się na wysokim stanowisku państwowym za czasów obecnej władzy. I był to strzał w dziesiątkę, o czym dobitnie świadczą właśnie tegoroczne wyniki egzaminów.

   Po pierwsze, z politycznego punktu widzenia żadną miarą nie wolno było pozwolić, by powstała znacząca rozbieżność pomiędzy rezultatami osiągniętymi przez ósmoklasistów i uczniów trzeciej gimnazjalnej. Bo emocje rodziców strony „poszkodowanej” byłyby trudne do opisania. No i proszę: klasa ósma, język polski na 63%, trzecia gimnazjalna na… również 63%. A mowa o zupełnie różnych egzaminach! Matematyka, odpowiednio 45% i 43%; także tutaj zbieżność jest imponująca. Z językiem angielskim nie poszło tak dobrze, bo 59 do 68, ale to przedmiot budzący mniej emocji, a poza tym ciężko było się wstrzelić, biorąc pod uwagę, że w gimnazjum egzamin ma, a właściwie miał, dwa poziomy. Nawiasem mówiąc, 68% średniego opanowania wymagań w zakresie języka obcego w stosunku do 63% języka ojczystego wśród ósmoklasistów powinno budzić lekką zadumę…

   Niech nikt nie myśli, że oskarżam CKE o nieuczciwość, nic z tych rzeczy! Ja po prostu doceniam maestrię w ustaleniu trudności testów.

   Po drugie, w imię racji stanu wyniki powinny być możliwie niskie (zaraz wyjaśnię, dlaczego). I są! Aby to wykazać, wystarczy sięgnąć do historii egzaminów gimnazjalnych.

   Język polski: 2016 – 69%, 2017 – 69%, 2018 – 68%, 2019 – 63%.

   Matematyka 2016 – 49%, 2017 – 47%, 2018 – 52%, 2019 – 43%.

   W świetle powyższych danych wynik z 2019 roku należałoby uznać za katastrofalny, tym bardziej, że w perspektywie kumulacji licealnej młodzi ludzie, szczególnie w dużych miastach, w przygotowania do egzaminu włożyli zdecydowanie więcej wysiłku niż poprzednie roczniki. A tu proszę, porażka. Przepraszam, wcale nie porażka, po prostu kolejny przejaw maestrii ekipy pana Smolika. W końcu głupio byłoby wysłać do branżówek uczniów z wynikami przekraczającymi 50%. A tak można całej rzeszy tych „pod kreską” powiedzieć, że są za słabi na licea, zapraszamy do nauki zawodu!

   Ponownie podkreślę, że nie mamy tu do czynienia z fałszowaniem wyniku egzaminów. Jedynie z ich modelowaniem na etapie tworzenia arkuszy, w celu uzyskania wyników optymalnych z punktu widzenia interesu władz państwowych.

   A dzieci? Jakie dzieci?

   Kto w polityce przejmuje się dziećmi?!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Czuję się docenionym i spełnionym prorokiem edukacyjnym! :-) Poza tym, co do tekstu - nic dodać nic ująć. Może poza tym, że maestria CKE i jej szefa w dostosowaniu się do ważnych interesów państwowych czy(jak kto woli!) rządowych (z jego usług w tym zakresie korzystała już ekipa min.Kluzik!) nie przejawia się bynajmniej na etapie tworzenia arkuszy. Gdyby tak było, to np. wyniki średnie matur z poszczególnych przedmiotów porównywane rok do roku czy przedmiot do przedmiotu byłyby choćby zbliżone. Ona się przejawia ex post na etapie sprawdzania, tworzenia słynnych kluczy etc. Tak by otrzymać "słuszną" i "właściwą" statystykę ...;-)

Skomentował Xawer

"W końcu głupio byłoby wysłać do branżówek uczniów z wynikami przekraczającymi 50%"
Dlaczego głupio?
A czy nie jest jeszcze bardziej głupio, gdy ludzie z licencjatami, albo i magisteriami z badziewnych uczelni, nie mogą dostać bardziej inteligenckiej pracy, niż jako kelnerzy w pizzeriach, albo sprzedawcy spodni w butikach? Bo nawet na lepiej płatną pracę kucharza, piekącego tę pizzę, albo szwaczki, szyjącej te spodnie, brakuje im fachowego wykształcenia? Nie mówiąc już o tym, że kilka lat płacą za badziewne pseudostudia, zamiast zacząć zarabiać choć trochę w wieku lat 18 albo i wcześniej. I nie jest to wynikiem tego, jakie cyferki pojawiają się na wyniku egzaminu, tylko tego, że inteligencka praca i tak będzie dostępna wyłącznie dla kilkunastu procent najlepszych. Niezależnie od tego, czy konkurencję ustawi się pomiędzy wynikami 95 a 97%, czy 30 a 35%. W tej chwili największe ssanie rynkowe i brak pracowników dotyczy ludzi na poziomie techników albo przyzwoitej szkoły zawodowej. Absolwenci liceów, następnie za niewielkie, ale jednak swoje pieniądze i swój zmarnowany czas kupujący sobie licencjaty, mają potem nie tylko większe kłopoty w znalezieniu pracy, mniejsze zarobki, ale i mniejsze perspektywy na jakąkolwiek karierę zawodową.

"z politycznego punktu widzenia żadną miarą nie wolno było pozwolić, by powstała znacząca rozbieżność pomiędzy rezultatami osiągniętymi przez ósmoklasistów i uczniów trzeciej gimnazjalnej"
Z czysto politycznego powodu? Uważa Pan, że wyniki egzaminów powinny być niekompatybilne, choć i jedni i drudzy aspirują do tych samych liceów? Że wyniki egzaminów gimnazjalnego i ósmoklasisty mają być czymś innym, niż miarą IQ i generalnych predyspozycji do dalszej nauki? A tu chyba nie ma różnicy między ósmoklasistami i gimnazjalistami.
Jeśli CKE udało się znormalizować te dwa egzaminy, to po raz pierwszy w życiu przyklasnę CKE, że zrobiła coś bez krzywdzenia części uczniów i zwalenia na licea i technika problemu rozstrzygnięcia, jak prowadzić nabór na podstawie niespójnych wyników. Nie mam pojęcia, kim jest M.Smolik, ale w porównaniu z tym szefem CKE, który tak ustawił poziom egzaminów maturalnych, że ówczesny minister R.Giertych musiał ogłosić "amnestię", ten jest niewątpliwie lepszy. Bez ironizowania o niemal doskonałej zbieżności wyników.

Na marginesie: przerażająca bardziej, niż 1984, wizja szkoły XXI wieku nie wynika z elektronicznych narzędzi, tylko z jej etatyzmu i przymusu egzekwowanego na uczniach.

Skomentował Adam

Drogi Znakomity Dyrektorze, w sprawie egzaminów błądzisz metodą dosyć pospolitą: najpierw tworzysz artefakt (wynik egzaminu to procent "średniego opanowania wymagań") i na takiej przesłance budujesz przewrotny wywód dyskredytujący dyrektora CKE, który rzekomo manipuluje wynikami egzaminów. Otóż wiedz, że kontrolowanie parametrów testów (przed zastosowaniem) jest podstawowym zadaniem instytucji, które na całym świecie zajmują się przygotowaniem powszechnych egzaminów. Do tego służy standaryzacja, której głównym etapem jest próbne zastosowanie testu na odpowiedniej próbie pilotażowej. W wyniku takiego pilotażu uzyskuje się parametry testu - m.in. współczynniki łatwości, czyli przybliżone wyniki - zadań i testu (to nie jest normalizacja)..
Gdyby dyrektor CKE działał na polityczne zamówienie, "udowodniłby", że wyniki ósmoklasistów uczących się w szkole zreformowanej są wyższe od wyników gimnazjalistów. Oczywiście byłby to "dowód" wyłącznie dla naiwnych, bo kto ma odrobinę rozsądku, dobrze wie, że wyniki różnych egzaminów są nieporównywalne. Tegoroczne 63% z obu egzaminów z języka polskiego to czysty przypadek. Zresztą nawet gdyby ktoś chciał w ten sposób "ustawić" wyniki, to nie byłby w stanie tego zrobić, bo standaryzacja testu dla pierwszego rocznika ósmoklasistów była wyjątkowo trudna ze względu na brak próby pilotażowej. Dlaczego? To oczywiste - nie było rocznika poprzedzającego rocznik egzaminowany, więc nie było na kim sprawdzić parametrów testów.

Skomentował Jarosław Pytlak

Drogi Adamie!
Kim jestem, by w kwestii egzaminów polemizować z Tobą?! Przyjmuję więc, że Twoja krytyka moich myśli jest zasadna, a na swoje usprawiedliwienie podam tylko trzy argumenty. Po pierwsze, wierzę w kompetencje twórców egzaminów i sądzę (zapewne błędnie), że jest możliwość zrobienia pilotażu, jeśli ma się na to co najmniej dwa lata. Po drugie, nie wierzę w przypadek, który pojawia się wtedy, kiedy jest potrzebny. Po trzecie, co napisałem w artykule, mam zbyt dobre zdanie o twórcach egzaminów, by uznać za przypadek spadek wyniku średniego na egzaminie gimnazjalnym ("obcykanym od blisko 20 lat) o 9 pkt. procentowych. Supozycja, że to kwestia przypadku wręcz (moim zdaniem) obraża tych ludzi.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Adam, Jarosław Pytlak
W CKE "standaryzacja" polega na dawaniu poszczególnych zadań uczniom (najczęściej topowych szkół). Po czym się te zadania modyfikuje na różne sposoby (w zależności od punktowych potrzeb(żeby się suma zgadzała!), wyników "standaryzacji" etc.). Po czym tak zmodyfikowanych zadań NIKT już nie standaryzuje ... ;-) Więc można pomanipulować (czego próbkę dał Smolik jeszcze za Kluzik!). Największe jednak możliwości manipulacji są na etapie sprawdzania, konstrukcji kluczy, zaliczania bądź niezaliczania pewnych odpowiedzi i ich form. I to się dzieje ... :-( Polecam choćby blog Chętkowskiego za ostatnie 5-6 lat (wpisy majowo-czerwcowe) ...

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...