Blog

Z chlebem do krytyków

(liczba komentarzy 22)

   Objawem wzrostu popularności bloga „Wokół szkoły” jest pojawienie się negatywnych komentarzy. Owszem, w bezmiarze fejsbuka zdarzały się one wcześniej, ale bezpośrednio pod postami na blogu –  dopiero od niedawna. Nie określam ich mianem hejtu, bo nie są to ataki ad personam – wymierzone we mnie, ale w ogół nauczycieli, których punkt widzenia staram się czasem reprezentować. Owe komentarze nie przeszkadzają mi specjalnie, a wręcz widzę w nich iskierkę optymizmu, bo oznaczają, że docieram także do przedstawicieli niemałej grupy osób niechętnych nauczycielom, a może też do zwolenników „dobrej zmiany w edukacji”. I dobrze! Tylko w takim przypadku mam szansę przekonać kogoś albo poznać jego argumenty, aby samemu zostać przekonanym. O jedno i drugie niełatwo, ale próbować zawsze warto.  

   Nie ma we mnie (na ogół) chęci „odwinięcia” komentatorowi. W chrześcijańskim duchu, jeśli ktoś przynosi mi kamień, wolę odpłacić mu chlebem. Staram się więc raczej wyjaśniać swój punkt widzenia. Czasem proszę o dodatkowe wyjaśnienie, na przykład, gdy ktoś zarzuca mi błędy logiczne w artykule. To, że rzadko dostaję odzew, kładę na karb właściwości internetu jako medium, w którym najważniejsze jest wykrzyczenie własnej opinii, a dyskusja sprowadza się już nawet nie do wymiany poglądów, ale po prostu ich prezentacji.

   Czasem jednak aż prosi się, by odpowiedzieć na komentarz, z myślą o szerszym kręgu odbiorców. Uzupełnić tą drogą zasadniczy wywód. Niestety, inspirujące wpisy pod postami pojawiają się z reguły na tyle późno, że dopisywane do nich wyjaśnienia mają szansę trafić tylko do drobnego ułamka czytelników. Reszta już dawno tekst przeczytała, przetrawiła i zapomniała. Tak jest nawet na samym blogu, choć ten nie zmienia się zbyt dynamicznie, a co dopiero na fejsbuku, gdy ktoś skomentuje post sprzed miesiąca albo dwóch. Poza właścicielem profilu to atrakcja w zasadzie dla nikogo. Czasem szkoda. Postanowiłem zatem na użytek Czytelników wydobyć z cyberprzestrzennego niebytu jeden taki negatywny komentarz, do artykułu sprzed wieczności około dwóch miesięcy, żeby na jego kanwie udzielić dodatkowego wyjaśnienia wszystkim, którzy podzielają zdanie autora tej oto wypowiedzi na temat nauczycieli:

   "Co za specjalna elita. Nie dosyć, że mało godzin pracy, to ciągle wam mało pieniędzy. A może tak byście zauważyli innych naprawdę ciężko pracujących ludzi, których wynagrodzenia są nieadekwatne i emerytury niskie. Ledwo wiążą koniec z końcem. Co Ci wszyscy ludzie mają zrobić ? Skąd dla nich wziąć pieniądze ? Który i jaki winić rząd. Oto jest pytanie."

  Nigdzie nie napisałem, że nauczyciele są elitą. Chciałbym, żeby byli, ale nie da się ukryć, że nie żyjemy w czasach dobrych dla elit. O godzinach pracy nie będę się rozwodzić, poza powtórzeniem, po raz nie wiadomo który, że to sławne „mało”, czyli 18 godzin w tygodniu, to stereotyp, który nie ma żadnego odniesienia do rzeczywistości. Nie spieram się, czy jest tych godzin 35 czy może 45, ale jest ich na pewno więcej. Zatrzymam się natomiast na pieniądzach, których zdaniem Komentatora ciągle „nam” mało.

   W XXI wieku do roku 2012 jako nauczyciele otrzymaliśmy kilka podwyżek. Było wtedy wrażenie istotnej poprawy i raczej nie padały żądania więcej. Od owego czasu musiało jednak minąć całe sześć lat (dodajmy, że okresu wyjątkowo dobrego dla gospodarki), by „nasze” wynagrodzenia ponownie poszły w górę. Niewiele, ale nawet wtedy „nasze” oczekiwania i nastroje nie były jeszcze tak radykalne. Coś na dobre pękło dopiero wtedy, gdy okazało się, że władza inwestuje tylko w tych, którzy potrafią walczyć o swoje. Gdy podwyżki wywalczyli sobie (tak, wywalczyli!) policjanci, a otrzymały inne służby mundurowe. I były one wyższe, niż zaoferowano nauczycielom.

   Nie musimy zauważać „ciężko pracujących ludzi”, których wynagrodzenia „są nieadekwatne”. Widzimy ich na co dzień w lustrze. Perspektywa emerytury też nie oszałamia wysokością. 

   Wspomniałeś, Komentatorze, o „naprawdę ciężko pracujących ludziach”. Spróbuję zatem przybliżyć Ci pracę nauczyciela. Uczynię to na przykładzie zawodu, który niewątpliwie wymaga kwalifikacji, jest potrzebny, ale też i niełatwy.

   Wyobraź sobie, że jesteś elektromonterem. Dobry fach, poszukiwany dzisiaj. Pracujesz w pogotowiu energetycznym. Jeździsz do awarii, ale też czasem po prostu czekasz na zgłoszenie. Może porządkujesz w tym czasie narzędzia, może sprzątasz samochód, a może po prostu siedzisz przy stole, w gotowości, by zadziałać, gdy przyjdzie taka potrzeba. Czy Twoje wynagrodzenie obejmuje tylko godziny spędzone w akcji? Czy też cały czas dyżuru, choć zdarza się, że nic wtedy nie robisz? Podobnie jest z nauczycielami – widzisz ich 18 godzin przy tablicy, ale wielu innych zajęć nie dostrzegasz. Jeśli obserwujesz grupę przedszkolaków na placu zabaw i dwie panie, stojące z boku, nie myśl, że odpoczywają. Są w pracy, w stanie czujności, choć może Ci się wydawać, że nic nie robią.

   Jako elektromonter możesz także zatrudnić się na budowie. Tutaj nie ma problemu czekania bezczynnie – robisz swoje w określonych godzinach, bez „martwych” przebiegów. Żeby położyć instalacje, musisz otrzymać dokumentację. Jakie byłoby Twoje samopoczucie, gdyby okazało się, że nagle zmieniono zasady jej tworzenia? Inne są symbole, inne skale, a nawet jednostki miary. Ktoś wymyślił, że tak będzie lepiej, i postawił Cię przed takim wyzwaniem. Myślę, że czułbyś się fatalnie. A tak właśnie postępuje się z nauczycielami.

   Inna sytuacja. Dokumentacja taka jak zawsze, doskonale wszystko rozumiesz – w końcu jesteś doświadczonym fachowcem, ale okazuje się nagle, że twoje dotychczasowe uprawnienia do 1 kilowolta ktoś unieważnił, pozostawiając Ci prawo operowania w zakresie 230 V. Oczywiście możesz się dokształcić, ale na własny koszt. Albo poszukać innej pracy. Tak właśnie postępuje się z nauczycielami.

   Wiele lat robisz swoje, aż tu - oczywiście nagle - okazuje się, że kable już nie takie, sypią się przy byle wygięciu. Czynność, która trwała pięć minut, teraz zajmuje piętnaście. Na dokładkę stoi nad Tobą producent i dyktuje, jak masz te kable układać. Szef Ci nie pomaga, bo jeśli producent się obrazi, to nie będzie kabli, nie będzie układania, nie będzie pracy  Z nauczycielami jest o tyle tylko inaczej, że owe „kable” są żywe i nigdy do końca nie wiadomo, jak zafunkcjonują. A producent darzy je miłością.

   To oczywiście toporne porównanie - zbójeckie prawo publicysty. Chciałem Ci jednak uświadomić, że praca nauczycieli nie zasługuje na lekceważące komentarze. Wiem, że nie wszyscy oni pracują dobrze. Ale jeśli wszyscy będą marnie zarabiać, to będzie tylko gorzej. Wielu aktywnych, odważnych, pełnych pomysłów znajdzie sobie inne zajęcie, choć to właśnie ich najbardziej potrzeba w przedszkolach i szkołach. Niemądre to państwo, które uważa, że może sobie pozwolić na taką rozrzutność.

   Na zakończenie jeszcze dwa pytania:

   Czy wiesz, że bardzo trudno dzisiaj znaleźć fachowca do nauczania zawodu w szkole dla przyszłych elektromonterów?

   Domyślasz się może dlaczego?

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował ILONA

Jak dobrze kogoś mądrego poczytać! Pozdrawiam serdecznie i życzę kolejnych trafnych artykułów.

Skomentował Danuta

Dziekuje. Myslalam wczesniej o porownaniu nauczycieli do strazakow albo ludzi pracujacych w pogotowiu, ale elektrycy tez sa dobrzy, a kabelki rozne, czasami z defektami. :-) pozdrawiam serdecznie

Skomentował Joanna

Dobre porownanie i mądre spojrzenie! Chcialam bardzo udostepnic, ale wyskakuje mi jakis bład!

Skomentował Arnold

Ładnie. Aby wielu "producentów" zrozumiało ważny aspekt dopisałbym, że w gniazdku/powszechnym użyciu jest teraz 230 V. :)

Skomentował Adam

"Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba..."

Rzut chlebem - to chyba jakaś całkiem nowa dyscyplina chrześcijańska?
;-)

Skomentował Jarosław Pytlak

@Arnold - już poprawiam :-).
@Adam - chrześcijaństwo jest niewyczerpanym źródłem inspiracji. Ale zgoda, tytuł powinien brzmieć: "Z chlebem do krytyków". Chyba zmienię...

Skomentował Adam

Trochę lepiej ;-)
Radzę jeszcze przemyśleć ten akapit:
"Nie musimy zauważać „ciężko pracujących ludzi”, których wynagrodzenia „są nieadekwatne”. Widzimy ich na co dzień w lustrze. Perspektywa emerytury też nie oszałamia wysokością. Oczywiście, że żaden rząd nie ma dla wszystkich, ma tylko dla niektórych. Chcemy po raz pierwszy w historii być „niektórzy”.
Jeśli Panu Dyrektorowi chodzi o zjednanie przychylności dla nauczycielskiej sprawy, to taka retoryka jest absolutnie przeciwskuteczna.
Z pozdrowieniami

Skomentował Agata

niestety - szanuje zawod nauczyciela, wiem jaka to cholernie ciezka umyslowa praca wymagaja poswiecen poza miejscem pracy/szkołą, jednak strajkowanie w momencie egzaminow dzieci z podwojnego rocznika i stawianie ich rekrutacji pod znakiem zapytania wywołuje u mnie najgorsze myśli o PAnstwa egoizmie .... niestety . Wiadomym jest ze czesc szkol bedzie strajkowala a czesc nie i wtedy co ? jak to bedzie wygladalo , dzieciaki juz maja pełną śwaidomość że dostanie sie do wymarzonego (dobrego) liceum jest mocno ograniczone a PAnstwo jeszcze im dołożycie stresu. Przykro mi ale jeśli taka sytuacja bedzie miala miejsce w szkole mojego dziecka - my rodzice staniemy przeciwko nauczycielom i bedziemy mocno im "przeszkadzac" w procesie strajku . Idą kolejne ważne wybory i bedziemy podejmowac kolejne dezycje , żeby sie wtedy nie okazalo ze nie bylo warto niszczyc zycia dzieciakom ....... pozdrawiam pozostajac w szacunku dla zawodu ... ps 6 lat i nic a teraz gdy ponosimy konsekwencje deformy Państwo uznali że czas powiedziec CHCEMY WIECEJ ..... przykre

Skomentował Kfif

Do Adam. Nie wiem dlaczego ludziom wydaje się, że o nauczyciel pokornie ma odmawiać sobie i rodzinie godnego życia, bo inni pracują, pracują, a pieniędzy im brak. Z pretensjami do rządów, ministra finansów i pracodawców, czy bankowców i wylewać żale o zbyt wysoko oprocentowane kredyty. Machanie cudzą miską, aby ktoś nie chciał napełnić swojej, to zwykłe buractwo okraszone manią wielkości. Na nauczycieli już nie działa argument "bo inni". Inni mają w poważaniu byt nauczycielski i raczej nie ma potrzeby żebrać u nich o łaskę zgody na możliwość chcenia więcej. Innymi słowy- nie cudzy interes co kto ma w portfelu.

Skomentował Jarosław Pytlak

@Agata - zgadzam się z Panią, czemu zresztą w swoim czasie dawałem wyraz na blogu (artykuł "Wyjdźmy z cienia hipokryzji"). Decyzja o strajku uderzy w uczniów i dla wielu nauczycieli będzie bardzo trudna. Podziały w środowisku się pogłębią i na to gra minister Zalewska. Ale proszę pozwolić, że odbiję piłeczkę - dlaczego rodzice dzieci z podwójnego rocznika nie wdeptali jeszcze w ziemię gmachu MEN razem z jego lokatorką?!

Skomentował Łukasz J.

Myślę, że ludzie, którzy uważają, że nauczyciele mało pracują, są po prostu nie zorientowani w temacie. Ja sam mam 23 godziny tygodniowo w trzech klasach i są to tak zwane „godziny przy tablicy”. Oprócz tych godzin ja, nauczyciel-wychowawca wykonuję szereg czynności, których nie widać. Tak na szybko wspomnę o tych, które wynikają z pełnienia moich obowiązków nauczycielsko-wychowawczych: popołudniami sprawdzam kartkówki, sprawdziany, zadania klasowe, dyktanda (te wszystkie dostosowuje do indywidualnych potrzeb i możliwości uczniów), próbne sprawdziany siódmoklasisty i ósmoklasisty (uczniów w mojej klasie jest trzydzieścioro; sprawdzenie jednego testu zajmuje mi około 20-25 minut, tyle trzeba czasu poświęcić, żeby zrobić to rzetelnie), prócz tego sprawdzam zadania domowe i zeszyty przedmiotowe, z których wystawiam oceny, przygotowuję uczniów do konkursów literackich, poetyckich, ortograficznych, kaligraficznych, recytatorskich i innych. Przy przygotowywaniu uczniów np. do Małopolskiego Konkursu Humanistycznego trzeba, czy wypadałoby przeczytać wymaganą na egzaminie literaturę (co roku około 5, 6 pozycji książkowych, czasem film, dokument filmowy i inne). Organizuję co roku Powiatowy Konkurs Poetycki im. Anny Piątek (w jury zasiada Pani Anna Dymna): organizacja polega na – opracowaniu regulaminu, rozesłaniu go do kilkudziesięciu szkół w powiecie, zadbanie o patronat, sponsoring, nagrody w konkursie, reklamę w lokalnych mediach, pracę w jury (rokrocznie około 100 prac), wyłonieniu laureatów, przygotowanie poczęstunku dla zaproszonych gości, władz, uczestników i ich opiekunów, przygotowanie dekoracji, wydrukowanie dyplomów, przygotowanie się do poprowadzenia gali konkursu, zaproszenie przyjaciół i znajomych patronki konkursu i omówienie z nimi tematyki wystąpień. Kolejne rzeczy, których nie robię w czasie lekcji: przygotowanie do zajęć – przykładowo ostatnio w związku z wyzwoleniem obozu w Auschwitz szukałem materiałów, które mógłbym zaprezentować moim ósmoklasistom, dokumenty filmowe, wspomnienia więźniów, ale takich, które przybliżyłyby im tematykę holocaustu, a były dostosowane do ich wieku – żeby nie były zbyt drastyczne.
Poza tym przygotowuję mnóstwo papierkowej roboty: indywidualne programy edukacyjno-terapeutyczne (dla uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych), opinie do poradni psychologiczno-pedagogicznej, dostosowywanie planów wynikowych do każdej z klas na podstawie przeprowadzonych na początku roku szkolnego diagnoz, karty wycieczek, zgody na wycieczki, zbieranie pieniędzy na wyjścia i wyjazdy na spektakle, zbieranie pieniędzy (a to nie jest tak, że jak powiesz chociażby 5 razy, żeby uczniowie przynieśli wyznaczoną kwotę pieniędzy w ten i ten dzień, to oni to od razu terminowo zrobią), rozliczanie się z tych wyjść i inne. Następnie: czytam materiały dydaktyczne związane z omawianymi lekturami, badania literaturoznawców, recenzje literackie, by móc rzetelnie omówić z uczniami lektury, uczestniczę w kilkugodzinnych radach pedagogicznych, szkoleniach, kursach (do tej pory mam zrobione dwa – biblioteczny i kurs sztuka; obydwa odbywały się kolejno: popołudniami w Katowicach, oraz w soboty i niedziele w Krakowie), organizuję wycieczki: telefony do ośrodków wczasowych, kierowców autobusów, biur podróży, negocjuje ceny itd. Poza tym uczestniczę przecież w tych wycieczkach jako opiekun, gdzie niektórych uczniów trzeba edukować, że należy się kąpać codziennie, zmieniać bieliznę, jak należy się posługiwać nożem i widelcem, nie śmiecić w pokojach itp. :czasem takie wycieczki są dwudniowe, czasem trzydniowe, gdzie oprócz tego, że trzeba mieć oczy naokoło głowy, to jeszcze pilnować do 2-3 w nocy, aby uczniowie w końcu poszli spać. Do tego dochodzą zebrania z rodzicami, tak zwane wywiadówki, spotkania indywidualne, dni otwarte, wypełnianie dziennika, usprawiedliwianie godzin nieobecnych uczniów, odpisywanie na maile, smsy, rozmowy z rodzicami przez telefon. Na koniec mogę jeszcze dodać, że prowadzę warsztaty perkusyjne w szkole, i to nie w ramach mojego pensum zachęcałem i reklamowałem do zrzutki na sprzęt perkusyjny (sprzęt jest zakupiony przez stronę zrzutka.pl od często anonimowych darczyńców), szukałem używanego sprzętu perkusyjnego na różnorakich portalach, dzwoniłem, pisałem do ludzi, by te dwie perkusje, na których uczę dzieci, skompletować, składałem to sam, czyściłem, naprawiałem, by nadawało się to do użytku, a by uczniowie mieli radochę. Nie będę już tu wymieniał innych rzeczy, których teraz nie mogę sobie przypomnieć. Powiem na koniec tylko tyle do wszystkich tych, którzy nie doceniają naszej pracy – naszej pracy, nauczycieli nie zawsze widać. Nie zawsze widzą ją rodzice, pracownicy innych zawodów (to że ja byłem wiele razy w banku, czy w szpitalu, czy na policji, nie znaczy, że wiem dokładnie, jak wygląda praca bankowca, lekarza, policjanta), politycy. Napawać od zawsze może nadzieją jednak to, że widać efekty naszej pracy: tymi efektami są matematycy, fizycy, chemicy, artyści, malarze, pisarze. Poeci, którymi tak lubią chwalić się inni, cytując w swych górnolotnych przemówieniach ich słowa.

Skomentował Łukasz J.

https://www.tygodnikpowszechny.pl/node/157489?language=en

Skomentował Xawer

Problem docenienia pracy najprościej postawić w bezpośredni sposób: czy nauczyciele znaleźliby chętnych, gotowych do płacenia im z własnej kieszeni za to, że ci nie tylko będą opiekować się ich dziećmi, gdy sami są w pracy, uczyć je (jak skutecznie robią to w szkole to widzimy), ale też urządzać im klasówki i testy, a potem godzinami je sprawdzać, po nocach wypisywać "indywidualne programy" i inną papierologię, rodzicom na nic nie potrzebną, etc.

Proszę na to sobie odpowiedzieć i będziecie mieli odpowiedź, dlaczego rodzice-podatnicy uważają, że za usługę jaką dostają, i tak już zmuszeni są płacić zbyt wiele i nie chcą ani podniesienia im podatków, ani obcinania wydatków publicznych na inne cele, by zapłacić nauczycielom jeszcze więcej.

Czy bylibyście w stanie sprzedać swoją usługę, polegającą na tym samym, co robicie teraz w szkole, komukolwiek. I dostać za to większe pieniądze, niż teraz płaci wam budżet, czyli podatnicy, których nikt nie pytał o chęć zakupu?

Skomentował Adam

@Łukasz J.
Przeczytałem wywiad w Tygodniku. Brawo, Panie Łukaszu! Jednocześnie to bardzo przykre, że jest Pan zmuszany do składania desperackiej deklaracji na temat strajku - drastycznie sprzecznej z Pana działalnością pedagogiczną. Niestety, ma Pan rację, więc współczuję, bo tych dwóch racji nigdy nie uda się Panu pogodzić...
Wstydzić się powinni ci, którzy zmuszają nauczycieli z powołania do takich destrukcyjnych konfrontacji.

Skomentował Łukasz

Dziękuję Panu, może coś się zmieni. Wtedy, kiedy kolejne rządy będą nas i naszą pracę traktować poważnie.
Pozdrawiam,
Łukasz J.

Skomentował Jarosław Pytlak

@Xaver. Sprzedaję i dostaję, czyli jest to możliwe. Oczywiście sytuacja mogłaby być inna, gdyby zniesiono obowiązek szkolny, ale mówmy o sytuacji takiej, jaka jest teraz.

Skomentował Xawer

Ależ oczywiście, że mówimy o obowiązku szkolnym! - nie można abstrahować od przymusu korzystania z niej. Pracując w szkole, realizującej obowiązek szkolny, nie świadczy się usługi rodzicowi, tylko państwu, ten obowiązek na rodziców i podatników nakładający. Czesne dostaje Pan nie za uczenie tabliczki mnożenia, sprawdzanie klasówek i wypełnianie "programów indywidualnych", tylko za wartość dodaną: przyjemniejsze, niż w rejonowej szkole środowisko i prowadzenie wychowania w zgodzie z oczekiwaniami rodziców.

Edukacja całkowicie pozasystemowa istnieje, ale jest niewielką tylko niszą. Diametralnie różną od szkoły. Nie ma w niej ani 20-godzinnego pensum, ani rocznych "urlopów dla poratowania zdrowia", ani tworzenia "programów indywidualnych", ani innej biurokracji. Min. Zalewska nie ma żadnego wpływu na płace w niej. Swoją drogą - na płace w Pańskiej szkole też nie ma wpływu. A na prestiż tylko o tyle, o ile uczą według podstaw programowych i trenują w testach.

Skomentował Xawer

A nauczycielom szkół prywatnych, jak Pańska, nikt nie wypomina zarobków, czasu pracy, ani niczego takiego. Maję też ciut większy prestiż, niż nauczyciele szkół państwowych. Nikt by im też nie wypominał, ani miał pretensji, gdyby nagle zastrajkowali przeciwko swojemu pracodawcy, domagając się podwyżki. Nikogo by to nie obchodziło, jeśli tylko pracodawca nie uznałby tego za powód do podniesienia czesnego.

Skomentował Xawer

Na marginesie - najsensowniejszy moim zdaniem strajk, nie uderzający ani trochę w uczniów, a nawet wzbudzający sporo sympatii wśród rodziców, uderzając wyłącznie we władze państwowe, przeprowadzili jakieś 10 lat temu nauczyciele austriaccy. Strajk polegał na powszechnej odmowie prowadzenia testu PISA, którego wynikami władze chwaliły się podobnie jak i polskie.

Skomentował Małgorzata

Drodzy nauczyciele. Wprowadźcie, wreszcie, rejestrację czasu pracy i taki system wynagradzania, aby promował nauczycieli z misją - tych, którym rzeczywiście zależy na rozwoju uczniów.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...