Blog

"The Goatfather" z peanem okolicznościowym

(liczba komentarzy 2)

   Dzień, w którym obchodziliśmy w naszej Szkole Święto Edukacji Narodowej – piątek, trzynastego – nie tylko nie przyniósł pecha, ale dostarczył dużo dobrej zabawy, a nawet trochę wzruszeń.

   Zacznę od końca, może nie tego najzupełniejszego, kiedy to znaczna część personelu zebrała się, jak zwykle, z Panią Prezes naszego koła STO, Violettą Ciećwierz, oraz zespołem kierowniczym na okolicznościowym spotkaniu wokół tac z kanapkami, które w sposób również najzwyklejszy zostały wymiecione, w zwykłej, miłej atmosferze. Zacznę od zdarzenia nieco  wcześniejszego – uroczystego apelu, który jak zazwyczaj przygotowali czwartoklasiści z udziałem pierwszaków. Po raz pierwszy w historii mamy w szkole aż cztery oddziały na jednym poziomie, a że są to akurat czwartaki, scena pełna była aktorów, przez moment w liczbie zbliżającej się do setki.

   Rozpoczęli pierwszoklasiści, zgodnie z tradycją odśpiewując piosenkę szkoły. Tu dopadło mnie wzruszenie, nie pierwsze tego dnia (o czym później) i nie ostatnie (o czym za chwilę). Zawsze się wzruszam, gdy patrzę i słucham, jak małe dzieci z zapałem śpiewają:

Gdzieś jest taka szkoła, 
która kocha świat,
zawsze na nas czeka,
daje dobry start.

Pokazuje drogę, 
w głowie poukłada,
zahartuje ducha, 
sensu życiu nada.

   Myślę sobie wtedy, że dać dobry start, pokazać drogę, w głowach poukładać, zahartować ducha i nadać sens życiu, to całkiem niezły program działania dla szkoły, którego z pewnością nie musimy się wstydzić.

   Potem wystąpili czwartoklasiści z zabawnym programem, w którym znać było zarówno wysiłek samych aktorów, jak mozolny trud nauczycielek, które ten show wyreżyserowały.

Trochę klasyki:

– Kto napisał twoje wypracowanie?! Mama czy tata?!

– Nie wiem. Spałem.

   No i truskawka na torcie (dzięki nieocenionemu piłkarzowi kopanemu Tomaszowi Hajcie, wisienka jest już passé) – piosenka „Czternastego października”. Niby oklepana, śpiewana jak Polska długa i szeroka, ale wzruszyłem się ponownie widząc zapał i ekspresję dzieci, tym razem tych nieco starszych. A co do oklepania – „We Are The Champions!” też jest oklepane? Ja osobiście „Czternastego października” mogę słuchać bez końca… No, dobrze, bez końca raz w roku :-).

* * *

   Tego dnia było odwrotnie niż u Hitchcocka, u którego, jak powszechnie wiadomo, wszystko zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie rośnie. Jeżeli występ pierwszo- i czwartoklasistów był wstrząsem sejsmicznym, to napięcie wzrastało… ku początkowi atrakcji tego dnia. Moc wcześniejszych wrażeń mieli nowi uczniowie, którzy od samego rana przechodzili otrzęsiny, zakończone pasowaniem. I „starzy”, do szóstoklasistów włącznie, którzy ich pracowicie otrząsali. Ale chyba jeszcze więcej emocji stało się udziałem tych wszystkich, którzy wraz z niżej podpisanym mieli okazję obejrzeć w tym samym czasie program artystyczny przygotowany przez gimnazjalistów.

   Najstarsi uczniowie zazwyczaj szykują jakiś film. Są w tym bardzo sprawni, a że kilka dni wcześniej musiałem na ich prośbę odegrać do kamery scenę przemarszu dyrektora szkolnym korytarzem, byłem nastawiony na interesujący seans. Jednak już pierwszy rzut oka na pogrążoną w półmroku scenę, na której ustawiono w podkowę stoły z wizytówkami o włosko brzmiących nazwiskach, dał mi do myślenia. Szczególnie, gdy w centralnym punkcie wypatrzyłem napis „Don Yaro Pytoletti”. Oho, będzie mafia – pomyślałem. Była – i to jaka!

   Przed naszymi oczami przemknęła najpierw na ekranie prezentacja wprowadzająca do przedstawienia pod tytułem „Goatfather”, w którym w pierwszej chwili dopatrzyłem się stylizacji na „GoldenEye” z Jamesem Bondem. Niesłusznie, bo nasz szkolny dramat był daleko wyższych lotów, a za jego pierwowzór posłużył „Ojciec Chrzestny”, czyli „Godfather” .

   Twórcy przedstawienia wykonali niesamowitą robotę, zestawiając fotografie wybranych uczniów i poszczególnych postaci z grona pedagogicznego. Odpowiednio ucharakteryzowani gimnazjaliści w wielu przypadkach fantastycznie odzwierciedlali swoje pierwowzory. A potem na scenie pojawili się młodzi ludzie we własnych, nauczycielskich osobach.

   Przez pierwsze kilka minut oglądałem przedstawienie z zachwytem, a nawet łzami wyciśniętymi z oczu przez śmiech. Pełen podziwu dla młodzieży i nauczycieli. Jednak po którejś kolejnej scenie ogarnął mnie niepokój. W wypowiedziach aktorów usłyszałem kwestie, idealnie zgodne z obowiązującymi w szkole poglądami pedagogicznymi, ale sformułowane w sposób wykraczający raczej poza to, czego spodziewałbym się po uczniach, a nawet nauczycielach. Oto podczas rodzinnego esecutivo historyk, Andrew Turbiatti rzecze z pasją: – Mamy się godzić z tym, co ministro Anna z nami robi? Mamy pozwolić, żeby politycy dyktowali nam, co mamy robić, chociaż nie mają pojęcia o tym świecie…? I dalej: – To wszystko jest osobiste, cała edukacja od początku do końca. Każdy kawałek kłamstwa, który człowiek musi zjadać przez całe swoje życie, jest czymś osobistym. Nazywają to polityką, ale jest osobiste jak cholera. (…) Zupełnie słusznie traktuję ministro Anna Buon-Cambiamento osobiście. Zupełnie słusznie biorę nową podstawę programową osobiście. Zupełnie słusznie biorę całą tę parszywą reformę osobiście.

   Ze słów padających ze sceny pachniało rewolucją, o którą, przy całym szacunku, trudno posądzić uczniów i nauczycieli. Któż, u licha, napisał tę sztukę?! Odpowiedź na to pytanie znalazłem spoglądając na pełną napięcia twarz siedzącej obok mnie pani Magdy Piotrowskiej. Mamy dwójki uczniów, będącej zarazem członkiem Zarządu naszego koła STO i prowadzącej pro bono warsztaty literackie „Lekkim piórem” dla chętnych miłośników Kalliope, Erato i Euterpe z trzech najstarszych roczników. – Pani to napisała? – spytałem, znając już  odpowiedź, którą potwierdziło skinienie głową.

   A kiedy w swojej ostatniej kwestii Don Yaro Pytoletti zdradził swoją (czyili moją) największą tajemnicę zawodową – ogarnęło mnie zarazem pewne wzruszenie i ogromna wdzięczność:

   – Nie można mówić „nie” ludziom, których się kocha, nie za często. To cały sekret. A poza tym, kiedy to mówisz, musi brzmieć jak „tak”. Albo trzeba ich samych skłonić do powiedzenia „nie”. Trzeba poświęcić na to sporo czasu i trudu.

   W tym miejscu przerwę relację ze szkolnych obchodów Święta Edukacji Narodowej. Wybrane obrazki znajdą się wkrótce na stronie internetowej Szkoły. Cały tekst „The Goatfather” opublikuję, za zgodą Autorki, w najbliższym numerze „Wokół szkoły”. I pozwólcie, że resztę tego okolicznościowego wpisu poświęcę samej Pani Magdalenie Piotrowskiej.

* * *

   Różni są uczniowie, nauczyciele, dyrektorzy szkół i rodzice. Ku irytacji jednych, a pokornemu zrozumieniu innych nie da się tej ogromnej rzeszy ludzi wtłoczyć w żaden uniwersalny schemat. Dlatego to, co dzieje się w jakiejkolwiek szkole, jest w dużej mierze dziełem przypadku, zależnym od tego, jakich ludzi Opatrzność zesłała pod jej dach.

   W dwudziestym ósmym roku pracy na stanowisku dyrektora szkoły STO na Bemowie mogę wymienić długą listę osób, które w znaczący sposób wpłynęły na rozwój i kształt naszej placówki. Będzie wśród nich wielu nauczycieli i rodziców, a nawet niemała grupa uczniów. Może nawet uczynię to w zbliżającym się roku trzydziestolecia. Ale już dziś, przy okazji obchodów tegorocznego Święta Edukacji Narodowej, chciałbym podziękować pani Magdzie Piotrowskiej za wszystko, co wniosła do naszej społeczności przez minione dziesięć lat, a czego „The Goatfather” jest tylko wisienką truskawką na torcie. Za sympatyczne e-maile przy okazji każdego zakończenia roku. Za zawsze pogodną minę. Za szczerą i życzliwą troskę o szkołę, pełną dobrej woli i gotowości pomocy. Za czas poświęcony naszym szkolnym talentom literackim. Wierną i pełną refleksji lekturę „Wokół szkoły”. Fantazję i pomysły, które czyniły i czynią świat bardziej kolorowym. I rodzicielskie credo, zapisane w okolicznościowym artykule, napisanym z okazji 25-lecia Szkoły:

   "Są dwie rzeczy, w które chciałabym wyposażyć swoje dzieci zanim wyfruną z gniazda we własną, autonomiczną dorosłość. Pierwszą z nich są korzenie, drugą – skrzydła.

   Korzenie to stabilny, pełen życzliwości, wzajemnego szacunku i zrozumienia dom rodzinny, ciepło domowego ogniska, gwarantowana na zawsze i absolutnie bezwarunkowa, rodzicielska miłość. (…) Skrzydła to otwartość na świat. To optymizm i wiara w swoje możliwości, konsekwentne dążenie do obranych celów. To ciekawość świata, swobodna, kolorowa, niczym nie skrępowana wyobraźnia, skłonność do śmiałych marzeń i dalekosiężnych, ambitnych planów, odwaga w sięganiu po to, co nieoczywiste i trudne, upór i wytrwałość w obronie własnych przekonań, elastyczność i umiejętność przystosowywania się, akceptacja zmian, nadzieja i pogoda ducha, poczucie własnej wartości, świadomość wewnętrznej siły, wiedzy, talentów, wyjątkowości, a jednocześnie gotowość do ciężkiej pracy, skromność, pokora i cierpliwość."

   I na koniec przytoczę jeszcze fragment drugiego tekstu Pani Magdy, podobnie jak poprzedni opublikowanego w specjalnym numerze „Wokół szkoły”, szczególnie mi bliski:

   "Z tej wyjątkowej okazji, jaką jest 25-lecie Szkoły, zaryzykuję dobre imię nowoczesnej, postępowej kobiety i obnażę swoją skandalicznie staroświecką wiarę w sprawczą moc podziękowań. Niestety taka ze mnie niedzisiejsza jednostka – lubię dziękować, jeśli jest za co. Tym, którzy dzierżą w silnych dłoniach kije, muszę nieśmiało zdradzić, że jestem niepoprawnym, romantycznym wyznawcą marchewki i szklanki do połowy pełnej. I w swoim rażąco przestarzałym sposobie myślenia naiwnie ufam, że dostrzeżenie i docenienie nawet najmniejszych sukcesów, najdrobniejszych gestów życzliwości i dobrej woli, może zdziałać nieporównanie więcej niż spektakularne wytknięcie największej pomyłki. Wyszeptana pochwała ma tysiąc razy większą moc niż wykrzyczana nagana, ponieważ buduje, a nie rujnuje, i może być początkiem czegoś dobrego, pozytywnym, wartościowym punktem wyjścia. Szczera pochwała jest zawsze zalążkiem lepszej współpracy, lepszej komunikacji, wzajemnego zrozumienia. Podziękowania – nawet za najdrobniejsze, dobre rzeczy – to mosty pomiędzy ludźmi, bez których nie jest możliwe wzajemne zaufanie i zgodne dążenie do wspólnych celów."

   Z okazji Święta Edukacji Narodowej na ręce Pani Magdaleny Piotrowskiej składam wyrazy wdzięczności i wielkie podziękowanie dla wszystkich rodziców uczniów za wszelkie dobro, jakie spotyka mnie z ich strony podczas pracy w szkole. Jest go naprawdę bardzo, bardzo wiele!

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Magda KZ

Madziu P. - dołączam się do podziękowañ

Skomentował Adam

Słowa uznania dla Pani Magdaleny oraz Janka & Spółki. A dla Godfathera Don Yara i reszty szkolnej Mafii zasłużone gratulacje!

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...