Blog

Jesienna melancholia

(liczba komentarzy 1)

   Ostatni wieczór października, po zmianie czasu. O siedemnastej już mrok, w Warszawie rozświetlony tysiącem bladych latarni. Trochę siąpi. Nastrój depresyjny, choć może to raczej efekt 50+ autora, aniżeli obiektywnej rzeczywistości. Przed chwilą minąłem na ulicy grupę młodzieży przebranej z okazji Halloween. Jak widać, są tacy, którzy naprawdę się bawią, w odróżnieniu od stad głupawo uśmiechniętych bohaterów reklam, ze sztucznym entuzjazmem wciskających mi wizję wiecznego zdrowia, fantastycznego samochodu, jedynego w swoim rodzaju smartfona z obowiązkowymi gigabajtami transferu danych gratis. I polityków wychylających twarze z telewizyjnego ekranu, z ustami pełnymi frazesów o dobru wspólnym, przymilających się do suwerena siedzącego przed szklanym okienkiem.

   Taaak, nie da się ukryć, że nastrój mam zdecydowanie jesienny i dzisiejszy wpis też będzie właśnie taki.

   Na początek, jak zwykle, „dobra zmiana w edukacji”. Artykuł Justyny Sucheckiej „9 powodów, dla których minister Zalewska przesunie reformę edukacji” wywołał istną lawinę dementi ze strony władz – być może dlatego, że rządzący nie uczynią niczego, co mogłoby sprawiać wrażenie pójścia za sugestią „Gazety Wyborczej”. Wypowiedziała się nawet pani premier Szydło, dotychczas milcząca w sprawach oświaty, w stylu „Nie oddamy nawet guzika!”. I na nic zdają się apele podpisane przez legion profesorów pedagogiki, miażdżąca opinia o działaniu władz oświatowych, opublikowana przez prof. Bogusława Śliwerskiego, przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, krytyczne głosy instytucji samorządowych, protesty ruchu społecznego „NIE dla chaosu w edukacji”, wypowiedzi licznych publicystów. No, może byłaby szansa na pójście przez władzę po rozum do głowy, przynajmniej przez wzgląd na szykujące się właśnie „stracone pokolenie” obecnych uczniów starszych klas szkoły podstawowej, ale jeżeli „Gazeta Wyborcza” coś sugeruje, to dla zasady… Stara anegdota o wnuczku, który na złość babci odmroził sobie palec, wciąż zachowuje aktualność.

   Śledzę na bieżąco kolejne odcinki „Mission Impossible”, czyli zmieniającą się listę ekspertów kierujących zespołami pracującymi nad podstawami programowymi różnych przedmiotów. Z mizernym skutkiem próbuję znaleźć znaczące nazwiska. To zrozumiałe. Trudno uwierzyć, by ktoś ceniący swój prestiż zawodowy chciał podjąć się tej pracy – bo nawet popierając ideę „dobrej zmiany w edukacji” trudno nie mieć świadomości, że wyznaczone terminy są absurdalne. Inna sprawa, że swego czasu nie wierzyłem, by ktokolwiek podjął się tworzenia „jednego podręcznika” dla klas 1-3, czyli „Naszego Elementarza”. Tymczasem proszę – myliłem się wówczas i zdaję się mylić również teraz, bowiem nazwiska na tych listach jednak się pojawiają. Pozostaje tylko nadzieja, że tak jak „Nasz Elementarz” okazał się klapą koncepcyjną i edytorską, co prowadzi go obecnie do zasłużonego niebytu, tak śmiech, jaki wybuchnie na widok projektów nowych podstaw programowych, odbije się echem nawet w impregnowanych na argumenty umysłach pani minister Zalewskiej i jej akolitów.

   Zmieniając temat… Trzech nowych jeźdźców Apokalipsy, których wykreowałem w jednym z moich ostatnich wpisów, zrobiło niejaką karierę. Wśród nauczycieli w zaprzyjaźnionej szkole STO wywiązała się (podobno) dyskusja, w toku której doszli oni do wniosku, że spośród Strachu, Pośpiechu i Szumu najbardziej obezwładniający wydaje im się ten ostatni. Mnie ich wybór wcale nie zdziwił. Nieograniczona ludzka inwencja już dawno wymyśliła torturę polegającą na nieprzerwanym działaniu na więźnia hałasem. Teraz Szum jest bardziej zróżnicowany i – jak by tu rzec – wyrafinowany, ale przez to jeszcze bardziej groźny. Rośnie pokolenie nie znające świata bez niego. A gdyby ktoś zastanawiał się, dlaczego cechy ADHD prezentuje teraz z górą połowa najmłodszej części populacji i wciąż wzrasta odsetek dzieci z innymi zaburzeniami - bez namysłu wskażę oskarżycielskim gestem właśnie na Szum. Pośpiech i Strach są tylko jego dziećmi.

   Z tego samego kręgu znajomych dobiegła mnie dosyć rozpaczliwa skarga nauczycieli na zalew pomysłów, których nie mają jak i kiedy realizować, a które sami generują. Dotąd myślałem, że to zjawisko, które znam z własnego doświadczenia, jest problemem wielkiego miasta. Tymczasem okazuje się, że w mniejszym ośrodku dzieje się podobnie! Giniemy w szkołach pod lawiną możliwości, które przynosi nam życie, tfu, jakie tam życie, po prostu te elektroniczne narzędzia Szatana, non stop kierujące pod naszym adresem terabajty informacji. I wciąż gonimy własny ogon.

   „Życie na haju!” – to byłby chyba całkiem adekwatny tytuł dla telenoweli opowiadającej o codziennej aktywności nie tylko nauczyciela, ale w ogóle przeciętnego człowieka w epoce internetu. Może przesadzam, ale mam wrażenie, że natłok dóbr, możliwości, informacji do przetrawienia przytłacza wszystkich z każdym rokiem bardziej. Młodym jest łatwiej, bo nie wiedzą, że może być inaczej, ale i tak im współczuję.

   A teraz trochę o edukacji w mediach – obraz wyjątkowy, a przecież w jakimś stopniu typowy. Kilka dni temu w Gimnazjum nr 6 w Koninie trzech piętnastoletnich uczniów pobiło w szkolnej toalecie swojego rok młodszego kolegę. Wg najnowszej wersji opisu tego wydarzenia, ofiara otrzymała dwa ciosy pięścią w głowę, na tyle silne, że wywołały krwiaka w mózgu, co pociągnęło za sobą konieczność operacji i poważne zagrożenie dla życia. Winowajca, który nieszczęsne uderzenia zadał, trafił do schroniska dla nieletnich, jego dwaj koledzy, obserwujący biernie całe zdarzenie, otrzymali dozór kuratora. W sumie - bezsensowna tragedia ofiary i jej oprawców, potwierdzająca przy tym powszechne w naszym kraju przeświadczenie, że gimnazja są szkołami pełnymi patologii, które należy jak najszybciej zamknąć.

   W tle słychać galopującego rumaka Strachu. Podążmy przez chwilę jego śladem.

   Nie zamierzam umniejszać wagi wspomnianego wydarzenia, ale chcę zwrócić uwagę, jakie informacje trafiają do opinii publicznej. Najpierw cytat z www.lm.pl (Portalu Wielkopolski Wschodniej):

   Po przykrym incydencie, kiedy to 14-latek został pobity przez 15-latka w szkolnej toalecie i trafił do szpitala, gdzie przeszedł operacje neurochirurgiczne, swoją kontrolę rozpoczął Wielkopolski Kuratora Oświaty w Poznaniu. Elżbieta Leszczyńska (wielkopolski kurator oświaty – przyp. JP) osobiście odwiedziła w miniony piątek ”najsłynniejsze” ostatnio gimnazjum w Wielkopolsce na specjalnie zwołanej radzie pedagogicznej. Chciała, jak mówi, sprawdzić „co tu szwankuje w zakresie programów wychowawczych, profilaktycznych, pomocy psychologiczno – pedagogicznej”.

   (…) Tymczasem opinia Wielkopolskiego Kuratora Oświaty jest, jak podkreśla Sławomir Lorek, zastępca prezydenta Konina, niezwykle znacząca dla władz miasta. Dopiero po uzyskaniu opinii kuratora, prezydent Konina zadecyduje co dalej z Gimnazjum nr 6. Miasto skupiło się bowiem na kontroli stanu bezpieczeństwa w szkole.

   - Od roku, dzięki uchwale rady pedagogicznej, w szkole jest monitoring, sprawdzaliśmy więc jego wykorzystanie, organizację dyżurów nauczycielskich na przerwach, korytarzach, w stołówce, wchodzenie i wychodzenie uczniów ze szkoły – mówi Sławomir Lorek, zastępca prezydenta Konina. 

   I jeszcze krótki fragment z innego doniesienia tego samego portalu:

   Sprawą bezpieczeństwa w szkole zainteresowały się już różne środowiska, na czele z wielkopolskim kuratorem oświaty, który zarządził i przeprowadził kontrolę w konińskim gimnazjum. Na specjalną radę przybyli także parlamentarzyści, władze miasta, podobno także przedstawiciel ministerstwa edukacji. Wszyscy deklarują wspólne szukanie rozwiązania tej sprawy.

   Czego zatem dowiaduje się opinia publiczna?

   Po pierwsze, że w Gimnazjum nr 6 w Koninie dzieje się źle; pleni się agresja, co dowodzi szwankowania programów wychowawczych, profilaktycznych oraz pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Te programy i działania nie mogą być dobre, bo przecież doszło do tragicznego wydarzenia.

   Mój komentarz: żaden, najmądrzejszy nawet dokument, stworzony w jakiejkolwiek szkole, nie stanowi magicznej tarczy chroniącej przed wydarzeniami, które, jak bójka kilku nastolatków, zdarzały się, zdarzają i będą zdarzać. Tragiczne następstwa jednego incydentu nie muszą świadczyć o złej pracy grona pedagogicznego. Poza tym warto, aby dziennikarze szukający sensacji oraz politycy i urzędnicy głoszący okrągłe frazesy na użytek opinii publicznej zdali sobie sprawę, że takie wydarzenia, jak w Koninie są traumą także dla nauczycieli! Zawsze! Niezależnie od tego, czy któryś z nich zawinił, jak wówczas, gdy trudno wskazać winowajcę. Tymczasem wydźwięk pierwszych relacji o tragicznych wydarzeniach w placówce oświatowej, czy w czasie letniego wypoczynku nie pozostawia wątpliwości, że ci okropni, durni, bezmyślni, nieodpowiedzialni nauczyciele są winni całego nieszczęścia! Nawet jeśli koniec końców okazuje się (wszak nie tak rzadko), że zawinił jedynie splot nieszczęśliwych okoliczności, nikt już tak mało ekscytującej informacji odpowiednio nie nagłaśnia.

   Po drugie, nadzór urzędniczy, zarówno z miasta, jak kuratorium, wnikliwie oceni sytuację, wyciągnie stosowne wnioski i napiętnuje winowajców, którzy muszą się znaleźć, bo przecież doszło do tragedii. Z pewnością stwierdzi, że dyżurni nauczyciele nie zawsze znajdowali się dokładnie tam, gdzie powinni, regulamin ich dyżurów nie przewidywał wszystkich możliwych zdarzeń, albo, co gorsze, nie istniał, nastoletni uczniowie wchodzili i wychodzili ze szkoły, a monitoring nie spełniał swojej funkcji – wszak zdarzyła się tragedia.

   Mój komentarz: wymienione obszary kontroli nijak się mają do wydarzenia, do którego doszło w szkolnej toalecie, a więc w miejscu, gdzie nie ma monitoringu i dyżurów nauczycielskich. Tego typu kontrole nie służą rozwiązaniu żadnego problemu, natomiast doskonale nadają się na auto da fé, skierowane przeciwko nauczycielom, którzy w opinii publicznej zawsze ponoszą odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo swoich wychowanków. Choć przecież wielu wydarzeń nie da się przewidzieć i zapobiec im jakimikolwiek zapisami w programach i regulaminach.

   A czego media nie podkreśliły, chociaż w całej sytuacji byłoby naprawdę warto?

   Po pierwsze, że współczesny nastolatek, wychowany na grach komputerowych i filmach akcji, nie sięga myślą, że uderzenie drugiego człowieka może przynieść mu szkodę większą, niż wyeliminowanie go z bieżącej rozgrywki. Dla niego możliwość regeneracji życia jest czymś równie oczywistym, jak oddychanie.

   Po drugie, że z każdym kolejnym działaniem na rzecz zabezpieczenia dzieci przed możliwością zrobienia błędu, z każdą kolejną kamerą monitoringu, zmniejszamy w młodym pokoleniu umiejętność wartościowania swoich czynów, przewidywania ich skutków i zabijamy poczucie odpowiedzialności za własne postępki.

   Po trzecie, że w tle wydarzenia była piłka nożna.

   To ostatnie zasługuje na rozwinięcie. Według relacji medialnych (jeszcze raz www.lm.pl) ofiara została pobita w akcie zemsty za swoje zachowanie podczas turnieju piłkarskiego, który został rozegrany kilka dni wcześniej.

   - Pokrzywdzony miał używać wulgarnych słów wobec jednej z piłkarek – mówi Daniel Adamczyk, wiceprezes Sądu Rejonowego w Koninie.

   Nie jestem miłośnikiem piłki nożnej. Uważam, że dla młodych ludzi ma ona często charakter antywychowawczy. Być może wzmacnia ciało, ale niesie zagrożenie dla charakteru. Rodzi niezdrowe emocje, agresję, nie tylko w samych zawodnikach, ale całym otoczeniu. O wybrykach fanatycznych kibiców, zwanych kibolami, słyszał chyba każdy, ale warto dokształcić się lekturą publikacji na temat KOR czyli Komitetów Oszalałych Rodziców, o zachowaniu dorosłych, którym kibicowanie swoim dzieciom pod wpływem emocji odbiera rozum.

   Kwintesencją całego zła piłki nożnej było dla mnie zachowanie Roberta Lewandowskiego, kapitana polskiej reprezentacji podczas niedawnego meczu Polska-Armenia. Otóż ów niekłamany idol licznych rzesz młodych ludzi w jednej z akcji w polu karnym rywali sprytnie przyciągnął piłkę ręką do ciała, przetoczył się i podał ją do kolegi, po czym ten zdobył bramkę. Sędzia akcję widział dokładnie, gola nie uznał, co było słuszne i sprawiedliwe. Ja natomiast przecierałem oczy ze zdumienia, obserwując teatr oburzenia, jaki przed arbitrem odegrał nasz piłkarz. Jeżeli tak wygląda fair play na najwyższym światowym poziomie rozgrywek piłkarskich, jeśli takie zachowania prezentują bohaterowie tej dyscypliny, lansowani na wzorce osobowe, to czego oczekiwać (przy całym szacunku) na poziomie lokalnego turnieju w Koninie?! Wymierzenie sprawiedliwości za prawdziwe lub urojone boiskowe krzywdy w gimnazjalnej toalecie z pewnością mieści się w nader elastycznych granicach etosu piłki nożnej.

   Wszyscy wiedzą, jak traktowani są w Europie szalikowcy Legii Warszawa. Uważa się ich za niezwykle niebezpiecznych, czego konsekwencje ponosi także klub. Mamy w Polsce kibicowskie „święte wojny”, jak choćby pomiędzy kibolami Cracovii i Wisły Kraków, gdzie nierzadko padają ofiary śmiertelne. Ostatnio można było zobaczyć w telewizji zdemolowany stadion Arki Gdynia, po wymianie uprzejmości zwolenników gospodarzy z sympatykami Lechii Gdańsk. To tylko nieliczne, spektakularne przykłady. Zgroza szerzy się jak Polska długa i szeroka, na wszystkich poziomach rozgrywek.

   W takich okolicznościach przedstawiciele NSZZ Policjantów w Katowicach w liście do premier Beaty Szydło i szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka zarzucili rządzącym przyzwolenie na wybryki pseudokibiców i zaapelowali o ochronę dla interweniujących policjantów. Widać bowiem wyraźnie, że kibole zyskali ze strony części polityków poparcie jako „patriotycznie nastawiona młodzież” i „prawdziwi Polacy”. W odpowiedzi minister Błaszczak zarzucił autorom listu angażowanie się w politykę i wspieranie tez lansowanych przez opozycję, czyli po prostu odwrócił kota ogonem. A ja uważam, że przez taką reakcję pan minister przyjmuje na siebie część odpowiedzialności za tragedię w Koninie i za każdą kolejną, w której tle znajdą się patologie związane z zachowaniem pseudokibiców.

   Państwo Parlamentarzyści! Zamiast jechać do Konina na specjalną radę do Gimnazjum nr 6, może warto porozmawiać od serca w ministrem Błaszczakiem?! Nigdy bowiem nie zdołamy ograniczyć agresji w szkołach (nieważne, czy będą to gimnazja, czy ośmioklasowe podstawówki), jeżeli najwyższe władze pielęgnować będą patriotyzm, rozumiany jako gotowość do walki (także tej prawdziwej) i manifestowanie swojej wyższości nad innymi nacjami. A traktowanie nauczycieli niczym „chłopców do bicia” jest równie głupie i krótkowzroczne, jak postępowanie w ten sam sposób z policjantami.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Magdalena

Szanowny Panie Dyrektorze,
Dziękuję za intelektualną ucztę, jaką stanowi dla mnie każdy Pana kolejny felieton.
Jestem złakniona mądrych ludzi i mądrych wypowiedzi w tych niełatwych czasach. Jest Pan zdecydowanie "zagrożonym gatunkiem", który należy chronić :-) Dobrem Narodowym - we właściwym tego słowa znaczeniu.
Czytam Pana z wielką przyjemnością i zawsze głęboką refleksją. DZIĘKUJĘ.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...