Blog

Czułość - cudowne narzędzie wychowania

(liczba komentarzy 4)

   Obok docenionych Nagrodą Nobla zasług Olgi Tokarczuk jako twórczyni światowej literatury, pisarka zyskała uznanie, wręcz podziw ogromnego międzynarodowego audytorium w następstwie swojego noblowskiego wykładu, w brawurowy sposób wprowadzając do językowego obiegu nowy sposób pojmowania słowa „czułość”. Zasługa to oczywiście nieporównywalnie mniejsza rangą, ale kto wie, czy nie bardziej użyteczna dla szerokiego kręgu refleksyjnych ludzi, także tych, którzy niekoniecznie kiedykolwiek sięgną po prozę polskiej autorki.

   Pojęcie czułości używane bywa w kilku znaczeniach. Pomijając sens techniczny (czułość błony fotograficznej albo testu diagnostycznego), dotyczy relacji międzyludzkich i jest utożsamiane z cechami, które w naturalny sposób kojarzą się z miłością, jak uczuciowość, wrażliwość, delikatność. Czułość występuje zatem pomiędzy osobami darzącymi się uczuciem, a przejawia najczęściej słowami czy gestami. Nie bez powodu słownik wyrazów bliskoznacznych wskazuje na podobne znaczenie pieszczotliwości oraz tkliwości.

   Olga Tokarczuk przeniosła czułość na pole literatury, a konkretnie postulowanego przez siebie sposobu budowania relacji pomiędzy autorem dzieła literackiego, a jego odbiorcą. Zgodnie z myślą wyrażoną w noblowskim wykładzie, czułość jest cechą twórcy, która „pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest „ja”. Stanowi odejście od naturalnej – jej zdaniem – koncentracji autora na swoich doświadczeniach, myślach i przeżyciach, na rzecz pogłębionego zainteresowania innym człowiekiem. W konkluzji pisarka głosi:

Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym, współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu. Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, które ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący, i od siebie współzależny. 

   Przytoczony tutaj fragment poprzedzony jest w zapisie wykładu śródtytułem: „Czułość – cudowne narzędzie literatury”. Osobiście wierzę na słowo – wszak warsztat pracy pisarza jest domeną Noblistki, choć nie jestem w stanie tego kompetentnie ocenić, a co za tym idzie, odpowiednio docenić. Czuję się natomiast w prawie odnieść powyższy wywód, bez najmniejszej nawet zmiany, do swojej domeny zawodowej, jaką jest wychowanie. Czułość Olgi Tokarczuk jest dla mnie bez wątpienia cechą godną polecenia, by nie powiedzieć wręcz pożądania u każdego nauczyciela, a już w szczególności takiego, który pragnie być dobrym wychowawcą lub tutorem.

   Praca wychowawcy, podobnie zresztą jak literata, może być rzemiosłem, a może też przez talent i świadomość misji zostać podniesiona do rangi sztuki. Czułość będzie niewątpliwie atrybutem artysty w zawodzie.

   Już na poziomie rzemiosła wychowawca ma – bo mieć musi – świadomość stojącego przed nim celu. Zazwyczaj jest nim socjalizacja młodego człowieka, oparta o jakiś, najczęściej mało wyrafinowany system wartości. Doprowadzenie do tego, by wychowanek poznał zasady rządzące społecznością i nauczył się w niej funkcjonować, zachowując uczciwość, pokorę wobec autorytetów, świadomość własnego miejsca. Zadania te ukształtowały się przez stulecia systemu szkolnego i do dzisiaj wciąż często funkcjonują w praktyce. Nie wykluczają – choć nie wymagają – szczególnie ciepłej relacji pomiędzy nauczycielem i uczniem.

   Zgodnie z najdawniejszą tradycją szkolną wychowanek jest obiektem do ukształtowania. Dopiero nieco ponad sto lat temu zaczęto dostrzegać w nim autonomiczny byt, zdolny do samodzielnego stawiania sobie celów i ich realizacji. Wśród narzędzi rzemiosła wychowawczego pojawiło się partnerstwo.

   Warto zwrócić uwagę, że do dzisiaj szkoła stawia przed nauczycielami zadanie kształtowania postaw uczniów według określonego wzorca. Często opisuje się w dokumentach, jakie cechy powinien posiadać absolwent danej placówki. Zdobyczą ostatnich dziesięcioleci rozwoju edukacji jest osadzanie tego zamierzenia w zdefiniowanym lokalnie systemie wartości, który coraz częściej – choć nadal zbyt rzadko – stanowi przedmiot debaty i uzgodnień wśród dorosłych członków społeczności – nauczycieli i rodziców. Natomiast wciąż zdecydowanie zbyt rzadko współczesna szkoła dostrzega znaczenie poczucia autonomii wychowanków i stara się je budować w oparciu o partnerskie relacje uczniów i nauczycieli.

   W tym miejscu dochodzimy w zasadzie do kresu tego, co w dziedzinie wychowania oferuje dzisiaj instytucja szkoły. Nie wykracza poza zakres rzemiosła, bo w tych granicach utrzymuje ją obecny system prawny oraz powszechne wyobrażenia większości wyborców i polityków – czyli ludzi, którzy mogliby coś realnie zmienić. Nie znaczy to, że nie ma nauczycieli – artystów. Są – rozsiani przypadkowo po różnych placówkach. Do szkół zagląda również rozwijający się dość ruch tutoringu, który stanowi próbę wkroczenia w dziedzinę wychowania rozumianego jako sztuka.

   Nauczyciel-artysta wie albo intuicyjnie wyczuwa, że jego wychowanek nie jest grudką plasteliny do uformowania. Widzi w nim odrębny byt, a swoją aktywność opiera na szacunku dla tej odrębności i nienarzucającym się osobistym przykładzie. Pasjonat jakiejś dziedziny zaraża pasją tylko niektórych swoich podopiecznych, ale darzy sympatią, uwagą i ceni sobie także tych, którzy jego zainteresowań nie podzielają. Potrafi przyjąć odmowę, pogodzić się z brakiem doraźnego efektu, bowiem wie, że ten najważniejszy – przyszłe poczucie sensu życia – najlepiej rozwija się na pożywce własnej aktywności człowieka, wspieranej życzliwością i zainteresowaniem.

   Jak na tym tle lokuje się czułość, w znaczeniu jakie nadała jej Olga Tokarczuk? Zacznijmy od tego, że nie jest ona kolejną wartością w wychowaniu. W pierwotnym zamierzeniu organizatorów VI Kongresu Tutoringu, za sprawą których powstał ten artykuł, moim zadaniem miało być poszukiwanie alternatywy dla platońskiej triady wartości: dobra, prawdy i piękna, w ślad za pytaniem: „Co w zamian?”. Otóż nic w zamian! Wielka Triada przetrwała już blisko dwa i pół tysiąca lat i przetrwa zapewne tak długo, jak cywilizacja. I choć ludzkość wydaje się obecnie pogrążona w gorączkowym poprawianiu (chciałoby się napisać z nutą sarkazmu – ciągłej optymalizacji) całego swojego dorobku myślowego, warto zdobyć się na trochę pokory. W dziedzinie wartości moralnych wymyślono już wszystko poza tym, jak doprowadzić, by ludzie powszechnie kierowali się nimi.

   Czułość nie jest wartością, jest natomiast niezwykłym, cudownym narzędziem. Niestety, nie może być nabyta poprzez jakiś kursu, szkolenia, a jedynie wypracowana wewnętrznie mocą refleksji wychowawcy. Mówi Olga Tokarczuk"

Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna,…

Spontaniczność jest darem. Bezinteresowność cnotą.

…wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym, współdzieleniem losu.

   Pierwsze, to cecha spotykana u wielu dobrych wychowawców. Drugie, to zgoda na połączenie losu z wychowankiem, dostępna jedynie nielicznym. Nie tylko dlatego, że niewielu znajdzie w sobie gotowość przeniesienia kontaktów na taki poziom intymności, ale także z przyczyn czysto pragmatycznych – trudno o czułość w relacji wychowawcy z grupą liczącą około trzydziestu podopiecznych. Nawet w sercu brakuje wtedy miejsca.

Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu. Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, które ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący, i od siebie współzależny.

   Przytaczam raz jeszcze te słowa Noblistki, aby Czytelnik mógł dostrzec w nich tę niesamowitą zbieżność wizji literatury i wychowania.

   Po przeczytaniu powyższego mnie samemu trudno oprzeć się wrażeniu, że weszliśmy na bardzo wysoki poziom abstrakcji. Być może dostępny tylko nielicznym pisarzom – w końcu niewielu otrzymuje Nagrodę Nobla – i nielicznym wychowawcom. To bardzo prawdopodobne. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że czułość – taka cecha stan, taki stan, taki kształt relacji z innym człowiekiem, na swój sposób ma miejsce wśród idei, podobnie jak piękno, dobro i prawda. Dostępna, choć tylko dla nielicznych, może mieć duże znaczenie w świecie, którego funkcjonowanie oparte jest przede wszystkim na artykułowaniu potrzeb i oczekiwaniu ich zaspokojenia.

   Wyobrażam sobie, że Czytelnik może mieć w tym miejscu poczucie niedosytu. Nie zaprezentowałem żadnych rozwiązań systemowych, nie poddałem żadnych pomysłów do pracy bezpośredniej z uczniem. To prawda; jak już wspomniałem, czułości nie da się nabyć drogą żadnego szkolenia. Można wskazywać jej przejawy w relacji wychowawcy z wychowankiem, ale będą one miały charakter sztuczny, podobnie jak maszyna ukształtowana na fizyczne podobieństwo człowieka, nie będzie człowiekiem, ale maszyną. Z tego samego powodu czułości nie da się zaszczepić u młodych ludzi; może jedynie ci, którzy jej doświadczą w relacji ze swoim wychowawcą/tutorem, będą mieli większą szansę przejawić ją w przyszłości. Ale tylko szansę.

   Zbliżając się do końca chciałbym prosić Czytelnika, aby nie zraził się tak niskim poziomem konkretności przedstawionej tutaj idei. To nie jest tak, że najpierw czyta się o stanie czułości, potem go osiąga, a następnie stosuje w praktyce. W rzeczywistości najpierw zdobywa się doświadczenie. W wychowaniu potrzeba wielu lat, by móc powiązać swoje działania ze skutkami, które są możliwe do zaobserwowania w dorosłym życiu wychowanka. Dopiero ten pryzmat umożliwia spojrzenie na własną pracę i odszukanie w niej śladów intuicyjnie przejawianej czułości, którą następnie można – już świadomie – rozwijać i wzmacniać.

Artykuł został przygtowany w związku z VII Kongresem Tutroingu, zorganizowanym we wrześniu 2020 roku przez Collegium Wratislaviense. Stanowi odrobinę zmienioną wersję materiału opublikowanego w publikacji pokongresowej, z którą można zapoznać się TUTAJ.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Xawer

"wciąż zdecydowanie zbyt rzadko współczesna szkoła dostrzega znaczenie poczucia autonomii wychowanków i stara się je budować w oparciu o partnerskie relacje uczniów i nauczycieli"
Ależ nie tylko dostrzega, ale w pełni uznaje autonomię i partnerstwo. Tylko wyłącznie szkoła pozasystemowa. W systemowej jest to sprzeczność nie do przeskoczenia. Nawet nie wystarczy, by szkoła była prywatna, ale musi ignorować prawo szkolne i działać w prawnej niszy w rodzaju "świetlicy dla dzieci zwolnionych ze szkoły i uczących się w ramach edukacji domowej". Po prostu nie da się jednocześnie uznawać autonomii ucznia i realizować na nim podstawę programową i nadzorować wypełnianie przez niego obowiązku szkolnego. To są rzeczy zupełnie sprzeczne.
Mrożek napisał kiedyś opowiadanie o poganiaczu niewolników, który kochał Murzynów, bił ich lekko, a wieczorami szlochał, że znów musiał, wbrew sobie, używać wobec nich bata. Takiego poziomu czułości raczej w szkole systemowej nie da się przekroczyć.

A czułość w rozumieniu Olgi Tokarczuk? Albo się ją ma, albo nie. Raczej niewielu ją ma. W każdym razie to cecha osobowości czy charakteru, a nie skutek wyboru i wypracowania jej w sobie. Nawet lepiej, żeby nikt nie próbował jej w sobie kształtować i wynajmował coacha dla jej usprawnienia, bo to wyłącznie sprowadzi rzecz do karykaturalnej fikcji i samozaprzeczenia.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
W większości krajów tzw. Zachodu(choć nie tylko!) poza Francją uczeń, niezależnie od tego czy szkoła jest publiczna czy prywatna, ma WYBÓR zarówno przedmiotów (dużo większa gama niż w Polsce AD 2020!) jak i ich poziomu, a nauczyciel - o wiele większą AUTONOMIĘ, nie będąc skrępowany m.in.niespotykaną we współczesnym świecie BIUROKRACJĄ. I tam praktycznie wszystko, o czym napisał JP jest MOŻLIWE, co nie znaczy, że koniecznie powszechne ... ;-)

Skomentował Xawer

Wybór między dżumą i cholerą jest niewątpliwie wyborem, a nawet autonomią większą, niż tylko dżuma.
O tym właśnie od dawna piszę - najwięcej, na co może być stać szkolnictwo systemowe, to nie autonomia bezprzymiotnikowa i "czułość", tylko łagodniejsza opresja. I ci poganiacze niewolników szlochający wieczorami z miłości, że wbrew sobie znów musieli batem (nie za mocno) kogoś obić.

Anyway - wydaje mi się, że mniejszy nawet niż we Francji wybór mają uczniowie w tym raju: Finlandii. Oczywiście, mają wybór. Tam nawet rejonizacja jest ścisła i nie masz wyboru, czy posłać dziecko do tej szkoły, czy do innej trzy ulice dalej. Chyba, że z pochodzenia jesteś Arabem, to masz wybór, czy będzie mieć lekcje z europejskiej (fińskiej) literatury, czy islamskiej (arabskiej).
Ale przymus tam jest bezwzględny jeszcze bardziej niż w Polsce - gdzie nisza "edukacji domowej" jest mała, uciążliwa, ale jednak dostępna dla zdesperowanych do uwolnienia się od przymusu. I w większości "Zachodu" przymus jest albo bezbzględny, albo dość uciążliwy, kosztowny i kłopotliwy do uniknięcia, w efekcie korzysta z autonomicznych form tylko mała mniejszość.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Prywatne, publiczne czy domowe szkolnictwo - ZAWSZE na końcu będą jakieś egzaminy w wielkiej skali, jakieś uczelnie, jakieś wymagania. A im system BIEDNEJSZY tym mniej zindywidualizowane ... ;-) No chyba żeby ktoś był dzieckiem miliardera albo następcą tronu, ale takich za dużo nie ma ... ;-)

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...