Blog

Pełna swoboda w szkole czy rozsądny przymus?

(liczba komentarzy 4)

   Wśród licznych recept na lepszą przyszłość edukacji można odnaleźć pogląd, że należy uczniom pozostawić jak największą swobodę wyboru czasu, miejsca i tematu nauki. To w oczywisty sposób zderza się z praktyką działania tradycyjnej szkoły, gdzie takiego wyboru nie ma albo jest on bardzo ograniczony.

   Wydaje się oczywiste, że człowiek skuteczniej uczy się bez przymusu. Z tego wysnuwa się wniosek, że swoboda w zakresie nauki szkole niezawodnie zwiększyłaby jej skuteczność, nie mówiąc już nawet o poprawie samopoczucia uczniów. Pomny jednak doświadczenia wielu lat pracy, ostrożnie podchodzę do tych twierdzeń. W ostatnich dniach zdarzyło się coś, co podsyciło moje wątpliwości.

   Mamy w STO na Bemowie dwie klasy czwarte SP, bardzo zbliżone składem i historią dotychczasowej edukacji. Jak to się często u nas zdarza, po zakończeniu kształcenia zintegrowanego obie trafiły pod opiekę jednej wychowawczyni. Ta zorganizowała ostatnio wyjście na lekcję muzealną, jednego dnia dla jednej, kolejnego dla drugiej klasy. Były to dokładnie takie same lekcje (temat i scenariusz), w tym samym muzeum, a różnica polegała na osobach prowadzących i przyjętej przez nie strategii. Jedna z przewodniczek postąpiła nowocześnie. Rozpoczynając zajęcia poinformowała uczniów, że mogą się zrelaksować, nie muszą uważać i brać czynnego udziału w lekcji, byle tylko nie przeszkadzali innym. Komunikat ten uzasadniła stwierdzeniem: "Bo to nie szkoła!”. Dzieci postąpiły zgodnie z tą sugestią i faktycznie – wykazywały niewielką tylko aktywność, w większości wygodnie spoczywając na podłodze. Prowadząca zajęcia w drugiej klasie postąpiła w sposób tradycyjny –  zachęciła do aktywności, zabierania głosu i wykonywania przewidzianych zadań, które polegały na rysowaniu. I w tym przypadku dzieci postąpiły zgodnie z otrzymaną sugestią.

   Kiedy wychowawczyni podzieliła się ze mną spostrzeżeniami po tych lekcjach, poprosiłem, żeby zrobiła wśród uczniów ankietę, jak im podobały zajęcia w muzeum i co zapamiętali. Okazało się, że w klasie, od której oczekiwano aktywności, uczniom dużo bardziej się podobało (średnio 1,79 na 2 możliwe), niż w drugiej (zaledwie 1,11 na 2 możliwe). Ci drudzy również zdecydowanie mniej zapamiętali.

   To oczywiście tylko wyrywkowa obserwacja, ale utwierdziła mnie ona w przekonaniu, że tradycyjne metody nauki szkolnej niekoniecznie wynikają z braku wiedzy, wyobraźni i serca u nauczycieli, tudzież „pruskiego” charakteru tej instytucji. Są one również oparte o doświadczenia, które – tak jak w opisanym wyżej przypadku – mogą być inne, niż można by przypuszczać. Dlatego nowinki w szkole warto wdrażać pilnie obserwując, czy przynoszą zamierzony efekt. Niestety, działania pilotażowe praktycznie przestały istnieć. Zazwyczaj brakuje czasu, chęci ich przeprowadzenia i… cierpliwości, której wymagają. A szkoda.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Zielicz Włodzimierz

Przecież dzieci NIE WIEDZĄ co mają odkryć, jak to się ma do innych umiejętności i wiedzy, do czego to na PROWADZIĆ. Nawet najwięksi geniusze nie odkrywali świata od zera - KTOŚ ich prowadził, KTOŚ był wcześniej itd. Jak napisał jeden z nich "Opierałem się na ramionach olbrzymów!". Oczekiwanie, że przeciętne dziecko(nawet zdolne!) praktycznie SAMO odkryje dorobek (nawet część!) LUDZKOŚCI (dzieło całego życia niejednego GENIUSZA!) jest wyjątkowo szkodliwą UTOPIĄ (dysTOPIĄ!) ????

Skomentował Ppp

Bardzo lubię chodzić po muzeach, widziałem wiele grup i przewodników i wniosek jest jeden:
Kto umie ciekawie mówić, nie musi nikogo zmuszać do słuchania!
To samo było w szkole - zmuszać do słuchania musieli głównie ci, którzy nie umieli mówić. Oczywiście dochodzą jeszcze okoliczności typu "siódma lekcja w Piątek wieczorem", ale wtedy sprawa jest jasna.
Pozdrawiam.

Skomentował Zielicz Włodzimierz

@Ppp
Niestety (dobre!) uczenie nie polega tylko na GADANIU...;-) Tu akurat bardziej zadowolone były dzieci, które coś ROBIŁY ....

Skomentował Łukasz

Różnymi drogami dociera do nas coraz więcej informacji o amerykańskich i brytyjskich szkołach, które można określić mianem "surowych" lub "restrykcyjnych" (przykłady do wygooglowania: Michaela School w Londynie i sieć Uncommon Schools w USA). W szkołach tych stosuje się głównie tradycyjne metody nauczania, podkreśla się wagę dyscypliny i porządku, realizuje się programy ambitne i bogate w wiedzę (dzieci poznają dzieła Szekspira przed skończeniem dziesiątego roku życia). Wniosków z pracy z tych szkół jest wiele, ale jeden z nich — adekwatny do treści powyższego artykułu — brzmi: nasze dzieci są szczęśliwe, bo dużo wiedzą i dużo umieją, czerpią przyjemność z nauki i dumę ze swoich postępów, doceniają to, że w szkole mają spokojne, bezpieczne i komfortowe warunki do nauki. Trzeba podkreślić, że wszystko odbywa się w atmosferze szacunku i dbałości o dobre relacje.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...