Blog

"Piątka" dla uczniów

(liczba komentarzy 28)

   No i bach! Któż by przypuszczał, że obóz rządzący pokłóci się wokół sprawy tak marginalnej z politycznego punktu widzenia, jak dobrostan zwierząt hodowlanych i domowych. Z perspektywy etycznej, owszem, rzecz jest niebagatelna, ale politycznie – mało istotna, a przy tym ryzykowna. Trzeba bowiem czuć wielkie wzmożenie moralne, żeby w najszlachetniejszej nawet intencji zaorać ważną dla części wyborców gałąź produkcji rolnej.

   Osobiście nie mam zdania w tej kwestii. Serce każe pochylić się nad smutnym losem naszych braci mniejszych, rozum mówi, że można byłoby to zrobić w sposób mniej radykalny, stopniowo, zachowując wzgląd na ludzkie potrzeby, zwyczaje oraz – jednak – interes ekonomiczny.

   Niewątpliwie natomiast można pozazdrościć lewej stronie sejmowej opozycji, która przeżyła niezwykle rzadki w ostatnich latach moment satysfakcji i radości – głosując ręka w rękę z większością obozu rządzącego, skutecznie poparła sprawę ważną dla lewicowej agendy, uzyskując zarazem w premii kłótnię na prawicy. Może dlatego nie wpadły partie opozycyjne na pomysł, by wykorzystać ten moment i zgłosić co najmniej kilka innych palących „piątek”, równie mocno uzasadnionych smutnym lub wręcz tragicznym losem niektórych części populacji Homo sapiens zasiedlającej dorzecze Wisły i Odry. Uważam, na przykład, że pilnie potrzebne są nowe regulacje dotyczące losu dzieci i młodzieży, uwikłanych w chylący się ku upadkowi polski system edukacji.

   Niech Czytelnik wybaczy mi zestawienie tutaj losu zwierząt i uczniów – są to oczywiście dziedziny nieporównywalne. Ale już polityczna metoda działania „piątkami” nadaje się do obu tych tematów, podobnie jak do wielu innych. Trzeba tylko skorzystać z okazji.

   Działań potrzebnych w systemie edukacji jest bardzo, bardzo wiele. Problem w tym, że nawet w łonie opozycji, a także wśród takich jak ja specjalistów, nieuwikłanych w działalność polityczną, istnieje wiele poglądów odnośnie priorytetów. Nie ułatwia sprawy obecne kierownictwo Ministerstwa Edukacji Narodowej, utrzymując po prostu, że wszystko jest w najlepszym porządku. Mało kto podziela tę opinię, ale wrażliwość na krzywdę zwierząt Prezesa Kaczyńskiego nie rozciąga się raczej na młodocianych przedstawicieli Homo sapiens. Kwestię więc powinna drążyć opozycja.

   „Piątka” dla uczniów, którą poniżej zaproponuję, obejmuje działania możliwe do przeprowadzenia w krótkim okresie czasu. Nie wybiegam w wieloletnią przyszłość i nie postuluję nagłego pojawienia się politycznego konsensusu wokół spraw edukacji. Wskazuję to, co można (by) zrobić, żeby ad hoc choć trochę zwiększyć dobrostan młodego pokolenia Polaków.

1. Wprowadzić subwencję oświatową dla całej edukacji przedszkolnej. Zanim dziecko stanie się uczniem mija pierwszych 6-7 lat jego życia. W dużej mierze decydujących dla rozwoju. Jest udowodnione, że edukacja przedszkolna ma ogromny pozytywny wpływ na karierę szkolną; służy też wyrównywaniu szans edukacyjnych dzieci ze środowisk o niższym kapitale kulturowym. Obecnie państwo wypłaca subwencję jednostkom samorządu terytorialnego tylko na ostatni, obowiązkowy rok edukacji przedszkolnej. Utrzymywanie grup młodszych przedszkolaków jest zadaniem własnym, finansowanym przez gminy – odległym na liście priorytetów, gdy kołdra lokalnych finansów jest zbyt krótka.

2. Określić obowiązujące minimalne normy etatowe zatrudnienia psychologów i pedagogów w przedszkolach i szkołach, wraz z zapewnieniem funduszy na ten cel (w ramach subwencji oświatowej lub w inny sposób, który zagwarantuje, że dodatkowe pieniądze zostaną wydatkowane zgodnie z przeznaczeniem). Mamy rozporządzenie, które określa, w jaki sposób świadczona jest pomoc psychologiczno-pedagogiczna, ale kwestię, kto miałby tę pomoc świadczyć pozostawia dyrektorowi. Oczywiście o ile ten dogada się z organem prowadzącym, jednak wobec braku norm powstaje ogromna pokusa by na pomocy psychologiczno-pedagogicznej poczynić oszczędności.

3. Poddać gruntownemu przeglądowi obowiązujące podstawy programowe. Zadanie to powinien wykonać jeden, interdyscyplinarny zespół specjalistów, koncentrując się na trzech celach szczegółowych:

- ujednoliceniu formy tego dokumentu dla poszczególnych poziomów edukacji,

- dokonaniu poprawek pod kątem uwzględnienia możliwych korelacji, międzyprzedmiotowych; wykrycie i usunięcie sprzeczności w tym zakresie,

- oszacowaniu czasu niezbędnego na realizację podstawy w zakresie poszczególnych przedmiotów i ograniczenia na tej podstawie wykazu szczegółowych treści nauczania. Czas niezbędny na realizację zagadnień wymienionych w podstawie nie powinien przekraczać 70% wymiaru godzin danego przedmiotu w planie nauczania dla danego poziomu edukacji.

4. Stworzyć warunki do wykorzystania narzędzi przydatnych w edukacji zdalnej, zarówno w sytuacjach kryzysowych, jak w działalności dydaktycznej prowadzonej w trybie stacjonarnym. Dotyczy to w szczególności dostępu do sprzętu, oprogramowania i łączy internetowych dla nauczycieli oraz uczniów, udostępniania dobrze zredagowanych i recenzowanych materiałów edukacyjnych oraz powszechnych szkoleń dla nauczycieli w zakresie ich wykorzystania.

5. Powołać nową ekipę zarządzającą Ministerstwem Edukacji Narodowej, dobierając kierownictwo tego urzędu pod kątem umiejętności komunikowania się ze środowiskiem oświatowym w sposób nacechowany szacunkiem i empatią, otwartości na głosy jego reprezentantów, gotowości przestrzegania zasad rzetelnego konsultowania projektowanych rozwiązań prawnych oraz publicznego wyjaśniania podjętych decyzji. Panująca obecnie ogromna frustracja w gronie nauczycieli – materialna i moralna – bardzo źle wpływa na atmosferę w placówkach oświatowych. Obecny stan rzeczy wymaga gruntownej i długofalowej reformy, jednak zmiana stylu zarządzania środowiskiem oświatowym mogłaby choć trochę doraźnie poprawić sytuację. Arogancja prezentowana wcześniej przez panią Annę Zalewską, a obecnie pana Dariusza Piontkowskiego, tylko pogłębia frustrację pracowników oświaty.

   Tyle „piątki” Pytlaka dla uczniów. Jako że jednak mowa jest o szkołach, a tam szczególnie wyróżniający się uczniowie otrzymują oceny celujące, dorzucam jeszcze wymaganie na szóstkę:

6. Zrezygnować z egzaminu z wybranego przedmiotu nauczania na koniec ósmej klasy. Jakkolwiek jego idea – wybór dziedziny, którą uczeń poznaje szczególnie dokładnie, da się obronić, to w praktyce zwiększy on i tak ogromne obecnie obciążenie nauką uczniów klas 7-8 szkoły podstawowej, powiększy chaos wywołany istnieniem rozmaitych przedmiotów ważnych i mniej ważnych na tym etapie nauki oraz spotęguje stres egzaminacyjny bez żadnej zauważalnej korzyści. Język polski, matematyka i język obcy wyczerpują listę dziedzin, z których egzamin po szkole podstawowej daje się racjonalnie uzasadnić.

   Drodzy Politycy! Pokażcie, że młode Homo sapiens zasługują, by poważnie zająć się ich dobrostanem. Jeśli nie dyktuje Wam tego serce, to może chociaż pomoże rozum? Jutro (także Wasze!) wykuwa się bowiem dzisiaj.

   Postscriptum:

   Drogi Czytelniku! Bez trudu mógłbym tutaj zaproponować jeszcze drugą „piątkę”. Podane wyżej punkty wygrały po prostu mój wewnętrzny casting. Myślę, że pięć celów na początek, to dobra liczba. Jakie powinny być konkretnie, jest kwestią do dyskusji. Byle tylko ktoś w polityków chciał taką dyskusję podjąć…

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Ad. 3 Obecne podstawy np. z matematyki czy fizyki nie idą bynajmniej merytorycznie (zakres) dalej niż lat temu 30 czy 40. Dokładnie przeciwnie - np. absolwent podstawówki dziś wynosi obecnie z matematyki w niej o wiele(!) mniej niż jego rodzic czy dziadek/babcia. Absolwent klasy mat-fiz. LO jest matematycznie o DWA LATA do tyłu w stosunku do absolwenta takiej samej klasy 30-40 lat temu - wtedy pojęcie pochodnej kończyło klasę II czteroletniego LO czy rozpoczynało klasę III, a dziś KOŃCZY edukację matematyczną na poziomie "rozszerzonym" . Problemem jest KONSTRUKCJA podstawy autorstwa min.Hall& "prof"Konarzewskiego - paznokciowo szczegółowa egzekwowana biurokratycznie (na podstawie wpisów tematów) przez kompletnie niekompetentnych merytorycznie urzędników/ewaluatorów kuratorium, bo instytucja PRZEDMIOTOWEGO wizytatora-metodyka zanikła 20 lat temu z "reformą" Handkego-Dzierzgowskiej. To nieelastyczna KONSTRUKCJA i sposób egzekwowania podstaw jest problemem, a nie zakres materiału! !!!

Skomentował Jarosław Pytlak

Zakres materiału też jest problemem. Nie jest istotne, jak to się ma do tego, co pół wieku temu, ale jakie są możliwości współczesnego ucznia. Intelektu ma on pewnie tyle samo, ale dystraktorów w nauce znacznie, znacznie więcej. To naprawdę nie tylko kwestia konstrukcji...

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@JP
Wlodzimierz Zielicz
Wlodzimierz Zielicz Wokół szkoły W UK czy USA nie mówiąc o Chinach, Indiach czy Japonii oraz w programie IB uczniowie odpowiadzający "klienteli" matfizów poznają NADAL znacznie większy zakres matematyki niż poznawali u nas uczniowie matfizów nawet w najlepszych dla nich latach 70-tych (potem weszły redukcje "wolnospobotowe". Podobni uczniowie w Niemczech czy Rosji albo na Białorusi też mają ten zakres większy ... ;-) Uczniowie TAM też mieli i mają smartfony, nawet lepsze, więcej i wczesniej (btw - za Handkego smartfonów nie było ;-) ] Więc to tylko wymówka ... :-( Chyba, że nasi uczniowie mat-fizów są z natury głupsi od podobnych uczniów gdzie indziej, a tak chyba nie jest ... ;-)

Skomentował Xawer

@J.P.
Różnica możliwości "współczesnego ucznia" i nas a tym bardziej naszych dziadków nie jest w dystraktorach, tylko w fakcie, że jeszcze 40 lat temu maturę osiągało niecałe 30% populacji, a dziś przyjęto zasadę równania w dół pod hasłem "matura dla każdego". No to się okazuje, że 70% nie jest w stanie sobie poradzić z tym, z czym myśmy, będąc 30% elitą, radzili sobie bezproblemowo.
Po wymieszaniu i włożeniu wszystkich na to madejowe łoże od przeciętnego licealisty dziś nie sposób wymagać więcej, niż od ucznia zawodówki w naszych czasach.

@Włodzimierz
Dokładnie - IB jest elitarnym liceum tak, jak jakakolwiek matura była w naszych czasach. Problem w tym, że w Polsce zniszczono opcję edukacji elitarnej dla niewielkiej części metodą "przyjdzie walec i wyrówna (w dół)"

Skomentował Xawer

Pozwolę sobie skomentować 1. i 2. z punktu widzenia liberała, któremu się scyzoryk w kieszeni otwiera na hasło "większe podatki":
1. Subwencja budżetu dla przedszkoli. To znaczy, ze postuluje Pan, by ściągnąć z ludzi większe podatki, żeby w zamian dać im usługę, którą jeśli nie zabierze się im ostatniego grosza, to mogą sami kupić taniej w prywatnym przedszkolu. Doświadczenie pokazuje, że wszelki usługi finansowane budżetowo, a nie prywatnie, stają się gorsze i droższe.
2. Minimalne normy zatrudnienia. Jak wyżej. Kluczowe jest "wraz z zapewnieniem funduszy na ten cel". To znaczy: komu zabrać, żeby zapewnić fundusze psychologom i pedagogom na budżetowym garnuszku? Podatnikom, których dziś jeszcze stać na prywatną wizytę u psychologa albo płacenie czesnego za szkołę (jak pańska) z trochę lepszymi pedagogami? Czy tym podatnikom, których na to nie stać, a po zapłaceniu większego podatku będą musieli zrezygnować z wakacji? Czy może zabrać fundusze z rezerw na takie cele, jak rura przez Wisłę, gdy poprzednia się popsuła? A może włączyć maszynkę do drukowania banknotów dziękując Bogu, że Polska nie przyjęła Euro i może swoją walutę dowolnie zniszczyć?

Skomentował Xawer

I jeszcze o 4. Narzędzia do edukacji zdalnej - dostęp do sprzętu, oprogramowania, łączy i szkoleń.

Skończył się na szczęście czas monopolu państwa na takie rzeczy i nie trzeba tu żadnych działań odgórnych na poziomie wyższym, niż dyrektor szkoły lub skarbnik jej organu właścicielskiego, nauczyciel, czy rodzic ucznia - kogokolwiek, kto dysponuje kartą płatniczą i chęcią kupienia tego, co mu potrzebne. Wszystko to nie jest trudniejsze do kupienia, niż zeszyty i długopisy. Sprzęt dziś zamówiomy przywiezie jutro kurier, jeśli nie chce nam się iść do sklepu i wziąć go samemu. Oprogramowanie dziś kupione albo wybrane spośród darmowego można sobie ściągnąć w kilka minut. Łącze, jeśli ktoś go nie ma, jest do zainstalowania w mieście w ciągu tygodnia, na wsi poniżej miesiąca, a sprzęt do łącza radiowego kurier też dostarczy już jutro. To nie czas PRL, gdy Telekomunikacja prowadziła "pamiętniki zgłoszeń", bo na zainstalowanie telefonu czekało się kilkanaście lat, jeśli nie miało się poparcia partii. Szkoleń IT na rynku jest mnóstwo, choć większość niewiele warta. Ale jeśli ktoś woli poczytać niż siedzieć na szkoleniu, to literatury jest spory wybór i dziś zamówioną w Empiku książkę kurier przywiezie jutro, a znalezioną w wersji elektronicznej ma się od razu.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
No rynek się kłania - sprzęt kupowany i negocjowany HURTOWO dla szkoły, gminy etc. jest o wiele tańszy. O ile w przypadku podręczników (jak pokazał Feynman i nie tylko) to nie jest, powyżej poziomu danego klas danego nauczyciela, dobry pomysł, o tyle w przypadku sprzętu - owszem ... ;-)

Skomentował Xawer

Naprawdę tańszy i lepszy, gdy go kupujesz po cenach, wynegocjowanych przez jednego monopolistę, który za te negocjace musi zarobić swoją premię monopolistyczną i jeszcze mieć na łapówki albo inne układy z decydentami?
Sądzisz, że taniej kupić od firmy, zdolnej spełnić wymóg ustawy o zamówieniach publicznych i wpasować się w wymogi "specyfikacji istotnych warunków zamówienia" tego pasującego do SIWZ peceta z najnowszymi windowsami i officem za hurtowe i promocyjne pół ceny od Microsofta, niż noname z darmowym linuxem i libreoffice?

Konkurencja na rynku sprzętu komputerowego jest dziś tak silna, że sprzedawcy zarabiają groszową marżę ponad to, co i tak wszyscy płacą producentom na Tajwanie. A kupno przez zamówienia publiczne dorzuca im mnóstwo dodatkowych kosztów, nie tylko całkiem uczciwych, ale najczęściej skutecznego lobbyingu o takie sformułowanie SIWZ, żeby tylko oni mogli je spełnić.

Naprawdę wierzysz, że wynegocjowane przez rząd ceny, jakie w ramach komputeryzacji szkół płaciło się na przełomie tysiącleci Optimusowi za pecety i Microsoftowi za software były niższe, niż to co, każdy mógł zapłacić za nie gorszego peceta innej firmy składającej je z darmowym i lepszym linuksem?

Skomentował Jarosław Pytlak

@Xaver
Proponuję powrót na Ziemię z wyżyn Pańskich poglądów. Liberalizm w formie takiej, jak Pan wyznaje, nieco się nie sprawdził, zarówno w Polsce, jak na świecie. Skutki tego odczuwamy, m.in. w postaci obecnych rządów. A Pański scyzoryk może już na stałe pozostać otwarty, bo większe podatki były, są i będą, problem w tym, żeby była mądra redystrybucja. Na przykład, zamiast rozdawać po 500 zeta, może rodzicom dzieci w wieku 3-5 lat dać bon przedszkolny - ino myk więcej maluchów trafi do tych placówek. Jeśli państwo, które zmusza dzieci do chodzenia do szkoły nie wyśle tamże dostatecznej liczby psychologów teraz, to za dwadzieścia lat nie nastarczy z miejscami w szpitalach psychiatrycznych. No chyba, że liberalnie podejdziemy do sprawy - każdy leczy swoje zaburzenia, jeśli go na to stać. A co do dostępności technologii - po pierwsze, to nie tylko sprawa sprzętu, ale kilka innych, po drugie, jeśli państwo nakazuje prowadzić zdalne nauczanie, to jego psim obowiązkiem jest zapewnić nauczycielom i uczniom warunki, podobnie jak jego psim obowiązkiem jest wybudowanie szkół i wyposażenie ich, oraz zatrudnienie nauczycieli.
Ja z kolei mam poglądy, które w nieaktualnej już dzisiaj typologii należałoby określić mianem socjalistycznych. Pański prezentowany w komentarzach liberalizm uważam za nieadekwatny do obecnej sytuacji na świecie. Dlatego proponuję powrót na Ziemię. A na wszystkie Pańskie pytania z ostatniego komentarza moja odpowiedź brzmi "naprawdę wierzę", bo nie wierzę w sensowność alternatywy, że każdy sobie to sam załatwi.

Skomentował Xawer

Zwrócę uwag że psi obowiązek budowania szkół i zatrudniania nauczycieli spoczywa na gminach/powiatach, a nie na państwie (MEN). Albo na firmach w rodzaju STO. Nie widzę różnicy w kupnie peceta dla szkoły jako czymś innym, niż kupno kredy do tablicy i papieru toaletowego do szkolnej ubikacji.
Jest tylko ten sam, co od lat, spór pomiędzy samorządami a rządem - ile "subwencji" gminy dostają, bo dziś dopłacają z własnej kieszeni. A firmy typu STO z czesnego.

A w kwestii bonów szkolnych czy przedszkolnych jestem ich gorącym zwolennikiem. Byle można je było wydawać nie tylko w państwowych placówkach, ale w dowolnej szkole, spełniającej tylko pewne warunki (mniej restrykcyjne, niż dziś spełniają szkoły takie, jak pańska). Doskonale się to sprawdza w Szwecji i Flandrii, gdzie finansowane bonami szkolnictwo i przedszkola zdominowały już to państwowe/samorządowe.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Nigdzie nie pisałem, że to PAŃSTWO (MEN) ma ten sprzęt hurtem kupować - to bezsensowna i skrajna centralizacja - raczej szkoła czy gmina etc.. A tu już się niekoniecznie pod zamówienia publiczne podpada ... ;-) Skądinąd sytuacja, w której każdy ma INNY sprzęt uczenia i pomocy uczniom nie ułatwia. Nawet prywane szkoły, nie u nas albo z IB , bo kalkulator gospodyni domowej na zakupach to grosze, ustalają np. jaki kalkulator uczeń powinien mieć albo własnie organizują hurtowy zakup ... ;-)

Skomentował Xawer

@Włodzimierz
To jeśli szkoła ma to kupować, to piszesz dokładnie to samo co ja, że powinien to kupować dyrektor szkoły albo urzędnik płatnik w gminie - ta sama osoba, co kupuje papier toaletowy do szkolnych ubikacji.

Na poziomie zakupów gminnych powyżej jakiejś (nie pamiętam, ale niewielkiej) wysokości już trzeba ustawy o zamówieniach publicznych. Komputeryzacja urzędu gminy u mnie poszła po cenach znacznie wyższych, niż sprzedaż od ręki w MediaMarkt czy od podobnego sprzedawcy.
Prościej i taniej drobnymi indywidualnymi zakupami.
A co komu szkodzi inny sprzęt? Jeden ma telefon Samsunga pod Androidem, a drugi Apple pod IOS i im to w czymś przeszkadza w rozmawianiu i przesyłaniu sobie fotek? Z windowsowego peceta nie można przesłać e-maila na iMac-a? Nie widzisz mojego komentarza, bo go wpisałem pod Firefoxem na Ubuntu-linuxie, a nie pod tą przeglądarką, jaką ty masz? Jeden ma Opla a inny Peugeota i nie mogą jeździć po tej samej ulicy? Nawet łatwiej, bo się nie mylą im na parkingu. Jedyny ewentualny kłopot to części zamienne, jeśli szkoła chciałaby samemu prowadzić naprawy.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Instrukcja obsługi używanego w IB kalkulatora ma około 500 stron. A uczniów(przeciętnych!) trzeba NAUCZYĆ jego obsługi w tych procedurach, które są ważne dla np. matematyki na odpowoiednim poziomie czy fizyki. To jest gałkologia i każdy kalkulator ma inną - już o to wytwórcy dbają ... ;-)

Skomentował Kacper

DOŁĄCZ DO VODSTREFA.PL I OGLĄDAJ FILMY BEZ LIMITU!
Dowiedz się więcej: https://bit.ly/36ARgs8

Skomentował Xawer

@Włodzimierz (o kalkulatorach)
Gdy na początku 197x pojawiły się kalkulatory "programowane", to była dramatyczna różnica pomiędzy Texas Instruments, używającymi powszechnej "nawiasowej" notacji wyrażeń, a Hewlettem-Packardem, który używał beznawiasowej Reverse Polish notation (idei Jana Łukasiewicza z lat 192x) - efektywnej, ale wyglądającej dziwnie i nie do pojęcia dla kogoś po zwykłej szkole. Jako dziecko z dużymi inklinacjami matematycznymi dzięki temu, że mój ojciec dostal wcześnie fajne HP, wpadłem w entuzjazm co do notacji polskiej, powiązań między logiką i arytmetyką, oraz sympatię do Jana Łukasiewicza.
Ale dziś każdy kalkulator praktycznie taki sam i różnice między nimi kosmetyczne. Nie wiem też, po co kupować, bo poza użyciem na egzaminach itp. i tak każdy ma własny prosty kalkulator w telefonie, choć trochę inny na Apple, a inny na Androidzie. Albo ma i w zegarku.

Daj url do tej 500-stronicowej instrukcji używania kalkulatora. Chętnie zobaczę to kuriozum.

Dzisiejsze dzieci z notacją polską nie spotkają się zapewne nigdy. Najwyżej te, co pójdą studiować uniwersytecką matematykę.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Mam 2 do CASIO(główny w Polsce i Europie dostarczyciel takich kalkulatorów - w USA to TI) - graficznego i takiego z operacjami symbolicznymi (algebra) w wersji papierowej )RM -ALGEBRA FX 2.0 w wersji papierowej ale obie są w necie. Co do prostoty obsługi - 10 lat temu byłem na seminarium CASIO dla użytkowników w Monachium. Byli tam i konstruktorzy(!) wspomnianych kalkulatorów, ale seminarium dotyczyło nowszych. Na pytania o np. tą ALGEBRĘ odpowiadali, że po 10 latach od skonstruowania oni już jego gałkologii nie pamiętają. Co do kalkulatorów w komórce - z komórką na maturę nie pójdziesz ,a instrukcji też mieć nie wolno - trzeba mieć gałkologię w głowie w niezbędnym zakresie ... ;-)

Skomentował Xawer

Tyle, że na maturę nie pójdziesz też z graficznym Casio. Pójdziesz z czterodziałaniowym ręcznym kalkulatorem do policzenia ile jest 5*7, który nie potrzebuje żadnej instrukcji i przesiadka z jednego modelu na inny jest nie bardziej skomplikowana, niż pojechanie Peugeotem, jeśli kurs na prawo jazdy robiło się na Toyocie.

Nie znam nikogo, kto używałby dziś tego Casio ALGEBRA i nie wierzę, że jest to narzędzie polecane do użytku w szkołach IB. Zwłaszcza, że są to modele z lat 199x - ostatni przestał być produkowany w 2003. W czasach, gdy każdy gadżet miał swój własny unikalny i niekompatybilny z wersji na wersję język programowania go. Takie czasy minęły około 20 lat temu. Gdy przestano produkować te Casio, bo nie kupował ich już nikt, poza tymi, co się do nich przyzwyczaili w zeszłym tysiącleciu.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Na polską(!) maturę rzeczywiści nie pójdziesz z graficznym, programowanym CASIO/TI tylko z 4 działaniowym (+ pierwiastek kwadratowy) "kalkulatorem gospodyni domowej na zakupach" ... :-( Tak to błąd CKE na początku został spetryfikowany i trwa. Ale na maturę IB, na angielskie A-level (czy egzaminy szkockie albo walijskie), na amerykańskie SAT czy Advaced Placement - jak najbardziej. Co więcej - tych egzaminów bez takiego kalkulatora nie zdasz (albo, jeśli nie ma progu - porządnie nie napiszesz!) ... ;- )

Skomentował Xawer

Na maturę IB też nie pójdziesz z takim gadżetem. A jeśli nawet go tam weźmiesz, to kurs IB nie polega na tym, by zamiast uczyć fizyki, uczyć z grubszego od reszty podręczników takiego do klawiszologii kalkulatora.
Najgłębszym sensem szkoły jest twoim zdaniem wyraźnie nauczenie klawiszologi jakiegoś niszowego gadźetu, a jedynymi dostępnymi i kupowanymi przez szkołę dla uczniów narzędziami są Casio sprzed 20 lat. Na nich właśnie cały świat ma umieć liczyć, ale nie korzystając z reference manuala, bo on na maturze, w przeciwieństwie do samego kalkulatora, jest nielegalny. Klawiszologii ma się nauczyć każdy, z podręcznika grubszego, niż Landaua i Lifszyca cegła z fizyki kwantowej. I dokładnie zapmiętać jak w te klawisze się stuka. W końcu nie z fizyki kwantowej jest IB!

Do czego ci taki kalkulator na maturze? Daj przykład zadania, w którym byłby potrzebny lub choćby przydatny.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Znowu tworzysz rzeczywistość ze swojej imaginacji... ;-) Ja w programie IB przepracowałem 20 lat i do dziś mam z nim kontakt - naprawdę wiem, z jakich kalkulatorów tam (nie tylko w IB!) się korzysta i na matematyce i na fizyce oraz jakim celom to ma służyć ...

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...