Blog

Dylatacja czasu, czyli 40 godzin pracy nauczyciela

(liczba komentarzy 15)

   Dzisiaj w menu bloga „Wokół szkoły” kontynuacja jednego z poprzednich artykułów: „Ile pracuje nauczyciel?”. Spóbujemy zgłębić tajniki 40-godzinnego  tygodnia belferskiej pracy. Czytelnik musi przygotować się na intensywną gimnastykę umysłową, bowiem materia jest niezwykle skomplikowana. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że jak mawiają Rosjanie – Biez stakana nie razbieriosz, czyli na trzeźwo nie da się tego ogarnąć. „Tego”, to znaczy wieloletniego dorobku legislacyjnego urzędników i polityków, który dodatkowo obrósł grubym kożuchem dowolnych interpretacji i ludzkich wyobrażeń.

   A miało być pięknie i prosto.

   Pięknie, bo uchwalona w 1982 roku Karta Nauczyciela radykalnie zmniejszyła pensum dydaktyczne, w przypadku nauczycieli „tablicowych” z 26 godzin tygodniowo w szkole podstawowej i 22 godzin w szkole ponadpodstawowej do jednakowych dla całej tej grupy liczby godzin 18. Po trosze z racji upowszechnienia wolnych sobót, po trosze z głębokiego szacunku dla pedagogicznego trudu. Oczywiście to drugie zakrawa dzisiaj na żart, ale lepszego wyjaśnienia nie widzę.

   Prosto, bowiem cała reszta obowiązków zamknięta została w dwóch zaledwie ustępach artykułu 42 ustawy:

4. Oprócz prowadzenia zajęć dydaktyczno-wychowawczych w obowiązującym tygodniowym wymiarze nauczyciel obowiązany jest:

1) do prac związanych bezpośrednio z organizacją procesu dydaktyczno-wychowawczego i opiekuńczego, w ramach przysługującego mu wynagrodzenia zasadniczego,

2) do prowadzenia innych dydaktyczno-wychowawczych zajęć dodatkowych – odpłatnie.

Przydziału prac i zajęć, o których mowa w pkt. 1 i 2, dokonuje dyrektor szkoły w uzgodnieniu z radą pedagogiczną.

5. Wykaz prac i zajęć, o których mowa w ust. 4, określa Minister Oświaty i Wychowania w porozumieniu z zainteresowanymi ministrami.

   I koniec! Ani śladu 40 godzin pracy! Jakkolwiek widać tu wyraźnie oznaki "komunistycznego zniewolenia" – dyrektor przydziela prace i zajęcia, ale tylko zapisane w wykazie określonym przez ministra, to mamy również szczyptę demokracji w postaci uzgadniania jego decyzji z radą pedagogiczną. No i prawo – proste jak konstrukcja cepa: to co dotyczy organizacji działalności dydaktyczno-wychowawczej, nauczyciel wykonuje w ramach swojego wynagrodzenia, a za prowadzenie innych zajęć otrzymuje dodatkowe wynagrodzenie.

   Nie wiem, jakimi drogami zmieniała się Karta Nauczyciela, bowiem zgłębienie tego tematu wymagałoby dłuższych studiów urzędniczo-archeologicznych. Dość na tym, że zmiany były liczne i bardzo poważne. W rezultacie Ustawa urosła ze 102 artykułów zajmujących 15 stron Dziennika Ustaw, do 111 stron wypełnionych trudną do policzenia liczbą artykułów o cyfrowo-literowej numeracji. Najważniejsza z naszego punktu widzenia zmiana dotyczy artykułu 42, w którym w jakimś momencie pojawił się nowy ustęp 1:

Czas pracy nauczyciela zatrudnionego w pełnym wymiarze zajęć nie może przekraczać 40 godzin na tydzień.

   Można przypuszczać, że w zamyśle legislatorów taki zapis miał ochronić nauczycieli przed zakusami obciążenia ich obowiązkami przekraczającymi wymiar przewidziany dla ogółu ludu pracującego miast i wsi. Intencja szlachetna, ale praktyka przyniosła głównie nieporozumienia. Przede wszystkim powstało nader dowolne pole do interpretacji, co może wchodzić w skład owych „nie więcej niż 40 godzin”.

   Na mocy ustępu drugiego tego samego artykułu, w ramach owego czasu nauczyciel obowiązany jest realizować zajęcia z uczniami przewidziane w jego pensum dydaktycznym, inne zajęcia i czynności wynikające z zadań statutowych szkoły, w tym zajęcia opiekuńcze i wychowawcze uwzględniające potrzeby i zainteresowania uczniów, oraz zajęcia i czynności związane z przygotowaniem się do zajęć, samokształceniem i doskonaleniem zawodowym.

   Widać wyraźnie, że jest tego więcej niż w 1982 roku, i konia z rzędem, kto stworzy klucz do wyjaśnienia wszelkich możliwych wątpliwości. Czy w podstawowych obowiązkach nauczyciela mieszczą się wycieczki szkolne? Dyskoteki? Festyny? Próbne matury? Przygotowanie uczniów do konkursów? Podobnych znaków zapytania są setki, a życzliwe rady udzielane przez komentatorów w internecie bywają całkowicie sprzeczne. Prawo też niewiele tłumaczy; teoretycznie wszystko można podciągnąć pod statutowe zadania szkoły. W rezultacie w różnych placówkach bywa różnie, co samo w sobie nie byłoby takie złe, gdyby nie fakt, że wysokość wynagrodzeń opiera się na tabeli MEN, a ta jest jednakowa dla całego kraju. No i zarzewie frustracji gotowe.

   Powiedzmy sobie wprost, że nikt zapisu o "nie więcej niż 40 godzinach pracy" nie traktuje poważnie. A już na pewno nie władze państwowe, skoro wynagrodzenie nauczyciela stażysty z najniższym poziomem wykształcenia zostało zapisane w tabeli MEN w wysokości niższej (2230 zł.) niż oficjalna płaca minimalna (2250 zł.). Sprzeczność tkwi też w samej Karcie, która dopuszcza zwiększenie pensum nawet do 27 godzin w tygodniu, a przecież nie wspomina - co byłoby logiczne, że w takim przypadku również zwiększa się 40-godzinny wymiar tygodnia pracy. Nic z tych rzeczy. Czyli, albo biorąc dodatkowe godziny nie przygotowuję się do nich, nie sprawdzam prac uczniów etc., albo łamię prawo, które nie przewiduje dla nauczycieli wyjątku od pracy co najwyżej 40 godzin. I to wynika z zapisów samej ustawy, co trudno określić inaczej, jak "zakiwaniem się legislatorów na śmierć".

Trudno, by sami nauczyciele poważnie traktowali zapis, o który mowa, skoro przy równym pensum dydaktycznym zdarza się, że zajmują stanowiska o ewidentnie różnej pracochłonności. Na przykład polonista musi przygotować się do każdej ze swoich 18 lekcji, do tego sprawdzić prace pisemne uczniów, co zajmuje dużo czasu. Z drugiej strony nauczyciel WF na pewno mniej pracy wkłada w przygotowanie do lekcji, a klasówek i wypracowań nie sprawdza w ogóle. Oczywiście są nauczyciele WF, którzy wiele godzin spędzają choćby jeżdżąc na zawody z uczniami, ale to już bardziej kwestia ich dobrej woli i zaangażowania, polonista nie ma wyboru. Bez urazy zresztą, proszę, nie jest moją intencją dzielenie nauczycieli na lepszych i gorszych, uzasadniam tylko tezę, że wyliczanie 40 godzin pracy w przypadku tego zawodu po prostu nie ma sensu. Co szczególnie dotkliwie (jako fikcję) odczuwają najbardziej zaangażowani czasowo zapaleńcy tej profesji.

   Jaki z tego morał? Ano taki, że także na omawianym tutaj polu nie znajdziemy dobrego rozwiązania w kwestii wartościowania pracy nauczycieli. Marzenia o pracy pięć dni w tygodniu od 8.00 do 16.00, choć stanowią świetny chwyt retoryczny w internetowych polemikach, nie dają się pogodzić z realizacją statutowych zadań szkoły, a także ze zdrowym rozsądkiem. Do trudnych do pojęcia różnic w wymiarze pensum dydaktycznego i długości nauczycielskich urlopów dochodzi zupełnie niemierzalna praca towarzysząca zajęciom dydaktycznym i wychowawczym, umownie jedynie określana 40-godzinną miarą. Zaprawdę, ten stan rzeczy, jest nie do utrzymania, choć świadomość tego dopiero raczkuje.

   Co można zrobić, by nieuchronne dosypanie pieniędzy do systemu mogło otworzyć drogę do jakiejś sensownej zmiany, napiszę w kolejnym artykule, ostatnim z tego cyklu.

Wróć

Dodaj komentarz

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Tę Kartę Nauczyciela wynegocjowała "S" w roku 1981(!) i po ogłoszeniu stanu wojennego ją, ze względów propagandowych, bez zmiany przecinka uchwalono w 1982 ... ;-)

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Przy okazji - był w niej jeszcze np.mechanizm przeciw zbyt dużym klasom i oszczędnościom na nich - od każdego ucznia powyżej 25 płacono 2 zł za każdą godzinę lekcyjną. Po paru latach to zlikwidowano bo ... "uwłaczało godności nauczyciela" ... ;-)

Skomentował Danuta Adamczewska-Królikowska

W tych archeologicznych wspomnieniach dodam, że fizyka i chemia miała obowiązkowo podział na grupy (przynajmniej co 2 godzinę). Dwie godziny tygodniowo tych przedmiotów oznaczały 3 godziny na klasę, a więc uczyłam wówczas 6 oddziałów na pełny etat. 6 dzienników do wypełnienia, 6 razy wystawianie ocen, nie mówiąc o 6 x 25 uczniów = 150 uczniów do analizy ich indywidualnych potrzeb edukacyjnych, osiągnięć, prognoz i sposobów działania. Teraz mam 1 godzinę tygodniowo, bez podziału na grupy (bo i po co przy takim wymiarze), a więc mam 18 dzienników, 18 do wystawienia ocen i co najistotniejsze 450 uczniów (na pełny etat). Przecież ja nawet nie pamiętam ich nazwisk!!!

Skomentował Adam

Chyba jednak najgorzej mają poloniści: rzeka wypracowań, a poziom pisania i tak leży. To z jednej strony praca bardzo czasochłonna i męcząca, z drugiej - frustrująca :-(

Skomentował Włodzimierz Zielicz

Złudzenie!!! Prace z polskiego po prostu się czyta, w pracach z matematyki, fizyki, chemii liczy się każdy znaczek i każdy detal rysunku. Dlatego prace magisterskie/doktorskie na polonistyce to setki stron, a na matematyce etc. wystarczy kilkanaście ... ;-)

Skomentował Jarosław Pytlak

Panowie, panowie! Co to za licytacja?! A co ma powiedzieć biolog, jak ja, który musi przebijać się przez liczne strony znaczków, rysunków etc., ani konkretne, jak w matematyce, ani potencjalnie ciekawe, jak w polskim?!
:-)

Skomentował Xawer

"Czyli, albo biorąc dodatkowe godziny nie przygotowuję się do nich, nie sprawdzam prac uczniów etc., albo łamię prawo, które nie przewiduje dla nauczycieli wyjątku od pracy co najwyżej 40 godzin"
A może NIE BIORĄC dodatkowych godzin nie osiągam limitu 40 godzin? W niemal całej Europie (mniej niż Polska ma tylko Grecja) nauczyciele mają więcej uczniów i większe pensa. A jednak nie skarżą swoich dyrektorów o zmuszanie do pracy w wymiarze przekraczającym powszechne i zdroworozsądkowe 40 (miejscami nawet mniej) godzin tygodniowo.

"Marzenia o pracy pięć dni w tygodniu od 8.00 do 16.00, choć stanowią świetny chwyt retoryczny w internetowych polemikach, nie dają się pogodzić z realizacją statutowych zadań szkoły, a także ze zdrowym rozsądkiem."
Święta prawda! Trzeba tylko uczciwie zauważyć, że ta sama uwaga w równym stopniu dotyczy zdecydowanej większości pracowników. Od kierowców TIR-ów i hydraulików zaczynając. Takie już czasy - praca od-do, w ustalonych godzinach, w stylu XIX-wiecznej fabryki odeszła w zapomnienie w niemal wszystkich zawodach.

Skomentował Xawer

Zupełnie na marginesie, przy okazji dylatacji czasu.

Po pierwsze, to w maju będziemy obchodzić 100. rocznicę wyprawy Artura Eddingtona na wyspy Południowego Atlantyku dla zrobienia pierwszych pomiarów i zdjęć ugięcia światła w polu grawitacyjnym Słońca i poświadczenia obserwacyjnego Ogólnej Teorii Względności. Niech nauczyciele fizyki i przyrody tego nie przegapią!

Po drugie zadanie/problem na poziomie gimnazjalnym: czy możliwe jest w ogóle rozpędzenie się do wystarczającej do tego prędkości (abstrahując od techniki i zasobów energii - samo przeżycie przyspieszeń) i ile czasu szacunkowo musiałaby trwać podróż, w której brat-podróżnik okazałby się zauważalnie młodszy od bliźniaka, pozostającego na Ziemi?

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
> W niemal całej Europie (mniej niż Polska ma tylko Grecja) nauczyciele mają więcej uczniów i większe pensa. <
Bzdura z 2 powodów. 1. Ja znam szkoły średnie w USA i UE nauczycieli tamże - wymiar godzin tablicowych jest dokładnie taki jak w Polsce. Różnica jest jedna - tam, dając nauczycielowi miejsce i warunki do pracy w szkole (biurko, półka na książki, komputer, drukarka etc.) wymaga się od niego prac w szkole w określonych godzinach. W Polsce takich warunków nie ma w żadnej szkole publicznej, więc nauczyciel pracuje w domu. Niskie rzekomo pensum na tle świata wynika stąd, że na świecie różnicuje się pensum w odpowiednikach naszego nauczania początkowego, , klas IV-VIII i szkoły średniej. W nauczaniu początkowym jest takie, jak w Polsce przed stanem wojennym - 25-26 godzin tablicowych. Nie spotkałem grup przedmiotowych (klas w naszym rozumieniu tam nie ma!) liczących 36 i więcej uczniów, jak nawet w szalenie bogatej Warszawie. Polska średnia bierze się z malusieńkich klas na wsi- na świecie ze względów ekonomicznych na wsi są szkoły zbiorcze i busing. No ale jak mawia prof. Łukasz Turski "Ja i mój pies mamy średnio po 3 nogi. I co z tego wynika? "

Skomentował Xawer

Nie "bzdura", tylko USA nie jest w Europie ;) a na nauczyciela w UK przypada 14 uczniów, przy 10 w Polsce.
Jeśli w Warszawie jest 36 uczniów w klasie, a w UK mniej, to średnia liczba godzin tablicowych nauczyciela w UK musi być jeszcze większa, by liczba uczniów na nauczyciela była tylko trochę większa? Nie?
Czas "godzin tablicowych" w UK nie jest normowany (wewnętrzna sprawa szkoły), natomiast czas od-do (przebywania na terenie szkoły) na 32.5 godziny tygodniowo (zegarowe, nie lekcyjne). Te 32.5h (6.5h dziennie)to chyba trochę więcej, niż typowy czas przebywania w szkole polskiego nauczyciela.

"Polska średnia bierze się z malusieńkich klas na wsi- na świecie ze względów ekonomicznych na wsi są szkoły zbiorcze i busing"
Patrz Jaktorów. Szkoła zbiorcza z dwoma filiami i gimbusy. Trudno ją nazwać malusieńką. Anyway, jest to nieistotny statystycznie margines w porównaniu do wielkich i średnich miast w Polsce, gdzie nawet busów nie ma. Czasy "Konopielki" już minęły.

Skomentował Włodzimierz Zielicz

@Xawer
Czas godzin tablicowych w UK nie jest unormowany USTAWOWO. Cc nie znaczy, że nie jest dość jednolity na danym poziomie edukacji, czego pilnują związki zawodowe. I one nawet dość często wywołują strajki. Na pewno liczba godzin tablicowych w szkole średniej jest w UE praktycznie jak w Polsce. Bogaty Jaktorów(sypialnia W-wy) k.Grodziska i Warszawy to na tle Podlasia, Warmii i Mazur, Podkarpacia czy Lubelszczyzny ewenement . Ty znasz szkolnictwo w USA czy UE z Internetu I różne rzeczy ci się WYDAJĄ!), a ja z autopsji ... ;-)

Skomentował Xawer

Nie ma znaczenia, czy szkolnictwo w UK znam z autopsji, Eurydice, czy Eurostatu. Wystarczy najprostsza logika i porównanie MNIEJSZYCH niż w Polsce klas, takiej samej liczby godzin zajęć dla uczniów i większej, niż w Polsce liczby uczniów przypadających na nauczyciela (to można znać wyłącznie ze statystyk, e.g. Eurydice) by zobaczyć, że albo:
1. nauczyciele w UK mają dużo więcej godzin tablicowych ;
2. nauczyciele w UK nie zajmują się potwornie pracochłonnymi zajęciami w rodzaju domowych zajęć indywidualnych dla nielicznych albo nie mający związku z uczeniem ludzie (świetliczanki, pedagodzy szkolni, kucharki, etc) nie są w UK klasyfikowani jako nauczyciele.

Skomentował Xawer

PS. Bogaty (w miarę) jest Grodzisk.
Jaktorów to biedna wieś, już tylko marginalnie będąca sypialnią dla Warszawy. dla nielicznych takich jak ja, co wolą mieszkać na wsi, niż w Wielkim (śmierdzącym i hałaśliwym) Mieście. Nawet większość podmiejskich pociągów kończy w Grodzisku i nie dojeżdża do Jaktorowa...
To jest mazowiecka wieś, a nie sypialnia.

Skomentował Adam

DYLATACJA CZASU - świetna metafora! zaskakująca, na granicy manieryzmy, ale jeszcze wyraziście sensowna. Pan dyrektor powinien czasem jakiś wiersz napisać...
Pozdrawiam

Skomentował mbhpzj

Jak pewnie każdy nauczyciel, ciężkiej pracy się nie boję, jednak z jednym aspektem wymiaru godzin nie mogę się pogodzić. Chodzi mi o pracę nauczycieli na wycieczkach czyli tzw. zielonych szkołach. Na takich wyjazdach kładziemy się spać ok. godziny drugiej, może trzeciej, a wstajemy przed siódmą. I tak przez pięć dni wycieczki. Już nie chodzi mi o te przepracowane 19 godzin dziennie i brak wynagrodzenia za te godziny, ale po prostu nie da się myśleć racjonalnie w takim trybie pracy już po drugiej nieprzespanej nocy. Kierowca tira ma godziny wypoczynku ustalone, dlaczego nauczyciel, który jest odpowiedzialny za życie dzieci, ma funkcjonować na takich zasadach. Czara goryczy przelewa się, kiedy czytam komentarze, że powinniśmy się cieszyć, bo mamy wycieczki za darmo. No naprawdę... Dopłaciłabym, żeby nie jeździć na zielone szkoły.

Nasza strona używa, do prawidłowego działania używa technolgii ciasteczek. Więcej informacji na ten temat na stronie: Więcej...