Blog

Wyjdźmy z cienia (hipokryzji)!

(liczba komentarzy 17)

   Spektakularny sukces akcji protestacyjnej policjantów, którzy w tygodniu poprzedzającym Święto Niepodległości powszechnie padli ofiarami epidemii, ochrzczonej przez lud imieniem psiej grypy, rozbudził apetyty wśród innych grup zawodowych budżetówki, w tym także nauczycieli. Nic dziwnego, podwyżki wywalczone przez stróżów porządku publicznego, 650 złotych do pensji od stycznia 2019 roku i kolejne 500 złotych rok później, miały prawo zrobić wrażenie na tych, którym minister Zalewska przydzieliła w tym roku średnio mniej niż 200 złotych i zapowiedziała podobnie hojny zastrzyk gotówki w roku następnym, zabierając przy tym dla równowagi część dotychczasowych dodatków do pensji. Natychmiast pojawiły się bojowe propozycje, by pójść śladem policjantów i (wreszcie) skutecznie zawalczyć o swoje.

   Nastroje wśród nauczycieli w ogóle są fatalne, z przyczyn nie tylko finansowych, więc myśl o podjęciu protestu zyskała spory oddźwięk w środowisku. Wychodząc temu naprzeciw Związek Nauczycielstwa Polskiego opublikował w internecie ankietę, chcąc dowiedzieć się, w jakiej formie protestu byliby skłonni wziąć udział pracownicy oświaty.

   Pierwsza możliwość, to akcja „podobna do protestu policjantów przed egzaminami i maturami”. Czyli, jak należy się domyślać, gremialne pójście nauczycieli na zwolnienia lekarskie, w kwietniu lub w maju. Moim zdaniem, pomysł tyleż kuszący, co nie rokujący sukcesu. Policjanci po mistrzowsku wykorzystali sytuację, w której władze, zagrożone brakiem wystarczających sił porządkowych do ochrony uroczystości jubileuszowych, mając na karku widmo wymykającej się spod kontroli manifestacji narodowców, były gotowe na wszelkie ustępstwa. W porównaniu do tego przebieg matur i innych egzaminów nie ma dla rządzących żadnego znaczenia.

   Trzeba też pamiętać, że wielu nauczycieli łączy silna więź emocjonalna z podopiecznymi, nie mająca analogii w przypadku policjantów. Przyznam uczciwie, że sam z tego powodu prawdopodobnie nie zdecydowałbym się na zakłócenie przebiegu egzaminów, bowiem uderzyłoby to bezpośrednio w moich uczniów, z którymi pracuję od wielu lat. I nie sądzę, żebym był w takim podejściu do sprawy odosobniony.

   Zbliżoną propozycją jest „nieprzystąpienie do sprawdzania matur i egzaminów”. Tyle tylko, że ta możliwość dotyczy jedynie egzaminatorów, którzy musieliby – każdy indywidualnie – zrezygnować z przyjęcia zlecenia owej pracy i związanego z tym dodatkowego zarobku. Takie poświęcenie stosunkowo niewielkiej grupy ludzi na rzecz całego środowiska, odbywające się, siłą rzeczy, w sposób mało widoczny dla społeczeństwa, choć teoretycznie możliwe, w praktyce nie wydaje się realne.

   Jeśli chodzi o trzecią z kolei propozycję – strajku ogólnopolskiego, to powszechnie wiadomo, że łatwiej znaleźć kwiat paproci, niż doczekać się solidarnego działania całego środowiska oświatowego. Trudno wyobrazić sobie powodzenie szeroko zakrojonej akcji protestacyjnej bez współdziałania ZNP i nauczycielskiej „Solidarności”. Tymczasem obie te organizacje nie dogadały się ostatnio nawet w sprawie wspólnej manifestacji przed gmachem Ministerstwa Edukacji Narodowej. Możliwość ich współpracy przy organizacji strajku można spokojnie umieścić w sferze political fiction. A oddolnej i zarazem powszechnej inicjatywy w tym względzie, bez wsparcia organizacyjnego ze strony struktur związkowych, też raczej trudno oczekiwać.

   Zupełnie nie widzę sensu kolejnej propozycji z ankiety ZNP – strajku lokalnego. Lokalnie można próbować rozstrzygnąć jedynie lokalne problemy. Akcja strajkowa w pojedynczych placówkach nie przełoży się na zmiany w skali całego państwa. Nie mówiąc już o trudnym do wyobrażenia sposobie znalezienia desperatów gotowych podjąć takie działanie kosztem własnych uczniów, a w imieniu całego środowiska oświatowego, w którym poczucie solidarności jest bardzo niewielkie. Ta możliwość znalazła się w ankiecie chyba tylko z braku innych pomysłów.

   Dużo lepiej brzmi propozycja strajku włoskiego. Niestety, przestrzeganie różnych procedur, szczególnie biurokratycznych, jest w placówkach oświatowych na tyle powszechne, że wzmożenie tego procederu nie rokuje jakiegoś spektakularnego efektu. Jeśli ktoś zauważyłby ten strajk, to przede wszystkim uczniowie, być może dyrektorzy szkół i rodzice, ale raczej na pewno nie rządzący. Chyba, że ktoś ma jakiś świetny pomysł w tym względzie, który mnie zupełnie nie przychodzi do głowy…

   Kolejna opcja – „nie będę protestować” – jasna, prosta i dla wielu nauczycieli… oczywista. Nie – bo to uderzy w dzieci, nie – bo to nic nie da, nie – bo już i tak planuję zmianę zawodu… Albo, tak jak w moim przypadku, pracownika STO na Bemowie, nie – bo pracodawca traktuje mnie uczciwie i odpowiednio docenia moją pracę. Oczywiście w tym ostatnim przypadku osobiście skłonny byłbym przyłączyć się do ogólnopolskiego protestu ze względów solidarnościowych, ale pewnie łatwiej by mi było z przekonaniem, że w całej akcji chodzi nie tylko o pieniądze. Niestety, obserwacja działań nauczycielskich związków zawodowych takiego przekonania nie wzbudza.

   Ankietę ZNP kończy miejsce na wpisanie własnych propozycji. W nie więcej niż stu znakach. Ad hoc przychodzi mi na myśl: głodówka albo budowa miasteczka namiotowego obok MEN, w obu przypadkach koniecznie na oczach kamer, najlepiej z panami: Broniarzem i Proksą w rolach głównych. I wątpliwość, czy społeczeństwo byłoby skłonne zwrócić uwagę i przejąć się takim poświęceniem. Co do pełnej obojętności ze strony rządu nie mam żadnej wątpliwości – doświadczenie protestu niepełnosprawnych w Sejmie trudno uznać w tej kwestii za źródło optymizmu.

   W ten sposób dotarłem do końca ankiety, która niestety, nie porwała mnie swoimi propozycjami. Piszę to ze smutkiem, bo uważam, że jakiś ruch powszechnego społecznego protestu w kwestii jakości systemu edukacji, nie tylko zarobków nauczycieli, jest niezwykle potrzebny. Nie chciałbym jednak ograniczyć się w tym miejscu tylko do recenzji. Zaproponuję własny pomysł, odbiegający jednak od schematu akcji protestacyjnej. Może ktoś przekaże pod adres ZNP...?

   Szczęśliwie, w blogu mogę wykorzystać więcej niż sto znaków.

* * *

   W rozmaitych dyskusjach dotyczących zmian w systemie edukacji często pojawia się kwestia podstawy programowej. Dokumentu w swoim obecnym wydaniu przygotowanego w ekspresowym tempie, po partyzancku, stworzonego przez przypadkową grupę ludzi, których tożsamość ministerstwo wstydliwie ukrywało tak długo, jak się dało. Dokumentu, którego formę i zawartość skrytykowało wielu specjalistów różnych dziedzin nauki. Najkrócej mówiąc: zbyt obszernego i drobiazgowego, pozbawionego korelacji między przedmiotami, w wielu miejscach niezgodnego z aktualnym stanem wiedzy, w sensie merytorycznym i metodycznym. I w takiej postaci przekazanego „do realizacji” setkom tysięcy nauczycieli.

   Niech kogoś nie zmyli, że oficjalnie w szkole realizuje się programy nauczania, a nie bezpośrednio podstawę programową. Ta ostatnia jest obecnie tak szczegółowa, że w praktyce wystarcza za cały program. To właśnie konieczność „zrealizowania” podstawy stanowi jeden z głównych argumentów na obronę nauczycieli oskarżanych o zbytnie obciążanie uczniów pracami domowymi.

   Warto zatrzymać się nad znaczeniem w tym kontekście pojęcia „realizacja”. W sytuacji optymalnej należałoby pod nim rozumieć, że uczeń zdobywa – i zachowuje – wiedzę i umiejętności zapisane w podstawie programowej. W wersji ograniczonej – że owa wiedza i umiejętności w jakiś sposób pojawiają się podczas zajęć szkolnych, albo chociaż w pracy domowej. Jednak nawet to nie zawsze ma miejsce. W praktyce możemy liczyć co najwyżej, że wszystkie obowiązujące treści znajdują odzwierciedlenie w dokumentacji nauczania. W papierach się zgadza – i tyle.

   Oderwany od życia kształt podstawy programowej prowadzi czasem do tzw. schizofrenii nauczycielskiej, polegającej na tym, że co innego wpisuje się do dziennika jako temat zajęć, a co innego robi się z uczniami. Czynią tak niektórzy w jak najlepszej wierze, chcąc uczyć dzieci zgodnie ze swoją wiedzą i rozeznaniem ich potrzeb, jednocześnie zabezpieczając się na wypadek kontroli. Bo każdy dyrektor jest zobowiązany sprawować nadzór nad „realizacją” podstawy. Mądry zwierzchnik, nawet jeśli domyśla się tego procederu, udaje nieświadomość, ufając mądrości swojego podwładnego. Ale nie zawsze tak bywa. Słyszałem o nakładaniu na nauczycieli obowiązku wyliczania – i zapisywania w dokumentacji – liczby minut, jakie podczas lekcji poświęcili konkretnym zagadnieniom zapisanym w podstawie programowej. Trudno to wymaganie określić tak, by nie obrazić osoby, która je egzekwuje…

   Kłopot z podstawą programową nie jest zjawiskiem nowym. Odkąd istnieje nie była możliwa do pełnej „realizacji”. Nigdy jej zawartość nie była sformułowana na poziomie, który mógłby stanowić wspólny mianownik dla wszystkich uczniów, niezależnie od miejsca zamieszkania, kapitału kulturowego wyniesionego z domu oraz wrodzonych zdolności. Nigdy również czas przeznaczony na jej „realizację” nie był wystarczający, by przeciętny uczeń mógł pojąć i przyswoić znaczącą część przewidzianych treści. Teraz mamy to wszystko, tylko jeszcze bardziej.

   To nie przypadek, że ludzie dorośli niewiele pamiętają z tego, co było przedmiotem nauki szkolnej. Trudno więc odmówić racji zwolennikom zburzenia współczesnej szkoły, którzy twierdzą, że w swojej obecnej postaci nie służy ona dzieciom, tylko biurokracji. Tak, Drodzy Nauczyciele, jeśli wydaje Wam się, że służycie uczniom, to istotnie – tak się Wam wydaje. W istocie służycie państwowej biurokracji, budując na jej cześć jakieś oświatowe wcielenie potiomkinowskiej wioski.

   Reasumując, obecny kształt podstawy programowej zmusza nauczycieli do działania niezgodnego z interesem młodych ludzi: uczenia wszystkich tego samego i w ten sam sposób, przeciążania pracą, bez względu na realne możliwości przyswojenia i sensownego wykorzystania wiedzy. Demoralizuje, stwarzając zachętę do tworzenia dokumentacji w oderwaniu od realiów. Może warto więc powalczyć o większy sens pracy nauczyciela – rzecz wcale mnie mniej ważną, niż pieniądze, a zarazem spróbować zmusić do myślenia panią o uśmiechu przyklejonym do twarzy.

   Myślę, że wiele osób pamięta wypowiedzi minister Anny Zalewskiej, w których zapewnia, że wdrażanie reformy przebiega harmonijnie i do MEN nie docierają sygnały o znaczących kłopotach i nieprawidłowościach w tej kwestii. Jej deklaracje, że jeśli coś idzie nie tak, to należy zwracać się o pomoc do kuratoriów, albo nawet bezpośrednio do ministerstwa. Proponuję skorzystać z tej oferty.

   Z powodów opisanych powyżej zakładam, że żaden nauczyciel nie jest obecnie w stanie w sposób zadowalający „zrealizować” podstawy programowej. Zerwijmy zatem z hipokryzją, ujawnijmy to! Oczywiście nie na skalę jednostkową, ale co najmniej dziesiątków tysięcy ludzi. Proponuję Związkowi Nauczycielstwa Polskiego zainicjowanie, objęcie patronatem i odpowiednie nagłośnienie społecznej akcji pisania listów do pani minister Zalewskiej.

Oto szkic takiego pisma:

--------------------------------------------------------

Szanowna Pani Minister!

W poczuciu odpowiedzialności za dobro powierzonych mi uczniów zawiadamiam, że nie jestem w stanie prowadzić ich kształcenia w sposób umożliwiający pełną realizację podstawy programowej kształcenia ogólnego. Składają się na to następujące powody (niepotrzebne skreślić – przyp. JP):

- zbyt obszerny materiał w stosunku do możliwości poznawczych znacznej części uczniów,

- niedostosowanie materiału nauczania do możliwości uczniów, szczególnie w zakresie…,

- zbyt mały wymiar zajęć w stosunku do objętości przewidzianych treści nauczania, a w związku z tym brak możliwości skutecznego utrwalania wiedzy I umiejętności nabywanych przez uczniów,

- brak w szkole bazy materialnej niezbędnej do realizacji podstawy programowej mojego przedmiotu,

- brak możliwości skutecznego uczenia w godzinach popołudniowych, w związku z wymuszoną przez sytuację w mojej placówce pracą na zmiany

- …

   W świetle powyższego zwracam się do Pani z wnioskiem o niezwłoczne podjęcie działań, które umożliwią mi wywiązywanie się z obowiązku skutecznego kształcenia uczniów, wychodzenia naprzeciw ich indywidualnym potrzebom, z uwzględnieniem ich zróżnicowanych możliwości.

   Do wiadomości: dyrektor szkoły.

--------------------------------------------------------

   Ufam, że doświadczenie czynnych nauczycieli, zarazem działaczy ZNP, umożliwi uzupełnienie zaproponowanej przeze mnie listy powodów nierealizowania w pełni podstawy programowej o szereg nowych pozycji do wyboru, a związkowi prawnicy są w stanie nadać całemu pismu właściwą formę, możliwą do zastosowania w różnych placówkach. Co proszę przyjąć jako moją sugestię w rubryce „Inne” omówionej na początku ankiety. Copyright na ten pomysł oferuję pro bono.

* * *

   Oczywiście jako dyrektor, odpowiedzialny za monitorowanie realizacji podstawy programowej, muszę być powiadomoiony o takim piśmie każdego nauczyciela. Niektóre kwestie zapewne jesteśmy w stanie rozwiązać lokalnie. Jednak moje możliwości nie obejmują czynienia cudów. Chętnie przekażę więc wyżej problemy, których nie da się rozwiązać. Od siebie dodam szereg kolejnych, jak choćby brak nauczycieli niektórych przedmiotów, przemęczenie osób pracujących z konieczności w nadgodzinach, czy nadmiar wprowadzanych przepisów, utrudniający rozwiązywanie rzeczywistych problemów związanych z organizacją pracy mojej placówki.

   Wyjdźmy solidarnie z cienia hipokryzji. Także ona, nie tylko brak pieniędzy, powoduje, że w oświacie jest tak jak jest.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Zofia Grudzińska

Widmo pisania listów do osoby, którą uważam za bezrefleksyjną, posłuszną wykonawczynię rozkazów z góry, nie odpowiada mi, przy całym szacunku dla inwencji proponenta. Byłoby to działanie słuszne w normalnej rzeczywistości, w kraju rządzonym uczciwie. Z przykrością (bo chciałabym w takim kraju żyć) wolę tę odrobinę czasu przeznaczyć choćby na "realizację PP"...

Skomentował Zofia Grudzińska

Natomiast mam inną propozycję (naprawdę serio): rozpocząć działania mające na celu powołanie nowego ministra edukacji. Moim kandydatem jest dyr. Jarosław Pytlak.

Skomentował Małgorzata Żuber-Zielicz

Już "coś" też napisałam! Po prostu POLSKA szkoła stała się miejscem produkcji papierów. A papier wszystko przyjmie https://www.tygodnikprzeglad.pl/znikaja-zlotowki.../ :-(

Skomentował Janina Krakowowa

Mnie się pomysł podoba i to nawet bardzo. Konieczność rozbicia pancerza hipokryzji, którym szczelnie otulona jest szkoła, czy nawet cały system edukacji, to paląca konieczność.

Sprawa wynaturzonej podstawy programowej i swoistej zmowy milczenia wokół tego, że nie da się jej zrealizować bez udawania lub/i maltretowania uczniów jest jednym z ważniejszych dowodów na stan w jakim znajduje się szkoła. Wokół tej podstawy osnuta jest i będzie coraz grubsza tkanka wyssanych z palca sprawozdań, które zresztą są domeną szkoły i na innych polach. Wszyscy zainteresowani wiedzą, że nowa podstawa to dla pilniejszych uczniów dzień w dzień długie godziny spędzone przy domowym biurku, brak odpoczynku, mało snu. To realnie także praca korepetytorów i nauczycieli na dodatkowych kursach przygotowujących do egzaminów. To praca rodziców. Ale wszyscy liczą - z decydentami z MEN na czele - że to się rozjedzie po kościach.

A są przecież i inne tematy: Nowy system oceniania nauczycieli, który będzie taką samą pożywką dla zawieszonej w próżni sprawozdawczości. I kolejne groźne dla jakości pracy szkoły zjawisko, także objęte zmową milczenia - coraz dotkliwsze braki kadrowe. Przyjmowanie do pracy każdego z braku wyboru, zrzucanie na solidnych nauczycieli takiej ilości godzin, że przestają pamiętać jak się nazywają. Klasy, które przez cały semestr czy nawet rok nie maja przedmiotowca tylko rwane zastępstwa. To są sprawy, fatalne dla uczniów, o których wiedzą dobrze i dyrektorzy i kuratorzy, a przecież wszyscy zgodnie udają – szczególnie przed rodzicami - że jeszcze się kręci...

Skomentował Agnieszka Sas

Podoba mi się pomysł by gremialnie krzyczeć, czym jest podstawa programowa. Już na etapie jej tworzenia, autorzy słyszeli np. od Polskiego Towarzystwa Historycznego, że jest przestarzała i przeładowana. Uwagi puścili mimo uszu. Mało tego, jej autor prof. Suleja twierdzi, że podstawa jest taka, jak potrzeba. Być może 200 tysięcy wystąpień nauczycielskich stwierdzających, że anachroniczna, nie odpowiadająca na potrzeby współczesności, możliwości i oczekiwania uczniów uniemożliwia nam rozwój - dostrzeże suweren?
Może podstawa w obecnej postaci potrzebna jest obecnemu rządowi. Z pewnością nie jest potrzebna nowoczesnemu społeczeństwu, które ma ambicje innowacyjne i apetyt na dostatnie i wygodne życie maksymalnie dużej liczby jego członków.
Trzeba przebić się z tym stanem rzeczy do opinii publicznej. Może naiwnie, ale wierzę, że przeciętni Polacy nie wiedzą, że "reforma edukacji" spycha nas w zacofanie.

Skomentował Xawer

Sprawa protestów płacowych mnie specjalnie nie obchodzi, niech rząd się sam użera ze związkami, a związki z rządem. Sprawa nie moja, a wyłącznie między pracownikami i pracodawcą. Dziwię się tylko trochę, że angażuje się w to Pan, pracując w prywatnej firmie, nie podlegającej rządowo ustalanej siatce płac.

Chcę tylko zwrócić uwagę na jedną rzecz, jaką Pan tu wyciągnął jako argument - podstawom programowym i ich bezsensowności.
W szczególności zestawieniu, na jakie Pan sobie pozwolił:
"obecny kształt podstawy programowej zmusza nauczycieli do działania niezgodnego z interesem młodych ludzi"
poprzedzone przez
"w swoim obecnym wydaniu przygotowanego w ekspresowym tempie, po partyzancku, stworzonego przez przypadkową grupę ludzi, których tożsamość ministerstwo wstydliwie ukrywało tak długo, jak się dało..."
Pewnie, wszystkiemu winna Zalewska!
Wyłącznie "obecne wydanie", bo do tej pory podstawy programowe były doskonałe, spójne i starannie przemyślane! Od początku XIX wieku aż do przyjścia Zalewskiej na urząd zachęcały do pełnej indywidualizacji nauczania, a nawet gdy miały w sobie rachunek różniczkowy i klasyczną grekę nie były przeładowane tak, jak ta ostatnia!
Były zawsze spójne i konsekwentne - gdy zwiększono ich przeładowanie usuwając z podstawy matematyki krzywe stożkowe, w tym w szczególności elipsy, utrzymano spójność, z podstawy fizyki usuwając również prawa Keplera. A raczej zostawiono wyłącznie drugie, w wersji okrojonej do orbit kołowych. Zapomniano tylko o jednym drobiazgu, że jeśli istnieje tylko jedno prawo, a nie trzy, to nie można wobec niego używać liczby mnogiej "prawa Keplera". Zapomniano też o usunięciu hiperbol i elips z podstawy języka polskiego. Trzeba to naprawić!
Koniecznie w podręcznikach trzeba to zmienić na "prawo Keplera" a wszystkie stożkowe usunąć z lekcji literatury!

I usunąć jeszcze wiele innych rzeczy. Gdy już nie zostanie w nich nic, poza nauką czytania, wtedy polska edukacja zostanie ostatecznie uzdrowiona. 12 lat na nauczenie kogoś czytania wystarczy nawet nauczycielom szkolnym - jeśli dostaną podwyżki.

Skomentował Jarosław Pytlak

@ Zofia Grudzińska - ja wcale nie liczę na to, że AZ przyczytałaby takie listy. Myślę tylko, że obraz worków z przesyłkami, dostarczanych do gmachu przy al. Szucha, byłby wystarczająco sugestywny dla społeczeństwa I może spowodowałby jego zainteresowanie przyczynami tej akcji. Samym nauczycielom dałby szansę na poczucie, że coś udało im się wspólnie zamanifestować. A co do oferty stanowiska ministra edukacji, to bardzo dziękuję za taki wyraz uznania. Ze swoim niedosłuchem mógłbym stanowić wzór w kwestii integracji osób niepełnosprawnych :-).
@Janina Krakowowa - cała oświata ufundowana jest na hipokryzji I podane przez Panią przykłady można by jeszcze długo mnożyć. Dlatego zaproponowałem próbę wyrwania się z tego zaklętego kręgu. Niestety, już widzę te tłumy, które skorzystają z propozycji :-(...
@Agnieszka Sas - dziękuję za wsparcie.
@Xaver - istotnie, obchodzi mnie sporo spraw publicznych, które nie powinny, między innymi płace nauczycieli w szkołach publicznych, choc pracuję w prywatnej firmie. Jakiś głupi atawizm, wyniesiony, bo ja wiem, może z tej okropnej szkoły PRL-u, może z komunistycznego harcerstwa, może z domu?
A co do historii podstaw programowych, to znam ją bardzo dobrze I podzielam Pański krytyczny pogląd; zresztą, zapisałem to w akapicie, który zaczyna się od słów: "Kłopot z podstawą programową nie jest zjawiskiem nowym". Ale obecna jest naprawdę kuriozalna, nawet na tle poprzednich, choćby uznać je za też nieudane. I proszę sobie darować sarkazm (choc nie odbieram go osobiście), bo jest zupełnie chybiony. Tak właśnie uważam - że nawet jak programy szkolne zawierały grekę I rachunek różniczkowy, to były mniej obciążające w odniesieniu do "materiału ludzkiego", jaki wówczas chodził do szkoły. A skoro czyta Pan tak wnikliwie moje wpisy, to może zauważył Pan, że nie jestem prorokiem głoszącym potrzebę zniszczenia tego, co było, aby wybudować nowy Eden. Siedzę natomiast w centrum tego, co dzieje się obecnie w szkołąch i twierdzę, że ludzie - uczniowie, rodzice, nauczyciele - nie dają sobie z tym rady. Ktoś musi o tym głośno mówić, a być może Pan zauważył, że w systemie edukacji nie ma zbyt wielu chętnych do zabierania głosu publicznie I pod nazwiskiem :-).

Skomentował Xawer

Właśnie tego, że "obecna podstawa programowa" jest nagłym, ogromnym dużo większym, niż poprzednie upadkiem w stosunku do wszystkich poprzednich, obrzynanych taktyką salami od 20 lat nie widzę. Nie znajduję ani u Pana, ani w innych dyskusjach żadnego argumentu, potwierdzającego to. Kładę to na karb tego, że Zalewska wypluła z siebie kroplę plwociny, która przepełniła pański kielich goryczy. Mój się przelał już dużo dawniej. W szkole wytrzymałem tylko pół roku.
Niewłaściwie zestawiłem cytaty z Pana postu: powinienem raczej oprotestować zestawienie "(wszystkiemu winna) obecna podstawa programowa" z "Kłopot z podstawą programową nie jest zjawiskiem nowym" - taką tezę kontestuję i widzę to jako robienie z Zalewskiej kozła ofiarnego. Choć nie kocham jej ani trochę, od głosowania na PiS i popierania obecnego rządu jestem jak najdalszy, to nie widzę jej jako gorszej od któregokolwiek z poprzednich ministrów. Uznanie, że Zalewska wszystkiemu winna przenosi wszelkie działania z istniejących od daawna problemów rzeczywistych na doraźną walkę z konkretną osobą, a nie systemem.
To Gierek wszystkiemu winien, ale komunizm nam się podoba. Wystarczy pozbyć się Gierka, a wespół z powiatowymi sekretarzami Partii zapewnimy, że będzie raj!

"Siedzę natomiast w centrum tego, co dzieje się obecnie w szkołąch i twierdzę, że ludzie - uczniowie, rodzice, nauczyciele - nie dają sobie z tym rady."
Ależ ma Pan w tym pełną rację i z diagnozą w pełni się zgadzam. Ale nie ma między nią a twierdzeniem "To wina Zalewskiej - wystarczy się jej pozbyć" związk, a przynajmniej nie widzę u Pana przekonującego uzasadnienia. Widzę za to, że za poprzednich ministrów ledwo sobie dawali radę i uczniowie odnosili szkody nieistotnie mniejsze niż dziś.

"jak programy szkolne zawierały grekę I rachunek różniczkowy, to były mniej obciążające w odniesieniu do "materiału ludzkiego", jaki wówczas chodził do szkoły"
Toi może w końcu trzeba przyznać, że szerokim wykształceniem jest zainteresowane 5-10% społeczeństwa. I nie męczyć pozostałych, a jednocześnie tym nielicznym pozwolić kształcić się bez ogłupiania ich okrojeniem programów do bzdetów przyciętych do możliwości wbicia do głowy pastuszkowi. I bez ideologicznie motywowanej urawniłowki.

Sarkazm proszę wybaczyć - często trudno mi się od niego powstrzymać, a bywa zazwyczaj bardziej przekonujący, niż długa, całkowicie beznamiętna wypowiedź. Ale jeśli w nim coś nieprawdziwego, to z wielką chęcią podejmę dyskusję.

Skomentował Cenzor Acerbus

Pomysł aby pisać do p. Zalewskiej listy, acz słuszny co do idei wydaje się całkowicie skazany na porażkę. Samouwielbienie pani, która swym promiennym uśmiechem powinna reklamować usługi stomatologiczne jest na biegunie przeciwnym jej kompetencjom.
W jakiej formie zatem protest nauczycieli mógłby przynieść skutek? Myślę, że w grę wchodzi tylko opcja zerowa, tzn., ta którą zastosowali policjanci, swego czasu lekarze rodzinni, którzy zamknęli gabinety albo nie wystawiali L4.
Osobną sprawą jest, czy taka akcja jest możliwa. Biorąc pod uwagę liczebność środowiska (czym jest 100 tys. policjantów, tyle samo górników wobec 600 tys. nauczycieli?) potencjał jest ogromny. Z drugiej strony liczebność środowiska sprawia, że jest ono niezwykle podzielone, co powoduję, że do akcji na masową skalę na pewno nie dojdzie. Zadecydowana większość nauczycieli jest emocjonalnie związana ze swoimi uczniami i pomysł aby utrudnić im (tak, uczniom) organizując protest przed albo w czasie egzaminów świadczy o kondycji umysłowej szefów związków zawodowych (i związków zawodowych w Polsce w ogóle). Kolejna kwestia to sposób postrzegania nauczycieli w społeczeństwie. Choć w rankingach prestiżu zawodowego nie wypadają źle, to w powszechnym odbiorze jest już zdecydowanie gorzej.
Ranking prestiżu zawodów wg CBOS (jakim szacunkiem cieszą się ludzie go wykonujący) z listopada 2013 r.: najwyżej strażak 87%, profesor uniwersytetu 81%, nauczyciel na siódmym miejscu – 74% (dla przykładu – adwokat 63%, ksiądz 41%, poseł 32%, działacz partyjny 20%). Wzięto pod uwagę kategorią „duży prestiż”, jest jeszcze opcja „średni”. Z kolei w rankingu kompetencji wśród zawodów (również CBOS, marzec 2016 r.) nauczyciele znaleźli się na czwartym miejscu z wynikiem 3,53 (w skali1-5), przed policjantami – 3,07. Politycy 2,12. Prestiż zawodu nauczyciela utrzymuje się na podobnym poziomie, tzn. bardzo wysoko ocenia go ok. 70% społeczeństwa od połowy lat siedemdziesiątych.
Tyle oficjalne dane. A praktyka? Większość nauczycieli pracuje w małych miastach i na wsi – nie są tam anonimowi w społeczności. Wielu z nich to świetni fachowcy, oddani swoim podopiecznym. Ale w opinii tegoż społeczeństwa to panie (ponad 80% nauczycieli to kobiety), które mają przede wszystkim dużo wolnego czasu, innymi słowy dużo pieniędzy za mało pracy. No i wakacje, ferie, długie przerwy świąteczne… Dostać na prowincji pracę w szkole (a nie jest to proste, bo cała masa lokalnych polityków chce aby ich żona wychodziła do pracy najpóźniej o 8 i wracała o 14) to złapać Pana Boga za nogi. Na miejsce każdego nauczyciela, może z wyjątkiem anglistów, czeka cała masa kandydatów. W czasie boomu edukacyjnego z przełomu wieków kształciliśmy przecież głównie pedagogów, politologów i ekonomistów, bo tak było najtaniej.
Dlatego do powszechnego strajku, rzeczywiście uciążliwego dla społeczeństwa, które jak wydawać by się mogło nauczycieli docenia i szanuje, po prostu nie dojdzie. Nie dojdzie ze strachu, oportunizmu, przekonania, że na lokalnym rynku pracy nauczyciele nie wypadają najgorzej. Oczywiście jest jeszcze Ministerstwo Prawdy wraz ze swoją emanacją w postaci Telewizji Prawdziwej i Solidnej: natychmiast znajdą nauczyciela agenta SB (nawet jeśli urodził się w 1985 r.), łapówkarza, zwolennika Konstytucji, KOD, nauczyciele niemieckiego okażą się agentami BND, francuskiego DGSE, angliści CIA albo MI6, rusycyści GRU albo FSB. Ciemny lud, cytując klasyka, to kupi.
To tyle jeśli chodzi o protesty nauczycieli, ich sens i skuteczność. Nawet gdyby miały szerszy kontekst, tzn. reforma programowa, szersza refleksja nad kształceniem nauczycieli, a nie tylko płacowy, to w końcu zostanie sprowadzony do pieniędzy. Osobista refleksja - niestety jestem w tej sprawie schizofrenikiem – nie zostawiłbym swoich uczniów. Nie i już!
Natomiast z podstawą programową i szkołą w szerszym kontekście jest, jak z wojną: generałowie przygotowują się do wojny, która już była a szkoła przygotowuje do życia w świecie, który już minął. Jedynym ratunkiem (minimalizującym szkody, nie jest to lek na wszystko) to stworzenie bardzo ramowych wymagań, które uczeń powinien opanować i pozwolenie nauczycielowi na osiągniecie tych celów. Oczywiście kanon kulturowy, edukacja obywatelska z elementami patriotycznej (nie odwrotnie!) powinny być, natomiast nie mogą sprowadzać się do zasady ZZZ. Tak niestety jest dzisiaj (dowodem egzaminy) mimo, że technologia pozwala zdobyć informację niemal natychmiast. Piszę to z przykrością, bo sam często jestem świadkiem, jak bezkrytycznie uczniowie i rodzice podchodzą do tego, co w internecie. Dowcip: gdzie najlepiej ukryć zwłoki teściowej? Na drugiej podstronie wyszukiwarki Gogola – nikt tam nie zagląda. Cóż, może to po prostu signum temporis?

Skomentował Jarosław Pytlak

@Xaver - ja w szkole wytrzymałem już 33 lata, a kolejne podstawy programowe, odkąd zastąpiły tzw. minimum programowe, czytałem (z konieczności, ale I z ciekawości) bardzo wnikliwie. Można o nich wszystko powiedzieć, ale nie to, że były okrawane. Do podstaw z 1998 roku pisałem podręczniki, więc pamiętam, że było miejsce na coś od siebie. Dzisiaj nie ma.
Poprzedniczki pani Zalewskiej czyniły wiele posunięć, z którymi się nie zgadzałem, I z którymi walczyłem - śladów tego jest sporo w internecie. Ale żadna z nich nie spowodowała szkód nieodwracalnych, takich jak zmiana planu kształcenia w środku etapu (w sumie dla 3 roczników uczniów, czyli ponad miliona młodych ludzi), tudzież likwidacja gimnazjów metodą cepa i siekiery. Nie, stanowczo nie jestem symetrystą w tej kwestii.
Uznajmy powyższe za protokół rozbieżności naszych poglądów I nie kontynuujmy tego wątku. Będzie jeszcze okazja, bo w kolejce do publikacji mam wpis pt. "Edukacja jest polityczna". Proszę o odrobinę cierpliwości.

Skomentował Xawer

Nie były okrawane? Krzywe stożkowe i prawa Keplerazniknęły z nich już w 1998?

Poprzedniczki może i nie spowodowały nieodwracalnych szkód za jednym zamachem, ale pomysł z amnestią maturalną Giertycha nie sprowadził całej edukacji do farsy jedną decyzją?

Skomentował Mario

A ja to już "olewam". po 27 latach pracy w zawodzie nie ma sił użerać się ani z podstawą programowa, ani z innymi patologiami. Zmieniam pracę zostanę tokarzem albo stolarzem.

Skomentował Stanisław

Mądre. Trzymam kciuki, żeby chwyciło. Wymaga wysiłku, ale przy licznym udziale na pewno przyniosłoby dobre efekty.

Skomentował Zofia Grudzińska

Jestem za odrzuceniem metody nieetycznej, czyli brania lewych zwolnień, Pamiętajmy, że służby mundurowe nie mogą korzystać z metody strajku. Nauczycielom przysługuje ten przywilej i moglibyśmy z niego skorzystać, chyba skuteczniej, niż pisaniem listów na Berdyczów. Niestety środowisko jest niespójne, co pokazała akcja strajkowa ZNP w 2017. Nie widzę też możliwości porozumienia związków zawodowych, więc masowe działania są mrzonką.
Sama doszłam do wniosku, że najskuteczniejsze byłoby to, co "logiczne" - skoro praca nauczyciela jest kiepsko opłacana i społecznie pogardzana, należy z niej rezygnować, a dla utrzymania rodzin znaleźć inne zatrudnienie - wszak żadna praca nie hańbi, a nauczyciele, jako eksperci w uczeniu się, potrafią się szybko przekwalifikować. W dodatku sytuacja rynkowa jest taka, że wszędzie łatwo tę pracę znaleźć.
Dopiero, gdy w szkołach naprawdę zabraknie niewolników posłusznie usiłujących zrealizować nierealizowalne, może dojść do reakcji rządzących - przynajmniej w kwestii płac. Zmiany stanowiska PP od tych rządów nie oczekuję, idealistyczne urabianie narodu jest dla nich zbyt ważne. Powtarzam, władza MOŻE zareagować, ale nie musi, równie dobrze władza może po prostu powiedzieć, że za wszystko są odpowiedzialne samorządy i dyrektorzy i doprowadzić do tego, że trzeba będzie tworzyć klasy 50-osobowe, ale wtedy z kolei zaistnieją warunki do uruchomienia kolejnej akcji Ratujmy Nasze Dzieci i do wywalenia PiSu z siodła... no, a potem jak wyżej: Jarosław Pytlak na ministra. Tym bardziej, że plany zmian już powstają.

Skomentował Mario

No tak, nauczycielom nie przystojną nie etyczne zachwiania, "krzywda wyrządzana dzieciom", wszak pracujemy z powołania nie dla pieniędzy. po co nam pieniądze. Co innego struże prawa ;-) najpierw ścigali pielęgniarki za "strajk L4" zbadali jak to skutkuje i zastosowali. Ale oni mogą łamać prawo bo nie mają prawa do strajku :-)

Skomentował Xawer

Na marginesie:
mam ogromną nadzieję (tylko marzenie?), że w tym kraju wreszcie jacyś lekarze zostaną posadzeni do więzień za wystawianie fałszywych zwolnień, a ludzie (policjanci) z nich korzystający stracą pracę, albo też będą mieli sprawy karne.

Skomentował Paulina

Bardzo podoba mi się pomysł masowego wysyłania listów do MEN w sprawie przeładowanej podstawy programowej. Dopiero dzisiaj natknęłam się na Pana blog, na tego posta. Od dłuższego czasu szukam sposobu, żeby rozpocząć jakieś konkretne działania w zakresie ochrony moich dzieci przez "szkołą" (mam córki w 8 i 1 klasie SP). W najbliższych dniach w szkole będzie zebranie, pozwolę sobie wydrukować zamieszczony list, a także mam w planach inspirując się nim stworzyć list do MEN od rodziców. Mam zamiar porozmawiać o tym na zebraniu z rodzicami i nauczycielami.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...