Blog

Co nasi uczniowie myślą o szkole?

(liczba komentarzy 12)

   Nawet laicy interesujący się choć trochę życiem społecznym kojarzą dzisiaj międzynarodowe badania edukacyjne PISA, które w swojej ostatniej edycji wykazały, że polscy uczniowie z („wygaszanych” akurat) gimnazjów bardzo dobrze wypadają na tle swoich rówieśników z całego świata pod względem umiejętności matematycznych, czytania ze zrozumieniem oraz w zakresie nauk przyrodniczych. Część owych laików wie nawet, że to samo badanie wskazało na relatywnie bardzo niską satysfakcję uczniów ze szkoły i ich małe poczucie bezpieczeństwa, co jakoś umknęło większości komentatorów. Mamy problem, choć w dobrym towarzystwie innych nacji, odnotowujących w badaniu PISA równie wysokie wyniki.

   Z kolei zapewne tylko specjaliści kojarzą inne międzynarodowe badanie, o nazwie TIMSS, o zbliżonym charakterze, ale adresowane do uczniów dziesięcioletnich. W najnowszych dostępnych wynikach, z roku 2015 (kolejne pojawią się w 2020) - raport TUTAJ, polskie dzieci uplasowały się w górnej połowie stawki zarówno pod względem osiągnięć matematycznych, jak przyrodniczych, z wynikami wysoko ponad średnią wzorcową. Jednak analogia z badaniami PISA idzie dalej, również w niekorzystnym kierunku. Otóż TIMSS zawiera, między innymi, pewną formę pomiaru postawy dzieci wobec szkoły. I w tym zakresie polscy dziesięciolatkowie uplasowali się na miejscu trzecim… od końca, a zarazem ostatnim w Europie!

   Wspomniany pomiar bazuje na deklarowanym przez respondentów stopniu akceptacji siedmiu prostych stwierdzeń:

--> Lubię chodzić do szkoły;

--> Czuję się związana/ związany ze swoją szkołą;

--> Jestem dumna/dumny, że chodzę do tej szkoły;

--> W szkole czuję się bezpiecznie;

--> Nauczyciele traktują mnie sprawiedliwie;

--> Dużo uczę się w szkole;

--> Lubię spotykać się w szkole z koleżankami i kolegami z klasy.

   Myślę, że fatalny wynik polskich dziesięciolatków w tym elementarnym wskaźniku samopoczucia w szkole nie wymaga specjalnego komentarza. Dodam tylko, że prezentuje on obraz z roku 2015, więc wizja nielubianej (delikatnie mówiąc) szkoły nie da się przypisać deformie Zalewskiej, ale sięga korzeniami czasów wcześniejszych.

   Intencja, z jaką przypominam tutaj mało znane wyniki badań, jest jednak, paradoksalnie, pozytywna. Siedem stwierdzeń, które przytoczyłem powyżej, stanowi bowiem gotowe – i bardzo proste – narzędzie do przyjrzenia się własnej szkole. Można je wykorzystać w każdej placówce. Najlepiej, w ujęciu porównawczym, w klasach trzecich SP (gdzie jest jeden wychowawca) i czwartych (gdzie uczy wielu, nowych dla dzieci nauczycieli).

   Spyta ktoś, po co brać sobie kolejny stres na głowę, skoro i tak jest źle, a będzie jeszcze gorzej? Fakt, maksyma Lecha Wałęsy – „Chcesz być zdrowy, stłucz termometr!” – wydaje się bardzo kusząca. Ale jeśli marzymy o szkole opartej na dobrych relacjach i o tym, że kiedyś polską szkołę taką uczynimy, warto zorientować się, jakie samopoczucie mają obecnie uczniowie na naszym własnym podwórku.

   Zachęcam, wyniki mogą być bardzo pouczające. Dodam do tego jeszcze sugestię, żeby przeprowadzenie i podliczenie wyników ankiety powierzyć samym uczniom, zaangażowanym w działalność samorządu szkolnego. Jeśli wyniki wyjdą dobre, będzie z kim wspólnie się cieszyć. Jeśli… mniej dobre, będzie z kim zastanowić się, co zrobić, by za czas jakiś stały się lepsze.

   Gotowy jednostronnicowy formularz ankiety znajduje się TUTAJ.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Z badaniami PISA mam mały problem! Wiem, co uczniowie polskich klas mat-fiz umieli np. z matematyki przed "reformą" Handkego. Wiem co umieją dziś kandydaci na nauki ścisłe i przyrodnicze po A-levels(w UK), IB, maturze australijskiej etc. I to są macierze, całki, równania różniczkowe, całki, liczby zespolone, algebra abstrakcyjna(grupy) etc. Obecnie polski absolwent klasy mat-fiz co najwyżej(!) coś wie o pochodnych, czyli cofnął się o 2 lata w stosunku do stanu przed "reformą" Handkego - wtedy pochodną kończyła się kl. 2 mat-fiz ... :-( Więc z czym/kim do świata technologii idziemy???

Skomentował Xawer

Nie przesadzałbym z zachwytu nad wynikami PISA, czy też przywiązywaniem jakiegokolwiek znaczenia do tego badania. Wyżywam się nad nim od lat jako niemiarodajnym dla czegokolwiek, poza umiejętnością zaliczania testów napisanych w stylu PISA - czyli nie sprawdzających żadnej konkretnej wiedzy, a jedynie umiejętność udzielenia odpowiedzi na często podchwytliwe pytanie dotyczące kilku-kilkunastu linijek tekstu, o trudności takiej, że w nagłówku tekstu jest napisane "opublikowany w maju" a w treści "pracowałam nad tym od 9 miesięcy", a pytanie polega na wybraniu (test prowadzony we wrześniu) odpowiedzi do wyboru kiedy zaczęła pracę:
- w 1990
- na początku maja
- rok temu
- 9 miesięcy temu
Przecież jest to czysta gra na załapańca, czy odpowiadając na test, prowadzony jesienią należy wybrać "9 miesięcy temu", czy "rok temu", jeśli w nagłówku tekstu jest "opublikowano 23 maja". Przecież trzeba wyjątkowego talentu do wychwytywania podchwytliwości "małym druczkiem", by uczeń zaznaczył odpowiedź "rok temu", a do tego podkreślił kolorowym flamastrem datę w nagłówku testu, kiedy na niego odpowiadał, bo może jego odpowiedź ktoś przejrzy kolejne pół roku później!

Ankiecie TIMSS można postawić kilka zarzutów niemiarodajności.
Pierwszy, najważniejszy, to że jest bardzo silnie uzależniony od lokalnego kanonu kulturowego. To jak z pytaniem "jak się czujesz?", na które Amerykanin, nawet ciężko chory, szczerząc się w uśmiechu odpowiada "doskonale", Szwed kiwnie głową i odpowie "dziękuję, dobrze", a całkiem zdrowy Polak krzywi się i odpowiada "tak sobie". Podobnie konfucjańskie dziecko z Dalekiego Wschodu w deklaracjach będzie afirmować szkołę, a indywidualistyczne europejskie, zwłaszcza polskie, będzie ją kontestować, choćby szkoły się nie różniły.
Idę o zakład, że nawet w Polsce, w tych samych klasach, dziewczynki częściej odpowiadały, że lubią, czują się bezpiecznie i czują się związane, a chłopcy częściej, że nie. Różnica, że w naszej tradycji chłopcom pozycja "zbuntowanego" bardziej przystoi, a od dziewczynek oczekuje się raczej potulności i akceptacji.
Mamy też wpadkę organizatorów: pytanie "dużo uczę się w szkole", które w polskiej wersji można zrozumieć zarówno jako "nauczyłem się dużo ciekawych rzeczy", jak i "muszę siedzieć nad nudnymi lekcjami długie godziny" albo "zadają mi (zbyt) dużo prac domowych", ale nie sposób ustalić na które z tych niemal przeciwnych uściśleń odpowiedział uczeń.

Z podobnych, ale dużo staranniej prowadzonych badań satysfakcji polecam ROSE (tylko to norwesko-międzynarodowe badanie Relevance of Science Education, a nie raport IBE pod tym samym skrótem Raport o Stanie Edukacji...). Niestety ostatnie (jedyne) badanie ROSE w Polsce było zrobione 15 lat temu i opisane dość zdawkowo: https://roseproject.no/network/countries/poland/pol-ryszard-ioste2006.pdf

Skomentował Xawer

Nie przesadzałbym też z twierdzeniami, że polskie dzieci wypadają "wysoko powyżej średniej" w PISA czy TIMSS (niezależnie od tego, co te badania mierzą, TIMSS jest dużo sensowniejsze).
To "wysoko powyżej" to jest około 1/3 odchylenia standardowego - statystycznie jest to mierzalne na dużych próbach, ale z indywidualnego punktu widzenia niezauważalne tak samo, jak stwierdzenie, że Litwinki są "znacząco" wyższe od Polek (średnie 25-letnich kobiet to 168.6cm dla LT i 166.6cm dla PL przy odchyleniu standardowym 6.5cm) Czy ktokolwiek w ogóle zauważył tę różnicę porównując wygląd przechodniów na ulicach Wilna i Warszawy??? Tak niewielkie różnice nie mają znaczenia nawet dla sklepów odzieżowych zamawiających towary w różnych rozmiarach ani firm odzieżowych, prognozujących zapotrzebowanie.

Skomentował Adam

Dziękuję za ten artykuł. Zawsze warto spojrzeć na rodzimą edukację z perspektywy szerszej niż własna. Trzeba jednak z tego spoglądania wyciągać wnioski w miarę rzetelne i powściągliwe. A na tej niwie szanowny Pana Dyrektor chyba nieco się zagalopował. Po pierwsze przytoczona w artykule siedmiopunktowa skala nie odnosi się tylko do tego, czy uczniowie lubią szkołę, więc nieuprawnione jest sformułowanie "wizja nielubianej (delikatnie mówiąc) szkoły"; po wtóre wynik polskich dzieci na skali "postawy dziecka wobec szkoły" jest o niecałe pół odchylenia standardowego niższy od średniej, zatem nazywanie go "fatalnym" jest dużą przesadą.
Polecam natomiast zwrócenie uwagi na fakt, iż w przeciągu czterech lat między kolejnymi pomiarami:
a) wyniki polskich uczniów w matematyce satysfakcjonująco się polepszyły
b) postawy wobec tego przedmiotu dramatycznie się pogorszyły.
Autor raportu, prof. K. Konarzewski tak komentuje to zjawisko: "dobre samopoczucie ucznia w szkole nie powinno być głównym celem edukacji. Uczenie się to praca, a nie zabawa. Litterarum radices amarae, fruc- tus dulce – przypomina Cyceron. Kto zabiega o bieżącą atrakcyjność zajęć kosztem odroczonych korzyści, ten działa na szkodę ucznia i społeczeństwa". O tym warto podyskutować.

Skomentował Xawer

@Adam
Niechże Pan nie popada w taką samą demagogię, przesadę, nadinterpretację, i fascynację pozycją w arbitralnym rankingu, a nie traktując to jako pomiaru rzeczywistej wiedzy! Pewnie: różnica pomiędzy 9.81 a 9.86 sekundy to różnica pomiędzy złotym a srebrnym medalem na Olimpiadzie i o taką różnicę warto się bić nawet na metody w stylu dopingu.
Pisze Pan, że "wyniki znacząco się polepszyły", gdzie to "znacząco" oznacza wzrost punktacji między 2015 i 2018 z 504 do 516 punktów, czyli o 0.12 odchylenia standardowego. Trzy razy mniej, niż to co (całkiem słusznie) wypomina Pan naszemu Gospodarzowi jako przesadę dla używania słowa "fatalnie".
Takimi różnicami w ogóle nie ma co się przejmować, tm bardziej, że pytania testowe PISA trudno byłoby uznać za sensowną miarę wiedzy i umiejętności matematycznych.
nawet jeśli zmierzone różnice pomiędzy krajami byłyby na poziomie kilku odchyleń standardowych.

Skomentował Adam

@Xawer
Pisząc o różnicy między kolejnymi pomiarami, miałem na uwadze badania przeprowadzone w latach 2011 (wynik naszych uczniów z matematyki 481 pkt) i 2015 (wynik 535 pkt). Nie wiem, skąd Pan wziął wynik z 2018 r., w którym badanie się nie odbyło (odbyło się w 2019 - raport zostanie opublikowany w roku 2020).
Są to jednak sprawy drugorzędne. Polecam przede wszystkim pomyśleć nad konkluzją prof. Konarzewskiego, który jest kontrowersyjny, a dotyka istoty szkolnej edukacji.
Łączę pozdrowienia noworoczne ;-)

Skomentował Xawer

@Adam
"Nie wiem, skąd Pan wziął wynik z 2018 r., w którym badanie się nie odbyło (odbyło się w 2019 - raport zostanie opublikowany w roku 2020)"
Chyba coś się Panu pomyliło, raport jest dostępny i właśnie jego różnica z poprzednim (2015) inspirowała komentarz naszego Gospodarza. Testy są prowadzone co trzy lata w jesiennych semestrach w latach 2012 (nie 2011), 2015 i 2018, a raport z testów 2018 opublikowany został 2019/12/03:
https://www.oecd.org/pisa/Combined_Executive_Summaries_PISA_2018.pdf
I wersja IBE, dotycząca tylko Polski: https://pisa.ibe.edu.pl/wyniki-pisa-2018/
Z "matematyki" (ja bym tej konkurencji tak nie nazwał...) uczniowie z Polski dostawali punktację średnio:
2012: 518 pkt
2015: 504 pkt
2018: 516 pkt
Punktacja jest dość skomplikowanym przekształceniem punktów za odpowiedzi na pytania w teście i ostatecznie unormowana tak, by mieć rozkład bliski normalnemu o średniej 500 i odchyleniu standardowym 100

Konkluzja prof.Konarzewskiego jest nie tyle kontrowersyjna, co jest biciem propagandowej piany nad nieistotną zmianą punktacji, owocującą jednak zmianą w jedynym, co widzi prasa i zwykły czytelnik, nie będący w stanie pojąć bezpośredniego znaczenia tej punktacji - pozycją w rankingu. W tym roku NASI byli o DWA MIEJSCA wyżej na podium w wyścigu PISA.
Czerwono-białe, to nasze barwy wspaniałe!
Biało-czerwone, to barwy niezwyciężone!
Choć akurat w 2015 pozycja z matematyki w tym rankingu spadła o równie straszną różnicę 0.14 odchylenia standardowego.
Nic się nie stało! Polacy, nic się nie stało!

Co najgorsze w PISA, to że prasa i komentatorzy biją pianę nad pozycją w rankingu, bo interpretacji punktacji w bezwzględnym sensie nie są w stanie zrozumieć (dużym wysiłkiem mogę zrozumieć jak się ją liczy, ale bezpośredniej interpretacji liczby 516 innej, niż sztuczna wartość, służąca do stworzenia rankingu nie widzę), oczywiście ją nadinterpretując. Nie liczy się wynik, tylko pozycja na podium! Nawet nasz Gospodarz nie komentuje bezwzględnych wyników, tylko to, że "polscy uczniowie z („wygaszanych” akurat) gimnazjów bardzo dobrze wypadają na tle swoich rówieśników z całego świata", ale pod względem satysfakcji "polscy dziesięciolatkowie uplasowali się na miejscu trzecim… od końca, a zarazem ostatnim w Europie".

I, co jeszcze gorsze, to że nawet pierwotnie zbierane odpowiedzi na pytania/zadania nie są żadną sensowną miarą umiejętności matematycznych ani wiedzy, a wyłącznie wprawy w odpowiadaniu na trywialne merytorycznie, choć często zawile lub podchwytliwie sformułowane testy - jeśli cokolwiek mierzą, to coś w rodzaju IQ.

Skomentował Jarosław Pytlak

@Xaver - Adam pisał o wynikach Timss, a nie PISA, co bez trudu można było rozpoznać. A wtedy daty się zgadzają, więc cały dalszy wywód (pisze Pan dłuższe komentarze, niż moje posty, co jest dużą sztuką, a jednak...).
@Adam - Wszystkie siedem pytań dotyczy różnych aspektów stosunku do szkoły, więc jeśli twórcy TIMSS mogą uznać je za wystarczające, aby określić ten stosunek, to dlaczego na nie mógłbym? Nawiasem mówiąc badając naszych uczniów trzy lata temu stwierdziłem, że w skali 1-5 wskaźnik "Lubię chodzić do szkoły" wypadł odrobinę ponad 3, "Lubię spotykać moje koleżanki i kolegów z klasy, 4,57, pozostałe około 4. Czyli nawet lubiąc swoją klasę i mając nienajgorsze zdanie o szkole, do której chodzą, dzieci deklarują brak entuzjazmu do chodzenia do szkoły jako takiej. Dla mnie to było pouczające.

Skomentował Jarosław Pytlak

@Xaver - kończę, bo umknęło: "cały dalszy wywód" był nie w temacie.
@Adam - chociaż wynik naszych uczniów był tylko o pół odchylenia standardowego poniżej średniej, to jednak był również czwarty od końca na świecie. Jeśli mamy to bagatelizować, to pewnie można sobie darować te badania (skądinąd może to jest pomysł).
A różnice TIMSS 2011 i 2015 dają się bardzo prosto wyjaśnić, czego jednak prof. Konarzewski chyba w raporcie nie wspomniał. Otóż w 2011 roku TIMSSa pisały dzieci po niecałych trzech latach szkolnej nauki matematyki, będące jeszcze pod opieką nauczycielek nauczania początkowego. Cztery lata później pisały już w dużej mierze dzieci posłane do szkoły jako sześciolatki. Czyli miały za sobą rok więcej nauki matematyki (stąd tak duża zmiana na korzyść w efektach nauczania), ale równocześnie były już w klasie czwartej, "rzucone na pastwę" kilku nowych nauczycieli, przedmiotowców. To chyba najbardziej traumatyczny próg szkolny, a efekty widać właśnie w wynikach stosunku do szkoły.

Skomentował Xawer

Z Adamem rzeczywiście nieporozumienie. On nie zrozumiał, że ja piszę o PISA, a ja, że on odpowiada o TIMSS ;)
Anyway - nie cały dalszy wywód nie w temacie, bo o ile TIMSS zaczyna od dużo bardziej sensownego pomiaru (pytań) na wejściu niż PISA, o tyle również traktowane jest jako ranking krajów, a nie pomiar bezwzględnych umiejętności uczniów, a towarzyszące mu badania ankietowe satysfakcji itp. są zrobione dość nieprofesjonalnie i równie nadinterpretowane w komentarzach.
Nawet w części merytorycznej TIMSS też przekształcił się z pomiaru wiedzy na pomiar IQ - poszczególne kraje mogą wyrzucić część pytań, nie objętych programami. Z przyrody Polska wyrzuciła ponad połowę. Powinno się więc interpretować wyniki na zasadzie "przeciętny polski uczeń śladowo lepiej ma opanowaną połowę materiału, niż przeciętny amerykański ma opanowany cały". Nadal jednak te różnice są nieistotne z punktu widzenia indywidualnego ucznia - są poniżej połowy odchylenia standardowego. Jak z tymi Litwinkami wyższymi od Polek.

Problemem badań ankietowych satysfakcji jest właśnie ich ankietowość: mierzą nie satysfakcję, tylko deklaracje na jej temat. Mające bardzo duży bias kulturowy, genderowy, a w przypadku dzieci jeszcze silniejszy, niż u osób dorosłych. Dzieci rzadko mają jasne rozróżnienie między "lubię", "muszę", "godzę się na", "wypełniam swój obowiązek", etc. Spora część dorosłych też nie ma jasnego rozróżnienia między "robię bo lubię" a "robię bo to mój obowiązek".
Tu by się znacznie lepiej sprawdziło badanie behawioralne (nie mylić z "behawioryzmem" jako edukacją w rodzaju tresury). Zamiast pytać w ankiecie "czy lubię spotykać się z kolegami" i "czy lubię chodzić do szkoły", znacznie bardziej miarodajną informację dostanie się obserwując, jaka część dzieci spędza przerwy lub czas świetlicowy na czymś wspólnym z innymi dzieci, a jaka na samotnym czytaniu książki albo klikaniu w komputer - jeśli tylko ma możliwość takiego odseparowania się. Albo, czy mając wybór "idę na lekcję historii do pani Zosi, albo pani Marta weźmie mnie do kina" ilu wybierze szkołę jako atrakcyjniejszą od kina.
Intuicja podpowiada mi, że zdecydowana większość woli spotykać się z kolegami ze szkoły, niż spędzać czas samotnie, ale też, że zdecydowana większość woli iść do kina, niż na lekcje do szkoły. Ale chętnie bym obejrzał wyniki tego typu badań.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Śmieszy mnie prof.Konarzewski traktowany jako autorytet - obojętne akceptowany czy kontestowany! Miarą jego "kompetencji" w dziedzinie edukacji są obecne (i te z czasów Hall) podstawy programowe. Konarzewski uroił sobie(byłem przy tym jak to w ISP promował!), nie znając praktyczne(!)j strony polskiego szkolnictwa, że skoro podstawa jest urzędowym dokumentem (rozporządzeniem ministra!), to jako taka powinna być traktowana - a więc paznokciowo szczegółowa i biurokratycznie(wg. dokumentacji biurokratycznej czyli zapisów tematów w dzienniku!) egzekwowana. I, równie niekompetentna, Hall to "kupiła" - ten model podstawy i jej egzekwowania wprowadzono w jej "reformie" programowej pod nadzorem właśnie prof.prof.Konarzewskiego i Marciniaka. Później w GW się Konarzewski tłumaczył, że ... nie przewidywał konsekwencji swoich pomysłów ... ;-) Zalewska tylko poszła, w pośpiechu, przetartym przez Konarzewskiego&Hall torem ... :-(

Skomentował Ppp

Brak sympatii do szkoły jest rzeczą normalną.
Jeśli ktoś nie lubi się uczyć, to nie lubi instytucji zmuszającej do nauki.
Jeśli ktoś lubi się uczyć, to ma też pewien pogląd, czego i jak chce się uczyć – a szkoła szkoła uczy go nie tak i nie tego, co on by chciał. Pomijam realność tego wymogu, po prostu stwierdzam fakt – dziecko też nie myśli, czy to jest możliwe.
Do tego dochodzą uciążliwości wynikające z regulaminów (często nielogicznych i niesprawiedliwych), sprzecznych ze sobą poleceń, nadmiaru zadań w stosunku do sił i czasu, niepotrzebnej rywalizacji, gonienia z materiałem przerywanego dłubaniną „dla zabicia czasu” - czyli ze złej organizacji.
Pozdrawiam.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...